czwartek, 11 kwietnia 2024

Przegląd premier płytowych - marzec 2024

Marzec był wręcz morderczy. Nie dość że miał aż pięć piątków z premierami płytowymi, to jeszcze w każdy z tych piątków premier było zaskakująco dużo. Było też bardzo różnorodnie, więc było w czym wybierać i co sprawdzać. Z powodu nadmiaru premier i niedostatku czasu na zapoznanie się z wszystkimi interesującymi mnie tytułami odsuwała się nie tylko data publikacji tego posta, ale w ogóle zakończenia selekcji albumów, które miałbym w tym poście wymienić. Ale w końcu się udało, chociaż nieco rozszerzyłem grono płyt, które znajdują się w poniższym przeglądzie. Jako, że selekcja szła mi wyjątkowo topornie to w marcowym przeglądzie znajdziecie aż 30 pozycji + 2 bonusowe. Jest czego słuchać, jest w czym wybierać i na pewno nie udało mi się uchwycić w tym zestawieniu wszystkich płyt, które chciałbym polecić spośród marcowych premier - głównie dlatego, że czas nie jest z gumy, a z kwietniowymi premierami też trzeba w końcu zacząć się zapoznawać.

Tradycyjnie moich faworytów oznaczyłem ⭐.



Aborted - Vault Of Horrors
(brutal death metal/technical death metal)
Data premiery: 15.03.2024

Aborted nie zwykli zawodzić swoich fanów...no dobra, mieli kilka delikatnych (ok, ok, te mocniejsze też mieli) wpadek, ale o tych już niemal nikt nie pamiętam, bo w ostatnich latach są w doskonałej formie. "Vault Of Horrors" to dwunaste pełne wydawnictwo Belgów, którzy od lat pieszczą uszy swoich fanów wyrafinowanym brutal death metalem na najwyższym poziomie. Na najnowszej płycie zaskoczenia nie ma, jeżeli jesteście zaznajomieni z dotychczasową twórczością Aborted to odpalając tę płytę poczujecie się jak w domu. I chociaż kapela zaprosiła do współpracy 9 wokalistów występujących na co dzień w znanych i lubianych death metalowych kapelach to kompletnie tego tutaj nie wyczułem. Może też z powodu dużej intensywności muzyki zawartej na "Vault Of Horrors", tego brutal death metalowego ciężaru, który przytłacza i zarazem przywołuje uśmiech na twarzy. Kolejne bardzo dobre wydawnictwo od Aborted, chociaż nadal z ich ostatnich płyt najbardziej lubię wracać do "Global Flatline" (2012).

Boundaries - Death Is Little More
(metalcore/melodic metalcore/beatdown hardcore)
Data premiery: 29.03.2024

Nie ma co ukrywać, że ostatnio nie mam szczęścia do znajdowania ciekawych nowości z gatunku metalcore. Tak już po prostu jest, scena trochę się wystrzelała, albo ja stałem się bardziej...hm...wymagający? Na szczęście co jakiś czas jednak uda mi się wyłowić jakiś smakowity kąsek nagrany w tym gatunku. Tym razem padło na amerykańską formację Boundaries, która w marcu wydała swój trzeci pełny materiał. Zawartość "Death Is Little More" momentalnie skojarzyła mi się z tą agresywniejszą odnogą metalcore'a, w której znaleźć można takie grupy jak chociażby Kublai Khan, czy Varials. Przy czym Boundaries nie stronią też od melodyjnych wokali, które podobnie jak w ogóle melodyjne elementy stanowią w ich twórczości mniejszość, ale jednak występują. Z tymże nie są to fragmenty zbytnio rzucające się w uszy. Główny filar na najnowszym wydawnictwie Boundaries stanowi agresywna muzyka wsparta przez napompowany wściekłością do granic możliwości wokal. "Death Is Little More" nie jest materiałem odkrywczym, ale sprawił, że nadal chce mi się szperać w metalcore'owych nowościach, bo pośród nich mogę natrafić na kolejne perełki tego typu.

Bruce Dickinson - The Mandrake Project
(heavy metal/hard rock)
Data premiery: 01.03.2024

Długo trzeba było czekać na następcę "Tryanny Of Souls" (2005), niemal 20 lat. Bruce Dickinson w tym czasie wygrał z ciężką chorobą i nagrał cztery płyty z Iron Maiden. Aktualnie 65-letni wokalista na swoich solowych albumach zawsze stylistycznie odbiegał od tego, co miała do zaoferowania jego macierzysta formacja i od niedawna uważam to za duży plus. W końcu doszedłem do wniosku, że przecież gdybym chciał posłuchać Iron Maiden, to odpaliłbym płytę Iron Maiden, a nie solową płytę Dickinsona. Na "The Mandrake Project" słychać echa Iron Maiden, nawet jest jeden kawałek, który w nieco innej formie pojawił się na płycie "The Book Of Souls" (2015) (jak się okazało to utwór autorstwa Bruce'a, który po prostu został zamieszczony na wspomnianym albumie). I mimo tych wspomnianych skojarzeń Dickinsonowi udało się zachować odrębność od swojej macierzystej formacji na "The Mandrake Project". Mój pierwszy kontakt z tą płytą nie był zbyt szczęśliwy, wręcz koszmarnie się wynudziłem, chociaż single zapowiadające ten materiał nawet umiarkowanie mi się podobały. Dopiero przy kolejnych odsłuchach najnowsze dzieło Dickinsona znacząco u mnie zyskało, chociaż jeżeli spojrzeć na solową dyskografię wokalisty jest to album środka - daleko mu do tych najlepszych, ale też daleko do najgorszych. Jest dość różnorodnie, czasami wręcz zaskakująco, ale zawsze ramach heavy metalu, czy hard rocka, czasami czuć progressive metalowe ciągoty, czy nawet jakieś folk metalowe wybiegi.

Civerous - Maze Envy
(death metal/death doom metal/progressive metal)
Data premiery: 22.03.2024

"Maze Envy" to drugi studyjny materiał amerykańskiej kapeli grającej mieszankę death i doom metalu z wspierająca się na dość nieszablonowym wykorzystaniu progressive metalu. I pewnie gdyby grupa ograniczyła się do grania death doom metalu to ich wydawnictwa tutaj by nie było, bo jednak największym wyróżnikiem na ich płycie jest właśnie zaprzęgnięcie progressive metalu. Ten stanowi nie tylko dodatek, ale momentami wysuwa się na plan pierwszy, co sprawia nie tylko ułagodzenie ciężkiego grania, ale też tworzy specyficzny klimat i sprawia, że materiał staje się choć odrobinę melodyjny. Civerous dobrze wykorzystują swoją tajną broń, żeby zwiększyć atrakcyjność zawartości swojego albumu. Jako death doom metal "Maze Envy" wypada po prostu dobrze, natomiast jako death doom metal z bonusami wypada już bardzo dobrze i dość zaskakująco, głównie właśnie przez nieszablonowe podejście kapeli do tematu.

Dead Head - Shadow Soul
(thrash metal)
Data premiery: 29.03.2024
Spotify / Bandcamp

Dead Head to jeden z prężnie działających reprezentantów niderlandzkiej sceny metalowej. Kapela ma już za sobą bogatą historię i jeżeli podobnie jak ja mieliście w swoim życiu epizod, w którym interesowaliście się mocniej niderlandzką sceną to obok takich grup jak Thanatos, Sinister, Houwitser czy Pestilence trafliście też na pewno na Dead Head. To grupa, która zawsze balansowała pomiędzy thrash metalem i death metalem, niekiedy łącząc ze sobą te dwa gatunki, a czasami dorzucając do thrash metalu elementy kojarzone głównie z death metalem. Podobnie jest właśnie na ich ósmym pełnym wydawnictwie płytowym. "Shadow Soul" to przede wszystkim wściekły i bardzo niderlandzko brzmiący thrash metal...i właśnie to charakterystyczne brzmienie ma w sobie coś z death/thrash metalu. Dead Head doskonale wykorzystują swoje wieloletnie doświadczenie i serwują dobrze wyważony materiał, którym nie tylko przypomną o sobie starszym fanom, ale zapewne zbiorą też wielu nowych, którzy być może dzięki "Shadow Soul" zainteresują się bardzo ciekawą metalową sceną niderlandzką.

Devastator - Conjurers Of Cruelty
(blackened thrash metal)
Data premiery: 01.03.2024

Już przy pierwszym odsłuchu nowej płyty brytyjskiej kapeli Devastator wiedziałem, że nie może jej zabraknąć w przeglądzie marcowych premier. Zawartość "Conjurers Of Cruelty" to speed, black, thrash metalowa jazda bez trzymanki. Gdybyście zastanawiali się jak brzmiałby Motorhead, gdyby Lemmy z kumplami zdecydowali się pójść w blackened thrashowe klimaty to właśnie brzmieliby jak Devastator. Mógłbym wręcz powiedzieć, że Brytyjczycy grają blackned thrash'n'roll ze sporymi naleciałościami speed metalu. To prawdziwie bezkompromisowa płyta, na której muzyka mknie na złamanie karku i pewnie po drodze, w trakcie tego zabójczego tempa niejeden kark zostaje przetrącony.

Dödsrit - Nocturnal Will
(melodic black metal/blackened crust/heavy metal)
Data premiery: 22.03.2024
Spotify / Bandcamp

Chwilę mi zajęło zanim przekonałem się do muzyki proponowanej przez szwedzką kapelę Dödsrit (czyli Rytuał Śmierci). Może dlatego, że widząc mieszankę black metalu z crustem spodziewałem się czegoś bardziej grobowego, dudniącego i gniotącego. Tymczasem na "Nocturnal Will" pierwsze skrzypce gra black metal w swojej melodyjnej odmianie, a wspierany jest przez crust i heavy metalowe rozwiązania. I gdy tak stanąć z boku i spojrzeć na te trzy gatunki to na pozór ciężko jest je ze sobą połączyć, a tymczasem Dödsrit się to udało, chociaż trzeba zawartości "Nocturnal Will" poświęcić trochę czasu, żeby wszystkie smakowite kąski znajdujące się na tej płycie nie przeszły nam koło nosa. Ciekawie brzmi black metal, który płynnie przechodzi w heavy metal. Zdecydowanie najmniej jest tutaj miejsca na crust, ale może po prostu został dość szczelnie przykryty świetnymi gitarowymi melodiami i black metalową nawałnicą.

Early Moods - A Sinner's Past
(traditional doom metal/heavy metal)
Data premiery: 08.03.2024

Patrząc na okładkę drugiej płyty kapeli Early Moods w wyobraźni słyszałem muzykę z lat 70tych z dużą ilością klawiszy, ale też podkręconą doom metalem. Zdaje się, że dałem się zmylić poprzez image muzyków pozujących na okładce. "A Sinner's Past" to przede wszystkim tradycyjny doom metal, ciężki, dudniący, przygniatający do ziemi, ale dobrze wyważony za sprawą sporej ilości heavy metalowych elementów. Dzięki temu doom metal proponowany przez Early Moods przy pierwszym odsłuchu wydawał mi się być żwawym i zaskakująco mało doomowym. Przy kolejnych obrotach "A Sinner's Past" to pierwsze wrażenie trochę odsunęło się na plan dalszy, bo jednak doom metal jest tutaj wiodący, ale heavy metal stanowi nie tyle skromny dodatek, co wręcz integralny element, bez którego ta płyta byłaby po prostu kolejnym doom metalowym wydawnictwem, które wlatuje jednym uchem i wylatuje drugim. Amerykanie w obranej stylistyce odnoszą się do przeszłości, zawartość "A Sinner's Past" to swoisty hołd dla klasycznego doom metalu.

Ecclesia - Ecclesia Militans
(heavy metal/epic doom metal)
Data premiery: 08.03.2024

W marcu swój drugi album zaprezentowała francuska kapela Ecclesia. Mimo doom metalu, który jest jak najbardziej obecny na tym wydawnictwie w swojej epickiej odmianie, jest to materiał dość lekki i zaskakująco melodyjny. Kawałki zawarte na "Ecclesia Militans" są dość różnorodne, znaleźć można tutaj bardzo przebojowe kompozycje, a obok nich utwory zdecydowanie idące bardziej w stronę doom metalu. Momentami słuchając tej płyty miałem też w głowie pierwszy album szwedzkiego Ghost, czy te późniejsze zdominowane przez heavy metal wydawnictwa Grand Magus. Bardzo przyjemna płyta, zaskakująca, melodyjna, dobrze balansująca ciężarem, a przede wszystkim zachęcająca do częstych powrotów.

Haunt - Dreamers
(heavy metal)
Data premiery: 01.03.2024
Bandcamp

Trevor William Church jest bardzo systematyczny w temacie wydawania nowych płyt pod szyldem Haunt. Praktycznie każdego roku dostajemy nowy pełny materiał i chociaż jakiś czas temu byłem już trochę Haunt zmęczony to nowy materiał sprawił, że znowu odżyła moja miłość do muzyki proponowanej przez Churcha. "Dreams" to już dziewiąty album Haunt. Stylistycznie zaskoczenia nie ma, bo dostajemy tutaj oldschoolowy heavy metal z lekką dawką gotyckiego klimatu (nieustannie granie Haunt kojarzy mi się z płytą "In Ruin" z dyskografii Cauldron). I chociaż na pozór niczym mnie "Dreams" nie zaskoczył, to słyszę na niej ogromną radość z grania - podobne wrażenie mam za każdym razem, gdy sięgam po debiutancki materiał Haunt zatytułowany "Burst Into Flame" (2018) - mojego faworyta w dyskografii tej kapeli. Nie ma tutaj przypadku, bo to też sprawiło, że "Dreams" tak szybko u mnie zaskoczył i aktualnie stawiam go na drugiej pozycji w moim rankingu najlepszych płyt Haunt. Bardzo dobre wydawnictwo, doskonale wyważone z kilkoma zaskakującymi rozwiązaniami (najwięcej chyba w numerze "Send Me An Angel" - lata 80te w pełnej krasie).

Hideous Divinity - Unextinct
(technical death metal/brutal death metal)
Data premiery: 22.03.2024

Cóż za piękna okładka nawiązująca do rejsu statku Demeter z powieści "Dracula" Brama Stokera! Takim oto obrazem autorstwa Adama Burke'a zachęciła mnie kapela Hideous Divinity do sprawdzenia ich najnowszego dzieła. I chociaż znam tę formację od dawna, to nigdy nie zatrzymywałem się na dłużej przy ich wydawnictwach - głównie dlatego, że grany przez nich techniczny death metal nie wydawał mi się kilka lat temu czymś niezwykłym. I po odpaleniu "Unextinct" odniosłem wrażenie, że jednak powinienem bliżej przyjrzeć się dyskografii Hideous Divinity. Można powiedzieć, że to piękna death metalowa napierdalanka nie stroniąca od dobrych gitarowych melodii, agresywna, szybka, ale daleko Włochom w temacie tempa do takiego Archspire (ale też nie każdy musi mieć karabin maszynowy zamiast perkusji). Muzyka Hideous Divinity skojarzyła mi się z miejsca z dokonaniami ich sąsiadów z Fleshgod Apocalypse, z tymże nie usłyszycie tutaj symfonicznych wstawek, czy czystych wokali. Na "Unextinct" znajdziecie czystą agresję i ciężar...no i gitarowe melodie, ale te są tutaj chyba tylko po to, żeby w jakiś sposób zbalansować ostre granie. Zdecydowanie muszę wrócić do wcześniejszych płyt Hideous Divinity.

⭐Judas Priest - Invincible Shield
(heavy metal)
Data premiery: 08.03.2024

Żaden ze mnie wielki fan Judas Priest, owszem bardzo lubię niektóre z ich albumów i zdecydowanie przodują u mnie te z Robem Halfordem na wokalu i raczej te starsze niż nowsze. Na "Invincible Shield" niespecjalnie czekałem, może też dlatego, że ostatnie wydawnictwa Judas Priest nie robiły na mnie specjalnego wrażenia - ot przyzwoite płyty nagrane przez żywą legendę heavy metalu. I przy pierwszym odsłuchu dziewiętnastego studyjnego materiału Brytyjczyków odniosłem wrażenie, że to płyta dobra, przyjemna dla ucha, ale wypadająca tak sobie w obliczu rewelacji jaką nagrali ich koledzy z Saxon. Dopiero po jakimś czasie zdecydowałem się wrócić do "Invincible Shield" i wówczas ten materiał do mnie trafił. 72-letni Rob Halford brzmi wybornie, jakby przeżywał swoją drugą młodość (tylko w nielicznych momentach wokal zdradza jego wiek), kawałki są różnorodne i momentami aż zastanawiałem się, czy ja na pewno jeszcze słucham Judas Priest - doskonałym przykładem jest wstęp do numeru "Panic Attack", który brzmi jak wstępniak jakiejś progressive metalowej płyty. Nie znalazłem na tej płycie słabszych numerów, tę różnorodność (bo trafiają się tutaj też speed metalowe elementy, a i power metalowe, czy wręcz hard rockowe) uważam za duży plus, bo nie da się przez to nudzić podczas obcowania z zawartością "Invincible Shield". W żadnym wypadku nie spodziewałem się tak żwawego i pełnego energii grania po Judas Priest, którzy przecież na scenie są już od ponad 50 lat! Bardzo dobry materiał i jeżeli to pożegnalne dzieło, to lepszego chyba nikt nie mógł sobie wymarzyć.

Lhaäd - Beneath
(atmospheric black metal)
Data premiery: 20.03.2024
Spotify / Bandcamp

Lhaäd to jednoosobowy projekt z Belgii, który w marcu wydał swój drugi pełny materiał. Tajemnicza okładka przedstawiająca morskie głębiny momentalnie przekonała mnie do tego, żeby sięgnąć po "Beneath". Zawartość tego wydawnictwa jest przyjemną aczkolwiek dość intensywną wycieczką do tajemniczych zakątków podwodnego świata skrywającego przedwieczne sekrety. I chociaż na "Beneath" nie ma ani słowa o Cthulhu, to w jakiś pokrętny sposób wyczuwam tu jego obecność. Może to ten black metal połączony z morskimi głębinami, a może mroczna atmosfera bardzo konsekwentnie budowana na tym wydawnictwie. Nie wiem, ale czuję jakiś nienazwany niepokój, a jednocześnie ukojenie płynące z tej płyty. Te dwa potencjalnie różne odczucia Filip Dupont zamknął w swojej muzyce i umieścił na "Beneath".

Meadows - Familiar With Pain
(post-hardcore/christiancore)
Data premiery: 29.03.2024

Debiutanckiej płyty amerykańskiej kapeli Meadows zdaje się, że nie słuchałem, ale o zawartość ich drugiej płyty już się otarłem. "In Those Days & Also After" (2021) kompletnie mi się nie podobał, może dlatego, że mimo mojej słabości do christiancore'a wolałem go w bardziej agresywnej i dosadnej wersji, a tutaj wszystko było jakby rozmyte. Po "Familiar With Pain" sięgnąłem z czystej ciekawości, ale też dlatego, że dawno nie słyszałem żadnych nowych płyt ze stajni Facedown Records (był moment, że mieliłem w kółko niemal wszystkie płyty, które wydawali). I początek nowego albumu Meadows nie był zbyt zachęcający, bo na start kapela zaserwowała numer bardzo dziwny i raczej brzmiący jak zamykający płytę niż ją otwierający. Na szczęście później już jest tylko lepiej. Od drugiego kawałka nie brakuje energii, specyficznej wściekłości i klimatu, który potrafią w muzyce oddać tylko formacje spod znaku Facedown Records. Z jednej strony to post-hardcore, a z drugiej grupa zapędza się hardcore/punkowe rejony serwując dużą dawkę energii. Na koniec wydawnictwa grupa serwuje delikatną balladę, która nijak nie pasuje do pozostałych numerów, ale właśnie takie zagranie idealnie dopełnia christiancore'owy charakter tej płyty - tak jakby grupa po wypluciu z siebie całej tej wściekłości stała się potulnymi barankami.

Messiah - Christus Hypercubus
(death/thrash metal)
Data premiery: 01.03.2024

Messiah to prawdziwy death/thrash metalowy klasyk. Grupa debiutowała w 1986 roku płytą "Hymn to Abramelin", w późniejszym okresie kilka razy zawieszała działalność i wracała do życia. Ich ostatnia rezurekcja nastąpiła w 2017 roku, co też zaowocowało trzy lata później albumem "Fracmont" (2020). W marcu kapela zaprezentowała swój siódmy studyjny materiał. "Christus Hypercubus" to surowa death/thrash metalowa jazda utrzymana w oldschoolowym stylu. A oldschoolowe jest tutaj wszystko - od klimatu, poprzez brzmienie i na formie kompozycji kończąc. Messiah nie poddali się czasowi, czy modom na nowoczesne granie i pozostają wierni swojemu dawnemu stylowi. Na "Christus Hypercubus" znaleźć można numery szybsze, bardziej energiczne, ale też nie brakuje spokojniejszych, a może raczej bardziej wyważonych kompozycji. Prawdziwą ozdobą tego wydawnictwa są świetne solówki gitarowe i ta pierwotna energia, której brakuje wielu młodym kapelom, zwłaszcza tym, które próbują udawać, że grają oldschoolowo.

Midnight - Hellish Expectations
(speed metal/black'n'roll)
Data premiery: 08.03.2024

W przeglądzie marcowych premier nie mogło zabraknąć najnowszej płyty Midnight. Każde kolejne wydawnictwo nagrane przez Athenara skrywającego się za czarną maską to potencjalny banger. I chociaż nie wszystkie płyty z repertuaru Midnight przetrwały próbę czasu, to w dyskografii tego projektu znajduje się kilka prawdziwych perełek. A jak jest na najnowszej płycie? "Hellish Expectations" to kolejna black'n'rollowa uczta utrzymana w speed metalowym tempie. Athenar swoją niszę znalazł już dawno temu, więc odpalając najnowszy materiał Midnight nie spodziewajcie się niczego rewolucyjnego, czas na eksperymenty już dawno minął. Teraz Midnight po prostu porusza się po wypracowanym i już odrobinę wytartym szlaku. Ale w przypadku tego projektu nie można tego rozpatrywać jako zarzutu, bo muzyki Midnight nigdy za wiele. Jest wściekle, jest punkowo, jest też thrashowo, black metalowo i surowo. Czyli wszystko to, za co można uwielbiać twórczość Athenara.

Myrath - Karma
(symphonic metal/arabic folk metal)
Data premiery: 08.03.2024

Kompletnie nie pamiętam poprzedniej płyty Myrath, chociaż na pewno jej słuchałem. Za to doskonale pamiętam niezwykle przebojowy album "Legacy" (2016). I słuchając wydawnictwa "Karma", która już jest szóstym albumem tej tunezyjskiej formacji odniosłem wrażenie, że niewiele się w stylistyce Myrath zmienia. Ich najnowsze dzieło to po prostu więcej tego, co kapela prezentowała do tej pory, czyli dostajemy sporo lekkiego grania o zabarwieniu arabskiego folku. Nie do końca jestem przekonany, czy jest to symphonic metal zmieszany z folkiem, czy może folk metal z elementami symphonic metalu. I chociaż kapela sili się bardzo na przebojowość i monumentalność (bo tej zawsze jest pod dostatkiem na wydawnictwach Myrath) to mam wrażenie, że udaje im się to połowicznie. Na "Legacy" utwory sprawiały wrażenie dobrze skrojonych pełnych energii i specyficznej melodyki. Na "Karma" wszystko jest dużo bardziej powściągliwe - chociaż jest to dobry materiał to do "Legacy" nie ma startu. Jeżeli lubicie arabski folk mieszający się melodyjnym metalowym graniem to "Karma" szybko wpadnie wam w ucho, a później polecam odpalić album Myrath z 2016 roku, ot tak dla porównania.

Necrophobic - In The Twilight Grey
(melodic black metal/melodic death metal)
Data premiery: 15.03.2024

Weterani z Necrophobic w marcu zaprezentowali swój dziesiąty pełny materiał studyjny. I po takich doświadczonych muzykach można się było spodziewać tylko bardzo dobrego wydawnictwa, w związku z tym po "In The Twilight Grey" nie można się było spodziewać zaskoczenia. Od samego początku tej płyty czuć niesamowitą energię zamkniętą w mieszance melodic black i melodic death metalu. Jest szybko, wściekle, ale też nie brakuje gitarowych melodii - jak na te bardziej melodyjne odmiany ekstremy przystało. Nie ma tutaj miejsca na nudę, bo Necrophobic doskonale wykorzystują swoje doświadczenie zebrane przez te 35 lat działalności. Szwedzka szkoła metalowego grania pełną gębą i jedna z najlepszych płyt Necrophobic w ich dotychczasowym dorobku.

Nick Johnston - Child of Bliss
(progressive rock)
Data premiery: 08.03.2024
Spotify / Bandcamp

Po włączeniu nowej płyty gitarzysty Nicka Johnstona od razu w mojej głowie pojawiło się skojarzenie z Joe Satrianim. I chyba głównie dlatego, że jeden i drugi muzyk potrafi za pomocą dźwięków gitary tworzyć niesamowite pejzaże, przestrzenne, urokliwe i wręcz tchnące spokojem. Nie spotkałem się do tej pory z muzyką Nicka Johnstona, ale jego nowa płyta zatytułowana "Child Of Bliss" kupiła mnie momentalnie. Nie sięgam już od jakiegoś czasu po nowe płyty Satrianiego, bo odnoszę wrażenie, że ten już trochę zatracił się w graniu ciągle tego samego - w przeszłości potrafił serwować muzykę dużo bardziej różnorodną. Natomiast Nick Johnston sprawia wrażenie instrumentalisty, który potrafiłby wypełnić tę lukę. "Child Of Bliss" to z jednej strony płyta bardzo kojąca, progressive rock kreślący wspaniałe muzyczne pejzaże, a z drugiej nie będąca jednowymiarowym wydawnictwem, na którym gitarzysta sam składa sobie hołd. Nick Johnston potrafi czarować dźwiękami i chętnie sprawdzę jego wcześniejsze płyty, bo "Child Of Bliss" jest już siódmym solowym wydawnictwem tego muzyka.

Night Verses - Every Sound Has A Color In The Valley Of Night
(progressive metal/djent/post-rock)
Data premiery: 15.03.2024
Spotify / Bandcamp

W zeszłym roku Night Verses wydali pierwszą część "Every Sound Has A Color In The Valley Of Night", wówczas bardzo mnie ta epka cieszyła, bo było w niej dokładnie to, za co pokochałem muzykę tej kapeli. Instrumentalne szaleństwo, dużo djentowego grania, mnóstwo świetnych pomysłów i niebanalnych melodii. Cieszyłem się wówczas, że w 2024 roku kapela zapewne wyda drugą część epki. Ale jak się okazało Night Verses mieli inny pomysł i w 2024 roku wydali po prostu dwuczęściową epkę jako całość. W związku z tym ponownie dostałem siedem utworów, które już znałem i siedem premierowych. Niestety wśród nowych kompozycji znalazły się aż dwa z wokalami - i słychać w nich, że warstwa instrumentalna schodzi na plan dalszy, a na przód wysuwa się wokal. To też sprawia, że jednak druga część albumu "Every Sound Has A Color In The Valley Of Night" wypada słabiej niż pierwsza. Kawałki z wokalem są najzwyczajniej bardziej ubogie instrumentalnie niż te wyłącznie instrumentalne, które z nimi sąsiadują. Jednak jako całość "Every Sound Has A Color In The Valley Of Night" wypada bardzo dobrze...chociaż słabiej niż doskonały "From The Gallery Of Sleep" (2018). Pozostaje mi liczyć na to, że w przyszłości Night Verses jednak skupią się na dostarczaniu wyłącznie instrumentalnych kompozycji.

⭐Sacrificial Vein - Black Terror Genesis
(avantgarde black metal/dissonant death metal)
Data premiery: 15.03.2024
Spotify / Bandcamp

Sacrificial Vein to chyba jedno z moich największych odkryć nie tylko w marcu, ale w ogóle w tym roku. To amerykańska kapela, która zadebiutowała właśnie w marcu albumem "Black Terror Genesis". Na płycie znaleźć można niepokojąco brzmiącą mieszankę awangardowego black metalu i dissonant death metalu. Stylistycznie brzmi to jak połączenie australijskiego Portal, Akhlys i środkowego Deathspell Omega. Klimat tego wydawnictwa jest po prostu niesamowity, budzi niepokój, a w tym samym czasie muzyka wwierca się do głowy. Sacrificial Vein potrafią doskonale balansować pomiędzy klimatycznym, a może raczej budzącym grozę i bardzo agresywnym graniem. Zjawiskowy album obok, którego nie można przejść obojętnie.

⭐Skeletal Remains - Fragments Of The Ageless
(death metal)
Data premiery: 08.03.2024

Czy są w metalowym światku kapele, które mimo sporego czasu na scenie nie dostarczyły ani jednej słabej płyty? A i owszem, doskonałym przedstawicielem tego grona jest death metalowa formacja Skeletal Remains. "Fragments Of The Ageless" to ich piąty studyjny materiał i zarazem już w momencie premiery absolutny klasyk. Jak już wspomniałem Amerykanie mogą poszczycić się tym, że debiutowali na bardzo wysokim poziomie, a później ten poziom utrzymywali, a nawet podbijali jeszcze wyżej (nadal uważam, że ich szczytowym osiągnięciem jest "Condemned to Misery" z 2015 roku). Nowa płyta to po prostu końska dawka death metalu utrzymanego raczej w staroszkolnym stylu. Dużo tutaj dudnienia, miażdżących riffów, ciężko bijącej perkusji i oczywiście tego niesamowitego death metalowego bujania - można powiedzieć, że ten album wprowadza wręcz w swoisty trans. Jeżeli to wasze pierwsze spotkanie z twórczością Skeletal Remains to bardzo wam zazdroszczę, bo przed wami odkrywanie ich wcześniejszych wydawnictw.

Skraeckoedlan - Vermillion Sky
(psychodelic stoner metal/progressive metal/sludge metal)
Data premiery: 27.03.2024

Nie natknąłem się wcześniej na kapelę o tajemniczej nazwie Skraeckoedlan (nazwa grupy została zaczerpnięta ze szwedzkiej wersji filmu "The Beast from 20 000 Fathoms"), ale jak tylko zobaczyłem kosmiczną okładkę ich nowej płyty i dowiedziałem się, że teksty ich kawałków krążą wokół tematu dinozaurów i sci-fi to musiałem sięgnąć po ich muzykę. I chociaż bardzo chciałem polubić ich płytę "Vermillion Sky" to za każdym razem, gdy ją odpalałem, coś nie pozwalało mi się należycie skupić na jej zawartości. Myślę, że były to wygórowane oczekiwania - gdzie są te dinozaury? No gdzie te dinozaury? Ale już przy jakimś trzecim odsłuchu przestałem ich szukać i zacząłem cieszyć się muzyką. "Vermillion Sky" to przede wszystkim wspaniała psychodeliczna podróż, czasami lżejsza i bardziej hipnotyzująca, a niekiedy prowadząca przez niegościnne rejony pełne niebezpieczeństw - tutaj uaktywnia się to cięższe oblicze muzyki Skraeckoedlan. Ich najnowsze, czyli czwarte w dyskografii dzieło to mieszanka stoner metalu, psychodelicznego rocka, sludge metalu i progresywnego grania...pewnie dałoby radę się dosłyszeć również elementów space rocka.

The End Machine - The Quantum Phase
(hard rock)
Data premiery: 08.03.2024

Nie będę ściemniał, jedynym powodem, z którego zainteresowałem się tym albumem był fakt, że nowym wokalistą The End Machine został Girish Pradhan - aktualnie jeden z najciekawiej brzmiących rockowych wokalistów z Indii (możecie go znać z kapeli Girish And The Chronicles). Nie słuchałem wcześniejszych płyt The End Machine, chociaż tę formację prowadzi znany i zaprawiony w bojach weteran George Lynch (Lynch Mob, Dokken). "The Quantu Phase" to trzeci studyjny materiał tego projektu i zarazem pierwszy z Girishem na wokalu. Zawartość tej płyty to bardzo przyjemny dla ucha hard rock, z dużą dawką gitarowych melodii, przebojowym brzmieniem i świetnymi partiami wokalnymi. Girish jest po prostu niesamowity i jak słychać nie tylko w swojej macierzystej kapeli. Oby więcej projektów z tym wokalistą. Odpaliłem tę płytę dla wokali, zostałem dla wokali, a wracam dla wokali i dla przebojowych kawałków.

The Moor - Ombra
(progressive metal)
Data premiery: 15.03.2024
Spotify / Bandcamp

Włoska progressive metalowa kapela The Moor zaprezentowała w marcu swój trzeci pełny materiał i chociaż mam wrażenie, że już miałem styczność z jedną z ich wcześniejszych płyt, to niczego z tego spotkania nie pamiętam. Nowe wydawnictwo ujęło mnie z początku okładką, klimatem i tą prostotą, która płynie z tej pozornie skromnej grafiki. A dopiero później przyszła muzyka, która potrafi być niezwykle melodyjna, choć też podniosła (zwłaszcza ten niemalże filmowy wstępniak). Nie brakuje tu też ostrzejszych elementów, które nie ograniczają się tylko do pojawiających się growli, ale też objawia się w samej warstwie instrumentalnej. Jednak całościowo "Ombra" to materiał dość różnorodny stylistycznie, bo The Moor nie ograniczają się wyłącznie do kurczowego trzymania się prawideł progressive metalu. Można powiedzieć, że jest tutaj pewna nutka szaleństwa, powściągliwego, ale jednak szaleństwa.

Volcandra - The Way Of Ancients
(melodic death metal/melodic black metal/thrash metal)
Data premiery: 01.03.2024

Volcandra to jeszcze dość świeża formacja grająca mieszankę melodic death metalu i melodic black metalu. Grupa zadebiutowała płytą "Into the Azure" w 2020 roku, album zatytułowany "The Way Of Ancients" jest dopiero ich drugim pełnym wydawnictwem. Przy pierwszym kontakcie z ich najnowszym materiałem moje myśli niemal od razu powędrowały w kierunku innej amerykańskiej formacji - Skeletonwitch. Volcandra podobnie jak wspomniana grupa żongluje ciężarem i melodiami gitarowymi. I chociaż w twórczości Skeletonwitch słychać większy udział thrash metalu, to i Volcandra nie stronią od elementów kojarzących się z tym właśnie gatunkiem. Chociaż na "The Way Of Ancients" stanowi on zaledwie niewielki dodatek, a filarem jest mieszanka melodyjnych odmian death metalu i black metalu. I można by powiedzieć, że takie połączenie nie jest niczym nowym - nie jest, to prawda, ale Volcandra z ogromną pieczołowitością gospodarują gitarowymi melodiami, które przenikają się z ostrzejszym i bardziej agresywnym graniem. Bardzo dobry materiał, który zaskakująco szybko wpada ucho.

Vorga - Beyond The Palest Star
(melodic black metal/atmospheric black metal)
Data premiery: 29.03.2024

Mam wrażenie, że jakoś sporo tego kosmicznego klimatu przewijało się przez marcowe premiery płytowe. Swoją cegiełkę dołożyła też niemiecka melodic black metalowa formacja Vorga. "Beyond The Palest Star" to drugie pełne studyjne wydawnictwo tej kapeli. Lubię, gdy black metal miesza się z klimatami sci-fi, absolutnymi mistrzami realizacji takiego miksu jest dla mnie amerykańska kapela Imperialist - chociaż nie mają na koncie zbyt wielu wydawnictw, to ich płytę "Cipher" (2018) uważam za jedno z najlepszych, o ile nie najlepsze w tej dziedzinie (nie mieszajmy do tego proszę Oranssi Pazuzu, bo to zupełnie inna półka). Vorga penetrują podobne rejony muzyczne, chociaż więcej jest u nich miejsca na melodie, czasami wręcz wybijające się na plan pierwszy i przykrywające black metalowy ciężar. "Beyond The Palest Star" to bardzo dobre wydawnictwo z gatunku cosmic black metal, pełne świetnych melodii, agresji i klimatu...to czego trochę mi tutaj zabrakło to uchwycenia tego kosmicznego bezkresu, ale to może uda się osiągnąć na trzeciej płycie.

Weston Super Maim - See You Tomorrow Baby
(djent/mathcore)
Data premiery: 15.03.2024

Nie słyszałem debiutanckiego albumu Weston Super Maim, ale ich najnowszy materiał to prawdziwa djentowa uczta. Od pierwszego kawałka trwa niekończąca się nawałnica, w trakcie której trafiają się lekkie przestoje, ale są one nieliczne i szybko zostają przykryte przez djentowe granie. Weston Super Maim nie ograniczają się wyłącznie do djentowania, ale serwują też dużą dawkę mathcore'a, dzięki czemu szaleństwo zawarte na płycie "See You Tomorrow Baby" sprawia jeszcze większe wrażenie. Nie ma tutaj chwili na złapanie oddechu. Myślę, że nawet fani Meshuggah będą zadowoleni z zawartości nowej płyty Weston Super Maim. To bardzo intensywny, ciężki i wręcz rozsadzający energią materiał.

Wristmeetrazor - Degeneration
(metalcore/melodic metalcore/industrial rock/nu metal)
Data premiery: 29.03.2024

Zawsze lubiłem Wristmeetrazor, chociaż obracali się w stylistyce, która nie do końca należała do moich faworytów. Mieszanka metalcore'a z dużą dawką mathcore'a, dużo kręcenia, łamańców, screamów, itp. Ale jednak wracam regularnie do "Misery Never Forgets" (2019), czy już do nieco bardziej wyważonej "Replica of a Strange Love" (2021). Na swojej najnowszej płycie Wristmeetrazor znowu idą o krok dalej. Tym razem poza szalonym metalcorem, który przypomina bardziej początki łączenia metalu i hardcore'a kapela dorzuca szczyptę industrial rocka i rozwiązania znane z nu-metalu (na szczęście nie są to rapowane teksty). Momentami granie Wristmeetrazor brzmi na tej płycie jak byli kuzynami Emmure - i chodzi tutaj zarówno o partie wokalne, jak i warstwę instrumentalną. Dla mnie to dobrze, bo Emmure bardzo lubię, chociaż zdaję sobie sprawę z tego, że fani pierwszej płyty Wristmeetrazor mogą być zawiedzeni kierunkiem, jaki obrała kapela.

⭐Zombi - Direct Inject
(progressive rock/space rock/progressive electronic)
Data premiery: 22.03.2024

Nie znałem wcześniej formacji Zombi, a jak się okazało jest to zespół bardzo doświadczony i mający na swoim koncie wiele wydanych albumów. "Direct Inject" jest ich siódmym pełnym materiałem studyjnym i zaraz po jego odpaleniu wiedziałem, że to płyta, od której długo nie będę się mógł uwolnić. Kapelę Zombi tworzy duet Steve Moore oraz A.E. Paterra, którzy pod tym szyldem działają od 2001 roku. W swojej twórczości łączą space rocka z progresywną elektroniką, progresywnym rockiem i horror synthem. "Direct Inject" podobnie jak ich wcześniejsze płyty jest wydawnictwem wyłącznie instrumentalnym, które już od pierwszych dźwięków klimatem skojarzyło mi się z Anima Morte i muzyką z filmów giallo. Od strony muzycznej, jak i kompozytorskiej najnowsze dzieło Zombi stoi na bardzo wysokim poziomie. Kawałki są zróżnicowane, wkręcają się momentalnie, mają w sobie dużą dawkę psychodelicznego klimatu. Czuć w tej płycie jakieś głęboko skrywane szaleństwo, jakiś niepokój, który z każdym kolejnym numerem tylko jest podsycany. Doskonały materiał. I już czuję, że nie tylko ta płyta, ale znaczna twórczość Zombi zostanie ze mną na dłużej.

BONUS:

Donny Benet - Infinite Desires
(synth funk/synthpop)
Data premiery: 01.03.2024

Donny Benet wrócił ze swoją kolejną płytą pełną doskonałych partii gitary basowej. Dlaczego wspominam o właśnie o tym instrumencie? Bo to właśnie wokół niego kręci się cała twórczość Donny'ego, to on stoi w samym centrum. "Infinite Desires" zapowiadał się naprawdę dobrze, czego zwiastunem były single "Multiply", "American Dream" oraz "Forbidden Love". Oldschoolowe brzmienie, funkowy feeling i pełen luz to trzy elementy, które określają twórczość Donny'ego Beneta. Na "Infinite Desires" znalazłem wszystko to, za co pokochałem muzykę tego australijskiego artysty - jest lekko, przyjemnie, bardzo melodyjnie i przede wszystkim funkowo. Potencjalnych przebojów tutaj nie brakuje i nie mam na myśli wyłącznie singli, które promowały "Infinite Desires". Jeżeli lubicie muzykę utrzymaną w klimacie lat 80-tych to Donny Benet jest absolutnym mistrzem w przemierzaniu tych rejonów.

Gost - Prophecy
(darksynth/horror synth/electro-industrial)
Data premiery: 08.03.2024

Bardzo czekałem na nowy materiał Gosta, głównie dlatego, że single sugerowały jakoby muzyk miał wrócić stylistycznie do swoich początków. Nie mam nic przeciwko eksperymentom, które Gost podejmował na swojej ostatniej płycie, "Rites of Love and Reverence" (2021) to był naprawdę ciekawy miks gotyckiego klimatu i intensywnej elektroniki. Ale jednak nie za taką muzyka przekonała mnie do twórczości Jamesa Lollara. "Prophecy" okazało się tym, czym się zapowiadało - czyli stylistycznie Gost wrócił do swoich korzeni, a raczej do stylistyki, w ramach której poruszał się na pierwszych trzech płytach. Materiał jest bardzo intensywny, elektronika wwierca się w głowę, sporo jest tutaj dźwięków potencjalnie drażniących dla ucha. Ale taka jest właśnie specyfika muzyki Lollara, to nie jest lekki, przyjemny i relaksujący synthwave, to zdecydowanie bardziej ekstremalne rejony tej stylistyki. Czasami bywa lżej i przyjemniej, ale to przede wszystkim elektroniczna rzeźnia (w pozytywnym znaczeniu) i jako fan epki "Skull" (2013) jestem z zawartości "Prophecy" bardzo zadowolony. Gost wrócił do swoich korzeni i zrobił to w świetnym stylu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz