poniedziałek, 14 września 2009

Mustasch - Above All (2002)

Mustasch - Above All

Rok wydania: 2002
Gatunek: stoner/heavy metal
Kraj: Szwecja

Tracklista:
01. Down in Black
02. I Hunt Alone
03. Into the Arena
04. Muddy Waters
05. Ocean Song
06. Sympathy for Destruction
07. Teenage Pacifier
08. Insanity Walls
09. White Magic
10. The Dagger

Jest to pierwszy pełen album Szwedów (wcześniej nagrali demo i wydali EPkę) i jednocześnie album, który usłyszałem prawie jako ostatni. Ilość "killerów" na tej płytce jest mniejsza niż na Latest Version Of The Truth, ale album nie jest wcale o wiele gorszy od ostatniego wydawnictwa.


Płytę otwierają dwa absolutne killery. "Down In Black" jest krótki jak na metalowy kawałek (niecałe 3 minut), ale zawiera w sobie skondensowaną ogromną dawkę mocy, w pewnym momencie noga sama zaczyna latać, a głowa poruszać się do rytmu. Po chwili słuchacz zauważa, że robi "air guitar" :D Tak, to jest zdecydowanie killer, nawet nie wiem, czy nie największy na tym krążku. Dalej mamy drugi zapowiadany przeze mnie killerski kawałek - "I Hunt Alone". I co? I znowu niesamowita moc, tak się nie gra stoner rock'a panowie ;-) To to czysty heavy metal z ogromną dawką energii, którą dostarcza wokal Ralfa. Po takiej dawce energetycznego grania przydałaby się jakaś ballada, żeby trochę uspokoić, ale to nie jest jakiś standardowy band. Jasne, że w „Into TheArena” mamy wolniejsze tempo, ale nie sprawia to, że kawałek mam w sobie mniej energii. Może i miałby, gdyby wokalistą Mustasch nie był Ralf Gyllenhammar, człowiek o głosie, który niszczy obiekty. Nigdy za bardzo nie przepadałem za tym kawałkiem, bo jest nieco mechaniczny, muzyka jest raczej jednostajna i nie ma jakichś wielkich przeskoków, ale wokal to wszystko rekompensuje. „Muddy Waters” to legendarny muzyk bluesowy z USA, ale i kolejny kawałek na debiutanckim krążku Mustasch. Warstwa tekstowa jest naprawdę skromna, bo to zaledwie kilka linijek, ale akurat ten kawałek jest dość złożony jeśli chodzi o pracę gitar i perkusji. Także nawet nie zauważa się tej prostoty. „Ocean Song” to utwór, który można nazwać balladą, jak dla mnie zdecydowanie najsłabszy moment na całym krążku. Kawałek otwiera cichy śpiewa Ralfa i jakieś niezwykle ciche brzdąknięcia. Później mamy wolną i przytłaczającą muzykę, którą już spokojnie można nazwać stonerem z dodatkami. I po tym słabym momencie mamy znowu killera – „Sympathy For Destruction”. Muzyka brzmi rewelacyjnie, gitary i perkusja grają w zmieniającym się tempie, a Ralf zdziera gardło, aż chce się razem z nim krzyczeć. A solówka na dwie gitary to mistrzostwo. I ciężka gra gitar wita nas w kolejnym kawałku – „Teenage Pacifier”. Numer bardzo dobry, na pewno nie zaniżający oceny płytki. Ralf znowu daje z siebie wszystko, a muzyka jest ciężka i powolna, czyli prawdziwie stonerowa. Wstęp do kolejnego kawałka przywodzi mi na myśl motyw z „Upiora z opery”, a przy wejściu perkusji i przyspieszeniu pracy gitar motyw znika. Kawałek jest fajny, ale dla mnie to taki wyższej klasy wypełniacz, co innego kawałek „White Magic”. Mocny, stonerowy, gitary grające głośniej niż wokal Ralfa. Ten kawałek po prostu emanują magią, nie wiem czy białą, w każdym razie jakąś na pewno. Ostatni kawałek to jednocześnie ostatni killer na tej płycie. Mimo tego, że znowu stonerowy to mocarny, wpadający w ucho i nie wypadający z głowy. Momentami przypomina nieco kawałek „Into The Arena”.

Nie jest to najlepsza płyta Mustasch, dużo wyżej oceniam „Latest Version Of The Truth” i „Ratsafari”, ale te dwa albumy to niezaprzeczalne ideały wśród muzyki stoner/heavy metal. Ale jednocześnie album „Above All” jest mocnym debiutem Szwedów i posiada solidną liczbę killerów.

Ocena: 8/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz