czwartek, 11 stycznia 2024

Podsumowanie roku 2023 #1

Zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami podsumowanie 2023 roku podobnie jak w 2021 i 2022 będzie podzielone na dwie części. W pierwszej znajdziecie aż 11 kategorii, a w każdej z nich po trzy pozycje - zaskoczenia, odkrycia, debiuty, rozczarowania, itp. Dodatkowo w tym roku doszły dwie kategorie dotyczące koncertów. Oczywiście pamiętajcie, że selekcja była subiektywna i zwłaszcza w przypadku tych dwóch nowych kategorii doszły jeszcze emocje, które towarzyszyły mi podczas występów na żywo. W drugiej części podsumowania znajdziecie Top 30 2023 roku oraz Top 10 2023 dotyczące płyt "niemetalowych".


Największe zaskoczenie

Podsumowanie 2023 zaczynam od największych dla mnie zaskoczeń minionego roku. Cóż tu można znaleźć? Wyselekcjonowałem trzy nowe wydawnictwa kapel, które nigdy do mnie nie trafiały, albo miało bardzo długi przestój z dostarczaniem dobrych jakościowo materiałów.

Go Ahead And Die - Unhealthy Mechanisms
(death metal/thrash metal/groove metal)
Data premiery: 20.10.2023

Już dawno temu skreśliłem Maxa Cavalerę, którego tolerowałem tylko w projekcie Killer Be Killed, ale to też głównie dlatego, że był on nieźle maskowany przez pozostałych członków kapeli. I nie wiem, czy to kwestia tego, że Max był przez ostatnie lata w kiepskiej formie, czy może tego, że brał się za zbyt wiele projektów (a może te dwa elementy są ze sobą nierozerwalnie połączone), ale gdy widziałem w składzie nazwisko "Max Cavalera" to wiedziałem, że mogę się szykować na kiepski materiał. I z takim też założeniem sięgnąłem po drugą płytę Go Ahead And Die, pierwsza nie zrobiła na mnie ani pozytywnego, ani negatywnego wrażenia, po prostu gdzieś mi utonęła wśród tych wszystkich projektów, w których brał udział Cavalera. A tymczasem "Unhealthy Mechanisms" okazał się być materiałem może nie odkrywczym, ale niesamowicie energetycznym, wręcz punkowym chociaż na wskroś metalowym. Nie ma tutaj tej mechanicznej powtarzalności, z której słynęły ostatnie wydawnictwa, które wyszły spod ręki Maxa. Z drugiej strony muzyk nie odkrywa tutaj niczego nowego, bo jest to mieszanka death, thrash i groove metalu...a jednak jest świeżo. Ogromne zaskoczenie i może jednak ten Max Cavalera wcale jeszcze się nie skończył? (kolejny dowód to nagrane przez niego i Igora na nowo dwie epki "Morbid Visions" oraz "Bestial Devastation"). Dość często wracam do tej płyty, bo jednak jest tutaj czego słuchać i nie jest to mielenie w nieskończoność tego samego tylko obleczonego w innego koloru papierek (chociaż odnośników do Sepultury tutaj nie brakuje).

The Amity Affliction - Not Without My Ghosts
(melodic metalcore/post-hardcore)
Data premiery: 12.05.2023

Ostatnią płytą The Amity Affliction, do której regularnie wracam jest  "Let the Ocean Take Me" z 2014 roku. Późniejsze albumy Australijczyków to były wydawnictwa, które odrzucały mnie po pierwszym odsłuchu, ewentualnie nadawały się na kilka przesłuchań, ale dość szybko wpadały w otchłań zapomnienia (zresztą bardzo słusznie). Coś tam minimalnie drgnęło w 2020 roku przy okazji "Everyone Loves You... Once You Leave Them", ale też szybko odeszło w niepamięć. I po "Not Without My Ghosts" spodziewałem się tego samego - jeden, góra dwa przesłuchania i można iść do przodu szukać czegoś ciekawszego. Tymczasem ósma płyta The Amity Affliction okazała się zaskakująco dobra, kapela zepchnęła na drugi, albo nawet trzeci plan te dziwne alternative metalowe ciągoty (w których sidła wpadły chociażby Architects i Parkway Drive) i uderzyła znowu z mieszanką metalcore/post-hardcore. Takiego energicznego, melancholijnego i melodyjnego zrywu od Australijczyków oczekiwałem, ale nie spodziewałem się, że go jeszcze od nich dostanę. Na ten moment to mój drugi (zaraz za wspomnianym wcześniej "Let The Ocean Take Me") najczęściej słuchany album The Amity Affiction i cieszę się bardzo, że kapela opuściła limbo i wróciła do świata żywych, oby utrzymali ten poziom.

In Flames - Foregone
(melodic death metal/alternative metal)
Data premiery: 10.02.2023

Nie miałem szczęścia do In Flames, mój pierwszy kontakt z ich twórczością to był rok 2008 i płyta "A Sense of Purpose", która była kiepska, a później było tylko gorzej i gorzej. I chociaż po czasie sprawdziłem te wcześniejsze płyty Szwedów, to jednak nie byłem w stanie ich docenić wiedząc, jakie koszmarki nagrywali później. Widząc na horyzoncie "Foregone", czyli już czternasty pełny materiał In Flames trochę zacierałem ręce, bo liczyłem na słaby materiał, który idealnie nada się do zestawienia najgorszych płyt roku (którego jednak nie zrobiłem). I jednak coś poszło nie tak, jak oczekiwałem, bo "Foregone" to zaskakująco dobra płyta, która przywraca In Flames na prawidłowe tory melodic death metalowego grania, nowoczesnego, trochę czerpiącego z innych gatunków, ale jednak nadal jest to melodic death metal...który to gatunek w ostatnich latach jakoś Szwedom się nie mieścił na płytach. Jest tutaj zarówno ciężko, jak i melodyjnie, nie brakuje śpiewanych refrenów, które jednak nie powodowały u mnie zgrzytania zębami i uczucia cukierkowości. Nie wiem, jak In Flames się to udało, ale nagle przypomnieli sobie jak grać dobrą muzykę i jak grać melodic death metal. Duże zaskoczenie, tym bardziej, że nic nie zwiastowało światełka w tunelu, którym okazał się album "Foregone".

Najlepszy powrót po latach

Są takie formacje, którym zdarza się zawiesić działalność i wrócić po latach ze świetnym materiałem, ale są też takie, które nie zawieszają działalności, ale na ich nowy album trzeba czekać około 10 lat. W muzyce jest to naprawdę długi okres i o takich kapelach spora część fanów zapomina, tym bardziej, że rynek muzyczny jest teraz wypchany po brzegi nowościami muzycznymi (wystarczy spojrzeć chociażby na przeglądy premier). Tutaj znajdziecie trzy wybrane przeze mnie wydawnictwa takich "powracających" kapel, które zrobiły na mnie największe wrażenie.

Saturnus - The Storm Within
(death doom metal/gothic metal)
Data premiery: 16.06.2023

Na nowy materiał duńskiej formacji Saturnus fani musieli czekać aż 11 lat, a biorąc pod uwagę fakt, że jakimś cudem przegapiłem ich dwie wcześniejsze płyty to czekałem na "The Storm Within" zdecydowanie dłużej. Gdy pierwszy raz spotkałem się z twórczością tej kapeli miałem bardzo krótki okres zachłyśnięcia się nieszablonowym doom metalem - wówczas też na potęgę mieliłem "Imprint" polskiej kapeli Nightly Gale. Ale stylistyka, w jakiej poruszali się Duńczycy odpowiadała mi zdecydowanie bardziej. Ten ponury klimat podbity death metalowymi elementami i dudniącym growlem robił na mnie ogromne wrażenie. I przy "The Storm Within" ta magia wróciła, bo Saturnus po bardzo długiej, ponad 10-letniej przerwie zaprezentowali monumentalne dzieło, na którym klimat jest gęsty jak smoła, ale jednocześnie czuć w tym pewną lekkość i melodyjność. Muzycy balansują na krawędzi doom metalu i death metalu dokładając do tego gotycką atmosferę. Po prostu nie da się przejść obok tego materiału obojętnie, prawdziwy majstersztyk.

Schizma - Upadek
(hardcore)
Data premiery: 17.02.2023

Na ósmy pełny studyjny materiał Schizmy trzeba było czekać aż 13 lat, przy tym należy wspomnieć, że ostatnią płytą była pozostawiająca trochę do życzenia "Whatever It Takes Whatever It Wrecks" (2010). Nie był to materiał, który mógłby kogokolwiek do Schizmy przekonać. Na szczęście "Upadek" to już zupełnie inna historia. Warto było tyle czasu czekać na tę płytę, bo mamy tutaj polską legendę hardcore w doskonałej formie. Dwanaście szybkich, energicznych, pełnych wściekłości numerów zagranych zgodnie z wszelkimi prawidłami gatunku i zamykających się w 34 minutach. Nowy materiał Schizmy udowadania, że polska scena hardcore nadal walczy, a stare wygi (wszak kapela działa na scenie od 1990 roku) nadal są w formie i nie zamierzają poddawać się bez walki.

Vomitory - All Heads Are Gonna Roll
(death metal)
Data premiery: 26.05.2023

Jako fan oldschoolowego death metalu nigdy nie przechodziłem obojętnie obok wydawnictw Vomitory (choć nigdy nie znajdowali się w czołówce moich ulubionych kapel). Szwedzi w 2013 roku, po 24 latach obecności na scenie zawiesili swoją działalność i nic nie zwiastowało tego, żeby mieli szybko wrócić. Ale jednak pojawiali się na chwilę, żeby zaraz znowu zniknąć. Powrócili w 2018 roku...ale na nowy materiał trzeba było poczekać jeszcze pięć lat. Pomiędzy "Opus Mortis VIII" a "All Heads Are Gonna Roll" jest 12 lat różnicy, a jednak po odpaleniu nowej płyty odniosłem wrażenie, jakby tej przerwy w ogóle nie było. Stylistyka pozostała niezmienna, czyli nadal mamy oldschoolowy death metal w szwedzkim wydaniu, sporo tutaj świetnych i energetycznych riffów. "All Heads Are Gonna Roll" gniecie jak trzeba, walcuje od samego początku do końca, miażdży kości i wypruwa flaki - czyli Vomitory w doskonałej formie.

Największe przeboje

Największe przeboje to z jednej strony "guilty pleasure", ale też nie zawsze. Nie ukrywam, że muzyka przebojowa, lekka, prosta i przyjemna potrafi mnie mocno wciągnąć. I idealnie takie granie sprawdza się na wypełnienie przestojów, w których po prostu nie mam już siły brnąć przez kolejne nowości płytowe, a tym bardziej przebijać się przez awangardowe wydawnictwa.

Deathstars - Everything Destroys You
(industrial gothic metal)
Data premiery: 05.05.2023

"Everything Destroys You" to nie jest najlepszy materiał Deathstars, do dwóch pierwszych płyt sporo brakuje. Ale też nie jest to ich najgorszy materiał, do "Night Electric Night" (2009) brakuje bardzo dużo. To taki album środka, który raczej przypomina o istnieniu tej formacji, niż ma możliwość przyciągnięcia tłumu nowych słuchaczy do twórczości tej grupy. A jednak spędziłem z "Everything Destroys You" bardzo dużo czasu w 2023 roku. Kawałki znam już na pamięć i słuchając tej płyty doskonale wiem, jaki dźwięk rozpocznie kolejny utwór. Jest w tym albumie jakaś magia, ale mam tutaj na myśli całość, a nie jako poszczególne kawałki, bo jednak poza otwierającym płytę "This Is" nie pamiętam tytułu żadnego innego zawartego tutaj utworu...a jednak ich treść znam na wylot. Deathstars tą płytą po raz kolejny udowodnili, że goth industrial metal przebojowością stoi, bo tej na najnowszej płycie Szwedów nie brakuje - choć jest to przebojowość specyficzna i obleczona w gotyckie szaty. Ta płyta to takie moje największe "guilty pleasure" z 2023 roku.

Crowne - Operation Phoenix
(melodic heavy metal/hard rock)
Data premiery: 20.01.2023

Szwedzka kapela Crowne w 2023 roku zaprezentowała swój drugi pełny materiał studyjny. I odpalając "Operation Phoenix" poczułem się, jakbym słuchał nie nowej płyty, ale albumu z cyklu "The Best Of...". Szwedzi chyba za punkt honoru przyjęli sobie, żeby nagrać płytę, która będzie wypełniona po brzegi przebojami utrzymanymi w stylistyce melodyjnego heavy metalu i hard rocka. To wydawnictwo, które już od pierwszego numeru czaruje świetnymi melodiami i błyskawicznie wpadającymi w ucho refrenami. Momentami kapela za bardzo zbliża się w rejony popu, ale kompletnie mi to nie przeszkadza w przypadku tak przyjemnej dla ucha płyty. Jeżeli tęskniliście za graniem w stylu Dynazty, czy Battle Beast, to czym prędzej sięgajcie po nową płytę Crowne, bo tutaj przebój goni przebój.

Voyager - Fearless In Love
(symphonic progressive metal/synthpop)
Data premiery: 14.07.2023

Jeżeli macie wątpliwość, czy australijska kapela Voyager potrafi tworzyć przeboje, to przypomnijcie sobie ich występ podczas konkursu Eurowizji w 2023, na którym zagrali kawałek "Promise". Niegdyś po prostu grająca progressive metal formacja już na poprzednim wydawnictwie uderzyła w bardziej przebojowe rejony - ciężko albumowi "Colours In The Sun" (2019) odmówić chwytliwości. Na zaprezentowanym w lipcu wydawnictwie "Fearles In Love" uderzyli w jeszcze bardziej przebojowe klimaty i włączyli do swojego repertuaru elementy synthpopu. Niestety na Eurowizji ze swoim numerem "Promise" zajęli dopiero 9 pozycję, ale jak dla mnie byli zwycięzcami, a ich nowa płyta to wręcz wybuchowa dawka przebojowego grania, dla którego nadal głównym filarem pozostaje progressive metal, ale już z całą masą dodatków i ozdobników. 

Największe odkrycie

Tutaj znajdziecie trzy pozycje, a raczej trzy kapele, które wydały w 2023 roku swoje nowe materiały, które zrobiły na mnie tak duże wrażenie, że mimo natłoku nowości płytowych zdecydowałem się przebrnąć przez całą ich dostępną dyskografię. I nie znajdziecie tutaj debiutantów.

Cloak - Black Flame Eternal
(gothic/black metal)
Data premiery: 26.05.2023

Cloak to amerykańska formacja w doskonały sposób łącząca gothic metal z black metalem. Od pierwszego odsłuchu klimat płyty "Black Flame Eternal" skojarzył mi się z miksem starego Moonspell z Tribulation. A gdy wszedł wokal, to już nie było odwrotu. Scott Taysom brzmi jakby był kuzynem Fernando Ribeiro (Moonspell) i Johannes Andersson (Tribulation). Klimat tego wydawnictwa jest po prostu obłędny. Mocno zachęcony zawartością "Black Flame Eternal" sięgnąłem też po wcześniejsze wydawnictwa Cloak i okazało się, że zarówno "To Venomous Depths" (2017), jak i "The Burning Dawn" (2019) to bardzo dobre wydawnictwa. Trochę im daleko do doskonałego "Black Flame Eternal", ale nie zmienia to faktu, że Cloak to jedno z moich największych odkryć 2023 roku.

Malokarpatan - Vertumnus Caesar
(black metal/heavy metal/speed metal/progressive rock)
Data premiery: 27.10.2023

W roku 2023 miałem okazję wysłuchać całą masę albumów wymykających się szufladkom, bardzo nieszablonowych. Jednym z takich był najnowszy materiał słowackiej grupy Malokarpatan. I chociaż słuchając tej płyty pierwszy raz czułem się bardzo zagubiony, to dość szybko wsiąkłem w ten niesamowity i niepodrabialny klimat. "Vertumnus Caesar" to album, którego trzeba koniecznie słuchać w całości, nie da się z niego wyciągnąć pojedynczych kawałków, to materiał niezwykle spójny i nierozerwalny. Zaintrygowany tym dziełem sięgnąłem też po wcześniejsze wydawnictwa Malokarpatan - ich dyskografia składa się z czterech pełnych płyt (włącznie z najnowszą). I dzieje się na nich jeszcze większe szaleństwo niż na "Vertumnus Caesar". Ich album z 2023 roku sprawia wręcz wrażenie najłatwiejszego w odbiorze i zarazem najprzyjemniejszego dla ucha. Ale jeżeli zawartość ich najnowszego dzieła was wciągnęła, to polecam sprawdzić i ich wcześniejsze dokonania, to będzie naprawdę niezwykła podróż.

Marianas Rest - Auer
(death doom metal/melodic death metal)
Data premiery: 24.03.2023

Zawsze gdzieś tam na horyzoncie majaczyła mi kapela Marianas Rest. I za każdym razem, gdy się do niej zbliżałem widziałem wielki szyld "DOOM METAL", który momentalnie sprawiał, że zmieniałem kierunek biegu na jakikolwiek inny niż w stronę tej formacji. W tym roku po sprawdzeniu klipu "Disease" promującego album "Auer" postanowiłem zmierzyć się z twórczością Marianas Rest. Odpalilem materiał, już trzymałem palec na przycisku "skip" i nie opuściłem go aż do końca płyty. Czwarta studyjna płyta tej fińskiej formacji okazała się dla mnie niesamowitym odkryciem. Wyszło na to, że doom metal nie jest takim jednostajnym monolitem, że można w ten gatunek tchnąć życie i zmieszać go z energetycznym melodic death metalem i wychodzi z tego prawdziwa perła w postaci "Auer". Szybko przekonałem się, że pozostałe wydawnictwa w dorobku Marianas Rest wcale nie odstają za bardzo jakościowo od zeszłorocznej nowości. Jeżeli macie uczulenie na doom metal i ten kojarzy wam się głównie z usypiającymi, powolnymi kawałkami, to polecam sprawdzić Marians Rest, pod odpaleniu "Auer" może nastąpić znaczący przełom.

Najlepszy polski album

Tutaj chyba wyjaśnienia nie potrzeba, to po prostu trzy najlepsze według mnie polskie albumy wydane w 2023 roku - kolejność przypadkowa (a może zamierzona?).

Wij - Przestwór
(proto metal/heavy metal/hard rock/doom metal)
Data premiery: 15.12.2023

Kapela Wij bardzo dobrze, a wręcz doskonale zaznaczyła swoją obecność na polskiej scenie metalowej/rockowej za sprawą swojego debiutanckiego albumu "Dziwidło" w 2021 roku. Na kontynuację tego wyczynu trzeba było trochę poczekać - z jednej strony dwa lata to niewiele, ale z drugiej mój głód na nową muzykę Wij był ogromny i tylko ciągle rósł. Chociaż temu oczekiwaniu towarzyszyła też niepewność, czy grupa będzie w stanie powtórzyć sukces debiutanckiej płyty? Łatwo się domyślić, skoro tutaj widzicie ten album, że wszystko poszło jak po maśle. Wij zaprezentowali nieco odmienny od debiutu materiał i chodzi tutaj zarówno o brzmienie, jak i sam klimat towarzyszący zawartym tutaj utworom. Na "Dziwidło" było jakoś bardziej okultystycznie i tajemniczo, tutaj jest ciężej, ale też jakby bardziej przebojowo i z przyjemnie fuzzującymi gitarami. Hitów na "Przestwór" nie brakuje, wręcz każdy z zawartych tutaj numerów to potencjalny metalowo-rockowy przebój. Kawałki są różnorodne, Maria aka Tuja Szmaragd jest w doskonałej formie wokalnej i w mistrzowski sposób dawkuje emocje za pomocą swojego głosu. I nie oszukujmy się, to ona prowadzi ten album, a instrumentaliści po prostu doskonale się z nią zgrywają. Świetna płyta, która mam nadzieję jeszcze bardziej niż "Dziwidło" odciśnie się na polskiej scenie metalowej/rockowej.

Schizma - Upadek
(hardcore)
Data premiery: 17.02.2023

Schizma pojawia się drugi raz w tym podsumowaniu, bo "Upadek" to nie tylko bardzo udany powrót po latach, ale przede wszystkim bardzo dobry materiał. Ósmy album legendarnej formacji z Bydgoszczy to niezwykle celny i mocny cios. "Upadek" z miejsca powinien trafić na listę największych hardcore'owych klasyków polskiej sceny muzycznej. Jest szybko, jest energicznie, wściekłość i agresja wylewa się z każdego zawartego tutaj numeru. Pozostaje mi mieć nadzieję, że w końcu uda mi się zobaczyć Schizmę z nowym materiałem na żywo...i oby to nie była ostatnia płyta tej żywej legendy polskiego hardcore'a.

Wieże Fabryk - Doskonały Świat
(post-punk/coldwave)
Data premiery: 01.04.2023

Gdy zobaczyłem, że pojawił się album "Doskonały Świat" to nie mogłem w to uwierzyć. Przed premierą tej płyty nie odnotowałem żadnych informacji, które by zapowiadały nadejście tego wydawnictwa. Poza tym poprzedni materiał kapeli Wieże Fabryk pojawił się w 2013 roku. A nowej płyty nawet nie musiałem odpalać, żeby wiedzieć, że to będzie jeden z najlepszych albumów tego roku. Na "Doskonały Świat" łódzka formacja udowadnia, że jest nadal najlepszą aktywnie działającą polska post-punkową kapelą. Najnowszy album Wież Fabryk nie powinien nikogo zaskoczyć, bo muzycy doskonale poruszają się w tej stylistyce i wiedzą, co i jak chcą grać. Zawartość tego wydawnictwa po prostu płynie i się nie zatrzymuje, niesamowity klimat, sporo melancholii skrywanej za atrakcyjnymi i transowymi dźwiękami.

Najlepszy polski debiut

Na naprawdę dobre debiuty muzyczne na polskiej scenie w 2023 roku nie można było narzekać, bo było ich całkiem sporo. Poniżej znajdziecie trzy weług mnie najciekawsze pozycje.

Ayahuasca - Amor Fati
(rock/post-punk/coldwave)
Data premiery: 22.01.2023

Ayahuasca to dla mnie fenomen, który jeszcze chowa się trochę w niszy, ale gdy już wypłynie na szerokie wody, to mocno wstrząśnie polska sceną rockową. To młoda formacja, która na początku 2023 roku zaprezentowała klip do numeru "PoPowa" - to właśnie na ten kawałek trafiłem zupełnie przypadkiem. Ale po odpaleniu tego numeru momentalnie wsiąkłem w ten niesamowity klimat, który przypomniał mi najlepsze lata Lady Pank, Oddziału Zamkniętego, czy Republiki. A to był dopiero pierwszy kawałek, który promował nadchodzący wówczas album "Amor Fati", na którym ta młoda kapela z Kielc zaserwowała pocztówkę utrzymaną w barwach polskiego rocka z pierwszej połowy lat 80-tych. To wtedy na scenie rządziły młode, buntownicze i dobrze zapowiadające się rockowe formacje, które wyróżniały się nie tylko na tle grzecznych grup rządzących na antenach w rozgłośniach radiowych, ale też brzmiące bardzo specyficznie. I ta charakterystyczna gitara jest też u Ayahuasca! Jak dla mnie "Amor Fati" to najlepszy debiut muzyczny na polskiej scenie w 2023 roku i mocno trzymam kciuki, żeby Ayahuasca szybko zawędrowali na szczyt.

Pleń - Przechrzta
(black metal)
Data premiery: 07.07.2023

W zaskakujący sposób ominąłem debiutancki materiał Pleń w okolicy jego premiery. Na szczęście nadrobiłem "Przechrzta" jeszcze przed końcem 2023 roku, więc nie do końca umknął mi ten materiał. W skład kapeli wchodzą absolutni debiutanci, którzy w swoim dorobku nie mają żadnego doświadczenia w innych metalowych formacjach. A jednak słuchając pierwszej płyty tej sosnowieckiej grupy miałem wrażenie, że muzycy ją tworzący to prawdziwe black metalowe stare wygi zaprawione w bojach. Wielokrotnie w przeszłości pisałem o tym, że język polski świetnie uzupełnia się z black metalem i właśnie tutaj mamy kolejne potwierdzenie na prawdziwość tej tezy. Jest ciężko, jest klimatycznie, czuć ten brud i piwniczność black metalu, a jednocześnie materiał jest w pełni profesjonalnie wyprodukowany. Jest w tym też jakiś pierwiastek punk rocka, wulgarnego, wściekłego, nieokiełznanego, który doskonale się uzupełnia z przewodzącym na tej płycie black metalem. Czy można się tu do czegoś przyczepić? Pewnie można, ale nie bardzo jest do czego. 

Rascal - Lost Beyond Reason
(speed metal)
Data premiery: 10.11.2023

Ossuary Records dokonało świetnego ruchu podpisując kontrakt z młodą warszawską formacją Rascal. Chłopaków słyszałem na żywo jeszcze przed wydaniem albumu "Lost Beyond Reason" i wypadali bardzo dobrze. Ogromna energia na scenie, zaskakująca lekkość i obycie. Aż nie chciało mi się wierzyć, gdy widziałem ich pierwszy raz, że mają na koncie tylko epkę "Headed Towards Destruction" (2021). W listopadzie 2023 roku w końcu pojawił się ich pierwszy pełny materiał i praktycznie od pierwszego odsłuchu wiedziałem, że to materiał, który zostanie ze mną na dłużej. Na "Lost Beyond Reason" kapela nie szarżuje ze stylistyką, nadal jest to mieszanka speed metalu z heavy metalem i thrash metalem, chociaż to ten pierwszy  gatunek jest tutaj wiodący. Kompozycje zawarte na płycie są szybkie, niekiedy wręcz piekielnie szybkie, praca gitar jest doskonała, zresztą perkusji również, a wokale Kacpra Pędziszewskiego...wypadają rewelacyjnie. Na żywo brzmi dokładnie tak samo dobrze jak na płycie - nie wiem, co prawda jak wypada w nowych kawałkach, ale w tych starszych radził sobie świetnie. Rascal to doskonały przedstawiciel młodej polskiej sceny metalowej, która jak widać nie stoi tylko black i death metalem, około heavy metalowe kapele też zaczynają mocniej rozpychać się na scenie i mam nadzieję, że wiele innych młodych ekip z aspiracjami pójdzie w ślady autorów "Lost Beyond Reason".

Najlepszy debiut zagraniczny

O ile wśród polskich debiutantów było ciasno, to w przypadku debiutu zagranicznego był prawdziwy tłok i mógłbym tutaj podać zdecydowanie więcej niż trzy moje ulubione wydawnictwa. Myślę, że nawet lista składająca się z 10 pozycji nie oddałaby tego, jak tłoczno było w temacie udanych i bardzo udanych debiutów w ubiegłym roku. Ale, żeby nie robić wyjątków wybrałem trzy, które zrobiły na mnie największe wrażenie.

Sól Án Varma - Sól Án Varma
(atmospheric black metal/doom metal/sludge metal)
Data premiery: 07.04.2023

Sól Án Varma to tajemniczy islandzki projekt składający się ze znanych i doświadczonych muzyków. Kapela powstała w 2018 roku, w 2023 roku nagrała debiutancki album zatytułowany po prostu "Sól Án Varma" i zakończyła działalność. To też sprawia, że ten materiał jest tym bardziej niezwykły. Muzycy w trwającym niemal 70 minut materiale zawarli całe piękno atmospheric black metalu jednocześnie przemycając wszystkie plusy islandzkiej sceny metalowej i dorzucający do tego elementy doom i sludge metalu. Klimat tego wydawnictwa jest po prostu niesamowity i nie do podrobienia. To ciężka, brudna, wręcz tchnąca złowieszczą atmosferą płyta, w której nie brakuje bardzo dobrych melodii gitarowych, ale trafiają się tutaj również doskonałe zagrywki gitarowe niemal wwiercające się w głowę, przypominające mi nieco Akhlys. Kompletnie nie czuć tutaj tego czasu trwania, głównie dlatego, że muzycy zadbali o to, żeby "Sól Án Varma" był dziełem kompletnym. Kawałki tworzące to wydawnictwo są niczym spójna i nierozerwalna całość, dlatego według mnie nie da się słuchać poszczególnych utworów z tej płyty w oderwaniu od pozostałych. Wówczas nie mają takiej siły, jaką zyskują podczas odsłuchu całego albumu.

Streetlight - Ignition
(melodic rock/aor/hard rock)
Data premiery: 18.08.2023

Mój pierwszy kontakt z debiutanckim albumem Streetlight nie był zbyt udany. Odpaliłem i już po pierwszych dźwiękach utworu "Hit The Ground" przeskoczyłem na coś innego. Granie wydało mi się zbyt cukierkowe i ugrzecznione, zupełnie nie na to miałem wówczas ochotę. Ale niedługo później wróciłem, kierowany ciekawością i jakimś dziwnym przeczuciem, że omija mnie coś niesamowitego. Odpaliłem ponownie "Ignition" i...wow!, ale ten materiał błyskawicznie u mnie zaskoczył. Szwedzi czerpią od najlepszych i najbardziej legendarnych ze sceny aor. Jeżeli zęby zjedliście na tym gatunku, albo po prostu go lubicie to znajdziecie tutaj wszystko to, co najlepsze. Streetlight serwują przebój za przebojem, nie zatrzymują się z tym melodyjnym, lekkim i błyskawicznie wpadający w ucho festiwalem niesamowitości, bo inaczej tego nazwać nie mogę. To płyta bardzo uzależniająca, ale też odprężająca. Zaraz po jej odpaleniu dzień robi się jakiś bardziej znośny, słońce świeci jakby jaśniej, a ludzie się do siebie uśmiechają. Niepokojące? Wręcz przeciwnie.

Fleshvessel - Yearning: Promethean Fates Sealed
(avantgarde death metal/progressive metal)
Data premiery: 28.07.2023

Debiutancki materiał Fleshvessel zatytułowany "Yearning: Promethean Fates Sealed" to prawdziwa perełka i zarazem album bardzo nieszablonowy. To awangardowe dzieło pod każdym kątem, a jednocześnie nie mogę powiedzieć, żeby była to płyta przekombinowana, czy męcząca. Z jednej strony Amerykanie bardzo tutaj mieszają, starając się zaprząc w metalowe ramy elementy niekoniecznie z tego typu muzyką kojarzone. A z drugiej nie rezygnują z intensywności i brutalności death metalu. W efekcie takiej kombinacji wychodzi dzieło niezwykłe, przy pierwszy kontakcie sprawiające wrażenie szkaradnego, odrzucającego i trudnego, ale przy bliższym poznaniu absolutnie unikalne, wyjątkowe i urzekające. Fleshvessel nagrali album niełatwy w odbiorze, pełen łamanych melodii, czasami wręcz kakofonii, która jednak w połączeniu z innymi elementami zawartymi na tej płycie wypada niczym dzieło sztuki. "Yearning: Promethean Fates Sealed" nie jest płytą dla każdego, to muzyka wymagająca więcej uwagi, skupienia i otwartego umysłu. Żeby polubić się z debiutem Fleshvessel trzeba mieć w sobie choć odrobinę żyłki muzycznego podróżnika, poszukiwacza nowych muzycznych światów, bo taki właśnie oferują Amerykanie na swoim debiucie.

Największe rozczarowanie roku

Zawsze mam pewien problem z tą kategorią, bo to nie jest miejsce dla po prostu najgorszych albumów - gdyby tak było, to pewnie znalazłaby się tutaj ostatnia płyta Metalliki. Znajdują się tutaj faktyczne rozczarowania muzyczne 2023 roku, czyli nowe wydawnictwa kapel, bądź projektów, z którymi wiązałem pewne nadzieje. Ale muszę przyznać, że miniony rok nie obfitował w muzyczne rozczarowania, więc wybór nie był łatwy.

In This Moment - Godmode
(alternative metal/industrial metal)
Data premiery: 27.10.2023

In This Moment to bardzo dziwna kapela, która zaczynała od metalcore'a, później dokonali mariażu z popem, a na sam koniec poszli w stronę alternative metalu zmieszanego z elektroniką i już trzymają się tego stylu od kilku dobrych lat. Przy czym warto zauważyć, że w tej stylistyce wydali tylko jeden (dosłownie jeden) dobry album i jest to "Ritual" z 2017 roku ("Blood" nie zaliczam jeszcze do tej fali alternative metal/industrial metal). Poprzedzili go koszmarnym "Black Widow" (2014), a sukcesorem był słabiutki "Mother" (2020). I powienenem uznać, że skoro nie idzie im w ostatnich latach za dobrze, to nie ma co oczekiwać od nich dobrego wydawnictwa, ale nie można zapomniać, że jednak większość ich dyskografii stanowią te lepsze albumy. Do "Godmode" podszedłem na chłodno, nie licząc na nic rewelacyjnego, ale z poziomu "Ritual" byłbym zadowolony. Przesłuchałem raz, nic, drugi raz, też nic. Trzeci raz przesłuchałem chwilę przed tym, jak zacząłem pisać ten tekst i znowu nic. Nowy materiał In This Moment się dłuży, jest praktycznie kopią swojego słabiutkiego poprzednika i przez niemal 40 minut wieje tutaj nudą. Na domiar złego nic po przesłuchaniu tej płyty nie zostaje w głowie. Nie ma tutaj nawet jednego kawałka, dla którego miałbym ochotę wrócić do tej płyty. In This Moment kontynuują swoją słabą passę, ale nadal liczę na to, że w końcu uda im się wyzwolić z objęć tego marazmu.

Heart Of A Coward - This Place Only Brings Death
(metalcore/djent)
Data premiery: 22.09.2023

Bardzo lubię dwa poprzednie albumy Heart Of A Coward, z "Deliverance" (2015) oraz "The Disconnect" (2019) spędziłem naprawdę sporo czasu. I czekając na następcę płyty z 2019 roku zdążyłem już trochę zapomnieć o tej formacji. Single zapowiadające "This Place Only Brings Death" nie zachwycały, ale też nie odrzucały, ale szykował się porządny materiał, który utrzymany jest w stylistyce poprzednich wydawnictw. I niestety, gdy już się pojawił, to przeszedłem obok niego kompletnie obojętnie. Oczywiście przesłuchałem go kilka razy, ale w głowie nie zostało z niego kompletnie nic. I niby wszystko jest tutaj na miejscu, jest metalcore'owa energia, są djentowe wstawki...ale jak się okazuje brakuje konkretów. O ile poprzednie płyty Heart Of A Coward miały w sobie to "coś", co przyciągało i zachęcało do powrotów, tak tutaj jest po prostu...zwyczajnie. To taka dobra płyta do słuchania w tle, kompletnie nie angażująca i przemykająca się gdzieś pomiędzy innymi wydawnictwami niczym duch - zupełnie niezauważona. I chociaż bardzo chciałem, to nie umiem się do tego wydawnictwa przekonać, bo jest po prostu do bólu przeciętnie, a takiego metalcore'a było w 2023 całkiem sporo (można wręcz powiedzieć, że znaczna większość).

Various Artists - Tribute To Rammstein
(industrial metal/neue deutsche harte)
Data premiery: 25.08.2023

Tego typu płyty to prawdziwe rarytasy nie tylko dla fanów kapeli, której kawałki są coverowane, ale też dla fanów foramcji, które te znane i lubiane utwory coverują na swój sposób. I patrząc na listę wykonawców miałem wrażenie, że szykuje się naprawdę ciekawy tribute album, chociaż single publikowane przed premierą na to niestety nie wskazywały. I kiedy już doszło do premiery praktycznie każdy zawarty na tym albumie cover wydał mi się nijaki, podchodziłem do tej płyty jeszcze kilka razy, ale nie pasowały mi ani kawałki odegranie niemal 1 do 1 zgodnie z pierwowzorem, ani te, w których kapele próbowały dołożyć do utworu swoją cegiełkę przerabiając go w mniejszym bądź większym stopniu na swoją modłę. Te kawałki wypadają wręcz zdecydowanie gorzej. Wychodzi na to, że grający łopatologicznie Rammstein nie jest zbyt wdzięczną kapelą do coverowania, chociaż mogłoby się wydawać, że jest zupełnie inaczej.

To ta płyta w ogóle wyszła w tym roku?

To bardzo specyficzna kategoria, w której znajdziecie płyty, które może nawet sprawdzałem w okolicy premiery, ale kompletnie o nich zapomniałem w ciągu roku i chociaż zdarzało mi się słuchać innych (starszych) wydawnictw tych kapel, to ich nowe płyty w jakiś cudowny sposób pomijałem - czasem słusznie, czasem nie.

Unearth - The Wretched; The Ruinous
(metalcore)
Data premiery: 05.05.2023

Unearth to była kiedyś moja ulubiona metalcore'owa kapela, mógłbym wręcz powiedzieć, że moja przygoda z tym gatunkiem rozpoczęła się właśnie od nich. Mimo tego jakoś krótko po wydaniu przez nich płyty "The March" (2008) zacząłem tracić zainteresowanie ich kolejnymi wydanictwami na rzecz innych formacji, których granie zdecydowanie bardziej mi pasowało. Wróciłem do nich na chwilę przy okazji "Extinction(s)" (2018), który to materiał mimo dość powszechnej krytyki bardzo mi się podobał, głównie dlatego, że był inny niż ich dwie wcześniejsze płyty, na których Unearth trochę zjadali swój własny ogon. I od tego 2018 roku kapela nie prezentowała nic nowego, więc trochę też wpadła u mnie w pułapkę zapomnienia. Coś tam mi się przewinęło, że w 2023 roku pojawiły się jakieś single, nawet w okolicy premiery odpaliłem ze dwa razy "The Wretched; The Ruinous"...i więcej do niego nie wracałem. Patrząc niedawno na listę premier z 2023 roku byłem zaskoczony, że znajdował się tam nowy materiał Unearth, bo przecież to niemożliwe, żebym go pominął - i nie pominąłem, ale kompletnie o nim zapomniałem. I nie chodzi o to, że jest to zły materiał, bo jest całkiem niezły i kapela zdaje się na nim wracać do formy z czasów "The Oncoming Storm" (2004).

Lordi - Screem Writers Guild
(hard rock/heavy metal/glam metal)
Data premiery: 31.03.2023

Pamiętacie ten szalony czas, gdy Lordi w krótkim odstępie czasu wydali 7 albumów? Można było nawet zakupić wszystkie w jednym zbiorczym boxie zatytułowanym "Lordiversity". I nie wchodząc w szczegóły wyglądało to tak, jakby wówczas mieli podpisany z AMF Records kontrakt na jeszcze 7 płyt i chcieli jak najszybciej go wypełnić, żeby móc się związać z inną wytwórnią. I chociaż początkowo miałem w planach przesłuchać komplet tych albumów i nawet pokrótce każdy z nich skomentować, to odpuściłem temat. Zmęczyła mnie tak duża ilość muzyki Lordi zaaplikowanej w tak krótkim okresie czasu (od 26 listopada 2021 do 18 lutego 2022). I prawdę mówiąc później nie tęskniłem za ich twórczością - chociaż do klasyków w stylu "Get Heavy" (2002), "The Monsterican Dream" (2004), czy "Deadache" (2008) wracałem od czasu do czasu. Ale kompletnie mi umknęło, że w nieco odświeżonym składzie grupa wróciła w marcu 2023 roku z nowym materiałem. "Screem Writers Guild" to całkiem niezły materiał, na którym nowy gitarzysta Kone odwala kawał dobrej roboty częstując odbiorców dobrymi solówkami. Ale oczywiście Lordi to Lordi, nie ma tutaj niczego szczególnie nowego, czy świeżego. Jest przyjemnie, sporo tutaj oldschoolowego horrorowego klimatu, co też obiecuje sama okładka. Dla fanów Lordi pozycja obowiązkowa, bo to ich najlepsza płyta od kilku dobrych lat.

Steel Panther - On The Prowl
(glam metal/comedy rock)
Data premiery: 24.02.2023

Pamiętacie Steel Panther? Bo ja już kompletnie zdążyłem o nich zapomnieć, pewnie to głównie dlatego, że w ostatnich kilku latach serwują raczej słabe płyty. Ich pierwsze trzy wydawnictwo mimo głupich tekstów miały w sobie jakąś magię, kawałki były przebojowe, błyskawicznie wpadały w ucho, klimat też był bardzo specyficzny. Natomiast od czasu premiery "Lower The Bar" (2017) poziom ich grania poleciał mocno w dół (ze wspomnianą płytą włącznie). Nic więc dziwnego, że udało mi się przegapić ich nowość z 2023 roku. "On The Prowl" to szósty pełny materiał tej glam metalowej formacji o prześmiewczych tekstach i specyficznym image'u. I nic dziwnego, że o tej płycie kompletnie zapomniałem - to jest po prostu kolejny słaby materiał Steel Panther. W sieci widziałem komentarz idealnie określający ten materiał - "I feel like Steel Panther are a bit on auto-pilot these days. They just have to do content because it's their job" [znalezione na Rate Your Music]. I jest to smutna prawda, ten materiał właśnie brzmi jakmy muzycy po prostu wykonywali swoją pracę, której najwyraźniej już nie za bardzo lubią. Te same żarty sypane z rękawa od 15 lat...to by wykończyło każdego.

Najlepsze koncerty roku

To jedna z dwóch kategorii, których nie było w podsumowaniach 2021 i 2022. Dokładam je głównie dlatego, że koncerty wróciły na dobre i mam nadzieję, że już z nami zostaną. Poniżej znajdziecie trzy występy na żywo, które uważam za najlepsze w 2023 roku.

Danzig na Mystic Festival

Nie było w 2023 roku koncertu, na który czekał bym tak bardzo. Gdy tylko pojawiło się ogłoszenie, że Danzig ma przyjechać na Mystic Festival to w ciągu kilku kolejnych minut zamawiałem 4-dniowy karnet na festiwal odbywający się w Stoczni Gdańskiej. I nieważne było dla mnie, czy Glenn jest w formie, czy też jaki materiał zagra - ale okazało się, że miała to być cała debiutancka płyta "Danzig" (1988). Jedyną niewiadomą pozostawała forma wokalisty. I to było niesamowite uczucie znaleźć się przed główną sceną na Mystic Festival pośród równie podekscytowanych jak ja fanów heavy metalu, którzy oczekiwali na występ jednej z głównych gwiazd festiwalu. Gdy Glenn wyszedł na scenę i okazało się, że jest w świetnej formie (najlepszej od lat) to nie mogłem uwierzyć w swoje szczęście. To było niesamowite uczucie zobaczyć występ Danziga na żywo, a do tego wykonującego całą płytę "Danzig" na żywo + kilka numerów z płyt "Danzig II: Lucifuge" (1990), "Danzig III: How The Gods Kill" (1992), oraz "Danzig: 4p" (1994). I chociaż mam za sobą setki koncertów, to ten właśnie uważam za absolutnie najważniejszy.

Niestety nie mogę podzielić się z wami filmami z tego występu, bo są one usuwane z serwisu Youtube, więc musicie mi uwierzyć na słowo, że było to świetny koncert.


Electric Callboy w Progresji

Wpadłem w pułapkę Electric Callboy przy okazji wydanej przez nich rozszerzonej epki "MMXX" (2021) zawierającej cały zestaw różnych wersji kawałka "Hypa Hypa" z udziałem gości. Błyskawicznie dałem się wciągnąć w ten szalony klimat, a później pojawiły się single "We Got The Moves", "Pump It", czy "Spaceman", które zapowiadały album "Tekkno" (2022). I wiedziałem, że ich koncertu nie mogę odpuścić - szybciutko po ogłoszeniu kupiłem bilet, obawiając się sold-outu, który zresztą nastąpił dość szybko. Progresja wypełniona była po brzegi, a Electric Callboy prezentowali się na scenie po prostu fenomenalnie. To prawdziwe sceniczne bestie, które doskonale wiedzą jak pogrywać ze zgromadzoną publiką. Było doskonale, materiał z "Tekkno", na czele z najpopularniejszymi singlami wypadł na żywo niesamowicie, tym bardziej, że muzycy wciągali do zabawy cały zgromadzony w klubie tłum fanów. I chociaż było tłoczno, ciasno i czasami trzeba było niemal walczyć o życie, to było po prostu genialnie i pozostaje mi liczyć na to, że Electric Callboy niedługo wrócą do polskich klubów (tak, wiem, że grają na Pol'and'Rock Festival).

Poniżej znajdziecie kilka nagrań z występu Electric Callboy z warszawskiego klubu Progresja:




Wij x Mag w Hydrozagadce

Epicki pojedynek Wij z Magiem nie mógł się nie udać. To dwie świeże formacje, które niemal z drzwiami wbiły się na polską scenę rockowo-metalową. I chociaż grające zupełnie inaczej miały stoczyć mityczny bój w warszawskim klubie Hydrozagadka. Wij promowali zarówno debiutancki materiał "Dziwidło" (2021), jak i epkę "Przeklęte Wody" (2022), natomiast Mag swoją drugą pełną płytę "MAG II: Pod krwawym księżycem" (2022). Obydwa występy był doskonałe i chociaż w przypadku Maga lepiej wspominam ich koncert podczas Mystic Festival 2023, to Wij po prostu rozwalił system. Dawno nie widziałem tak ogromnej energii na scenie, jaka została zaserwowana publiczności tego dnia. Maria Lengren aka Tuja Szmaragd to prawdziwy wulkan energii. I jeżeli będziecie mieć okazję zobaczyć Wij na żywo to nie zastanawiajcie się tylko od razu kupujcie bilet.

Poniżej znajdziecie kilka filmów z występu Wij oraz Mag w warszawskim klubie Hydrozagadka:




Koncertowe odkrycie roku

Czasami jest tak, że sprawdzam daną kapelę odpalając ich album studyjny i kompletnie do mnie nie trafia jego zawartość. Jakimś cudem później znajduje się na koncercie takiej kapeli i nagle ich muzyka do mnie trafia na tyle, że nie mogę się od niej długo uwolnić i z niecierpliwością czekam na ich kolejny występ...przy czym nie zawsze oznacza to, że przekonuję się do studyjnych płyt danej formacji. Poniżej znajdziecie trzy takie kapele, które koncertowo bardzo mnie zaskoczyły w 2023.

Priest

Kiedyś już odbiłem się od muzyki szwedzkiej formacji Priest - próbowałem, kompletnie mi nie siadło. Synthpop wymieszany z ebm to jednak nie synthwave (chociaż ebm uwielbiam). Ale jako, że grupa miała supportować Deathstars na ich trasie , która również trafiła do Polski, to nie miałem innej możliwości, jak jednak spróbować się przekonać jak Priest wypadają na żywo. I jak było? Rewelacyjnie. Mnóstwo energii i jakiegoś takiego mistycznego klimatu podczas samych numerów, a do tego świetne przerywniki pomiędzy utworami, które momentami przypominały mi show, które robi Papa Emeritus na koncertach Ghost. Podczas występu Priest tak bardzo otworzyły mi się uszy na ich muzykę, że od tamtej pory ich wydawnictwa regularnie goszczą w moim odtwarzaczu, a lada moment zasilą też moją kolekcję płyt. I już czekam na ich kolejny występ, z którym mam nadzieję nie będą zwlekać zbyt długo.

Poniżej możecie zobaczyć dwa filmy zarejestrowane podczas koncertu Priest w warszawskiej Hydrozagadce:


Darvaza

Twórczość Darvaza jakoś niespecjalnie robiła na mnie wrażenie, ot black metal jakich wiele. I idąc na ich koncert w listopadzie szedłem praktycznie wyłącznie na Misþyrming. Ale na miejscu okazało się, że Darvaza dali absolutnie najlepszy koncert tego wieczoru. I nie wiem, czy była to kwestia dobrego nagłośnienia, czy energii płynącej ze sceny, czy może po prostu wszystkiego na raz. I chociaż ich albumy studyjne nadal mnie nie przekonują (a może po prostu muszę zrobić kolejne podejście) to koncertowo jest to po prostu prawdziwa bestia. Zdecydowanie był to dla mnie najbardziej zaskakujący black metalowy występ w 2023 roku.

Poniżej możecie zobaczyć dwa numery nagrane podczas koncertu Darvaza w warszawskim klubie Hydrozagadka:


Earth Tongue

Nowozelandzki duet Earth Tongue poznałem na krótko przed koncertem, na którym mieli supportować Greenleaf. I prawdę mówiąc zawartość ich płyty "Floating Being" (2019) kompletnie mnie nie przekonywała. Ale jako, że nie zwykłem odpuszczać supportów to udałem się wcześniej do Hydrozagadki, żeby zobaczyć jak Earth Tongue wypadają na żywo. Jakież było moje zaskoczenie, gdy zobaczyłem na froncie sceny filigranową blondynkę wyglądającą jakby miała zaraz śpiewać największe przeboje zespołu Abba...a później zaczął się koncert. I wow! Ależ to mi siadło! Sporo było w tym świeżości, zaskakującej energii i transowości, a przecież mówimy o mieszance psychodelicznego rocka i doom metalu. Na żywo Earth Tongue byli świetni, a zebrana publiczność zdawała się podzielać mój entuzjazm odnośnie ich występu. Czekam na drugą płytę studyjną tego nowozelandzkiego duetu, oby miała w sobie tyle energii ile było podczas ich występu na żywo.

Poniżej możecie sprawdzić filmy z występu Earth Tongue z warszawskiego klubu Hydrozagadka:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz