Zapraszam na 26 odcinek cyklu "Droga do podsumowania 2021", gdzie znajdziecie kolejnych pięć wydawnictw mających premiery w 2021, które warto sprawdzić przy okazji układania swoich topek za miający rok. Jak zwykle przy każdym albumie znajdziecie krótką notkę, klip i link do Spotify.
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą melodic metalcore. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą melodic metalcore. Pokaż wszystkie posty
wtorek, 28 grudnia 2021
środa, 22 grudnia 2021
Droga do podsumowania 2021 (odc. 121-125)
Zapraszam na kolejną odsłonę "Drogi do podsumowania 2021", to już 25 odcinek, co oznacza, że powoli, ale jednak zbliżamy się do końca tego cyklu. Poniżej znajdziecie kolejnych pięć albumów z 2021 opatrzonych krótkimi komentarzami, klipem oraz linkiem do Spotify. Oczywiście zachęcam nie tylko do rzucenia okiem, ale też nadrabiania muzycznych zaległości.
wtorek, 21 grudnia 2021
Droga do podsumowania 2021 (odc. 116-120)
To już 24 odcinek "Drogi do podsumowania 2021" i naprawdę już wielkimi krokami zbliżamy się do końca - już tylko zaledwie kilka postów zostało do zakończenia tego cyklu. Jak zawsze poniżej znajdziecie pięć albumów opatrzonych krótkimi komentarzami, jednym klipem (na zachętę) oraz linkiem do Spotify (jeżeli zachęta chwyci).
środa, 26 lipca 2017
Uwielbiam płyty, których nikt nie lubi (cz. 2)
Lubię zaczynać nowe cykle artykułów, ale ciężko mi je ciągnąć przez dłuższy czas, bo dość szybko o nich zapominam, ewentualnie łapię przeczycie, że temat został wyczerpany. Taka sytuacja chyba nie spotka tej serii. Wszak niewiele się wysilając wyłowiłem ze swoich ulubionych płyt pozycje, które powszechnie są mieszane z błotem. Tak było w pierwszej części i przyszła pora na drugą, ale nieostatnią odsłonę. Oczywiście przy pierwszym odcinku wspominałem o pięciu albumach, ale na siłę nie będę się trzymał tej reguły. Tym razem wpadają kolejne cztery pozycje. Ponownie w doborze nisko ocenianych tytułów wspomagałem się serwisem Rate Your Music.
niedziela, 29 stycznia 2017
Podsumowanie 2016 - hardcore/metalcore/deathcore
W core'owym graniu rok 2016 był świetny. Zresztą nie pamiętam, żeby w poprzednich latach było inaczej. Zawsze bez problemu udaje mi się znaleźć masę albumów z core'owych gatunków, którymi zasłuchuję się przez okrągły rok. W 2016 sporo znanych kapel uderzało z nowymi materiałami, naprawdę było w czym przebierać. Kontynuowana była tendencja łagodzenia brzmienia kolejnych deatchore'owych grup i z tego co widzę, to na 2017 szykuje się kolejna fala (np. Suicide Silence). W ubiegłym roku obok całej masy naprawdę dobrych wydawnictw nie zabrakło też tych słabych, a najgorsze jest to, że przytrafiały się one również doświadczonym ekipom (chociażby Chelsea Grin i Upon A Burning Body, ale o tym możecie przeczytać w rozczarowaniach). Na szczęście w 2016 te lepsze wydawnictwa zdominowały te gorsze, więc ponarzekać sobie można, ale lepiej machnąć ręką i zagłębić się w zawartość tych udanych płyt.
poniedziałek, 15 sierpnia 2016
Na skróty - odcinek 32
I znowu ponad miesiąc trzeba było czekać na kolejny odcinek "Na skróty". Z moich postanowień i obietnic systematyczności niestety nic nie wynika. Muszę przyznać, że tym razem miałem problem z doborem epek, nie chciałem skupiać się wyłącznie na jednym gatunku. Złapałem się za kilka wydawnictw. I tak do samego końca je sprawdzałem, żeby zdecydować, które finalnie wybiorę. Tym razem jest prawdziwa mieszanka gatunkowa i międzynarodowa (chociaż pozostajemy w Europie). Zapraszam do lektury 32 odcinka "Na skróty, a kolejnej odsłony cyklu możecie się spodziewać...pewnie w okolicach września.
Tagi:
2016,
finlandia,
fireball,
Francja,
groove metal,
heavy metal,
inverse records,
les discrets,
melodic metalcore,
na skroty,
polska,
post-rock,
rekoma,
shoegaze,
thrash metal
piątek, 30 stycznia 2015
Podsumowanie 2014 - hardcore/metalcore/deathcore
Core'owe podsumowanie to zdecydowanie moje ulubione zestawienie. Patrząc na całą listę core'owych albumów, których słuchałem w 2014 roku mógłbym ułożyć bez żadnych problemów top 50, albo z lekkimi problemami top 100. Ale staram się ograniczać jak tylko mogę, więc poprzestałem na trzydziestce wydawnictw, które zrobiły na mnie największe wrażenie. Niektórych z tym albumów słucham nałogowo, inne po zdarciu płyty odeszły na jakiś czas zebrać trochę kurzu na półce, ale na pewno nie znalazły się tu wydawnictwa tzw. jednorazowego użytku. Jedno mam tylko spostrzeżenie dotyczące core'owej muzyki w 2014 roku - te gatunki nie umierają i ich żywot nie chyli się nawet ku końcowi, one się rozwijają, mutują, ewoluują w różnych kierunkach i stają się coraz lepsze.
wtorek, 11 grudnia 2012
Axewound - Vultures (2012)
Axewound - Vultures
Data wydania: 01.10.2012
Gatunek: metalcore/melodic metalcore
Kraj: UK
Tracklista:
01. Vultures (ft. Synyster Gates)
02. Post Apocalyptic Party
03. Victim of the System
04. Cold
05. Burn Alive
06. Exochrist
07. Collide
08. Destroy
09. Blood Money and Lies
10. Church of Nothing
Axewound można nazwać supergrupą, ale można też nazwać nowym projektem pobocznym kilku mniej lub bardziej znanych muzyków. Tak naprawdę zależy jak się na to wszystko patrzy. W skład Axewound wchodzą Liam Cormier (wokalista Cancer Bats), Matthew Tuck (wokalista i gitarzysta Bullet For My Valentine), Mike Kingswood (gitarzysta Glamour Of The Kill), Joe Copcutt (były perkusista Rise To Remain) oraz Jason Bowld (basista Pitchshifter). No właśnie - mi jest znany tylko Liam, chociaż znam też twórczość Bullet For My Valentine (wybiórczo, ale jednak znam). Pozostali muzycy są dla mnie mocno anonimowi. W każdym razie niech będzie, że Axewound to supergrupa - każdy z muzyków gra na co dzień w innej kapeli (mniej lub bardziej znanej). W każdym razie chłopaki się zebrali i postanowili nagrać album zatytułowany "Vultures", który 1 października 2012 roku został wydany za sprawą nowej wytwórni Search And Destroy Records.
środa, 29 sierpnia 2012
In This Moment - Blood (2012)
In This Moment - Blood
Data wydania: 14.08.2012
Gatunek: alternative metal/melodic metalcore
Kraj: USA
Tracklista:
01. Rise with Me
02. Blood
03. Adrenalyze
04. Whore
05. You're Gonna Listen
06. It Is Written
07. Burn
08. Scarlet
09. Aries
10. From the Ashes
11. Beast Within
12. Comanche
13. The Blood Legion
14. 11:11
In This Moment to kapela, która rozpoczęła swoją działalność 7 lat temu - oczywiście to 7 lat było okupione zmianami składu - z oryginalne pozostali tylko najwięksi twardziele - wokalistka Maria Brink, oraz gitarzysta i główny kompozytor Chris Horworth. Pozostali muzycy się zmieniali, co słychać na każdym albumie. Dlaczego? Bo z dotychczasowych trzech albumów In This Moment każdy był zupełnie odmienny od poprzedniego. Jest to z jednej strony plus, bo nie można wówczas zarzucić kapeli stagnacji, natomiast z drugiej jest to problem, ponieważ ciężko utrzymać takiej kapeli fanów - wszak ich muzyka co chwilę przechodzi metamorfozę. Jednakże In This Moment to formacja, która trzyma swoich fanów blisko siebie, a osiąga to prostym sposobem - za pomocą wokalistki Marii Brink, która jest nie tylko jedną z najładniejszych śpiewaczek w ostrej muzyce, ale też niezwykle uzdolnioną - czego można było doświadczyć słuchając "Beautiful Tragedy" z 2007 roku, "The Dream" z 2008, jak i "A Star-Crossed Wasteland" z 2010.
piątek, 25 marca 2011
Na skróty - odcinek 2
Dzisiaj w "Na skróty" trzy zupełnie inne albumy, zupełnie innych kapel, ale pochodzących ze Stanów Zjednoczonych. Najpierw heavy metalowy tribute dla George'a Martina, później brutalna wojna od Skinless, a na koniec melodyjna odskocznia od Straight Line Stitch.
- Winterfell - The Veil Of Summer (2005)
- Skinless - Trample The Weak, Hurdle The Dead (2006)
- Straight Line Stitch - The Fight of Our Lives (2011)
sobota, 12 marca 2011
9Blind - A Negative Responce To Change (2010)
9Blind - A Negative Responce To Change
9Blind na myspace
Data wydania: 2010
Gatunek: melodic metalcore/alternative metal
Kraj: UK
Tracklista:
01. Promises
02. Cause & Affect
03. Immune
04. 30 Unexplained Minutes
05. …I Thought That You Should Know
06. Lest We Forget
07. My Heart Bleeds
08. Salt In Scars
09. Until December
9Blind na myspace
Data wydania: 2010
Gatunek: melodic metalcore/alternative metal
Kraj: UK
Tracklista:
01. Promises
02. Cause & Affect
03. Immune
04. 30 Unexplained Minutes
05. …I Thought That You Should Know
06. Lest We Forget
07. My Heart Bleeds
08. Salt In Scars
09. Until December
9Blind to świeża formacja z Anglii, która rozpoczęła swoją działalność w 2007 roku, a zadebiutowała właśnie albumem "A Negative Responce To Change". Muzyka wykonywana przez ten band jest określana w większości serwisów jako metalcore/nu-metal - ja tutaj nie słyszę nu-metalu, za to doszukałem się tzw. alternative metalu w stylu Saliva.
sobota, 15 stycznia 2011
Najlepsze albumy core'owe 2010
Core'owe granie to od jakiegoś czasu mój konik, z tego też powodu w ciągu roku staram się zapoznać z jak największą liczbą albumów i z tego szarego często tłumu wyciągnąć te wydawnictwa, które wprowadzają coś nowego, albo po prostu wybijają się na tle reszty. Oczywiście największą próbą core'owego albumu jest próba czasu - jeśli po takie nagranie sięgam nawet po pół roku i słucham go z dużą przyjemnością to znaczy, że coś w tym jest. Takie kryterium też w dużej mierze brałem pod uwagę w ustalaniu top 25 roku 2010. Ponadto brałem też pod uwagę to, jak nowe wydawnictwa wypadły względem wcześniejszych danej kapeli ( o ile nie są to debiutanci). Kilka rozczarowań było w 2010 roku, ale z największych mogę wymienić tylko Bring Me The Horizon i As I Lay Dying, bo co prawda Bleeding Through też nagrali niespecjalny album, ale na tle tych dwóch wypadł nieźle. A oto mój top 25 albumów core'owych, które swoją premierę miały w roku 2010:
Tagi:
2010,
alternative metal,
deathcore,
groove metal,
groovecore,
hardcore,
mathcore,
melodic metalcore,
metalcore,
nu-metal,
post-hardcore,
southern rock,
top2010
czwartek, 13 stycznia 2011
Najlepsze albumy industrial/electro metalowe 2010
W zeszłym roku nie oddzielałem industrial i electro metalu od nowych brzmień - w tym roku zrobiłem wyjątek i myślę, że będzie to nową świecką tradycją. Jako, że zamiast trzech czy czterech pozycji musiałem wybrać 10 albumów, w których elektronika odgrywa znaczącą rolę musiałem nieco mocniej przy tym przysiąść, jako, że industrial/electro metal to jeden z moich ulubionych gatunków to zapoznawanie się z kolejnymi albumami było czystą przyjemnością. Znaczące firmy obracające się w tym gatunku w roku nie nagrały niczego znaczącego, albo w ogóle nic nie nagrały, stąd w zestawieniu może kilka wydawałoby się niszowych bandów w tym jeden debiutant (i to z Polski!). Oto moje top 10:
piątek, 12 listopada 2010
Raunchy - A Discord Electric (2010)
Raunchy - A Discord Electric
Raunchy na myspace
Data wydania: 20.09.2010
Gatunek: melodic metalcore/industrial metal/modern metal/alternative metal
Kraj: Dania
Tracklista:
01. Dim the Lights and Run 05:25
02. Rumors of Worship 05:15
03. Blueprints For Lost Sounds 04:58
04. Nght Prty 05:33
05. Street Emperor 05:33
06. Shake Your Grave 05:22
07. Tiger Crown 05:56
08. Big Truth 04:01
09. The Great Depression 04:44
10. The Yeah Thing 05:21
11. Ire Vampire 05:18
12. Gunslingers and Tombstones 07:14
Skład zespołu:
Kasper Thomsen - wokal
Jesper Tilsted - gitara
Lars Christensen - gitara
Jeppe Christensen - klawisze/wokal
Jesper Kvist - gitara basowa
MortenToft Hansen - perkusja
Minęły już dwa lata od premiery "Wasteland Discotheque" i duńska formacja Raunchy zapowiedziała swój piąty album studyjny. Wydawnictwo "A Discord Electric" pojawiło się w duńskich sklepach 20 września 2010 roku. Próbki, które były udostępniane w formie samplera (30 sekundowych fragmentów wybranych numerów) sprawiały wrażenie złagodnienia względem "Wasteland Discotheque" i słychać było, że większy nacisk został położony na przebojowość.
Dwa lata oczekiwań na nowy materiał jednak się opłaciły, bo "A Discord Electric" to ponad godzina muzyki. Na całość składa się 12 dość długich utworów - od przebojowego grania raczej oczekuje się, że numery będą krótkie (tak w granicach trzech minut) i będą wpadały w ucho. Tymczasem tutaj średni kawałek trwa około pięciu minut. Mimo tego przekroczenia normy kawałki są faktycznie wpadające w ucho, jak zwykle za sprawą miłej dla ucha linii melodycznej, jak i świetnie zaśpiewanych refrenów. Tutaj popisowo spisał się Jeppe Christensen (chociażby w kawałku "Nght Prty"). Oczywiście rykom Kaspera też nic nie można zarzucić, ale jednak najbardziej wbijają sie tutaj w pamięć czyste wokale Jeppe. Ponadto elektronika jest jak zwykle na bardzo dobry, choć można powiedzieć, że mocno dyskotekowym poziomie. Chociaż ocena pracy klawiszy to już raczej indywidualna sprawa, w każdym razie dla mnie brzmią bardzo dobrze.
Przechodząc do kwestii samych utworów - hitów tutaj nie brakuje. Prawdę mówiąc jak teraz sięgam po "Wasteland Discotheque" to mam wrażenie, że jest tam dużo wypełniaczy względem nowego wydawnictwa. Na "A Discord Electric" próżno szukać utworów zbędnych - oczywiście piszę to z pozycji osoby, której takie granie odpowiada. Kawałki są różnorodne, także nie sposób jest nudzić się podczas odsłuchu - przykłady już znajdują się na samym początku wydawnictwa - mamy dyskotekowo-przebojowo "Nght Prty" czy "Big Truth", cięższy "Street Emperor" i podszyty nutką southernowego klimatu "Blueprints For Lost Sounds". Jeszcze raz podkreślę, że hitów tutaj nie brakuje - "Dim The Lights And Run", "Rumors Of Worship", "Nght Prty", "Street Emperor", "Blueprints For Lost Sounds", "Tiger Crown", "Big Truth" czy "The Great Depression" (z niemalże dragonforce'ową końcówką). Zdecydowanie słabiej wypada końcówka albumu, ale nie ma tutaj żadnej tragedii, podczas odsłuchu "A Discord Electric" nigdy nie skipowałem tych końcowych numerów, bo jednak są przynajmniej dobre. "Ire Vampire" jest bardzo dobry, ale chyba trochę za ostry jak na ten album, "The Yeah Thing" podobnie - mimo wszystko lubię jeden i drugi numer. "Gunslingers And Tombstones" jest już świetnie wpasowany w klimat "A Discord Electric".
Muzyka Raunchy od zawsze była ciężka do sklasyfikowania. Niby to metalcore, niby industrial/electric, trochę alternatywy, dużo modernowego grania, masa przebojowości i lekki rockowy felling. Na nowym wydawnictwo znajduje się to wszystko, wymieszane w różnych proporcjach w każdym utworze, dlatego słuchając "A Discord Elecrtic" nie ma się wrażenia grania na jedno kopyto. Wielbicieli Raunchy nie muszę namawiać do przesłuchania nowego materiału, a tych, którzy do tej pory nie słuchali ostrzegam, że nacisk jest tutaj położony głównie na przebojowość, więc nie każdemu może podejść takie granie. Podsumowując album jest niemalże idealny, lekki, przebojowy, momentami ciężkawy, ale przede wszystkim wpadający w ucho. A wypełniaczy można szukać na siłę, chociaż mi nic nie przychodzi do głowy. Bardzo dobry album od samego początku do końca.
Ocena: 9/10
środa, 22 września 2010
In This Moment - A Star-Crossed Wasteland (2010)
In This Moment - A Star-Crossed Wasteland
In This Moment na myspace
Data wydania: 12.06.2010
Gatunek: melodic metalcore
Kraj: USA
Tracklista:
01. Gunshow
02. Just Drive
03. The Promise
04. Standing Alone
05. A Star-crossed Wasteland
06. Blazin'
07. The Road
08. Iron Army
09. The Last Cowboy
10. World In Flames
W dwa lata po bardzo dobrym, ale jednocześnie niezwykle lekkim i przebojowym "The Dream" kapela In This Moment weszła do studia, żeby zarejestrować nowy materiał. W składzie nic się nie zmieniło, więc rewolucji nie należało się spodziewać. Początek roku 2010 kapela spędziła na rejestrowaniu materiału, a już w czerwcu "A Star-Crossed Wasteland" trafił do sklepów. Jest to trzeci LP w dyskografii zespołu.
Przed premierą fanów Marii (nie oszukujmy się, że ktoś zwraca uwagę na pozostałą część kapeli ;-) ) rozgrzewał numer "Gunshow", który został wydany jako singiel, a następnie pojawił się do niego całkiem niezły klip. W każdym razie ten kawałek sprawiał, że na nowe wydawnictwo In This Moment z wypiekami na twarzy. Kawałek mocarny, ciężki, melodyjny z lekką nutką southernu i świetnymi rykami Marii. Ponadto nie ma popowego grania jak na "The Dream" także wielbiciele pierwszego wydawnictwa powinni być wniebowzięci. Utwór "Gunshow" posłużył również jako otwieracz w "A Star-Crossed Wasteland", co było bardzo dobrym posunięciem, wszak to jeden z najlepszych utworów na tym albumie. "Just Drive" już bliżej do tego co można było usłyszeć na "The Dream" - chodzi oczywiście głównie o refren, który jest przebojowy, lekki i taki popowy. Natomiast niezbędną energię utwór posiada, a i owszem, ale tylko w zwrotkach. W każdym razie nie ma na co narzekać, kawałek dobry. I dalej zaczynają się schody. O ile Maria dobrze się wydziera to pan Adrian Patrick (z kapeli Otherwise), który pojawił się tutaj w charakterze gościnnego śpiewaka niezbyt mi pasuje. W efekcie okazuje się, że w "The Promise" Maria jest tylko dodatkiem. I ten kawałek jest już dla mnie średni. "Standing Alone" to już typowo "dreamowy" numer z nieco mocniejszą pracą perkusji. Owszem, może się podobać, ale to taki średniak bez metalcore'owej duszy. Obowiązkową balladą jest kawałek tytułowy - śmiało mogę powiedzieć, że poprzedni album miał lepsze ballady, a i na pierwszym wydawnictwie znalazłyby się ciekawsze utwory w tym stylu. "Blazin'" to prawdziwy hicior ze świetnym refrenem i dobrym riffem. W ogóle świetna praca gitar w tym kawałku, zdecydowanie na duży plus. Jeden z jaśniejszych punktów tego wydawnictwa. "The Road" to średniak, w którym na gitarze gościnnie pojawił się Gus G. I chyba tylko dlatego warto pisać coś o tym numerze. "Iron Army" to już znowu wyższa klasa, chociaż tylko i wyłącznie dzięki wokalom Marii i dodatkowym, któregoś z panów muzykantów - niestety w książeczce nie napisali, który to ryczy. Muzycznie nie ma zbyt wielkiego zniszczenia, są jakieś nieśmiałe próby epickości, które objawiają się za sprawą klawiszy. "The Last Cowboy" to znowu lekki i przebojowy numer, którego nie powstydziłby się album "The Dream", sporadyczne krzyki Marii nie ratują tego utworu. A na koniec...ballada, ale już zdecydowanie lepsza niż kawałek tytułowy. Znowu Maria ma szansę pokazać swoją delikatność, kobiecość, i umiejętności wokalne. Panowie muzykanci też próbują wrzucić swoje dwa grosze, zwłaszcza gitarzysta, który stara się jak może przy solówce.
Początkowo byłem bardzo rozczarowany tym wydawnictwem. Prawdę mówiąc nie wiem dlaczego, wszak to wymieszany klimat "A Beautiful Tragedy" z "The Dream", a poprzednie albumy jak najbardziej mi się podobały. Hitów też tutaj nie brakuje, może po prostu za słabo się wsłuchiwałem podczas kilku pierwszych obrotów. W każdym razie jeśli komuś podobały się dwa poprzednie wydawnictwa to to łyknie bez problemu. Kapela jest w dobrej formie i mam nadzieję, że szybko jej nie stracą, bo bardzo dobrze się ich słucha. Mam nawet wrażenie, że muzykanci bardziej przykładali się na tym albumie niż na "The Dream". W każdym razie polecam wielbicielom lekkiego i przyjemnego metalcore'a z uroczą wokalistą na czele.
Ocena: 8/10
In This Moment na myspace
Data wydania: 12.06.2010
Gatunek: melodic metalcore
Kraj: USA
Tracklista:
01. Gunshow
02. Just Drive
03. The Promise
04. Standing Alone
05. A Star-crossed Wasteland
06. Blazin'
07. The Road
08. Iron Army
09. The Last Cowboy
10. World In Flames
W dwa lata po bardzo dobrym, ale jednocześnie niezwykle lekkim i przebojowym "The Dream" kapela In This Moment weszła do studia, żeby zarejestrować nowy materiał. W składzie nic się nie zmieniło, więc rewolucji nie należało się spodziewać. Początek roku 2010 kapela spędziła na rejestrowaniu materiału, a już w czerwcu "A Star-Crossed Wasteland" trafił do sklepów. Jest to trzeci LP w dyskografii zespołu.
Przed premierą fanów Marii (nie oszukujmy się, że ktoś zwraca uwagę na pozostałą część kapeli ;-) ) rozgrzewał numer "Gunshow", który został wydany jako singiel, a następnie pojawił się do niego całkiem niezły klip. W każdym razie ten kawałek sprawiał, że na nowe wydawnictwo In This Moment z wypiekami na twarzy. Kawałek mocarny, ciężki, melodyjny z lekką nutką southernu i świetnymi rykami Marii. Ponadto nie ma popowego grania jak na "The Dream" także wielbiciele pierwszego wydawnictwa powinni być wniebowzięci. Utwór "Gunshow" posłużył również jako otwieracz w "A Star-Crossed Wasteland", co było bardzo dobrym posunięciem, wszak to jeden z najlepszych utworów na tym albumie. "Just Drive" już bliżej do tego co można było usłyszeć na "The Dream" - chodzi oczywiście głównie o refren, który jest przebojowy, lekki i taki popowy. Natomiast niezbędną energię utwór posiada, a i owszem, ale tylko w zwrotkach. W każdym razie nie ma na co narzekać, kawałek dobry. I dalej zaczynają się schody. O ile Maria dobrze się wydziera to pan Adrian Patrick (z kapeli Otherwise), który pojawił się tutaj w charakterze gościnnego śpiewaka niezbyt mi pasuje. W efekcie okazuje się, że w "The Promise" Maria jest tylko dodatkiem. I ten kawałek jest już dla mnie średni. "Standing Alone" to już typowo "dreamowy" numer z nieco mocniejszą pracą perkusji. Owszem, może się podobać, ale to taki średniak bez metalcore'owej duszy. Obowiązkową balladą jest kawałek tytułowy - śmiało mogę powiedzieć, że poprzedni album miał lepsze ballady, a i na pierwszym wydawnictwie znalazłyby się ciekawsze utwory w tym stylu. "Blazin'" to prawdziwy hicior ze świetnym refrenem i dobrym riffem. W ogóle świetna praca gitar w tym kawałku, zdecydowanie na duży plus. Jeden z jaśniejszych punktów tego wydawnictwa. "The Road" to średniak, w którym na gitarze gościnnie pojawił się Gus G. I chyba tylko dlatego warto pisać coś o tym numerze. "Iron Army" to już znowu wyższa klasa, chociaż tylko i wyłącznie dzięki wokalom Marii i dodatkowym, któregoś z panów muzykantów - niestety w książeczce nie napisali, który to ryczy. Muzycznie nie ma zbyt wielkiego zniszczenia, są jakieś nieśmiałe próby epickości, które objawiają się za sprawą klawiszy. "The Last Cowboy" to znowu lekki i przebojowy numer, którego nie powstydziłby się album "The Dream", sporadyczne krzyki Marii nie ratują tego utworu. A na koniec...ballada, ale już zdecydowanie lepsza niż kawałek tytułowy. Znowu Maria ma szansę pokazać swoją delikatność, kobiecość, i umiejętności wokalne. Panowie muzykanci też próbują wrzucić swoje dwa grosze, zwłaszcza gitarzysta, który stara się jak może przy solówce.
Początkowo byłem bardzo rozczarowany tym wydawnictwem. Prawdę mówiąc nie wiem dlaczego, wszak to wymieszany klimat "A Beautiful Tragedy" z "The Dream", a poprzednie albumy jak najbardziej mi się podobały. Hitów też tutaj nie brakuje, może po prostu za słabo się wsłuchiwałem podczas kilku pierwszych obrotów. W każdym razie jeśli komuś podobały się dwa poprzednie wydawnictwa to to łyknie bez problemu. Kapela jest w dobrej formie i mam nadzieję, że szybko jej nie stracą, bo bardzo dobrze się ich słucha. Mam nawet wrażenie, że muzykanci bardziej przykładali się na tym albumie niż na "The Dream". W każdym razie polecam wielbicielom lekkiego i przyjemnego metalcore'a z uroczą wokalistą na czele.
Ocena: 8/10
czwartek, 12 sierpnia 2010
Eyes Set To Kill - Broken Frames (2010)
Eyes Set To Kill - Broken Frames
Eyes Set To Kill na myspace
Data wydania: 08.06.2010
Gatunek: melodic metalcore/post-hardcore
Kraj: USA
Tracklista:
01. All You Ever Knew
02. Broken Frames
03. The Listening
04. Ticking Bombs
05. Play The Part
06. Falling Fast
07. Catch Your Breath
08. Ryan
09. Inside The Eye
10. Two Letter Sins
11. Escape
12. Let Me In (Bonus Track)
Trzecie studyjne wydawnictwo Eyes Set To Kill zostało wydane 8 czerwca, jest to jednocześnie pierwszy album z nowym wokalistą - na dwóch poprzednich wokalami zajmował się Brandon Anderson na zmianę z Alexią Rodriguez, która stanowiła trzon partii wokalnych. Nie inaczej jest na nowym albumie - Cisko (nowy wokalista) stanowi tylko dodatek do Alexii. Kapela gra metalcore dla mięczaków - czyli partii z czystym wokalem mamy więcej niż ryków, kawałki są bardziej melodyjne niż rozpierdalające - w ogóle tych drugich zdaje się nie ma na tym nowym wydawnictwie. Nie bardzo rozumiem tutaj takich utworów jak "Ticking Bombs" ani to post-hardcore, ani melodyjny metalcore. Przyznam, że mnie ten album denerwuje. Melodyjne granie znoszę bez problemu, ale nie rozumiem jednego - dlaczego zawsze jak w kawałku szykuje się pierdolnięcie, to na wokal wchodzi Alexia i jest słodko jak w jakimś girlsbandzie. I tak całe szczęście, że nie ma tutaj kawałków pokroju takiego "Deadly Weapons". Tak w ogóle to wydaje mi się, że poprzedni wokalista miał większą siłę przebicia niż Cisko, ale to może kwestia tego, że jest nowy. W każdym razie album dla mięczaków, wielbicieli kobiecych wokali, duetów i słabego pseudo-core'owego grania. No niestety, ale ładne siostry wchodzące w skład tej kapeli nie uratują tego albumu.
Poniżej klip promujący nowe wydawnictwo:
Eyes Set To Kill - Broken Frames
Ocena: 3/10
poniedziałek, 9 sierpnia 2010
In This Moment - The Dream (2008)
In This Moment - The Dream
In This Moment na myspace
Data wydania: 30.09.2008
Gatunek: melodic metalcore
Kraj: USA
Tracklista:
01. The Rabbit Hole
02. Forever
03. All For You
04. Lost At Sea
05. Mechanical Love
06. Her Kiss
07. Into The Light
08. You Always Believed
09. The Great Divine
10. Violet Skies
11. The Dream
W rok po wydaniu debiutanckiego "Beautiful Tragedy" kapela nagrała swój drugi album, którego premiera przypadł na 30 września 2008 roku. Ponownie wydawcą była grupa Century Media. Po ciepłym przyjęciu "Beautiful Tragedy" oczekiwano, że nowe wydawnictwo okaże się jeszcze większym sukcesem i powiedzmy, że przypieczętuje stanowisko jakie ekipa In This Moment zajęła w szeregach kapel grających melodyjny metalcore. Ponownie pisaniem tekstów zajęła się Maria Brinks.
Album "The Dream" podobnie jak "Beautiful Dream" rozpoczyna klimatyczne intro, tutaj deszcz zastąpiły nieco orientalne klimaty. "Forever" - utwór singlowy, promowany dodatkowo klipem. Można powiedzieć, że taka wizytówka drugiego albumu In This Moment. Metalcore połączony ze słonecznym popem, tak dokładnie brzmi ten numer. W żadnym wypadku nie jest to zarzut, niewiele jest kapel potrafiących połączyć tak różne gatunki. Maria praktycznie zrezygnowała z ryków, a skupiła się wyłącznie na czystym śpiewie, momentami z pazurem, a z drugiej strony pojawiają się również słodkie zaśpiewy, na które powinno się pozwalać tylko kobietom. W każdym razie ten kawałek to prawdziwy hicior, idealny do radia, czy to telewizji. A klip do niego nakręcony równie słoneczny jak sam utwór. Bardzo możliwe, że ten numer niejednego odsiał. Kolejny kawałek utrzymany jest w bardzo podobnym tonie - tyle, że mniej więcej w połowie pojawiają klimatyczne wstawki, a i muzykanci pokazują, że potrafią grać, a nie robić tylko tło dla wokalu Marii. "All For You" to podobnie jak "Forever" prawdziwy lekki hicior. Natomiast "Lost At Sea" jest już utrzymany w innym tonie, tempo jest wolniejsze, granie jakby bardziej mechaniczne, ale refren oczywiście przebojowy, inaczej być nie może. "Mechanical Love" to jeden z lepszych numerów na "The Dream". Problem cały czas stanowi muzyka, która jest wyłącznie tłem, nie ma żadnych wyraźnych wybiegów czy to gitarzystów, czy perkusisty, po prostu grają pod Marię. W sumie to lepiej tak, niż mieli by się cały czas pchać na plan pierwszy. A "Her Kiss" to najlepszy kawałek na drugim wydawnictwie In This Moment - taki nieco z nutką orientu, cięższy, wolniejszy i ponownie zdominowany przez uroczą wokalistkę. Ale partie Marii są tutaj chyba najlepsze na całym albumie. Kolejna jest piękna ballada "Into The Light" i znowu mamy Marię w rewelacyjnej formie, tym razem akompaniuje jej tylko fortepian. Jest to jedna z najładniejszych ballad 2008 roku. Kawałek "You Always Believed" kiedyś świetnie się sprawdzał jako dzwonek w telefonie komórkowym ;-) Solidny numer, z dobrymi gitarami (wreszcie słychać ich duży wpływ) i przebojowym refrenem. Można powiedzieć, że to standard dla tego albumu. Ci, którzy dotrwali aż tutaj i oczekiwali dzikiej jazdy do przodu wreszcie będą zadowoleni, bo "The Great Divine" jest takim właśnie kawałkiem. Maria wreszcie uruchamia swój ryk, chociaż nie rezygnuje z czystych partii i przebojowego refrenu. Natomiast zwrotki są ostre i dzikie, a perkusja łupie ile wlezie. "Violets Skies" to bardzo rock'n'rollowy przebój, a praca gitar momentami kojarzą mi się z Chrome Division. Świetny numer, bardzo energiczny. Album "The Dream" zamyka ballada o tym samym tytule. Tym razem mamy normalną perkusję, elementy elektroniki, trochę gitary, a przede wszystkim delikatny głos Marii. Aż dziw bierze, że to ta sama kobieta zdziera gardło w takim "The Great Divine", czy na "Prayers" z poprzedniego albumu.
Drugie wydawnictwo In This Moment różni od debiutu praktycznie wszystko. Muzyka jest inna, Maria śpiewa inaczej, kompozycje są inne, klimat też jest inny. Podobne elementy to ballady, w których wokal Marii jest równie delikatny jak na "Beautiful Tragedy". Tutaj zespół poszedł jeszcze bardziej w przebojowość próbując nawet sięgać do muzyki pop - chociażby w takim "Forever". Ale czy to źle? Póki granie się podoba, a muzyka nie ociera się o kicz to oznacza, że nie jest źle. W przypadku "The Dream" jest nawet bardzo dobrze. Praktycznie każdy utwór na tym wydawnictwie to przebój. Mamy tutaj wszystko - piękne ballady, lekkie przebojowe kawałki idealne na słoneczne dni, ciężkie core'owe wygary, a nawet szczyptę rock'n'rolla. Do tego duuuuużo Marii. Czego chcieć więcej?
Ocena: 9/10
niedziela, 8 sierpnia 2010
In This Moment - Beautiful Tragedy (2007)
In This Moment - Beautiful Tragedy
In This Moment na myspace
Data wydania: 2007
Gatunek: melodic metalcore
Kraj: USA
Tracklista:
01. Whispers Of October
02. Prayers
03. Beautiful Tragedy
04. Ashes
05. Daddy's Falling Angel
06. The Legacy Of Odio
07. This Moment
08. Next Life
09. He Said Eternity
10. Circles
11. When The Storm Subsides
Debiutancki album In This Moment. Takie wydawnictwa w przypadku metalcore'a najczęściej są dopiero pierwszym kontaktem kapeli z profesjonalną sceną muzyczną. Z In This Moment nie jest inaczej, kapela powstała w 2005 roku i przez dwa lata tułali się po różnych klubach i w końcu zostali zauważeni przez wysłanników Century Media Records. Tak oto rozpoczęła się przygoda In This Moment z profesjonalną sceną metalcore'ową, a owocem współpracy z Century Media Records był właśnie debiutancki album "Beautiful Tragedy", który trafił na sklepowe półki 20 marca 2007 roku.
Jak się jednak okazuje pierwsze wydawnictwo In This Moment od samego początku brzmi bardzo profesjonalnie i nie ma tutaj miejsca dla amatorskiego grania. Rozpoczyna się od klimatycznego, deszczowego intro, w którym Maria trochę szepcze przy dodatkowym zastosowaniu efektu echo. "Prayers" jest drugim kawałkiem, który znajduje się na tym albumie - poza tym był singlem, który promował to wydawnictwo i został do niego nakręcony klip. Jest to jeden z najlepszych kawałków na tym albumie i chyba w ogóle w twórczości In This Moment. Przy okazji od razu można zwrócić uwagę na to, że partie wokalne są tutaj wymieszane - tzn. wszystkie należą do Marii, ale są tutaj zarówno czyste partie, jak i ryki. Poza tym kawałek ostry, ale jednocześnie przebojowy. Natomiast tytułowy "Beautiful Tragedy" to mieszanka emocji z przebojowością, metalcore'a jest tutaj naprawdę niewiele, ale tak już gra ta kapela, chociaż na debiucie jeszcze nie odznaczało się to tak bardzo jak na następnym albumie. "Ashes" utrzymany w bardzo podobnym klimacie do "Prayers". I niewiele od nich różni się numer "Daddy's Falling Angel" - chociaż z tej trójki ten jest chyba najmniej przebojowy, ale za to pojawia się w nim solówka. "The Legacy Of Odio" to spokojna ballada, która pod koniec dostaje kopa, a Maria zaczyna śpiewać takim zawodzącym głosem, co daje całkiem ciekawy efekt. Dalsza część albumu jest utrzymana w szybszym tempie, jedynie zamykający całość "When The Storm Subsides" jest spokojnym utworem, w którym Maria śpiewa miękkim głosem do akompaniamentu gitary akustycznej. W sumie zakończenie takie sobie. Z tych czterech kawałków oddzielających "The Legacy Of Odio" od "When The Storm Subsides" zdecydowanie najlepiej wypada ostry i bezkompromisowy "Next Life". Chociaż jest tutaj również sporo melodyjnych rozwiązań.
Debiut In This Moment wypada bardzo dobrze, nawet jeśli posłuchać go w kontekście kolejnych wydawnictw tej kapeli, czy w kontekście innych wydawnictw z gatunku melodic metalcore biorąc pod uwagę ostatnie lata. Dużą zaletą tej kapeli jest oczywiście Maria, bo muzyki to oni wybitnej nie grają. Natomiast głos Marii na długo pozostaje w głowie, zwłaszcza jej charakterystyczne ryki. Na "Beautiful Tragedy" nie brakuje przebojowości, lekkości, ale i ostrego grania z pazurem. A z całości najlepiej wypada utwór tytułowy i "Prayers". Na tym wydawnictwie czuć lekki powiew świeżości w gatunku.
Ocena: 7,5/10
wtorek, 6 lipca 2010
Catherine - The Naturals (2007)
Catherine - The Naturals
Catherine na myspace
Data wydania: 2007
Gatunek: melodic metalcore
Kraj: USA
Tracklista:
01. First Take 00:08
02. The Naturals 04:26
03. Tailor 03:04
04. Light Brite 04:57
05. Dear Elizabeth 02:34
06. Fallacy 03:30
07. Through Art A Villian 04:34
08. Let's Pretend Like It's 1910 03:10
09. To Be Specific 02:04
10. Praise The Night Time 05:16
W końcu postanowiłem się przełamać i posłuchać sobie albumu "The Naturals". Jak gra Catherine pamiętam dość dobrze, bo nagrali jeden z ciekawszych albumów z lekkim melodyjnym metalcorem, który wzbogacony został o czyste partie wokalne, które nie przeszkadzały jak to często bywa.
I jak się okazuje "The Naturals" jest lepszym wydawnictwem niż materiał pochodzący z 2009 roku. Jest zdecydowanie ostrzej i mniej przebojowo, a już się bałem, że w poprzednich latach ten band grał lżej niż na "Inside Out". Prawdziwą ozdobą i kawałkiem, którego przy pierwszym odsłuchu musiałem posłuchać dwa razy jest instrumentalny "Dear Elizabeth". Może nie jest to jakiś majstersztyk, ale naprawdę mi się podoba. Już kawałek "The Naturals" mniej więcej przygotowuje do tego co ma być w dalszej części albumu, chociaż to jeden z najlżejszych kawałków na albumie, więc nie do końca reprezentatywny. "Tailor" również nie jest do końca reprezentatywny, bo dużą tutaj wagę przyłożono do czystego wokalu, natomiast dalej czyste partie pojawiają się sporadycznie. A jednym z najlepszych kawałków na tym albumie jest "Light Bright" - momentami nawet pojawiają się unearthowe klimaty. Podobnie dobry jest "Let's Pretend Like It's 1990" - nawet ten refren zaśpiewany czystym wokalem wpada w ucho i nie wkurwia, a to już coś. Poza tym kawałek bardzo ciężki, taki przytłaczający. "To Be specific" jest bardzo...specyficzny. Taki nostalgiczny numer, w którym wokalista robi za tło dla spokojnej muzyki, bez żadnych szaleństw, ciężkich zagrywek, czy czegoś w tym rodzaju. Lekki, ale taki melancholijny kawałek. Pozostałe kawałki też wcale nie są złe - "Thou Art Of Villain" podobnie jak "Let's Pretend Like It's 1990" jest wyposażony w dobry refren, chociaż tutaj główną rolę spełnia chórek.
"The Naturals" jest zdecydowanie ciekawszym wydawnictwem niż "Inside Out" i mocno zachęca do zapoznania się z pozostałymi albumami Catherine. Materiał składający się na ten album jest zdecydowanie cięższy, ale nadal jest to melodyjny metalcore. Jeśli ktoś lubi nieprzesłodzony metalcore, ale pozostający melodyjnym to jak najbardziej polecam.
Ocena: 7/10
wtorek, 11 maja 2010
As I Lay Dying - The Powerless Rise (2010)
As I Lay Dying - The Powerless Rise
As I Lay Dying na myspace
Data pemiery: 07.05.2010
Gatunek: melodic metalcore
Kraj: USA
Tracklista:
01. Beyond Our Suffering 02:49
02. Anodyne Sea 04:34
03. Without Conclusion 03:15
04. Parallels 04:57
05. The Plague 03:42
06. Anger and Apathy 04:25
07. Condemned 02:49
08. Upside Down Kingdom 04:00
09. Vacancy 04:26
10. The Only Constant Is Change 04:07
11. The Blinding of False Light 05:10
Skład zespołu:
Tim Lambesis - wokal
Phil Sgrosso - gitara
Nick Hipa - gitara
Josh Gilbert - gitara basowa/wokal
Jordan Mancino - perkusja
Po trzech latach od premiery "An Ocean Between Us" panowie z As I Lay Dying wydali swój piąty album studyjny. Tym razem na wybór tytułu dla nowego wydawnictwa został ogłoszony konkurs, w którym wygrał zwrot "The Powerless Rise" (całe szczęście, że tytuł nie brzmi jak nazwa zespołu). Tytuł całkiem niezły, ale przed muzykami stanęło dość trudne zadanie przebicia poprzedniego, dobrego albumu. Utrudnione zadanie miał na pewno Tim Lambesis, który poza As I Lay Dying udziela się w przerwach w swoim humorystycznym metalcore'owym projecie Austrian Death Machine (chyba wszyscy znają Ahnolda). Na albumie znajduje się 11 kawałków, których łączy czas to około 45 minut.
Od razu zaznaczam, że ten nowy album mnie początkowo kompletnie nie ruszył, musiałem robić do niego kilka podejść, żeby cokolwiek z niego wyciągnąć. Przy jakimś 6 czy 7 odsłuchu coś zaskoczyło. Ale mimo wszystko uważam, że słówko "powerless" w tytule albumu jest jak najbardziej odpowiednie w tym przypadku, bo kapela wydaje się być prawdziwie bezsilna. Pierwsz odsłuchy ukazały mi album strasznie słaby, zawierający muzykę, w której nie ma żadnych punktów zaczepienia. Pierwszy numer bardzo bezbarwny, "Anodyne Sea" już nieco lepszy, ale za to zbyt słodki, bardziej jednak wybijają się tutaj te melodyjne partie (zwłaszcza refren). Kolejny kawałek przelatuje w mrugnięciu oka i nic po sobie nie zostawia. Dopiero "Parallels" jako tako wpada w ucho, ale to znowu tylko i wyłącznie za sprawą melodyjnych zaśpiewów w refrenach. "The Plague" jest już niestety kompletnie bezbarwny, a muzyka brzmi jakby była skopiowana, z któregoś z wcześniej zamieszczonych na "The Powerless Rise" utworów. "Anger And Apathy" też wyróżnia się wyłącznie czystym wokalem w refrenie, chociaż tutaj i muzyka zdradza jakieś ciekawsze oblicze. "Condemned" to chyba jeden z niewielu udanych numerów na tym albumie. Przede wszystkim świetna gitarowa melodia (już we wprowadzeniu). Fajny agresywny numer, choć w nawet najmniejszym stopniu nie jest odkrywczy. Podobnie ma się sprawa z "Upside Down Kingdom" - tutaj gitary są na pierwszym planie, dla mnie rewelacyjne melodie. Niestety ten melodyjny refren już nie taki dobry jak we wcześniejszych utworach. Dalsze kawałki to typowe średniaki. Dobry strzał panowie z As I Lay Dying dali na sam koniec - utwór "The Blinding Of False Light" jest chyba najlepszym na całym albumie. Dobre wyważenie tempa, jak i agresji. Zdecydowanie numer jeden na najnowszym wydawnictwie.
Piąty album As I Lay Dying niestety obrazuje już sam tytuł. "The Powerless Rise" to rzeczywiście niezbyt udolne powstanie. Tych 11 utworów trzeba przesłuchać po kilka razy i mocno się przy tym skupić, inaczej album będzie przelatywał i nic po sobie nie pozostawi. To jest największy zarzut - nijakość. Co prawda jest kilka kawałków, które się wyróżniają (przede wszystkim "Condemned", "Upside Down Kingdom"" i "The Blinding Of False Light"), ale pozostałe to średniaki, albo najzwyklejsze zapychacze, co by album nie trwał zbyt krótko. Dużym plusem w całym tym przedsięwzięciu okazują się melodyjne refreny, które od razu wpadają w ucho, ale niestety są do siebie zbyt podobe (tak samo jak muzyka). Ogólnie rzecz biorąc "The Powerless Rise" mnie zawiódł, liczyłem na niszczący materiał, albo przynajmniej solidne metalcore'owe wydawnictwo, a dostałem średniaka z momentami.
Ocena: 5,5/10
As I Lay Dying na myspace
Data pemiery: 07.05.2010
Gatunek: melodic metalcore
Kraj: USA
Tracklista:
01. Beyond Our Suffering 02:49
02. Anodyne Sea 04:34
03. Without Conclusion 03:15
04. Parallels 04:57
05. The Plague 03:42
06. Anger and Apathy 04:25
07. Condemned 02:49
08. Upside Down Kingdom 04:00
09. Vacancy 04:26
10. The Only Constant Is Change 04:07
11. The Blinding of False Light 05:10
Skład zespołu:
Tim Lambesis - wokal
Phil Sgrosso - gitara
Nick Hipa - gitara
Josh Gilbert - gitara basowa/wokal
Jordan Mancino - perkusja
Po trzech latach od premiery "An Ocean Between Us" panowie z As I Lay Dying wydali swój piąty album studyjny. Tym razem na wybór tytułu dla nowego wydawnictwa został ogłoszony konkurs, w którym wygrał zwrot "The Powerless Rise" (całe szczęście, że tytuł nie brzmi jak nazwa zespołu). Tytuł całkiem niezły, ale przed muzykami stanęło dość trudne zadanie przebicia poprzedniego, dobrego albumu. Utrudnione zadanie miał na pewno Tim Lambesis, który poza As I Lay Dying udziela się w przerwach w swoim humorystycznym metalcore'owym projecie Austrian Death Machine (chyba wszyscy znają Ahnolda). Na albumie znajduje się 11 kawałków, których łączy czas to około 45 minut.
Od razu zaznaczam, że ten nowy album mnie początkowo kompletnie nie ruszył, musiałem robić do niego kilka podejść, żeby cokolwiek z niego wyciągnąć. Przy jakimś 6 czy 7 odsłuchu coś zaskoczyło. Ale mimo wszystko uważam, że słówko "powerless" w tytule albumu jest jak najbardziej odpowiednie w tym przypadku, bo kapela wydaje się być prawdziwie bezsilna. Pierwsz odsłuchy ukazały mi album strasznie słaby, zawierający muzykę, w której nie ma żadnych punktów zaczepienia. Pierwszy numer bardzo bezbarwny, "Anodyne Sea" już nieco lepszy, ale za to zbyt słodki, bardziej jednak wybijają się tutaj te melodyjne partie (zwłaszcza refren). Kolejny kawałek przelatuje w mrugnięciu oka i nic po sobie nie zostawia. Dopiero "Parallels" jako tako wpada w ucho, ale to znowu tylko i wyłącznie za sprawą melodyjnych zaśpiewów w refrenach. "The Plague" jest już niestety kompletnie bezbarwny, a muzyka brzmi jakby była skopiowana, z któregoś z wcześniej zamieszczonych na "The Powerless Rise" utworów. "Anger And Apathy" też wyróżnia się wyłącznie czystym wokalem w refrenie, chociaż tutaj i muzyka zdradza jakieś ciekawsze oblicze. "Condemned" to chyba jeden z niewielu udanych numerów na tym albumie. Przede wszystkim świetna gitarowa melodia (już we wprowadzeniu). Fajny agresywny numer, choć w nawet najmniejszym stopniu nie jest odkrywczy. Podobnie ma się sprawa z "Upside Down Kingdom" - tutaj gitary są na pierwszym planie, dla mnie rewelacyjne melodie. Niestety ten melodyjny refren już nie taki dobry jak we wcześniejszych utworach. Dalsze kawałki to typowe średniaki. Dobry strzał panowie z As I Lay Dying dali na sam koniec - utwór "The Blinding Of False Light" jest chyba najlepszym na całym albumie. Dobre wyważenie tempa, jak i agresji. Zdecydowanie numer jeden na najnowszym wydawnictwie.
Piąty album As I Lay Dying niestety obrazuje już sam tytuł. "The Powerless Rise" to rzeczywiście niezbyt udolne powstanie. Tych 11 utworów trzeba przesłuchać po kilka razy i mocno się przy tym skupić, inaczej album będzie przelatywał i nic po sobie nie pozostawi. To jest największy zarzut - nijakość. Co prawda jest kilka kawałków, które się wyróżniają (przede wszystkim "Condemned", "Upside Down Kingdom"" i "The Blinding Of False Light"), ale pozostałe to średniaki, albo najzwyklejsze zapychacze, co by album nie trwał zbyt krótko. Dużym plusem w całym tym przedsięwzięciu okazują się melodyjne refreny, które od razu wpadają w ucho, ale niestety są do siebie zbyt podobe (tak samo jak muzyka). Ogólnie rzecz biorąc "The Powerless Rise" mnie zawiódł, liczyłem na niszczący materiał, albo przynajmniej solidne metalcore'owe wydawnictwo, a dostałem średniaka z momentami.
Ocena: 5,5/10
Subskrybuj:
Posty (Atom)