środa, 8 maja 2024

Przegląd premier płytowych - kwiecień 2024

Nie ma słabych miesięcy w temacie muzycznych premier...no może poza grudniem, ale tutaj sytuacja jest bardzo specyficzna, chociaż odnoszę wrażenie, że od jakiegoś czasu zaczyna się nieco poprawiać. To, że nie ma słabych miesięcy nie oznacza, że nie ma też tych wybitnych - przykład takiego mieliśmy właśnie w minionym już kwietniu. I chociaż na horyzoncie jawiło się sporo ciekawych pozycji od znanych "marek", to nie wszystkie okazały się być tak interesujące jakimi się zapowiadały. Stąd też mimo tego, że rozszerzyłem przegląd premier do 30 pozycji (+2 bonusowe) to nie znajdziecie wśród nich nowości od Darkthrone, Deicide, Accept, czy Pestilence (akurat tutaj sytuacja jest jasna, bo to nie jest nowy materiał) - głównie dlatego, że żadna z tych kapel nie dostarczyła płyty na takim poziomie do jakiego mnie przyzwyczaiła (a może po prostu miałem zbyt duże oczekiwania). Darkthrone nagrali płytę, której ciężko się słucha i chętnie do niej wrócę za jakiś czas. Deicide zaserwowali po prostu swój kolejny materiał niczym nie wyróżniający się na tle pozostałych (chociaż jest to poziom dobry, nie przyłączam się do hejtów). Accept...cóż, słuchałem ostatnio dużo starych płyt tej kapeli i chyba dlatego nie byłem w stanie na świeżo podejść do ich nowej propozycji, która wręcz mnie odrzucała. Za to w poniższej trzydziestce nie brakuje wydawnictw, które mają bardzo dużą szansę na znalezienie się w topce 2024 roku - wśród nich są już zresztą pewniaki, którym przyszykowałem już tam miejsce. Bez dalszego ględzenia zapraszam na kwietniowy przegląd premier.



Antichrist Siege Machine - Vengeance Of Eternal Fire
(war metal/black/death metal)
Data premiery: 19.04.2024

To nie jest moje pierwsze spotkanie z twórczością Antichrist Siege Machine, miałem już okazję cieszyć uszy ich poprzednimi wydawnictwami. Zapamiętałem je jako muzyczne machiny zniszczenia prące do przodu na złamanie kartku. I podobnie mógłbym określić "Vengeance Of Eternal Fire", który to materiał rozpoczyna się ostrą jazdą bez trzymanki, później ta death/black metalowa galopada utrzymuje się na stałym poziomie wysokiej intensywności i trwa tak przez 25 minut. Trzecia płyta Amerykanów to jak dotąd ich najkrótsze pełne studyjne wydawnictwo, ale przy intensywności, którą proponują ten czas mija jeszcze szybciej. Na "Vengeance Of Eternal Fire" są nieliczne momenty, gdy muzycy pozwalają odbiorcy złapać oddech, ale te fragmenty to tylko krótkie przerywniki prowadzące do war metalowej nawałnicy. Mocne, ciężkie, ale też piękne w swojej chaotycznej formie granie, choć nie dla każdego.

Aristarchos - Martyr Of Star And Fire
(atmospheric black metal/post-metal)
Data premiery: 05.04.2024
Spotify / Bandcamp

Za tą wspaniałą okładką (jak się okazuje stworzoną przez AI) zdobiącą drugą płytę szkockiej kapeli Aristarchos kryje się atmospheric black metal ze sporą ilością przyjemnych dla ucha gitarowych melodii. Na "Martyr Of Star And Fire" składają się zaledwie cztery, ale za to dość rozbudowane kompozycje, które dają łącznie 33 minuty muzyki. Czuć w dźwiękach zamkniętych na tej płycie jakąś niepokojącą atmosferę, tworzoną nie tylko przez black metal jako taki, ale przez specyficzne melodie z jednej strony tworzące tło, a z drugiej starające się przebić za wszelką cenę na front. Nie bez znaczenia są tutaj również partie wokalne, czy może raczej pojawiające się kwestie mówione wzbogacone o dudniący pogłos, co dobrze się zgrywa ze spokojniejszą muzyką dodatkowo podbijającą tajemniczą aurę tej płyty. "Martyr Of Star And Fire" to bardzo przyjemne dla ucha doświadczenie, które czerpie garściami z black metalu, ale tylko używa go jako narzędzia do stworzenia tajemniczego misterium.

⭐Baron - Beneath The Blazing Abyss
(death metal)
Data premiery: 26.04.2024
Spotify / Bandcamp

Popatrzyłem na nazwę kapeli - Baron? Nie, to nie może być dobre. Rzuciłem okiem na logo zespołu - no dramat. Odpaliłem "Beneath The Blazing Abyss" chyba tylko po to, żeby móc później opowiadać, jaka to metalowa scena jest teraz pełna "dziadowskich" kapel. Ale debiutancki materiał fińskiej grupy Baron po prostu zmiótł mnie z planszy. Bardzo dla mnie nieoczekiwanie znalazłem na tej płycie wszystko to, co kocham w oldschoolowym death metalu - masywne i gniotące brzmienie, ogromną miodność, swojego rodzaju hipnotyczność riffów, niespieszne tempo, które przywodzi na myśl walcowanie w najlepszym stylu Bolt Thrower. "Beneath The Blazing Abyss" to materiał, w którym jest zaklęta ogromna moc, to death metalowa perełka, która mam nadzieję nie przejdzie niezauważona. 45 minut odprężającego gniecenia i gruchotania kości w najlepszym death metalowym stylu.

Benighted - Ekbom
(deathgrind/brutal death metal)
Data premiery: 12.04.2024

Gdy w okolicach premiery "Carnivore Sublime" (2014) zasłuchiwałem się tym album to była dla mnie prawdziwa ekstrema. Do kolejnych płyt Benighted wracałem zdecydowanie częściej, a "Necrobreed" (2017) przemieliłem niezliczoną ilość razy. I chyba trochę się znieczuliłem na ekstremę, albo po prostu Benighted grają jakoś łagodniej. "Ekbom" to już dziesiąty album Francuzów i jakością nie ustępuje swoim poprzednikom. Benighted nadal wiedzą jak grać deathgrind wymieszany z brutal death metalem, chociaż jak już wspomniałem jest tutaj jakby łagodniej. I nie chodzi o samo brzmienie, czy ciężar, raczej o klimat grozy, którego we wcześniejszej twórczości Benghted było jakoś więcej. I chociaż "Ekbom" to bardzo dobry deathgrind/brutal death metal, to słuchając tej płyty czuję pewien niedosyt, który mi nie towarzyszył przy obcowaniu z "Necrobreed", czy "Obscene Repressed" (2020)...czy też z wcześniejszymi wydawnictwami Francuzów.

Black Tusk - The Way Forward
(hardcore punk/sludge metal)
Data premiery: 26.04.2024
Spotify / Bandcamp

Odpalając płytę "The Way Forward" zdałem sobie sprawę z tego, że bardzo dawno nie słuchałem muzyki Black Tusk. Z jednej strony dlatego, że Amerykanie dość długo nie nagrywali niczego nowego, a z drugiej dlatego, że ich ostatnia płyta, czyli "T.C.B.T." (2018) nie spotkała się u mnie z ciepłym przyjęciem. Ale to oczywiście nie tłumaczy, dlaczego od kilku lat nie wracałem do "Pillars of Ash" (2016), czy "Taste the Sin" (2010), które w swoim czasie bardzo lubiłem. Na szóstym wydawnictwie muzycy Black Tusk postawili na sprawdzoną mieszankę energicznego hardcore punka i brudnego sludge metalu. I chociaż to sludge'owe brzmienie sprawia wrażenie dominującego na tej płycie, to jednak mam nieodparte wrażenie, że filarem jest hardcore punk - przybrudzony, dociążony, ale jednak nadal hardcore punk. I nie jest to zarzut, bo podoba mi się ta bezkompromisowa wściekłość przetaczająca się przez ten materiał, jak i ten sludge'owy feeling obecny w każdej kompozycji. Może miałem jakieś zaniżone oczekiwania odnośnie tej płyty, ale za każdym razem, gdy odpalam "The Way Forward" odnoszę wrażenie, że Black Tusk milcząc przez te sześć lat od premiery "T.C.B.T." po prostu zbierali siły właśnie na powstanie takiego "bangera" jak ich najnowsze dzieło.

Blaze Of Perdition - Upharsin
(black metal)
Data premiery: 19.04.2024

Gdy pierwszy raz odpaliłem nową płytę Blaze Of Perdition to aż podskoczyłem. Faktycznie przestraszył mnie ten początek utworu "W kwiecie rozłamu". Jestem przyzwyczajony do tego, że kapele zaczynają swoje wydawnictwa od klimatycznego intro, ewentualnie jakiegoś instrumentalnego wstępniaka prowadzącego do zasadniczej części płyty. Tymczasem Blaze Of Perdition od razu uderzają między oczy i chociaż nie utrzymują tak wysokiej intensywności na całej płycie, to jednak jestem też daleki od twierdzenia, że gdzieś na "Upharsin" się zatrzymują, żeby dać złapać oddech (chociaż można próbować w nieco wolniejszych partiach - ale łapcie go szybko, bo zaraz znowu zrywa się wichura). Blaze Of Perdition to zawsze była dla mnie kapela środka - lubiłem ich płyty, ale nie na tyle, żeby się nimi zasłuchiwać. Tymczasem zawartość "Upharsin" to zupełnie inna bajka, to materiał, do którego wracam często i nie zamierzam go porzucać. Na ten moment to jeden z najmocniejszych kandydatów do topki metalowej na polskiej scenie.

⭐Castle Rat - Into The Realm
(traditional doom metal)
Data premiery: 12.04.2024

"Into The Realm" to płyta, która wyskoczyła na mnie z zaskoczenia i być może właśnie ten atak przeprowadzony znienacka uderzył mnie tak celnie, że nie mogłem się od tego wydawnictwa uwolnić przez kilka dni. Odpowiedzialna za ten materiał jest świeża amerykańska formacja Castle Rat, która zarówno brzmieniem, formą kompozycji, jak i stylówką nawiązuje do przeszłości. Ostatnio tak dobrej płyty z tradycyjnym doom metalem/rockiem z żeńskim wokalem słuchałem kilka lat temu, gdy aktywna na scenie była grupa Jex Thoth. I to właśnie z tą kapelą kojarzy mi się debiutancki materiał Castle Rat. Ten oldschool płynący z "Into The Realm" wciągnął mnie momentalnie, wszystko się tutaj doskonale zgrywa i tworzy jeden spójny obraz. Nie potrzebowałem dużo czasu, żeby się przekonać do twórczości Castle Rat, album zaskoczył już przy pierwszym odsłuchu, a tak naprawdę już po usłyszeniu pierwszego kawałka. A po odpaleniu pierwszego z brzegu klipu te grupy tylko się upewniłem, że ta kapela nie udaje, ona żyje tym retro klimatem i stara się nim zarazić tylu odbiorców, ilu tyko dadzą radę. Jeden z najlepszych debiutów tego roku (o ile nie najlepszy).

Cistvaen - At Light's Demise
(atmospheric black metal/blackgaze)
Data premiery: 05.04.2024
Spotify / Bandcamp

Cistvaen to wciąż dość świeża formacja z angielskiego miasta Devon. Grupa postała w 2016 roku, ale dopiero kwietniu 2024 roku zaprezentowała swój pierwszy pełny studyjny materiał. "At The Light's Demise" to album stylistycznie osadzony w ramach atmospheric black metalu. Instrumentaliści na trwającym aż 58 minut materiale doskonale lawirują pomiędzy ciężarem black metalu, a melodiami, których serwują pokaźne ilości. A te brzmią jakby żywcem wyjęte były z blackgaze'owych, czy po prostu shoegaze'owych projektów (a nawet post-rockowych). To z jednej strony ciekawie kontrastuje z agresywnym black metalowym graniem podsycanym surowym growlem, a z drugiej dobrze się z tym graniem uzupełnia. Jest tutaj zarówno miejsce dla ostrzejszego grania, black metalowych galopad, ale też dla przyjemnych dla ucha melodii, które sprawiają, że materiał zamknięty na "At Light's Demise" sprawia wrażenie bardziej przestrzennego i zachęcającego do bardziej wnikliwej eksploracji. I chociaż odpalałem ten materiał dla black metalu to wracam do niego dla tych niesamowitych gitarowych przestrzennych melodii.

⭐Disbelief - Killing Karma
(death metal/sludge metal/groove metal)
Data premiery: 26.04.2024
Spotify / Bandcamp

Ostatnio tak dałem się wkręcić w płytę Disbelief w 2007 roku, kiedy to swoją premierę miał album "Navigator". Nie oczekiwałem zbyt wiele od "Killing Karma", miałem tylko nadzieję, że Niemcy nowym wydawnictwem utrzymają się na poziomie swoich płyt z ostatnich lat - czyli serwując przyzwoitą/dobrą mieszankę death metal metalu i sludge metalu. Ale "Killing Karma" to wydawnictwo, które swoją jakością przebija nawet "Protected Hell" (2009) i na milimetry zbliża się do wspomnianego wcześniej "Navigator". Disbelief zaserwowali ponownie mieszankę death metalu i sludge metalu, ale wsparli się również groove metalowymi rozwiązaniami (najbardziej słyszalnymi w brzmieniu). "Killing Karma" to wydawnictwo pełne energii, a zarazem duszne i gniotące. Szybkie, ale też potrafiące uderzyć w oldschoolowe nieco wolniejsze tempa. Prawdziwą wisienką na tym wysmakowanym torcie jest cover "Millenium", który to numer pochodzi z dorobku legendarnej grupy Killing Joke - lepszego wykonania tego numeru nie mógłbym chyba sobie wymarzyć. Disbelief znowu przypominają o sobie za sprawą nowego wydawnictwa i oby trzymali ten poziom na kolejnych płytach, bo ten materiał podniósł poprzeczkę bardzo wysoko.

Dvne - Voidkind
(progressive metal/post-metal/atmospheric sludge metal)
Data premiery: 19.04.2024

Kilkukrotnie próbowałem podchodzić do twórczości Dvne (lub Dune). Traf chciał, że najwięcej podejść robiłem do drugiej płyty tej szkockiej kapeli, czyli do "Etemen Ænka" (2021). I nie byłem w stanie się przekonać do ich muzyki. Prawdziwy przełom nastąpił po odpaleniu (trochę od niechcenia) albumu "Voidkind". Kawałek otwierający ten materiał, czyli "Summa Blasphemia" trafił do mnie momentalnie. Oczarowała mnie zarówno mieszanka gatunkowa, wymykanie się prostym szufladkom, pewna transowość, melodyjność, łamanie melodii, ale też specyficzne sludge'owe brzmienie. Poraziła mnie ta bezkompromisowość Dvne, penetrowanie znanych rejonów muzycznych, ale jednocześnie odkrywanie ich na nowo. I chociaż zawartość "Voidkind" mnie złapała w garść i nie chce wypuścić, to jednak boję się przeskoczyć do wspomnianego wcześniej "Etemen Ænka", czy też debiutanckiego "Asheran" (2017), bo obawiam się, że wówczas czar pryśnie i brutalnie odbiję się od tych płyt. Na ten moment pozostanę przy niesamowitym "Voidkind", który z każdym odsłuchem wydaje mi się być płytą lepszą niż jeszcze przed chwilą.

Dystopia - De Verboden Diepte I: Veldslag Op De Rand Van De Wereld
(black metal/medieval black metal)
Data premiery: 26.04.2024

Nie miałem do tej pory okazji zetknąć się z twórczością niderlandzkiej kapeli Dystopia, więc do "De Verboden Diepte I: Veldslag Op De Rand Van De Wereld" podszedłem kompletnie na świeżo. To czwarty studyjny materiał tej grupy, która ewidentnie lubi eksperymenty muzyczne wokół black metalu. Ich najnowsza płyta jest dość krótka, bo zamyka się w 38 minutach i zaledwie czterech kompozycjach. Ale są to utwory bardzo klimatyczne i treściwe, pełne nieszablonowych rozwiązań i zaskakujących elementów. Jedno jest pewne - muzycy Dystopia potrafią operować klimatem, robią to na "De Verboden Diepte I" w sposób iście mistrzowski zaprzęgając do tego instrumenty, którym nie do końca po drodze z black metalem. Każda z zawartych tutaj kompozycji to rozbudowana, wielowarstwowa przygoda, za każdym rogiem może kryć się skarb lub niebezpieczeństwo. Warto wybrać się w tę podróż, a ja czuję się zachęcony do tego, żeby wykonać skok w przeszłość i sprawdzić wcześniejsze trzy wydawnictwa tej formacji.

Exist - Hijacking The Zeitgeist
(progressive metal/djent/technical death metal)
Data premiery: 12.04.2024

Sięgając po nowy materiał amerykańskiej grupy Exist byłem przekonany, że usłyszę szybki i połamany do granic możliwości techniczny death metal. Tymczasem "Hijacking The Zeitgeist" okazał się być albumem bardzo niejednorodnym. Na czwartej pełnej studyjnej płycie kapeli Exist można usłyszeć wspomniany techniczny death metal, ale nie jest on głównym składnikiem tego wydawnictwa. Ciężko mi powiedzieć, czy w ogóle jest tutaj jakiś jeden wiodący gatunek - wszystko zależy, której kompozycji się słucha. Są tutaj numery zdominowane przez djent, są takie, w których to progressive metal gra pierwsze skrzypce, a niekiedy na plan pierwszy wysuwa się techniczny death metal, czy alternative metal. Ale to też jest duże uproszczenie, bo kompozycje składające sie na "Hijacking The Zeitgeist" już w obrębach siebie samych są bardzo zróżnicowane i próżno szukać tutaj jednego dominującego motywu. Z jednej strony to bardzo smakowity kąsek dla fanów progressive metalu, a z drugiej może być miejscami zbyt ciężki i agresywny. Dla wielbicieli technicznego metalu znowu może okazać się zbyt djentowy. To niezdecydowanie kapeli jest bronią obosieczną.

Fierce Deity - A Terrible Fate
(heavy metal/power metal/symphonic metal/stoner metal/hard rock)
Data premiery: 16.04.2024
Spotify / Bandcamp

Bardzo brakowało mi w kwietniu lżejszego grania, które mogłoby nieco złagodzić death i black metalową lawinę, która zalała przegląd premier w tym miesiącu. W związku z tym sprawdziłem sporo heavy, czy też power metalowych wydawnictw, zdarzało mi się nawet zapędzić w symphonic metalowe rejony. I na szczęście trafiłem na ciekawy jednoosobowy projekt z Australii, za który odpowiada Jonathan Barwick. "A Terrible Fate" to pierwszy pełny materiał Fierce Deity. Album zawiera zaledwie 6 kompozycji, ale za to bardzo różnorodnych i nie dających się jednoznacznie sklasyfikować - stąd nie przyzwyczajajcie się za bardzo do szufladek podanych w nagłówku. Jonathan Barwick to bardzo utalentowany muzyk, ale też kompozytor i wokalista. Dzięki temu zawartość debiutanckiego albumu Fierce Deity potrafi zaskakiwać w każdej zawartej na nim kompozycji. Obok power metalu potrafi się pojawić stonerowy riff, czy solówka na hammondach. Barwick nie pozwala, żeby ograniczały go szufladki i jego muzyka tylko na tym zyskuje. Zawartość "A Terrible Fate" to materiał zaskakujący, bo bardzo niejednorodny, ale też po prostu dobrze skomponowany i zagrany - po prostu te dźwięki bardzo dobrze się ze sobą łączą tworząc spójną i niebanalną całość.

Freeways - Dark Sky Sanctuary
(hard rock/heavy metal)
Data premiery: 26.04.2024
Spotify / Bandcamp

Pierwsza płyta kanadyjskiej grupy Freeways jakoś przemknęła się się obok mnie kompletnie niezauważona - tzn. pamiętam, że słuchałem "True Bearings" (2020), ale najwyraźniej ten materiał trafił u mnie na zły moment. Debiut Kanadyjczyków wydał mi się zbyt miękki i mało metalowy - tym bardziej, że słuchałem ich pierwszej płyty trochę czasu po jej premierze, gdy grupa trafiła już pod skrzydła Dying Victims. A w "stajni" wspomnianej wytwórni nie brakuje bardzo ciekawych formacji grających oldschoolowy heavy metal. Moje podejście do drugiej płyty Freeways było zgoła inne i pewnie też dlatego "Dark Sky Sanctuary" szybko mnie do siebie przekonało. To przede wszystkim hard rockowa perełka z bardzo oldschoolowym brzmieniem, z jednej strony kojarząca mi się z całą falą staroszkolnego heavy metalowego grania ocierającego się jak bardzo tylko się da o hard rock (kojarzycie Haunt, albo Wytch Hazel?). Natomiast z drugiej to przyjemne dla ucha granie w stylu High Spirits, ale z tym charakterystycznym staroszkolnym brzmieniem, które pozwala mu bez przeszkód zasilać szeregi Dying Victims. Freeways nową płytą nie odkrywają niczego nowego, a raczej odkopują delikatnie i bardzo melodyjnie to, co dobre i trochę zapomniane w hard rocku. Sporo tutaj przyjemnego rockowego grania, momentami muzycy sprawiają wrażenie jakby chcieli zrobić wypad w heavy metalowe rejony, ale jeżeli już się w nie udają to są to tylko krótkie wycieczki, które stanowią tylko dodatek do dania głównego, którym jest hard rock.

Hekseblad - Kaer Morhen
(melodic black metal)
Data premiery: 19.04.2024

Hekseblad to oldschoolowy wiedźmiński black metalowy projekt, który zadebiutował płytą "Kaer Morhen". I chociaż zainteresowałem się tym albumem z uwagi na to, że grupa w swoich tekstach mocno inspiruje się prozą Sapkowskiego, to zostałem przy niej z uwagi na klimat i specyficzne, wręcz tchnące zagrzybioną kryptą brzmienie. Słuchając tej płyty czułem się nie jakbym kierował się w stronę tytułowego Kaer Morhen, ale gdybym przemierzał ciasne, mroczne i pełne niebezpieczeństw katakumby, w których za każdym rogiem czekać mnie może wygłodniały truposz. Hekseblad brzmią bardzo oldschoolowo, chociaż ich black metal nie stroni o melodii, które trochę giną w gąszczu specyficznego brudnego brzmienia, ale od czasu do czasu wychylają się nieco bardziej do przodu. Ciężko mi powiedzieć, czy Amerykanie z Hekseblad w swojej muzyce dobrze odzwierciedlili twórczość Andrzeja Sapkowskiego, na pewno udało im się zaprezentować mroczniejszą i bardziej złowieszczą stronę świata Wiedźmina.

High On Fire - Cometh The Storm
(sludge metal/stoner metal)
Data premiery: 19.04.2024

Bardzo długo trzeba było czekać na następcę płyty "Electric Messiah", 6 lat to sporo czasu. Ale w końcu High Of Fire zaprezentowali swój dziewiąty pełny materiał studyjny. I zaryzykuję stwierdzenie, że to jeden z najlepszych albumów w ich dyskografii. "Cometh The Storm" to z jednej strony stary dobry High On Fire mieszający sludge metal ze stonerem, a z drugiej czuć tutaj ogromny powiew świeżości. Dwa lata temu miałem okazję zobaczyć High On Fire na żywo w warszawskim klubie Hydrozagadka i nie wspominam tego koncertu najlepiej - już nie pamiętam, czy tam było wszystko w porządku z nagłośnieniem, ale na pewno muzycy sprawiali wrażenie zmęczonych. I w żadnym wypadku nie spodziewałem się, że dwa lata później wydadzą taki dobry materiał, który nie jest odcinaniem kuponów od lat swojej świetności, ale wręcz budowaniem czegoś nowego. W kwestii brzmienia na "Cometh The Storm" nie ma zaskoczenia, bo to jeden z charakterystycznych elementów tej grupy. Są tutaj zarówno kompozycje niezwykle energiczne zrywające czapki z głów, ale nie brakuje też tych bardziej posępnych, dociążonych, wręcz walcujących, ale za to wyposażonych w świetne gitarowe solówki ożywiających trochę linię melodyczną. High On Fire udowadniają tą płytą, że są w doskonałej formie.

Horndal - Head Hammer Man
(sludge metal)
Data premiery: 05.04.2024

Kiedyś już natknąłem się na muzykę szwedzkiej grupy Horndal, ale nie zatrzymałem się wówczas przy niej na dłużej. I pewnie przy okazji "Head Hammer Man" też by tak było, gdyby nie jeden kawałek, który mnie błyskawicznie do tej płyty przekonał i zachęcił do poświęcenia jej większej ilości czasów. Tym numerem okazał się "Creature Cages". Kompozycja bardzo transowa, wręcz hipnotyzująca swoją konstrukcją i riffami. Ale po ponownym odpaleniu tej płyty zacząłem odkrywać, że to całościowo bardzo dobra płyta utrzymana w sludge'owej stylistyce, ale z mocniej wybijającymi się poszczególnymi składowymi tego gatunku w zależności od kompozycji. Znaleźć tutaj można kawałki o bardziej doom metalowym rodowodzie, ale też poprzecinane hardcore punkowymi rozwiązaniami, które mocno kojarzyły mi się z Black Tusk (którzy też wydali swój nowy album w kwietniu). Jest tutaj też sporo grania w stylu Mastodona - zarówno tego wczesnego, bardziej surowego, jak i tego późniejszego nie stroniącego od melodii i mieszania sludge metalu z progressive metalem. "Head Hammer Man" ma też w sobie dużo rock'n'rollowego luzu, ale to płynie pewnie głównie z hardcore punka.

⭐Inter Arma - New Heaven
(atmospheric sludge metal/death doom metal/dissonant death metal)
Data premiery: 26.04.2024
Spotify / Bandcamp

Nigdy nie przepadałem za Inter Arma, ich twórczość mnie nudziła i często miałem problemy z dosłuchaniem ich płyt do końca. Absolutnie to nie jest moje granie i z takim też podejściem uruchomiłem płytę "New Heaven" - przesłucham i będzie z głowy. Odpaliłem i przepadłem kompletnie. Nowa płyta Inter Arma wciągnęła mnie już przy pierwszy kawałku, a ekscytacja i uwielbienie dla tego albumu rosło z każdą kolejną kompozycją. Przede wszystkim odpowiada mi to, jak Inter Arma podeszli do tematu różnorodności stylistycznej. Tutaj nie ma jednego szablonu, jednego gatunku, którego by się kurczowo trzymali. I chociaż dominuje sludge metal zmieszany z death metalem i doom metalem, to tych mariaży stylistycznych jest dużo więcej. I mimo tego całego mieszania "New Heaven" to materiał niesamowicie spójny i satysfakcjonujący. Nadal nie mogę wyjść z podziwu jak to się stało, że nawet przy szybkich, wręcz galopujących kompozycjach kapela nie spycha na plan dalszy budowania ciężkiej atmosfery. Ciekawe wypadają nawet wszystkie ozdobniki, różne elektroniczne "laserki" pojawiające się od czasu do czasu i będące integralną częścią danej kompozycji. Jestem zachwycony tym materiałem i czuję już teraz, że "New Heaven" to będzie jeden z murowanych kandydatów do mojej tegorocznej topki.

⭐Khirki - Κ​υ​κ​ε​ώ​ν​α​ς
(hard rock/stoner rock/heavy metal)
Data premiery: 12.04.2024
Spotify / Bandcamp

Khirki ze swoją płytą "Κ​υ​κ​ε​ώ​ν​α​ς" (Kykeónas) wskoczyli do tego zestawienia w dosłownie ostatniej chwili. Chociaż sprawdzałem ten materiał już w okolicy jego premiery, to wówczas kompletnie się na nim nie skupiłem i wpadł jednym uchem, po czym szybko wyleciał drugim. Ale gdy pod koniec kwietnia postanowiłem przysiąść jeszcze raz do "Κυ​κ​ε​ώ​ν​α​ς", żeby sprawdzić, czy nie ominęło mnie coś ciekawego...to okazało się, że było naprawdę blisko i pominąłbym prawdziwą perełkę. Grecy z Khirki grają przyjemną dla ucha mieszankę hard rocka, heavy metalu i stoner rocka, dorzucając też niekiedy folkowe elementy. Kawałki składające się na ich drugi album to praktycznie same energiczne, wręcz rock'n'rollowe kompozycje. Wszystko jest tutaj na swoim miejscu, jest ten luzacki hard rockowy feeling, od czasu do czasu ktoś sypnie piachem w oczy, czy też dociąży dość frywolną muzykę heavy metalowym riffem. Stylistycznie ta płyt kojarzy mi się z lżejszymi kompozycjami Kvelertak - nawet pojawiają się gdzieniegdzie podobne melodie gitarowe. Naprawdę nie wiem, jak to się wydarzyło, że w pierwszym kontakcie z tym wydawnictwem kompletnie nie byłem w stanie się w nie wciągnąć. Toż to prawdziwy huragan energii zamknięty w 47 minutach mieszaki heavy metalu, stoner rocka i hard rocka.

Kvadrat - The Horrible Dissonance of Oblivion
(dissonant death metal/black metal)
Data premiery: 04.04.2024

Kvadrat to jednoosobowy projekt, za którym stoi Ivan Agakechagias. W kwietniu muzyk zaprezentował pierwszy pełny materiał studyjny zatytułowany "The Horrible Dissonace Of Oblivion" - o ile dobrze pamiętam to był pierwszy z kwietniowych albumów, który odpaliłem i od razu trafił do listy płyt, których nie mogło zabraknąć w przeglądzie premier. Na debiutanckim wydawnictwie Kvadrat znaleźć można przede wszystkim dobrze wyważoną mieszankę death metalu i black metalu - ten pierwszy gatunek występuje tutaj głównie w swojej nieco bardziej skomplikowanej i bardziej chaotycznej formie, czyli jako dissonant death metal. Czuć tutaj też echa kapel black metalowych, które w swojej muzycznej podróży ewoluowały w avantgarde black metal. "The Horrible Dissonance Of Oblivion" to nie jest materiał przyjemny dla ucha, sporo tutaj drażniących dźwięków gitary pojedynkującej się z szybko bijącą perkusją, czy chaotycznych zagrywek, które mogą przyprawiać o ból głowy. Ale jest w debiutanckiej płycie Kvadrat jakaś magia, coś, co przyciąga mimo wszechobecnej na tej płycie powykręcanej brzydoty.

Labyrinthus Stellarum - Vortex Of The Worlds
(atmospheric black metal/cosmic black metal/space ambient)
Data premiery: 06.04.2024

Kosmiczny black metal, czy może być coś lepszego? Być może, ale nie w momencie, gdy słuchałem drugiej płyty ukraińskiej kapeli Labyrinthus Stellarum. Jest to dość świeży projekt, który zaczął działalność w 2021 roku, a debiutował w 2023 płytą "Tales of the Void". Aktualnie Labyrinthus Stellarum to dwuosobowa formacja, która eksploruje w swojej twórczości kosmiczne rubieże. Jak można nie zwróci uwagi na tego pięknego stwora przypominającego jednego z Przedwiecznych (z twórczości Lovecrafta) przemierzającego przestrzeń kosmiczną? "Vortex Of The Worlds" to bardzo udany miks black metalu, kosmicznego metalu i ambientu. Dużą rolę w twórczości tej grupy odgrywa nie tylko metal, ale też muzyka elektroniczna. To właśnie ona stanowi główny element budujący kosmiczny klimat otulający to wydawnictwo. I aż szkoda, że "Vortex Of The Worlds" to tylko 37 minut muzyki zamkniętej w sześciu kompozycjach, ale co też stoi na przeszkodzie, żeby po jednej podróży w kosmos obyć kolejną tymi samymi ścieżkami?

Locrian - End Terrain
(post-metal/post-rock/dark ambient/doomgaze)
Data premiery: 05.04.2024
Spotify / Bandcamp

Nie miałem do tej pory okazji natknąć się na twórczość amerykańskiej grupy Locrian, a jeżeli kiedyś się natknąłem to znaczy, że wówczas reflektowałem na zupełnie inną stylistykę muzyczną. W kwietniu pojawił się ósmy pełny studyjny materiał tej grupy i już przy pierwszym odsłuchu zdałem sobie sprawę, że z tym wydawnictwem spędzę sporo czasu...i że muszę zainteresować się wcześniejszymi płytami tej formacji. "End Terrain" to przede wszystkim granie eksperymentalne. Można to rozumieć w różny sposób, ale Locrian po prostu grają muzykę, którą bardzo ciężko jednoznacznie zaszufladkować, bo czerpią garściami z różnych gatunków, wybierając sobie z nich te elementy, które akurat będą im pasować do koncepcji danej kompozycji. Wstęp w formie kawałka "Chronoscapes" jest z jednej strony dość chaotyczny, ale też pełen energii, suchego brzmienia i jakiejś takiej industrialnej naleciałości. Jest tutaj trochę noise rocka, trochę post-metalu, trochę post-rocka, jest też elektronika. A zaraz za nim dostajemy numer, w którym ambient miesza się z post-rockiem i jakimś noise'owym graniem, żeby w połowie kompozycji przejść w zupełnie inne klimaty. I tak przez cały album, od jednej ściany do drugiej, raz energicznie i ekstremalnie, a za chwilę spokojnie, wręcz sennie, ale też niepokojąco. I to jest też ciekawe w tym wydawnictwie, nigdy nie wiadomo, czego można spodziewać się za rogiem. Instrumentalnie i kompozycyjnie jest po prostu wybornie.

Morgul Blade - Heavy Metal Wraiths
(blackened heavy metal)
Data premiery: 26.04.2024

Na drugą płytę Morgul Blade trafiłem zupełnie przypadkiem - gdzieś śmignęła mi w internecie okładka, jako, że lubię twórczość Tolkiena to nazwa kapeli Morgul Blade wręcz mnie obligowała do sprawdzenia płyty. "Heavy Metal Wraiths" to trochę bardziej zbrutalizowana wersja Morgul Blade, którzy na swoim debiutanckim albumie również próbowali mariażu heavy metalu i black metalu, ale nie było to jeszcze tak wyraźne jak tutaj. Druga płyta Amerykanów to skażony black metalem heavy metal. I chociaż na "Heavy Metal Wraiths" gatunkiem dominującym jest (jak sama nazwa płyty wskazuje) heavy metal, to te black metalowe elementy są tutaj obecne w mniejszych i większych proporcjach. To, co od razu rzuca się w uszy to wokal, który dużo bardziej przypomina black metalowy growl niż heavy metalowy śpiew - ale na tym nie kończą się wycieczki Morgul Blade w kierunku najbardziej ekstremalnego gatunku metalu. Te jednak polecam odkrywać samodzielnie, żeby poczuć ich "ciężar" na własnej skórze.

Necrot - Lifeless Birth
(death metal)
Data premiery: 12.04.2024

Do tej pory nie dane mi było nadrobić debiutanckiej płyty Necrot z 2017 roku, jak widać od 2020 roku, kiedy to trafiłem na płytę "Mortal" nie znalazłem na to czasu (nic nie poradzę, że tych nowych płyt jest nagrywanych coraz więcej i więcej). Ale za to udało mi się wielokrotnie przesłuchać trzeci studyjny materiał Amerykanów zatytułowany "Lifeless Birth". Podobnie jak w przypadku wspomnianej płyty z 2020 roku nie bardzo jest tutaj o czym pisać - i w przypadku tego typu wydawnictw wcale nie jest to wada. Necrot doskonale odnajdują się w graniu staroszkolnego death metalu, w którym liczy się brudne i dudniące brzmienie, riffy tnące przy samej ziemi i wokal, który kruszy mury. "Lifeless Birth" to 7 szybkich i agresywnych kompozycji dających łącznie 40 minut dobrej zabawy. A przecież jak dobra zabawa to tylko z oldschoolowym death metalem!

Night Shall Drape Us - Lunatic Choir
(black metal)
Data premiery: 26.04.2024
Spotify / Bandcamp

Na Night Shall Drape Us trafiłem przypadkiem jakiś czas temu, gdy grupa miała na koncie tylko kilka singli zapowiadających pierwszy pełny materiał. To grupa stworzona przez multiinstrumentalistę Lauriego Rytkönena występującego tutaj jako LRH. Ten dobrał sobie aż trzech black metalowych wokalistów: Infection (Mynni Luukkainen), Wraath (Björn Erik Holmedahl - znany z Darvaza) oraz Spellgoth (Tuomas Rytkönen - znany z Horna). W takim właśnie nietypowym składzie Night Shall Drape Us zarejestrowali ten materiał - jeden instrumentalista i trzech wokalistów. Dość niespotykany zestaw jak na black metalowy projekt, ale muszę przyznać, że efekt tej współpracy okazał się bardzo dobry. Wspomniane na początku single przesłuchałem jakiś czas temu, ale nie zapadły mi specjalnie w pamięć, chociaż, gdy w końcu zobaczyłem w zapowiedziach "Lunatic Choir" to w mojej pamięci otworzyło się okienko. Jest w tej płycie coś przyciągającego, nie tylko ze względu na trzech wokalistów. Gdy pierwszy raz odpaliłem debiutancką płytę Night Shall Drape Us odniosłem wrażenie, jakbym już ten materiał gdzieś słyszał, poczułem się wręcz jak w domu - bezpiecznie i przytulnie, chociaż słuchałem black metalu, gatunku nazywanego najbardziej ekstremalną odmianą metalu. I być może było to złudne uczucie, bo chociaż Night Shall Drape Us nie odkrywają niczego nowego w tym gatunku, to jednak ich debiutancki materiał ma sporo do zaoferowania, nie tylko pod kątem klimatu, czy trochę behemothowego brzmienia (płyta wypada lepiej niż dokonania Behemoth z ostatnich kilku lat). Ciekaw jestem, jaka przyszłość czeka Night Shall Drape Us i czy kolejna płyta tego projektu też będzie nagrana z udziałem trzech wokalistów i jak to wygląda podczas koncertów.

Replicant - Infinite Mortality
(dissonant death metal/technical death metal)
Data premiery: 12.04.2024

Jeżeli nie mieliście do tej pory okazji obcować z twórczością amerykańskiej kapeli Replicant to premiera ich trzeciej płyty studyjnej to dobry moment, żeby tę znajomość nawiązać. "Infinite Morality" to prawdziwy potwór trzymający się dusznego i śmierdzącego stęchlizna death metalu. Replicant na swojej nowej płycie kontynuują drogę obraną na swoich dwóch poprzednich wydawnictwach i serwują dissonant death metal uciekający często w objęcia technicznego death metalu. Od pierwszej minuty "Infinite Morality" miażdży niemiłosiernie. Dudniące brzmienie i wysuwający się na przód bas sprawiają, że klimat tego wydawnictwa jest gęsty niczym mgła na cmentarzu w jesienny wieczór. Zresztą okładka, którą opatrzona jest najnowsza płyta Replicant doskonale oddaje atmosferę kreowaną przez muzyków na tym wydawnictwie. Jest ciężko, mrocznie, dudniąco i śmierdzi trupem, czego chcieć więcej?

Satanic North - Satanic North
(black metal)
Data premiery: 19.04.2024
Spotify

Trochę bałem się sięgać po debiutancki album Satanic North - głównie dlatego, że poza Skomorokhem i Von Occultem (muzykami mi nieznanymi) w skład kapeli wchodzą Petri Lindroos i Janne Parviainen znani mi przede wszystkim z Ensiferum, za którą to kapelą nieszczególnie przepadam. Ale w końcu się przemogłem i szybko wsiąkłem w muzykę proponowaną przez Satanic North. Z jednej strony spodobało mi się to oldschoolowe brzmienie, suche, trochę piwniczne, lekko przybrudzone. A z drugiej strony, gdy już dotarłem do numeru "Vultures" w mojej głowie pojawiły się skojarzenia z twórczością Satyricon, a konkretnie z kawałkiem "To Your Brethren in the Dark" z płyty "Deep Calleth upon Deep" (2017). I chodzi tu bardziej o samo podobieństwo w warstwie instrumentalnej, czy wręcz melodycznej. Ale pomijając ten element (który pewnie też miał jakiś wpływ na to, że album mi "siadł") "Satanic North" okazał się być bardzo przyjemnym black metalowym doświadczeniem, może nieszczególnie odkrywczym, czy świeżym - ale od tego gatunku nie zawsze oczekuję świeżego podejścia, tym bardziej, gdy kapela ewidentnie uderza w bardziej oldschoolową formę. Na pewno będę wracał do tej płyty i trzeba będzie obserwować kolejne poczynania tej fińskiej formacji.

The Vision Bleak - Weird Tales
(gothic metal)
Data premiery: 12.04.2024

"Weird Tales" to był jeden z najbardziej wyczekiwanych przeze mnie albumów tego roku. Jak tylko The Vision Bleak ogłosili, że pracują nad nową płytą odliczałem dni do jej premiery. W sidła tej niemieckiej formacji wpadłem wiele lat temu, gdy sporo osób na jednym z forów metalowych, na którym się udzielałem bardzo entuzjastycznie przyjęło album "The Wolves Go Hunt Their Prey" (2007), a ja wówczas zamiast im przyznawać rację poznawałem doskonalsze "The Deathship Has a New Captain" (2004) oraz "Carpathia - A Dramatic Poem" (2005). Do tej pory nie jestem w stanie się przekonać do "The Wolves Go Hunt Their Prey", chociaż twórczość The Vision Bleak uwielbiam i z tego też powodu nie umiem na chłodno podejść do "Weird Tales". Najnowsza płyta duetu Schwadorf/Konstanz to ukłon w stronę twórczości H.P. Lovecrafta, każdy z zawartych tutaj kawałków jest inspirowany opowiadaniami "ojca" Cthulhu. I to też jest siła The Vision Bleak - każdy z ich albumów ma swój motyw przewodni, ale też specyficzny klimat, który się z tym motywem doskonale łączy, a raczej doskonale oddaje istotę rzeczy danego motywu. Na "Weird Tales" nie brakuje specyficznej atmosfery budzącej niepokój spowodowany obcowaniem z nienazwaną grozą. The Vision Bleak od swojego debiutanckiego albumu z 2004 roku jawili się jako profesjonaliści doskonale operujący gotyckim klimatem i nie inaczej jest na najnowszej płycie. "Weird Tales" daleko do najlepszych płyt tej niemieckiej formacji, ale też niczego temu wydawnictwu nie jestem w stanie zarzucić, bo wszystko jest tutaj na swoim miejscu. Pozostaje mi tylko mieć nadzieję, że na następcę "Weird Tales" nie trzeba czekać kolejnych 8 lat.

Vulture - Sentinels
(speed/thrash metal)
Data premiery: 12.04.2024

Niemiecka speed/thrash metalowa formacja Vulture to już prawdziwy klasyk, chociaż grupa działa na scenie dopiero 9 lat. "Sentinels" to ich czwarte pełne studyjne wydawnictwo i to kolejny doskonale wymierzony speed/thrash metalowy cios. Jest jak zwykle pełen oldschool - nie tylko w brzmieniu, ale też w konstrukcji kawałków, czy też w wyglądzie muzyków (image to też ważny punkt). Mój pierwszy kontakt z "Sentinels" był niezbyt szczęśliwy, bo w pamięci ciągle miałem "Dealin' Death" (2021) i z jednej strony dobrze słuchało mi się nowej płyty, a z drugiej brakowało mi wyróżników, których było pełno we wspomnianym albumie z 2021 roku. Na szczęście już kolejne obroty tylko mnie coraz bardziej przekonywały do tego, że Vulture to faktycznie prawdziwy klasyk. Na "Sentinels" muzycy dalej poruszają się po utartej ścieżce, ale nie dają się zapędzić w ślepe uliczki i w iście mistrzowski sposób wymykają się potencjalnym zasadzkom. Nowa płyta Niemców to kolejna porcja speed/thrash metalowych hitów pełnych energii i mknących do przodu na złamanie karku (z nielicznymi wyjątkami).

Walg - IV
(melodic black metal)
Data premiery: 24.04.2024
Spotify / Bandcamp

Na początku 2023 roku miałem okazję pierwszy raz się zetknąć z twórczością niderlandzkiej kapeli Walg. A było to za sprawą ich albumu "III", którego jak łatwo się domyślić następcą jest tegoroczne wydawnictwo. I odpalając najnowsze dzieło duetu Koning/Keijzer spodziewałem się bombastycznego black metalu z dużą ilością melodii...i właśnie to dostałem. Ponownie wszystkie kawałki są w języku niderlandzkim, co dodaje specyficznego klimatu kompozycjom. Nie sposób też przejść obojętnie obok pięknie akcentowanego "R" przez wokalistę Yoricka Keijzera (co też miało miejsce na poprzedniej płycie). Sporo tutaj symfonicznych zagrywek, nie brakuje też przyjemnych dla ucha melodii gitarowych. I przy tej całej bombastyczności znalazło się też miejsce dla elementów bardziej skierowanych w stronę budowania klimatu, spokojniejszych, wyciszających. I nieustannie odnoszę wrażenie, że kawałek już gdzieś kiedyś słyszałem kawałek "Als Een Korrel Zand" - a przynajmniej warstwę instrumentalną (ale nie umiem sobie przypomnieć, gdzie i kiedy). "IV" to kolejne świetne wydawnictwo od Walg.

BONUS:

Królówczana Smuga - Konwulsanki
(post-industrial/avant-folk/dark ambient)
Data premiery: 23.04.2024

Zawsze chciałem polubić się z twórczością projektu Królówczana Smuga, ale odbijałem się od każdej z płyt tego projektu. Album "Konwulsanki" też nie przekonał mnie do siebie od samego początku, mój pierwszy kontakt z tym wydawnictwem był wręcz odrzucający...ale po kilku dniach wróciłem do tej płyty z niezdrowej ciekawości. Adam Piętak odpowiadający za ten projekt realizuje się w tworzeniu muzyki bardzo nieszablonowej i ciężko szufladkować prezentowane przez niego granie, bo każdy z kawałków zawartych na "Konwulsankach" pochodzi jakby z "innej parafii". Jest tutaj miejsce dla post-industrialu, dla awangardowego folku, ambientu, rapu, czy wreszcie muzyki psychodelicznej (i nie w rozumieniu psychodelicznego rocka). Na najnowszej płycie Królówczanej Smugi nie brakuje kompozycji męczących, irytujących, drażniących i powodujących chęć wyłączenia tej płyty. Zawartość "Konwulsanek" określiłbym mianem "disturbing music", ale to takie drażnienie przynoszące dziwną satysfakcję. Królówczana Smuga tworzy muzykę dziwną, niepokojącą, jątrzącą, na swój sposób transową i wciągającą, choć oczywiście tak samo przyciągającą jak i odsiewającą zarazem.

Ultra Sunn - US
(ebm/darkwave)
Data premiery: 19.04.2024
Spotify / Bandcamp

Debiutancki materiał belgijskiej formacji Ultra Sunn to prawdziwy klasyk muzyki ebm. Od jakiegoś czasu obserwowałem dokonania tej formacji, chociaż ograniczałem się do publikowanych przez duet singli. W końcu nadeszła pora na pierwszą pełną płytę studyjną. Album zatytułowany "US" to dziewięć energicznych kompozycji utrzymanych w ryzach mieszanki ebm/darkwave z lekkim gotyckim feelingiem. "US" to prawdziwa kopalnia przebojów czerpiących nie tylko z bogatej przeszłości i różnorodności wspomnianego już electronic body music, ale też sięgających po post-punkowe, czy futurepopowe rozwiązana, a nawet zapędzających się nieco dalej, bo w synthwave'owe rejony.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz