środa, 5 czerwca 2024

Przegląd premier płytowych - maj 2024

Maj był bardzo długi i pełen nowości płytowych. To był drugi po marcu miesiąc, w którym znalazło się aż pięć piątków wypakowanych po brzegi premierowymi albumami. Z tego też powodu niełatwo było z tego ogromu wydawnictw wyłowić te smakowitsze kąski, a jeszcze trudniej było dokonać selekcji. Z powodu tak dużej ilości płyt zdecydowałem, że w przeglądzie będę chciał zmieścić się w granicy 30 albumów...i prawie mi się to udało, moje szyki popsuła jedna płyta, która wydana została dość dla mnie niespodziewanie ostatniego dnia maja i nie mogłem jej pominąć w przeglądzie. A nie chcąc już "wyrzucać" z zestawienia żadnego albumu postanowiłem dodać ten jeden materiał "extra", dlatego nie znajdziecie go na poniższej grafice, ale w tekście już jak najbardziej. Poza 31 premierowymi pozycjami dorzuciłem dwa bonusy spoza metalowych rejonów. Tradycyjnie przy każdym albumie znajdziecie link do Spotify i Bandcamp (o ile płyta jest dostępna w tym serwisie).



Ancst - Culture Of Brutality
(crust punk/black metal/neocrust)
Data premiery: 03.05.2024
Spotify / Bandcamp

Piąta pełna studyjna płyta niemieckiej grupy Ancst to czysta wściekłość zamknięta w dwudziestu utworach. I mimo tego, że ilość utworów składających się na "Culture Of Brutality" może nieco przytłoczyć to warto zauważyć, że są to kompozycje dość krótkie, które łącznie dają 35 minut wściekłości...to znaczy muzyki. Ancst w dobrych proporcjach miksują crust punk z black metalem serwując w efekcie energiczną mieszankę o brudnym brzmieniu. Jest szybko, do przodu, z nielicznymi zwolnieniami.

Anette Olzon - Rapture
(symphonic power metal)
Data premiery: 10.05.2024
Spotify

Nie chcę mi się już wspominać o tym, jak duże miałem uczulenie na Nightwish z Anette Olzon na wokalu, bo już pisałem o tym sporo na DF (przy każdej możliwej okazji). Gdy pierwszy raz usłyszałem "Dark Passion Play" (2007) momentalnie zdałem sobie sprawę z tego, że Anette Olzon nie pasuje do Nightwish, ale świetnie sprawdzi się w innej stylistyce metalowej. I od momentu, gdy wokalistka odeszła z Nightiwsh i zaczęła swoją solową karierę to okazuje się, że idzie jej zdecydowanie lepiej (a już na pewno lepiej niż Tarji). W maju Anette Olzon wydała swój trzeci solowy materiał (pomijając już jej dwa wydawnictwa nagrane we współpracy z Russellem Allenem) i wokalistka znowu udowadnia, że doskonale odnajduje się w lżejszym, bardziej przebojowym graniu. Na "Rapture" znajdziecie sporo symfonicznego power metalu z elementami melodic metalu, czy też hard rocka. Sporo tutaj potencjalnych hitów, lekkich kompozycji, które błyskawicznie wpadają w ucho. Obok głosu Anette Olzon ponownie pojawiają się gdzieniegdzie cięższe wokale, za które odpowiada Johan Husgafvel (mogliście go już usłyszeć na "Strong" z 2021 roku). Dla mnie to jeden z kilku albumów "guilty pleasure", które miały swoją premierę w maju.

Aquilus - Bellum II
(atmospheric black metal/symphonic black metal/modern classical)
Data premiery: 03.05.2024

Aquilus to jednoosobowy projekt, za który odpowiada Horace Rosenqvist skrywający się za pseudonimem Waldorf. "Bellum II" to trzeci pełny materiał Aquilus. Do tej pory nie miałem okazji obcować z twórczością Waldorfa, ale zawartość jego najnowszej płyty szybko wpadła mi w ucho. Na "Bellum II" znalazłem bardzo atrakcyjnie brzmiącą mieszankę atmospheric black metalu z elementami symfonicznymi i muzyki klasycznej. Muzyk doskonale balansuje pomiędzy ciężarem black metalu, jego agresją, a delikatnością, melodyką i lekkością symfonii. I nie jest wcale tak, że na tym wydawnictwie tylko ta łagodniejsza odnoga stanowi o budowaniu klimatu, bo ten jest też mocno wspierany przez black metalowe partie. Aquillus jest doskonałym przykładem na to, że ekstremalny metal i muzyka klasyczna bardzo dobrze nie tylko współpracują, ale wręcz uzupełniają się wzajemnie.

Autolith - Artificial Heaven
(atmospheric sludge metal/black metal/post-hardcore)
Data premiery: 24.05.2024
Spotify / Bandcamp

Wystarczyła mi tylko informacja, że Autolith ma na swoim koncie split nagrany wspólnie z Knoll, żeby czym prędzej zabrać się za odsłuch ich debiutanckiego pełnego albumu studyjnego zatytułowanego "Artificial Heaven". Szybko jednak okazało się, że Autolith obracają się w zupełnie innej, bardziej wyciszonej stylistyce. Na "Artificial Heaven" usłyszeć można dość nieoczywiste połączenie atmospheric sludge metalu z elementami black metalu, ze wściekłością post-hardcore'u i wybiegami w kierunku dissonant death metalu. Zaskakująco dobrze brzmi spokojnie płynąca muzyka w połączeniu ze wściekłymi wokalami, które próbują się przez tę sielankę przebić. Chociaż ta niemal kojąca warstwa instrumentalna nie jest taka znowu delikatna, wszak nosi w sobie znamiona dissonant death metalu (choć dobrze skrywane), jest w niej coś niepokojącego i szalonego. Debiut Autolith to wydawnictwo nieszablonowe, pełne dobrze uzupełniających się skrajności.

Dååth - The Deceivers
(melodic death metal/groove metal/industrial metal)
Data premiery: 03.05.2024

Dawno, dawno temu, za górami, za lasami była sobie amerykańska kapela Dååth, której twórczość bardzo cieszyła moje uszy. Było to gdzieś w okolicy 2008, czy 2009 roku. Zresztą w moim bardzo wówczas skrótowym podsumowaniu 2009 roku znajdziecie w topce album "The Concealers". I po wydaniu "Dååth" w 2010 roku grupa dosłownie zapadła się pod ziemię. Przez lata nie było żadnych większych, czy mniejszych wieści od tej formacji, aż tu nagle w 2023 zaczęły się pojawiać nowe single. Takie powroty to często niewykorzystana szansa i obawiałem się podobnej sytuacji w przypadku Dååth. I z duszą na ramieniu odpaliłem "The Deceivers", czyli piąty pełny studyjny materiał Amerykanów i jednocześnie pierwszy od 14 lat. Z oryginalnego składu został już tylko gitarzysta Eyal Levi oraz wokalista Sean Zatorsky, który w barwach Dååth występuje od 2008 roku, pozostali muzycy zostali zwerbowani w 2023 roku. I mimo tak dużych zmian w składzie po odpaleniu "The Deceivers" od razu wiedziałem, że mam do czynienia z twórczością Dååth. Kapela nadal obraca się stylistycznie w ramach mieszanki melodic death metalu, groove metalu i industrial metalu. Po pierwszym odsłuchu miałem wrażenie, że to materiał, który idealnie uzupełnia się z wcześniejszymi wydawnictwami kapeli, tak jakby pomiędzy premierą "Dååth" a "The Deceivers" wcale nie minęło aż 14 lat, a rok, czy dwa. Chociaż jest jedna różnica - czuć tutaj swoistą świeżość, której trochę brakowało na albumie z 2010 roku, może też dlatego, że Amerykanie dość intensywnie serwowali kolejne płyty - 2004, 2007, 2009, 2010. Ta spora przerwa dobrze zrobiła muzykom, ale prawdę mówiąc nie chciałbym czekać kolejnych 14 lat na następcę "The Deceivers", tym bardziej, że ewidentnie kapela jest w dobrej formie, czego potwierdzeniem jest właśnie nowy materiał.

Freedom Call - Silver Romance
(melodic power metal)
Data premiery: 10.05.2024
Spotify / Bandcamp

Freedom Call to kapela bardzo specyficzna, która już na początku swojego istnienia ugruntowała swoje brzmienie i ścieżkę, którą chcieli kroczyć. To czołowi przedstawiciele "happy metalu", albo cukierkowego metalu wobec, których muzyki ciężko jest przejść obojętnie - łatwo wpaść w jej sidła, ale równie łatwo odrzucić ją już po pierwszych dźwiękach. W maju grupa zaprezentowała swoją jedenastą pełną płytę studyjną. I już single promujące "Silver Romance" sugerowały, że niespodzianki nie będzie - i w sumie dobrze, bo jak Niemcy próbowali kombinować w przeszłości to nigdy nie wychodziło z tego nic dobrego. Najnowsza płyta Freedom Call to zestaw 13 bardzo przebojowych kompozycji utrzymanych w stylu melodyjnego power metalu. To jedna z kilku płyt "guilty pleasure", które znajdziecie w tym zestawieniu. I chociaż twórczość Freedom Call ma więcej przeciwników niż zwolenników wśród wielbicieli muzyki metalowej, to ja jednak od czasu, gdy ponad 20 lat temu wpadłem na "Crystal Empire" (2001), a zaraz później na dużo lepszy "Eternity" (2002), lubię wracać do twórczości tej grup. Z jednej strony jako do odskoczni od ciężkiego i agresywnego grania, a z drugiej z powodu pewnego sentymentu do starszych wydawnictw tej grupy. "Silver Romance" nie oferuje niczego nowego, to nostalgiczna podróż do czasów, gdy melodyjny metal był niczym zaraza atakująca tkankę heavy metalu stawiając na przebojowość, chwytliwość i nachalną wręcz melodyjność. Jeżeli do tej pory nie byliście przekonani do "happy metalu" Freedom Call, to ten album też was do tego grania nie przekona. Ale jeżeli w przeszłości chociaż przez chwilę zasłuchiwaliście się muzyką tej niemieckiej grupy, to odpalając "Silver Romance" poczujecie się jak w domu.

⭐Gatecreeper - Dark Superstition
(death metal/crust)
Data premiery: 17.05.2024
Spotify / Bandcamp

Chociaż nazwa Gatecreeper wydała mi się znajoma, to kompletnie nie pamiętam ich poprzednich wydawnictw - a na pewno miałem z nimi styczność. "Dark Superstition" to trzecia płyta Amerykanów i jest to jeden najsmakowitszych kąsków, na jakie trafiłem przesłuchując majowe premiery płytowe. Grupa w iście mistrzowski sposób łączy death metal z crust punkiem, tworząc przy tym klimat oldschoolowego death metalu nawiązującego do prawdziwych ikon tego gatunku. A jednak w brzmieniu Gatecreeper odnajduję też sporo elementów, które jednoznacznie kojarzą mi się z Trap Them, czyli klasykiem crust punka. Nie brakuje w ich muzyce tej charakterystycznej wściekłości, w której autorzy fenomenalnego "Darker Handraft" lawirowali pomiędzy crustem i hardcore punkiem. "Dark Superstition" to prawdziwy majstersztyk łączący ze sobą oldschoolowy death metal i surowiznę crust punka. Nie można obok najnowszego dzieła Gatecreeper przejść obojętnie.

Hell:On - Shaman
(death metal/groove metal/black metal)
Data premiery: 17.05.2024

Już nie raz spotykałem na swojej drodze muzykę ukraińskiej formacji Hell:On, ale z żadną z jej płyt nie polubiłem się na tyle, żeby zakręcić się przy niej na dłużej. Sięgając po "Shaman" spodziewałem się niczym niewyróżniającego się thrash metalu z groove metalowymi elementami. A tymczasem dostałem coś zupełnie innego. Pierwsze skojarzenie jakie pojawiło mi się w głowie pod odpaleniu "Shaman" to Rotting Christ. I co ciekawe w maju pojawiła się też nowa płyta Greków i mam nieodparte wrażenie, że Hell:On nagrali lepszy album w stylu Rotting Christ niż sami Rotting Christ (chociaż ich album też w tym przeglądzie znajdziecie). I na szczęście na najnowszym wydawnictwie Ukraińców nie znalazłem nieszczególnie ciekawego thrash/groove metalu, ale bardzo interesującą mieszankę death metalu, groove metalu i black metalu z folkowymi elementami, których sporo jest obecnych w twórczości Rotting Christ (czyli z folkiem kojarzącym się jednoznacznie z Grecją). Duże zaskoczenie, bardzo przyjemna w odbiorze płyta pełna dobrych rozwiązań i trafnych nawiązań. Czy to nowa droga, po której będą kroczyć Hell:On? Oby, za ich generyczną mieszanką thrash i groove metalu raczej nie będę tęsknił.

Hellbutcher - Hellbutcher
(black metal/heavy metal/speed metal)
Data premiery: 31.05.2024
Spotify / Bandcamp

Hellbutcher to wokalista legendarnej już szwedzkiej kapeli black/thrash metalowej Nifelheim. Grupa w 2022 roku zawiesiła swoją działalność, a Hellbutcher jeszcze tego samego roku powołał do życia swój solowy projekt, do którego zaprosił doświadczonych muzyków, którzy na co dzień występują w znanych i lubianych death i black metalowych kapelach. Czy w takim razie takie przedsięwzięcie mogło się się nie udać? Pierwszy raz na solowy projekt Hellbutchera wpadłem jakiś czas przed premierą płyty, gdy youtube podsunął mi w polecanych klip do numeru "The Sword Of Wrath". Z wideo płynęła metalowa przaśność, ale muzycznie niczego temu numerowi nie brakowało. Album "Hellbutcher" zapowiadał się przynajmniej przyzwoicie. Płyta swoją premierę miała ostatniego dnia maja i chyba nikt, kto odpalił to wydawnictwa nie mógł być zaskoczony jego zawartością. Głównie dlatego, że chociaż Hellbutcher realizuje się w różnych kapelach, grających przeróżne gatunki metalu, to jednak jego serce bije chyba głównie dla black metalu. I chociaż na debiutanckim materiale jego solowej grupy ten gatunek występuje w towarzystwie heavy metalu i speed metalu, czy też thrash metalu, to jednak black metal jest kręgosłupem, do którego pozostałe elementy są przytwierdzone. Dla fanów wspomnianej mieszanki znajdzie się tutaj sporo smaczków, bo kawałki są pełne oldschoolowego grania o takim też brzmieniu i konstrukcji. Nie znajdziecie tutaj niczego nowoczesnego. Hellbutcher doskonale wie, co chce grać solowo i nie szuka żadnej drogi na skróty. I po kilkukrotnym przesłuchaniu tego albumu doszedłem do wniosku, że te specyficzne klipy promujące płytę doskonale się z jej zawartością uzupełniają.

Hemotoxin - When Time Becomes Loss
(technical thrash metal/technical death metal)
Data premiery: 17.05.2024
Spotify / Bandcamp

Spójrzcie na okładkę płyty "When Time Becomes Loss", czyż można się jej oprzeć? Przecież oldschool bije z niej tak mocno, że aż chce się zatopić w tych cudownych dźwiękach. Za wspomnianą okładką kryje się czwarta pełna studyjna płyta amerykańskiej grupy Hemotoxin. I grafika zdobiąca ich najnowsze wydawnictwo nie jest przypadkowa, bo zawartość tego albumu to czysty oldschool. Grupa doskonale szarżuje pomiędzy technicznym thrash metalem i technicznym death metalem (chociaż tego pierwszego jest tutaj zdecydowanie więcej) nie obawiając się nawiązań do największych klasyków wspomnianych gatunków. Tempo jakie narzucili sobie muzycy na tym wydawnictwie jest iście mordercze, szybkie riffy, galopująca bez ustanku perkusja i wokalista próbujący za tym wszystkim nadążyć. Wspaniała płyta, w której klimat wsiąka się momentalnie - czysta wściekłość zamknięta w niemal 30 minutach muzyki.

Knocked Loose - You Won't Go Before You're Supposed To
(metalcore/beatdown hardcore)
Data premiery: 10.05.2024
Spotify / Bandcamp

Sięgając po najnowszy album Knocked Loose byłem przekonany, że ta kapela gra od wielu, wielu lat, a "A Different Shade of Blue" (2019) towarzyszy mi od bardzo dawna. A tymczasem okazuje się, że w maju zaprezentowali dopiero swój trzeci pełny materiał. I bez zbędnego przedłużania - "You Won't Go Before You're Supposed To" to prawdziwa metalcore'owa bestia. Długo trzeba było czekać na tę płytę, bo aż 5 lat, ale było warto. Często wracam do "A Different Shade of Blue" i czuję, że podobnie będzie się miała sprawa z najnowszą płytą Knocked Loose. Nie chcę mówić, że grupa odnalazła swój unikalny styl i go rozwija, bo nie do końca tak jest. Bo nie ma niczego niezwykłego w twórczości tej amerykańskiej grupy. Po prosty doskonale rozwijają patenty metalcore'owe i łączą je z beatdown hardcore, kładąc duży nacisk na intensywność materiału, energiczność kawałków i swoistą surowość przy (jednak) nowoczesnym brzmieniu. Czy to unikalny styl? Raczej nie, chociaż odpalając pierwszy raz "You Won't Go Before You're Supposed To" poczułem się jak w domu. Świetna płyta i godny następca "A Different Shade of Blue".

Lucifuge - Hexensabbat
(blackened thrash metal/heavy metal/black'n'roll)
Data premiery: 24.05.2024
Spotify / Bandcamp

Lucifuge nikogo nie oszukują - to co widzicie na okładce ich albumu zawsze znajdziecie w jego zawartości. Potężny barbarzyńca w rogatym hełmie i najczęściej z toporem w łapie pojawił się pierwszy raz na grafice zdobiącej ich płytę "Infernal Power" (2021). Od tamtej pory jest to element nieodłączny ich wydawnictw. W maju grupa zaserwowała swój szósty pełny materiał studyjny, na którym znaleźć można barbarzyńsko brzmiącą mieszankę blackened thrash metalu zmieszanego z heavy metalem i speed metalem. Jest szybko, surowo i do przodu. Kapela nie bierze jeńców, nie ogląda się za siebie, mknie przed siebie niczym ich rogaty barbarzyńca wymachując przy tym na oślep potężnym toporem. Surowizna, której trudno się oprzeć. Jedynym minusem "Hexensabbat" jest czas jej trwania, to 40 minut mija błyskawicznie, ale przecież nic nie stoi na przeszkodzie, żeby odpalić płytę ponownie.

Mad Hatter - Oneironautics
(melodic power metal)
Data premiery: 24.05.2024
Spotify

Nigdy nie szalałem za szwedzką grupą Mad Hatter. Ich dwa dotychczasowe albumy nie był mnie w stanie do siebie przekonać. I przy okazji albumu "Oneironautics" wróciłem do dwóch wcześniejszych płyt tej grupy i nadal nic. Natomiast trzeci materiał Szwedów zainteresował mnie już podczas pierwszego odsłuchu. Jest tutaj zarówno coś dla fanów Edguy (głównie forma wokali), jak i partie klawiszowe, które jednoznacznie kojarzą mi się z twórczością szwedzkiej Narnii. Nie brakuje też staroszkolnego power metalu w tej bardziej melodyjnej formie. Chociaż nie jest to granie utrzymane w takiej cukierkowej happy metalowej atmosferze jak to ma miejsce w przypadku Freedom Call. Ogólny obraz trochę zaburza praca klawiszy, które poza Narnią kojarzyć się mogą bardziej z fińską sceną (tam nigdy nie szczędzą klawiszy nawet w bardziej ekstremalnych odmianach metalu). Czasami na nowej płycie Mad Hatter można trafić na dziwne melodie, które nie do końca mnie przekonywały (jak w kawałku "The Witches Of Blue Hill"), ale mimo kilku mankamentów znajdujących się na tej płycie ciągnęło mnie do ponownego odpalania "Oneironautics". Czy nazwałbym tę płytę "guilty pleasure"? Chyba jednak tak. Dla fanów melodyjnego i przebojowego metalu pozycja obowiązkowa.

Red Rot - Borders Of Mania
(experimental death metal/progressive sludge metal)
Data premiery: 17.05.2024
Spotify / Bandcamp

Nowa płyta Red Rot dość szybko wpadała mi w ucho, chociaż przeglądając oceny "Borders Of Mania" w sieci zacząłem sobie zdawać sprawę, że jestem w mniejszości. Poskutkowało to tylko tym, że poświęciłem temu wydawnictwu nieco więcej czasu...próbując się przekonać, że być może ta płyta wcale nie powinna mi się podobać. A jednak się nie udało. "Borders Of Mania" to drugie pełne wydawnictwo włosko-amerykańskiej kapeli, która w swoim graniu łączy death metal z progresywnym sludge metalem. Kawałki są utrzymane w szybkich tempach, mnóstwo w nich energii, ale nie brakuje też gniotących elementów. Słychać też w warstwie instrumentalnej pewną fascynację dissonant death metalem. Różnorodny album i bardzo zachęcający do częstych powrotów.

Riot V - Mean Streets
(heavy metal/hard rock)
Data premiery: 10.05.2024
Spotify

Nie jestem specjalistą od Riot V, a tym bardziej od Riot. Tak, zdaję sobie sprawę z tego, że to absolutny klasyk, i może też dlatego do "Mean Streets" podchodziłem bardzo ostrożnie. Wszak Riot zaczynali swoją karierę w 1975 roku i chociaż nie ma w szeregach tej grupy już nikogo z oryginalnego składu, to jednak muzycy tworzący Riot V muszą się zmagać z piętnem heavy metalowej legendy. I słuchając ich najnowszej płyty odniosłem wrażenie, że radzą sobie z tą presją zaskakująco dobrze. Stylistycznie nie ma tutaj zaskoczenia, bo kapela postawiła na klasyczną mieszankę heavy metalu i hard rocka. Zawarte na "Mean Streets" kawałki noszą w sobie sporą dawkę staroszkolnego grania, nie stroniącą od charakterystycznej przebojowości i swoistej lekkości. Naprawdę ciężko się oprzeć tej płycie, a wokale Todda Michaela Halla są wręcz doskonałe.

Rotting Christ - Pro Xristou
(melodic black metal/melodic death metal)
Data premiery: 24.05.2024
Spotify / Bandcamp

Już trochę nie pamiętam, jakie wrażenie zrobił na mnie album "Heretics" (2019), który jest bezpośrednim poprzednikiem "Pro Xristou". Ale ewidentnie nie jest to materiał, do którego chętnie wracam - bo myśląc o Rotting Christ raczej sięgam po "Rituals" (2016). I po sporej ilości rund w towarzystwie "Pro Xristou" odnoszę wrażenie, że stylistycznie jest to materiał bardzo bliski wspomnianej płycie z 2016 roku. Bracia Tollis przy okazji nowego wydawnictwa jakby z premedytacją uderzyli w sprawdzony patent, który przy okazji "Rituals" pozwolił im zdecydowanie szerzej zaistnieć na scenie metalowej - i mam tutaj na myśli fakt, że wspomniany materiał jest po prostu dużo bardziej przystępny dla "niedzielnego" fana metalu niż ich wcześniejsze dokonania. Podobnie jest z "Pro Xristou", chociaż nie jest to już tak dobrze wyważony materiał, jak ten wspomniany przed chwilą. Fani starego Rotting Christ raczej nie mają już tutaj czego szukać, kapela się zmieniła, poszła w nieco innym kierunku. Chociaż ta mieszanka symfonicznego black metalu z gothic metalem i folkowymi elementami nadal brzmi bardzo atrakcyjnie, a bracia Tollis zdają się czuć w tych klimatach jak "ryby w wodzie".

Saidan - Visual Kill: The Blossoming of Psychotic Depravity
(black metal/melodic black metal)
Data premiery: 24.05.2024

Patrząc na okładkę, tytuł oraz nazwę kapeli można by przypuszczać, że to jakiś japoński j-rock, ewentualnie visual kei (tym bardziej patrząc na grę słów w tytule płyty). A jednak za szyldem Saidan kryje się dwóch amerykańskich muzyków lubujących się w japońskim kinie grozy i black metalu. I chociaż brzmienie ich najnowszego materiału sugeruje najciemniejsze piwnice norweskich black metalowych domostw, to jednak stylistycznie grupa orbituje bardziej wokół melodic black metalu...o brzmieniu raw black metalu. Ma to swój nieodparty urok, który Saidan potwierdzają nie tylko na "Visual Kill: The Blossoming of Psychotic Depravity", ale też na swoich wcześniejszych płytach, do których sprawdzenia bardzo zachęcam.

Sebastian Bach - Child Within The Man
(hard rock/heavy metal)
Data premiery: 10.05.2024
Spotify

Skid Row niedawno udowodnili, że istnieje życie bez Sebastiana Bacha, a teraz Sebastian Bach udowadnia, że istnieje życie bez Skid Row. I tak, wiem, że Sebastian Bach opuścił Skid Row w 1997 roku, co nie zmienia faktu, że był niezwykle ważnym punktem we wspomnianej grupie, która to właśnie z nim na wokalu święciła największe triumfy. W maju Sebastian Bach zaprezentował swój czwarty pełny solowy materiał, na który jego fani musieli poczekać aż 10 lat. Ale zdecydowanie było warto, bo "Child Within The Man" brzmi jak absolutny klasyk. Wokalista obraca się na tej płycie w klimatach, w których czuje się najlepiej, czyli hard rock/heavy metal, czasami glam metal. Sporo tutaj potencjalnych hitów, które wręcz rozsadzają energią. Świetny materiał zarówno dla starszych fanów wokalu Sebastiana Bacha, jak i dla młodszych odbiorców, którzy tego muzyka znają tylko z opowieści swoich starszych kolegów.

SIG:AR:TYR - Citadel Of Stars
(atmospheric/pagan black metal/viking metal)
Data premiery: 31.05.2024

Trochę się wzbraniałem przed słuchaniem najnowszej płyty Sig:Ar:Tyr, a z drugiej strony coś mnie do niej ciągnęło i niemal na każdym kroku wpadałem na single promujące album "Citadel Of Stars". Wzbraniałem się głównie dlatego, że gdzieś trafiłem na otagowanie Sig:Ar:Tyr jako folk metal/black metal. To trochę nie na moje nerwy, żeby słuchać fujarek w połączeniu z black metalem. A jednak prześladujący mnie singiel odpaliłem, a niedługo później wpadłem również we wnyki "Citadel Of Stars". Jak się okazało folk metalu jako takiego tutaj nie uświadczyłem, za to jest bardzo dobrze brzmiąca i różnorodna mieszanka atmospheric black metalu, viking metalu (w tym zdecydowanie ciekawszym wydaniu) i pagan black metalu (stąd pewnie to łączenie Sig:Ar:Tyr z folk metalem). Klimat zawartej na tym wydawnictwie muzyki jest niesamowity. Doskonałe wyważenie ciężaru, melodyjności, mistycznej atmosfery i pewnej dozy barbarzyństwa. Jest w tym wydawnictwie coś, co mnie niesamowicie przyciąga i nie pozwala mi się od niego oderwać. A to już piąta płyta tego projektu dowodzonego przez Daemonskalda, a wcześniejsze pozycje z ich dyskografii nie ustępują ich najnowszemu wydawnictwu.

Swampbeast - Offering Of Chaos, Lamenting In The Blood Of Man
(death metal/death doom metal/crust)
Data premiery: 31.05.2024

Nie natknąłem się do tej pory na twórczość amerykańskiej kapeli Swampbeast, ale coś mnie przyciągnęło do sięgnięcia po ich drugi album studyjny. Płyta o dość obszernym tytule "Offering Of Chaos, Lamenting In The Blood Of Man" oferuje bardzo atrakcyjnie podaną mieszankę death doom metalu o crustowym brzmieniu. Jest ciężko, muzyka gniecie jak trzeba, instrumentaliści potrafią doskonale balansować pomiędzy death doom metalowym walcowaniem, a szybszymi bardziej death metalowymi tempami. Crustowe, czy wręcz szwedzkie brzmienie całości dopełnia ten obraz. Swampbeast zaserwowali materiał, który szybko wpada w ucho, bo nie brakuje tutaj naprawdę atrakcyjnych brzmieniowo motywów, ale też przytłacza zarazem wciągając bez reszty. Jest zarówno szybko, energicznie, ale też ciężko i walcowato. Tę ciasną przestrzeń pięknie dopełniają przestrzenne wokale, które brzmią jakby dochodziły z samych czeluści piekieł.

The Troops Of Doom - A Mass To The Grotesque
(thrash metal/death metal)
Data premiery: 31.05.2024
Spotify / Bandcamp

Gdzieś w sieci przeczytałem, że "A Mass To The Grotesque" to najlepsza płyta Sepultury od lat. I przyznam, że trochę mnie to zaciekawiło, bo chociaż ostatnie dwa wydawnictwa tej grupy kompletnie mnie nie obeszły, to od czasu do czasu lubię wrócić do "Machine Messiah" (2017) - ostatnio raczej rzadziej niż częściej. No dobra, ale gdzie w The Troops Of Doom ten element łączący tę kapelę z Sepulturą? Otóż jest nim osoba Jairo Guedza, muzyka, który w latach 1985-1987 odpowiadał za gitarę prowadzącą w Sepulturze. Jak widać ten dość krótki okres czasu wystarczył, żeby Guedz przesiąknął klimatem wspomnianej legendy death/thrash metalu. I The Troops Of Doom stylistycznie poruszają się po tych samych torach eksplorując mieszankę thrash i death metalu - podaną w zależności od numeru w różnych proporcjach. Ale zaryzykuję stwierdzenie, że dominuje tu thrash metal, a death metalu znajdziecie tutaj w śladowych ilościach. Czy faktycznie jest to "najlepsza płyta Sepultury od lat"? Jest to bardzo prawdopodobne, zwłaszcza biorąc po uwagę, że kompletnie nie pamiętam zawartości "Quadra" (2019) ani "Sepulquarta" (2021). W związku z tym jestem w stanie zaryzykować, że w tym stwierdzeniu jest sporo prawdy.

Ufomammut - Hidden
(stoner/sludge/doom metal/heavy psych)
Data premiery: 17.05.2024
Spotify / Bandcamp

Żeby nie powtarzać ciągle tej samej sentencji, to powiem tylko tyle, że na granie jakie proponuje Ufomammut do niedawna miałem silną alergię. Ale jako, że już zdążyłem się odczulić, to po "Hidden" sięgałem z lekkim sercem. I chociaż nie zdążyłem jeszcze przekonać się do stonera, czy też stoner doom metalu na tyle, żeby sprawdzać dyskografie najważniejszych aktualnie kapel realizujących się w tych gatunkach, to po nowości staram się jednak sięgać. Mam wrażenie, że twórczość kapeli Ufomammut omijam od bardzo dawna, ale nie wiedziałem, że trwało to tak długo, bo "Hidden" to jedenasty studyjny materiał tej grupy, która debiutowała w 2000 roku. Czyż to nie zrządzenie losu, że chowałem się przed twórczością tej kapeli, a odnalazła mnie dopiero płyta zatytułowana "Hidden"? Praktycznie od pierwszych dźwięków zawartych na tym albumie czułem z nim pewną więź. I nie wiem, czy to kwestia tego kosmicznego klimatu, mojej lekkiej fascynacji heavy psych, czy po prostu wszystkich elementów składających się na najnowszy materiał Ufomammut. Wręcz błyskawicznie dałem się wciągnąć w ten klimat, kawałki chociaż formalnie dość obszerne wcale takie mi się nie wydają, gdy obcuję z tą płytą. Kto wie, czy to nie jest też dobry moment, żebym jednak sprawdził wcześniejsze płyty tej grupy? Może te bardziej utrzymane w klimacie heavy psych niż "Hidden", chociaż naprawdę niczego temu materiałowi zarzucić nie mogę. Klimat tego wydawnictwa jest wręcz obłędny.

⭐Uncle Acid & The Deadbeats - Nell' ora blu
(psychodelic rock/horror synth/heavy psych)
Data premiery: 10.05.2024

Zawsze stroniłem od muzyki Uncle Acid & The Deadbeats mając przekonanie, że to nie jest granie dla mnie. Ale zaintrygowany okładką i tytułem nowej płyty postanowiłem w końcu zmierzyć się z twórczością tej grupy. I w ten nowy materiał wsiąkłem niczym woda w gąbkę. "Nell' ora blu" okazał się być ścieżką dźwiękową do nieistniejącego filmu giallo. Utwory utrzymane w stylu psychodelicznego rocka i heavy psych okraszane są dialogami w języku włoskim, co jeszcze bardziej podbija klimat tego wydawnictwa. W maju wałkowałem zawartość "Nell' ora blu" do upadłego i chociaż ten album to taki rodzynek w twórczości Uncle Acid & The Deadbeats (w sensie, że to materiał mocno różniący się od ich dotychczasowych dokonań) to przekonałem się też do ich wcześniejszych płyt. Nie wgniotły mnie w fotel tak bardzo jak "Nell' ora blu", ale na pewno dam im jeszcze niejedną szansę. A tymczasem najnowsze dzieło Uncle Acid & The Deadbeats jako kolejny album w tym roku wędruje na listę poważnych kandydatów do topki 2024 roku.

Unearthly Rites - Ecdysis
(death metal)
Data premiery: 03.05.2024

Dość ascetyczna, a zarazem bardzo oddająca klimat zawartości muzycznej grafika zdobi debiutancki materiał fińskiej grupy Unearthly Rites. "Ecdysis" to pierwszy pełny studyjny album tej formacji, która została uformowana w 2020 roku. Niepokojące i przytłaczające niemal dwuminutowe intro "Hellscape" doskonale wprowadza w klimat tego wydawnictwa. Muzyka zaklęta na debiucie Unearthly Rites sprawia wrażenie dusznej, pierwotnej i złowieszczej. Ta niepokojąca, a zarazem przyciągająca swoją szkaradnością atmosfera ciągnie się tutaj od wspomnianego instrumentalnego wstępniaka aż do samego końca. Surowe i dudniące brzmienie jeszcze dodatkowo zagęszcza już i tak duszne granie. Doomowe tempa, w jakich utrzymane są kompozycje znajdujące się na "Ecdysis" również dokładają swoją cegiełkę. Debiut Finów to bezlitosny walec, który zrównuje wszystko z ziemią i robi to pławiąc się w trujących oparach, które nie pozwalają na chociażby jeden haust świeżego powietrza.

Unholy Swarm - Exterminator
(crossover thrash metal/crust/hardcore)
Data premiery: 24.05.2024
Spotify / Bandcamp

Na Unholy Swarm trafiłem z polecenia kolegi, który twierdził, że to dobre granie i powinno mi się spodobać. I jak się okazało miał rację. Grupa w 2021 roku została przemianowana z Bone Stripper na Unholy Swarm i dopiero w maju 2024 zaprezentowała swój pierwszy pełny materiał. "Exterminator" to album dość krótki, bo trwający zaledwie 24 minuty. Ale przy takiej intensywności kawałków, ich strukturze i stylistyce, w jakiej porusza się kapela to zdecydowanie wystarczy. Tym bardziej, że jak zwykle krótka forma płyty tylko dodatkowo zachęca do większej ilości obrotów. Unholy Swarm poruszają się po dobrze znanych i porządnie przetartych szlakach, które jednak zawsze okazują się być bardzo atrakcyjne. A mam tutaj na myśli mieszankę crossover thrash metalu, crust punka i hardcore'a. To nie pierwszy raz, gdy crust punk dobrze się zgrywa z metalem, to wręcz sprawdzona formuła, która zawsze daje dobry wynik. A gdy dołożyć do tego hardcore, to wspomniana mikstura dostaje jeszcze większego kopa.

Unleash The Archers - Phantoma
(heavy/power metal)
Data premiery: 10.05.2024
Unleash The Archers to kapela pułapka, kilka lat temu odpalając ich płytę "Apex" (2017) spodziewałem się nietuzinkowej mieszanki melodic death metalu i power metalu, a tymczasem dostałem power metal z żeńskim wokalem i czasami pojawiającymi się harshami. Jednak efekt zawodu trwał tylko chwilę, bo zawartość "Apex" to był po prostu strzał w 10. "Abyss" (2020) już tak mocno mnie nie wciągnął i po kilku obrotach lekko obrażony wróciłem do słuchania "Apex". Obawiałem się, że z "Phantoma" będzie podobnie. I z początku trochę kręciłem nosem, ale z każdym kolejnym numerem nowy album tyko zyskiwał, tym bardziej, że każdy z zawartych tutaj kawałków sprawiał wrażenie znajomego. Unleash The Archers chociaż pozornie sprawia wrażenie kapeli, która niczym się specjalnie nie wyróżnia, to jednak wypracowała sobie dość unikalny styl. Nie wiem, czy to zasługa instrumentalistów, czy też doskonałych wokali Brittney Slayes, która perfekcyjnie operuje swoim głosem i nie wpada w pułapki, w które wpada wiele wokalistek próbujących swoich sił w power metalu. Może "Phantoma" to nie jest materiał odkrywczy, może nie zaskoczy fanów dotychczasowych wydawnictw Unleash The Archers, ale to płyta, do której chce się wracać. Jest moc, jest melodia, jest przebojowość, ale też zadziorność i nieszablonowość.

Vale Of Pnath - Between The Worlds Of Life And Death
(symphonic black metal/technical death metal)
Data premiery: 24.05.2024

Nie znałem wcześniej kapeli Vale Of Pnath, ale mam wrażenie, że nie mogłem trafić na lepszy moment z poznaniem tej grupy. Głównie dlatego, że 3/4 jej składu to aktualni muzycy formacji Abigail Williams - w tym Ken Sorceron, czyli lider wspomnianej kapeli, którą bardzo lubię od momentu, w którym pierwszy raz usłyszałem płytę "In the Absence of Light" (2010). Podobno Vale of Pnath do niedawna grali techniczny death metal. I trochę z tego im zostało, bo "Between The Worlds Of Life And Death" nosi pewne znamiona tego gatunku. Jednak wiodącą stylistyką na tym materiale jest symfoniczny black metal, czasami przechodzący w symfoniczny death metal - które to gatunki, jak się okazuje świetnie się z technicznym death metalem uzupełniają. Słuchając tej płyty w mojej głowie pojawiały się dwie formacje - SepticFlesh i Fleshgod Apocalypse (chociaż nie znajdziecie na "Between The Worlds Of Life And Death" odwołań do muzyki klasycznej). Zawartość trzeciej studyjnej płyty Vale Of Pnath to bardzo dobry death/black metalowy łomot solidnie przyprawiony symfonicznymi elementami. Nie jest to granie odkrywcze, ale bardzo satysfakcjonujące i jednak mam wrażenie, że nieco świeższe niż płyty SepticFlesh wydane po "The Great Mass" (2011) (chociaż bardzo je lubię).

⭐Vredehammer - God Slayer
(death/black metal)
Data premiery: 24.05.2024
Spotify / Bandcamp

Nie wiem, jak to się wydarzyło, że nigdy nie dałem się wciągnąć w muzykę Vredehammer. I chociaż patrząc na okładki wcześniejszych płyt tego projektu to one zawsze były gdzieś obok mnie, gdzieś mi się przewijały, ale przechodziłem obok nich obojętnie. I jak się okazuje niesłusznie. Aktualnie za Vredehammer odpowiada Per Valla, który odpowiada na "God Slayer" niemal za wszystkie elementy, jedynie na perkusji wspiera go Nils "Dominator" Fjellström. Po odpaleniu najnowszej płyty Vredehammer byłem zachwycony, to granie idealnie skrojone pode mnie. Nie znalazłem tutaj żadnego słabszego kawałka, czy chociażby słabszego momentu wewnątrz kompozycji. "God Slayer" zaczyna się epicko, wręcz filmowo, a później następuje death/black metalowa nawałnica, która ustaje dopiero z wybrzmieniem ostatnich akordów "Obliterator", kawałka, który zamyka to wydawnictwo. Per Valla zaserwował bardzo intensywny materiał, który miażdży od pierwszej do ostatniej minuty. A jednocześnie niesie ze sobą całą masę klimatu z norweskich fiordów (momentami te klimatyczne wstawki kojarzą mi się z dokonaniami Enslaved z ostatnich lat). Nie robi tego nachalnie, ta atmosfera pojawia się samoczynnie i doskonale wpasowuje się w tę death/black metalową jazdę. Będąc zachwycony najnowszym wydawnictwem Vredehammer nie omieszkałem też sprawdzić poprzednich płyt i wciągnąłem się w nie równie mocno, co w "God Slayer". A najnowsze dzieło, za które odpowiada Per Valla trafia do elitarnego grona wydawnictw, które będą miały swoje pewne miejsce w topce 2024 roku.

⭐Warrior - Hate Maelstrom
(black metal)
Data premiery: 31.05.2024
Spotify / Bandcamp

O istnieniu szwedzkiej kapeli Warrior dowiedziałem się zupełnie przypadkowo, za sprawą promowanego posta odnośnie ich nowego wydawnictwa, który przewinął mi się na facebooku. Jako, że wówczas jeszcze "Hate Maelstrom" nie był dostępny to złapałem się za odsłuch ich debiutanckiego albumu "Instruments of Death" (2021). Cóż to była za uczta, staroszkolny black metal o piwnicznym brzmieniu, pozbawiony ozdobników, czy symfonicznych wybiegów. Niedługo później okazało się, że "Hate Maelstrom" miał swoją premierę ostatniego dnia maja (to o tej płycie wspominam we wstępie), więc czym prędzej zabrałem się za odsłuch i okazało się, że jego zawartość jest równie czarująca jak debiutanckiego wydawnictwa Warrior. Szwedzi serwują brudny, ciężki, mknący do przodu i bardzo staszokolny black metal. Klimatyczna okładka zdobiąca najnowszą płytę Warrior doskonale oddaje barbarzyńską atmosferę, która dominuje na tym wydawnictwie. Jeżeli podobnie jak ja nie znaliście do tej pory szwedzkiego Warrior to polecam nie tylko sięgnąć po "Hate Maelstrom", ale również po ich debiutancki materiał "Instruments of Death" z 2021 roku. A jeżeli znacie już Warrior, to nie muszę was do niczego namawiać, sami wiecie co robić.

Whoredom Rife - Den Vrede Makt
(black metal)
Data premiery: 31.05.2024
Spotify / Bandcamp

Chociaż grupa Whoredom Rife w maju zaprezentowała dopiero swój czwarty studyjny materiał, to uważam tę formacje za absolutnego klasyka. "Den Vrede Makt" to kwintesencja norweskiego black metalu - zresztą podobnie mógłbym powiedzieć o każdym z wcześniejszych wydawnictw tej grupy. W związku z tym zaskoczenia przy najnowszej płycie kapeli dowodzonej przez Vyla nie było - ale to oczywiście nie zarzut, bo po co zmieniać coś, co już jest niemal idealne? Whoredom Rife ponownie uderzają w staroszkolne black metalowe klimaty godnie reprezentując skandynawskie tradycje tego gatunku. Jest szybko, energicznie, ale też klimatycznie i jak zwykle z pełną klasą. Tej płycie nie tylko warto dać szansę, ale wręcz trzeba jej posłuchać (najlepiej kilka razy z rzędu), a później zagłębić się w nie mniej przyjemną dla ucha dyskografię Whoredom Rife i w zadumie kontemplować cudowność norweskiej szkoły black metalu.

Young Acid - Murder At Maple Mountain
(garage rock/alternative rock/stoner rock)
Data premiery: 31.05.2024
Spotify / Bandcamp

Wokalista Arvid Jonsson działa na mnie niczym magnes. Uwielbiam go w Greenleaf, ale to muzyk, który ostatnio aktywnie działa również w innych projektach. Nie tak dawno...no dobra, w 2021 roku można było cieszyć uszy debiutancką płytą Sleep Moscow zatytułowaną "Of The Sun". Jakiś czas temu Greenleaf zaprezentowali nowy singiel zapowiadający ich następny materiał. A tymczasem swoją premierę miał debiutancki materiał grupy Young Acid noszący tytuł "Murder At Maple Mountain", na której to płycie na wokalu można usłyszeć właśnie Arvida Jonssona. Stylistycznie Young Acid są zarówno daleko, jak i blisko Greenleaf - na pewno bliżej im do Greenleaf niż do Sleep Moscow. Grupa lawiruje pomiędzy stoner rockiem, garage rockiem i alternative rockiem - chociaż to te dwa pierwsze mają tutaj największe znaczenie. Sporo na tej płycie rock'n'rolla, dużo luzu i przebojowości, ale brzmienie jest już bardzo zbieżne z tym, które kojarzy mi się z Greenleaf. Bardzo przyjemny materiał, lekki i odświeżający, chociaż kapeli zdarza się od czasu do czasu sypać piachem po oczach.

Bonus:

Priest - Dark Pulse
(synthpop/ebm)
Data premiery: 31.05.2024
Spotify

Od czasu koncertu Priest w warszawskim klubie Hydrozagadka nie mogę się uwolnić od ich muzyki. I chociaż przeważnie odpalam debiutancki "New Flesh" (2017) to lubię wszystkie wydawnictwa tego projektu łączącego synthpop i ebm (czasami z naciskiem na ebm). "Dark Pulse" zapowiadał się dobrze, chociaż single nie porywały mnie tak jak największe przeboje Priest. Ale z drugiej strony ciężko odmówić czegoś takim numerom jak "Burning Love", czy "Black Venom". Obydwa te kawałki noszą w sobie ogromną dawkę przebojowości i niepokojący klimat ebm. Ale jednak podczas pierwszych odsłuchów trzymałem się trochę na dystans, przy niektórych utworach mocno kręcąc nosem. Ale warto zauważyć, że muzyka Priest zdecydowanie lepiej działa na żywo, słuchanie jej z płyty to fajna sprawa, ale dopiero podczas koncertów te kawałki zyskują prawdziwą moc. Podobnie pewnie będzie z utworami zawartymi na "Dark Pulse". I mimo tego, że są tutaj jedna, czy dwie kompozycje, które nawet po wielu odsłuchach mi nie pasują, to na żywo mogą wybrzmieć zdecydowanie lepiej. Album "New Flesh" nadal nie został pobity, ale nowa płyta jakościowo trzyma się na poziomie wydanego w 2022 roku "Body Machine".

Rope Sect - Estrangement
(post-punk/deathrock/goth rock)
Data premiery: 17.05.2024
Spotify / Bandcamp

W maju swoją drugą płytę studyjną zaprezentowała niemiecka kapela Rope Sect, która w swojej twórczości łączy elementy post-punka, deathrocka i okrasza to wszystko gotyckim klimatem. Na "Estrangement" czekałem tym bardziej, że single sugerowały, że to będzie nieco inna płyta niż debiutancki "The Great Flood" (2020). I faktycznie tak jest, bo post-punk został przez muzyków zepchnięty nieco na tor boczny. Jest też inne brzmienie, jakby bardziej klarowne, a utwory są żwawsze i...bardziej przebojowe? Chociaż ciężko też odmówić specyficznej przebojowości numerom znajdującym się na "The Great Flood". Na "Estragement" czuć jednak jakąś taką większą otwartość kapeli na dotarcie do szerszego grona odbiorców, może to właśnie kwestia brzmienia, a może wysunięcia na front gothic rocka i deathrocka? Ciężko powiedzieć i dziwnie jest porównywać najnowszy album Rope Sect do tego sprzed czterech lat, bo chociaż jest to nadal ta sama kapela, to ewidentnie tym razem muzycy położyli akcenty na zupełnie inne elementy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz