piątek, 24 stycznia 2025

Podsumowanie roku 2024 #1

W tym roku pierwsza część podsumowania uległa lekkiej zmianie - wyciałem w pień dwie kategorie, które pojawiały się w latach 2021-2023. Wypadły "najlepszy powrót po latach" oraz "ta płyta to w ogóle wyszła w tym roku"? - doszedłem do wniosku, że o ile pierwsza kategoria jeszcze ma jakiś sens (chociaż w 2024 roku jakichś wyjątkowych powrotów było naprawdę niewiele), to ta druga jest trochę na siłę i prawdę mówiąc nie chce mi się w podsumowaniu roku pisać o płytach, których nie słuchałem, albo przesłuchałem raz i zapomniałem. Ale jako, że dwie kategorie wypadły to rozszerzeniu uległy sekcje z debiutami - zarówno w polskich, jak i zagranicznych znajdziecie po 5 pozycji. W każdej kategorii płyty ułożone są alfabetycznie. I tak tylko informacyjnie - zestawienie jest subiektywne.

BTW to, że jakiegoś albumu tutaj nie ma to nie znaczy, że nie znajdzie się w topce roku. I na odwrót też to działa - jeżeli jakiś album tu jest, to nie znaczy, że ma automatycznie miejsce w topce. To są dwa zupełnie oddzielne podsumowania.



Największe zaskoczenie

Płyt, które zaskoczyły mnie w 2024 roku wydanych zostało naprawdę wiele, ale wybrałem trzy, które nie tylko mnie zaskoczyły (oczywiście pozytywnie), ale też na dłużej zagościły w moim odtwarzaczu.

Cemetery Skyline - Nordic Gothic
(gothic rock/gothic metal)
Data premiery: 11.10.2024

Z jednej strony patrząc na skład Cemetery Skyline obiecywałem sobie wiele, ale z drugiej strony jakie można mieć oczekiwana od muzyków kapel takich jak Insomnium, Omnium Gatherum, Amorphis, Aeon, Entombed, The Abbey, Sentenced, The Halo Effect, Dark Tranquillity i Grand Cadaver? No pewnie duże, bo jednak to zaprawieni w bojach weterani, ale gdy zbierają się razem, żeby grać gotyckiego rocka? I trochę się bałem zawartości "Nordic Gothic", moje obawy rozwiewały single promujące debiutancki materiał Cementery Skyline. I ostatecznie okazało się, że ta supergrupa zaserwowała bardzo udany i przyjemny dla ucha materiał. Dużo tutaj gotyckiego klimatu i cała masa przebojowości, która nie wyklucza się z cięższym i nieco posępnym klimatem. I chociaż album z nietłumaczalnego powodu nie pojawił się w przeglądzie października, to wracałem do niego bardzo często i jestem przekonany, że nieprędko zniknie z mojej playlisty.

Uncle Acid & The Deadbeats - Nell' ora blu
(psychedelic rock/horror synth/heavy psych)
Data premiery: 10.05.2024

Ależ to jest płyta! Do twórczości Uncle Acid & The Deadbeats zawsze podchodziłem z dużą rezerwą, bo niby to moje granie, ale żaden z ich dotychczasowych albumów nie przekonał mnie na tyle, żeby myśląc o heavy psych sięgać po jakiś materiał tej grupy. Aż tu nagle pojawił się tajemniczy "Nell' ora blu" - album dziwny, nie do końca pasujący do dyskografii tej brytyjskiej kapeli. Najnowsze dzieło Uncle Acid & The Deadbeats to ścieżka dźwiękowa do nieistniejącego filmu w stylu giallo (włoskie thrillery/horrory z lat 70/80). I ten klimat tutaj czuć w każdym numerze, oczywiście pomijam fakt, że pojawiają się tutaj również dialogi w języku włoskim, które jeszcze bardziej zagęszczają atmosferę tego wydawnictwa. Szybko wpadłem w szpony Uncle Acid & The Deadbeats, "Nell' ora blu" to prawdziwe arcydzieło mieszanki psychedelic rocka, horror synth i heavy psych.

Within The Ruins - Phenomena II
(deathcore/djent/metalcore)
Data premiery: 23.08.2024

"Phenomena" (2014) to mój absolutny numer jeden w dyskografii amerykańskiej grupy Within The Ruins. Chociaż lubię też inne ich wydawnictwa, to każdemu z nich jest daleko do ich płyty z 2014 roku. I trochę się przeraziłem, gdy zobaczyłem, że kapela zapowiedziała bezpośrednią kontynuację swojego najlepszego albumu. Było to tym dziwniejsze, że już "Halfway Human" (2017) dowodził, że formacja szuka trochę innej drogi, mniej połamanej, mniej technicznej, a bardziej idącej naprzeciw szerszemu gronu odbiorców. Oczywiście to też sprawiało, że Within The Ruins zaczynali tracić swoją dość unikalną tożsamość i ustawiali się w szeregu innych deathcore'owych grup. To zresztą potwierdził też album "Black Heart" (2020). Ale końcu nadeszła pora na dość ekwilibrystyczne posunięcie, jakim miało być nagranie drugiej części "Phenomena". Dziwny ruch, bardzo nieoczekiwany...a jednak Within The Ruins dowieźli. "Phenomena II" brzmi jakby to był materiał komponowany i nagrywany niedługo po wydaniu albumu z 2014 roku, kiedy formacja jeszcze trzymała się tego charakterystycznego stylu. Łamańcom, technicznym wybiegom i djentowaniu nie ma tutaj końca. Nadal nie mogę uwierzyć, że Within The Ruins tego dokonali, że udało im się nagrać materiał równie dobry jak "Phenomena", z ich charakterystycznym brzmieniem z tamtego okresu i tak samo napompowany energią. I jeszcze ta wisienka na torcie w postaci motywu muzycznego z "X-Men TAS" w kawałku "Enigma II".

Największe przeboje

Gdybym miał oceniać nowości płytowe z 2024 rokiem pod kątem przebojowości, to dałbym ocenę 5/10. Było średnio, tak naprawdę szukając trzych pozycji, które mógłbym tu umieścić w głowie miałem tylko jeden tytuł, a do reszty musiałem się trochę bardziej dokopać.

Anette Olzon - Rapture
(symphonic power metal)
Data premiery: 10.05.2024

Nie chce mi się tutaj znowu pisać o tym, jaki byłem zawiedziony, gdy Anette Olzon zasiliła skład Nightwish i jak bardzo nie pasowało do tamtej kapeli, bo mam wrażenie, że piszę o tym zaskakująco często. Ale jak już wiadomo od 2012 roku Anette Olzon poszła na swoje i wystartowała ze swoim solowym projektem. Przyznam od razu, że debiutu "Shine" (2014) nie znam (lub nie pamiętam), ale "Strong" z 2021 roku już w miarę mi się podobał. To była stylistyka, w której Anette czuła się dobrze, jej wokal też pasował do tego przebojowego grania. Nie spieszyło mi się do słuchania "Rapture", a jednak płyta szybko stała się moim "guilty pleasure" - chyba jednym z największych w tym roku. Anette Olzon niczym specjalnie nie zaskakuje na tej płycie, bo to znowu mieszanka symfonicznego metalu, power metalu i delikatnych wycieczek w melodic metalowe rejony. Dużo tu przebojowości, trochę ciężaru dodawanego głównie przez wokale Johana Husgafvela, a całość zaskakująco szybko wpada w ucho i wciąga niczym wir wodny.

Mad Hatter - Oneironautics
(melodic power metal)
Data premiery: 24.05.2024

Mam wrażenie, że w 2023 roku pojawiło się zdecydowanie więcej płyt power metalowych stylistycznie nawiązujących do złotego okresu tej nieco bardziej melodyjnej odmiany tego gatunku. W 2024 chociaż sprawdzałem wiele albumów, to jakoś szybko mnie nudziły, albo wypadały po prostu blado. Zupełnie inaczej było z "Oneironautics" szwedzkiej grupy Mad Hatter, której nowy materiał brzmi jakby muzycy podczas jego komponowania i nagrywania zasłuchiwali się płytami Edguy i Narnii (oj, zwłaszcza tych drugich w kwestii udziału partii klawiszowych w utworach). "Oneironautics" to płyta, która momentalnie odsieje wielbicieli cięższych gatunków, ale za to przygarnie fanów lekkiego grania, a zwłaszcza power metalu granego w skandynawskim stylu - zwłaszcza fanów Narnii. Jak już wspomniałem na początku niewiele było podobnych i dobrych jakościowo albumów w melodic power metalu w 2024 roku, ale Mad Hatter dostarczyli materiał, który sprawił, że chociaż na chwilę mogę odejść od black i death metalu i zaserwować sobie odskocznię w formie lekkiej, przebojowej i na swój sposób relaksującej muzyki Szwedów.

Striker - Ultrapower
(heavy metal/glam metal/aor/power metal)
Data premiery: 02.02.2024

Najnowszy materiał kanadyjskiej kapeli Striker mógłby się znaleźć w podsumowaniu równie dobrze w kategorii "Największe zaskoczenie". Ale jednak uznałem, że "Ultrapower" tak mocno stoi przebojami, że to tutaj jest jej miejsce. Gdybym miał wybierać tylko jeden materiał, który wręcz przygniótł mnie swoją przebojowością, to postawiłbym wszystko na "Ultrapower". Striker już na swoich wcześniejszych płytach grali przebojowo, ale jednak trzymali się stylistyki power/speed metal, która jednak stawia pewną zaporę. Tym razem Kanadyjczycy rozszerzyli swój arsenał o glam metal i aor, które już ten anty-przebojowy mur skruszyły. I o ile otwierający płytę numer "Circle Of Evil" jest utrzymany w starym stylu, to kolejne utwory otwierają prawdziwe wrota piekieł, piekieł przebojowości. I to "Best Of The Best Of The Best" otwiera tę "puszkę Pandory", tutaj serwują pełen przekrój gatunkowy, który utrzymuje się w różnych proporcjach do końca płyty. A w kolejnym "Give It All" dołączają jeszcze partie saksofonu doskonale uzupełniające się z aorowym klimatem. Przebojowość w metalu w 2024 roku = Striker "Ultrapower".

Największe odkrycie

W odkryciach zawsze chodzi o to samo - kapela wydaje nową płytę, a ta przekonuje mnie na tyle mocno, że zaczynam szperać w ich dyskografii i często zostaję na dłużej z ich wcześniejszymi wydawnictwami. W 2024 było sporo takich grup, ale zdecydowałem wybrać trzy, które najbardziej wryły mi się w pamięć.

Heave Blood & Die - Burnout Codes
(post-hardcore/post-punk/synth punk)
Data premiery: 26.01.2024

Heave Blood & Die zaintrygowali mnie przede wszystkim miksem gatunkowym i tak, jak przypuszczałem szybko wpadłem w sidła tej grupy. I o ile "Burnout Codes" zachwycił mnie specyficznym klimatem, brzmieniem, trochę takim turnstile'owym vibem, to po odpaleniu wcześniejszej płyty Norwegów wiedziałem, że to będzie grupa, której muzyka zostanie ze mną na dłużej. "Burnout Codes" to materiał nieco brudny, natomiast "Post People" jest dużo bardziej skupiony na post-punkowej stylistyce, pewnej nutce gotyckiej melancholii, ale też specyficznej przebojowości. Tak naprawdę Heave Blood & Die to grupa pełna niespodzianek, bo z kolei ich dwie pierwsze płyty znacznie różnią się stylistycznie od "Post People" i "Burnout Codes" - z początku Norwegowie grali wypadkową stoner metalu i sluge metalu, później przechodząc bardziej stronę stoneru, a skończyli na post-punku i post-hardcorze. Zaskakująca droga, ale zarazem bardzo ciekawa.

Piah Mater - Under The Shadow Of A Foreign Sun
(progressive metal/death metal)
Data premiery: 05.07.2024

Tak, wiem, że w 2024 roku Opeth wydali bardzo dobry materiał, na którym Mikael Åkerfeldt prezentuje pełen wachlarz ciekawych pomysłów. Ale w opethowym graniu moje serce skradła brazylijska grupa Piah Mater. I chociaż moja znajomość z ich twórczością rozpoczęła się właśnie od znakomitej płyty "Under The Shadow Of A Foreign Sun" to dość szybko sięgnąłem też po "The Wandering Daughter" (2018), jak i "Memories of Inexistence" (2014), które wygodnie umościły się w mojej kolejce odtwarzanych płyt. Każdy z tych materiałów to prawdziwa uczta dla uszu i prawdę mówiąc, gdybym miał wybrać jeden materiał z ich (jak na ten moment) trzypłytowej dyskografii to nie umiałbym wybrać. To zaskakująco równa formacja, która za pomocą progresywnego death metalu doskonale oddaje emocje, potrafi uderzyć mocniej, ale też nie boi się bardziej melodyjnych, czy też melancholijnych rejonów. Piah Mater to prawdziwa perełka muzyczna, której odkrywanie było prawdziwą przyjemnością.

Vredehammer - God Slayer
(black/death metal)
Data premiery: 24.05.2024

Nie do końca jest to odpowiednie miejsce la Vredehammer, bo jednak słyszałem muzykę tej grupy już wcześniej, ale z drugiej strony jest to prawidłowe pozycjonowanie, bo to właśnie "God Slayer" sprawił, że sięgnąłem po wcześniejsze płyty projektu Pera Valli, żeby odkryć je na nowo. Z jednej strony nie ma nic odkrywczego w muzyce Vredehammer, to po prostu mieszanka black i death metalu utrzymana w nowoczesnym brzmieniu, czasami wręcz kojącym się z industrialnym (jest tutaj trochę klimatu późniejszych płyt Samael). A jednak coś w zawartości "God Slayer" sprawiło, że wsiąkłem w twórczość Vredehammer bez reszty - może był to ten norweski klimat niczym z mroźnych fiordów, może specyficzne brzmienie zmiksowane z death i black metalem, a może duża intensywność tego materiału i wręcz filmowych rozmach. A może po prostu wszystkie te elementy?

Najlepszy polski album

W 2024 roku polska scena metalowa aż kipiała od nowości muzycznych, bardzo dużo kapel też zaprezentowało swój pierwszy pełny materiał studyjny, ale je znajdziecie w kolejnej kategorii. W sekcji "najlepszy polski album" skupiam się na trzech moich ulubionych polskich wydawnictwach, które nie były debiutami.

Arkona - Stella Pandora
(black metal)
Data premiery: 27.09.2024

Nowa płyta Arkony przypomniała mi, jak bardzo tęskniłem za tą kapelą. I chociaż całkiem niedawno (jakieś dwa lata temu?) widziałem ich na żywo grających nowsze, jak i starsze kawałki, to jednak brakowało mi Arkony z polskimi tekstami. W końcu od premiery "Lunaris" (2016) minęło już 8 lat, a przecież na tylko dobrym "Age Of Capricorn" (2018) kapela postawiła na teksty w języku angielskim. "Stella Pandora" to materiał, na który czekałem, nie jest on ani mocno wyróżniający się w dyskografii Arkony, ani też na polskiej scenie black metalowej (nawet w samym 2024, gdzie w tym gatunku było wyjątkowo ciasno). A jednak to Arkona, a raczej 100% Arkony w Arkonie, co po prostu uwielbiam. To specyficzne brzmienie, konstrukcje utworów, klimat, oczywiście kawałki w języku polskim, jak i wokal Draca. Mam ogromną słabość do twórczości Arkony, a na ciąg dalszy "Lunaris" czekałem od wielu lat, wreszcie się doczekałem i uważam, że "Stella Pandora" to płyta wyjątkowa, a jednocześnie zwykła, szara i niewyróżniająca się na tle innych wydawnictw. Po prostu prawdziwa magia.

Obsidian Mantra - As We All Will
(death metal/progressive metal)
Data premiery: 27.09.2024

Gdy pierwszy raz usłyszałem kawałek "Cult Of Depression", który to promował trzecią pełną płytę wielkopolskiej kapeli Obsidian Mantra to wiedziałem, że ta płyta namiesza w moim zestawieniu. A jednocześnie trochę się bałem zawartości "As We All Will", bo mocny singiel nie gwarantuje, że cała płyta będzie dobra. Wówczas dla własnego spokoju sięgnąłem po wcześniejsze płyty tej grupy i tylko się upewniłem, że faktycznie jest na co czekać. "As We All Will" stylistycznie kojarzy mi się z twórczością grupy Dormant Ordeal, poziom intensywności jest podobny, stylistycznie też grupy nie leżą daleko od siebie. Brzmienie chociaż w Obsidian Mantra jest nieco bardziej w stylu groove, to jednak też przywodzi mi na myśl ich krakowskich sąsiadów. "As We All Will" zmiotło mnie z planszy, energia, agresja, ciężar, a jednocześnie charakterystyczna melodyka (zapewne za sprawą tego groove) momentalnie mnie przekonały do tej płyty i sprawiły, że zawartość nowej płyty Obsidian Mantra wpadła u mnie w pętlę, która mieliła się u mnie niemal bez przerwy przez kilka dni.

Odium Humani Generis - Międzyczas
(black metal/melodic black metal/atmospheric black metal)
Data premiery: 27.09.2024

Pamiętam, że gdy słuchałem "Międyczas" w okolicy premiery tej płyty to zrobiła na mnie pozytywne wrażenie, ale wrzesień był tak bombastyczny, że nie miałem też za bardzo czasu, żeby poświęcić nieco więcej czasu najnowszemu albumowi Odium Humani Generis. A jest to wydawnictwo, które ewidentnie tego czasu potrzebowało, tym bardziej, że gdy wróciłem do "Międzyczas" w grudniu to nie mogłem się od tego materiału uwolnić. I mógłbym tutaj powtórzyć słowa, które pisałem we wrześniowym przeglądzie - Odium Humani Generis grają black metal, ale starają się wychodzić poza jego ramy, budować tajemniczą i zarazem pełną niesamowitości atmosferę. Black metal jest tutaj środkiem, pewnego rodzaju narzędziem, które prowadzi do celu, ale nie jest celem samym w sobie. Oczywiście na płycie słychać echa Mgły, Furii, czy nawet odrobinę bardziej depressive black metalowych klimatów, ale to nie one są kluczowe w najnowszej płycie Odium Humani Generis. To niesamowite jak mocno wkręciła mi się ta płyta, gdy do niej wróciłem. Czaruje tutaj zarówno klimat, budowany głównie przez poza black metalowe elementy, pewna powtarzalność i schematyczność riffów, co z kolei dokłada swoją cegiełkę do nieco psychodelicznego oblicza tego wydawnictwa, jak i jego hipnotyczności. Fenomenalna płyta, która z każdym kolejnym odsłuchem podoba mi się coraz bardziej. A obrazu dopełnia cudowna grafika autorstwa Emilii Śpiewak zdobiąca okładkę płyty "Międzyczas".

Najlepszy polski debiut

Każdego roku mam spory problem z polskimi premierami, bo ciągle mam wrażenie, że ominąłem coś wielkiego, bardzo znaczącego dla polskiej sceny metalowej. Tym razem takiego wrażenia nie mam, chociaż zdecydowałem się rozszerzyć grono w tej kategorii do pięciu debiutanckich albumów (nie umiałem się zdecydować na tylko trzy). To był bardzo mocny rok dla młodych kapel na naszej lokalnej scenie.

Diving Stove - Atavism
(thrash metal/heavy metal)
Data premiery: 26.10.2024

Kilka miesięcy przed premierą płyty "Atavism" zrobiło się głośno o Diving Stove. Młodej warszawskiej kapeli, która przez niejeden blog muzyczny zajmujący się muzyką metalową ogłaszany był największą rewelacją na polskiej scenie od lat. I po tym jak usłyszałem "Trains Colliding" też przeczuwałem, że te młode chłopaki mogą mocno wstrząsnąć lokalną sceną (a później kto wie?). I mieliłem ten numer wielokrotnie, podobał mi się tutaj zarówno ten  thrash metalowy oldschool, brzmienie starej Metalliki, ale też surowość, świeżość i ogromne pokłady energii. Kolejny singiel, czyli "In Space" już tak bardzo mnie nie przekonywał, ale był na bardzo dobrym poziomie i niczego mu zarzucić nie mogłem. No może poza tym, że nie skopał mnie tak jak "Trains Colliding". I wreszcie pod koniec października nadszedł "Atavism" i pierwszym szokiem był inaczej brzmiący numer otwierający i zarazem ten kawałek, który mnie do Diving Stove przyciągnął. Był jakiś taki bardziej wymuskany, mniej surowy. Kapela zdecydowanie najlepiej wypada w tych szybszych kompozycjach - czy to "Hell On Earth", "Everlasting", czy "Mercy Never Arrives", no po prostu ogień! Końcówka "Atavism" jest trochę zbyt spokojna, ale rozumiem, że chłopaki mogli się zmęczyć tym mocno przegrzanym początkiem. Czy Diving Stove wstrząsnęli polską sceną metalową? Chyba jeszcze za wcześnie, żeby to osądzać. Na pewno wydali bardzo dobry debiutancki materiał.

Fright Night - Some Are Born to Endless Night
(gothic rock/gothic metal/hard rock)
Data premiery: 01.08.2024

Debiutu Fright Night nie mogło tutaj zabraknąć. Mogliście o nim trochę więcej poczytać w sierpniowym przeglądzie premier. Jeżeli tęsknicie za The 69 Eyes, którzy są ostatnio w raczej średniej formie, to możecie przestać tęsknić - odpalcie sobie płytę "Some Are Born To Endless Night". Warszawska ekipa dostarcza goth'n'roll na wysokim poziomie, serwując przebojowe kompozycje utrzymane w grobowej i horrorowej stylistyce. I jest tutaj sporo smaczków zarówno dla fanów późniejszej twórczości The 69 Eyes, jak i dla tej nieco wcześniejszej, gdy kapela przemykała się pomiędzy glam rockiem/metalem, a właśnie gotyckim rockiem w przebojowej odsłonie. W kompozycjach można też wyłapać sporą inspirację Type O Negative...ale The 69 Eyes jest zdecydowanie więcej. Debiut Fright Night to świetny materiał, do którego wracam regularnie.

Gash Faith - Perfection Ended
(industrial metal/electronic)
Data premiery: 30.12.2024

Dosłownie rzutem na taśmę jeszcze w 2024 roku zadebiutowała kapela Gash Faith. Grupa, której twórczość poznałem jakiś czas temu i dość długo mieliłem ich epkę "Shockwave" (2012). Ale w końcu przyszedł odpowiedni moment na pełny materiał. "Perfection Ended" nie zaskoczył mnie za bardzo swoją zawartością, bo znając dobrze epkę spodziewałem się, że Gash Faith pójdą na kolejnych wydawnictwach tym samym, bądź podobnym tropem muzycznym. A cóż tu mamy? Dudniący, wręcz miażdżący mózg industrialny metal podany w sludge'owy sposób. Już epka tej grupy mocno kojarzyła mi się z twórczością Godflesh, a pełen materiał mnie tylko w tym przekonaniu upewnił. "Perfection Ended" nie jest materiałem przyjemnym, czy też lekkim do odsłuchu. Gash Faith grają muzykę nieprzyjemną, gniotącą, dudniącą, wręcz trochę odrzucającą...ale zarazem przyciągającą. Ciężko jest mi się oderwać od tej płyty, ten materiał wciąga niesamowicie i wprowadza w pewnego rodzaju trans. A wszystko to za sprawą pewnej schematyczności, powtarzalności i wolnego, wręcz doomowego tempa. "Perfection Ended" to po prostu pięknie brzydka płyta.

Mary - Widy styczniowe
(black metal/punk rock)
Data premiery: 15.11.2024

O epce "Mary" 2023 roku czytałem sporo dobrego, nawet kilka razy ten materiał przesłuchałem, ale wielkiego wrażenia na mnie niestety nie zrobił. Ciekawe połączenie punk rocka z black metalem, ale niestety nic więcej. Później tak się trafiło, że widziałem występ kapeli na żywo i to już było zdecydowanie lepsze doświadczenie, bo kawałki z epki na żywo wypadają zdecydowanie lepiej. I trochę tym zachęcony czekałem na "Widy styczniowe", a było na co czekać! Punk rock zmieszany z black metalem i podlany speed metalowym sosem daje tutaj piorunujący efekt. Dominuje tu szybkość, energia, surowość i ciężar. Szkoda tylko, że przy każdym odpaleniu ta płyta kończy się tak szybko, ale z drugiej strony nie ma problemu, bo przecież zawsze można odpalić jeszcze raz. Za sprawą płyty "Widy styczniowe" kapela udowodniła, że ich epka "Mary" była tylko przystawką mającą narobić smaku, a główne dane podane zostało dopiero w połowie listopada 2024 roku.

Zørza - Hellven
(post-black metal/atmospheric black metal)
Data premiery: 07.06.2024

Panowie z kapeli Zørza weszli na polską scenę metalową razem z drzwiami. "Hellven" już w momencie swojej premiery był murowanym kandydatem do miana najlepszego debiutanckiego albumu metalowego na polskiej scenie w 2024 roku. Mamy początek 2025 roku i nic się w tej kwestii nie zmieniło. "Hellven" to absolutna rewelacja, która chyba nikogo nie pozostawia obojętnym. W zawartości albumu na pewno odnajdą się fani Harakiri For The Sky, wczesnego Defheaven, czy nawet wczesnego Alcest. Muzycy z Grodziska Wielkopolskiego w sposób iście mistrzowski przemierzają rozległe rejony post-black metalu i atmospheric black metalu zagarniając całymi garściami co lepsze kąski. Jest tutaj cała masa bardzo dobrych melodii gitarowych, jest sporo black metalowego ciężaru, niesamowitego klimatu i cała masa świeżości. Kapela Zørza po prostu pozamiatała i już nie ma czego zbierać.

Najlepszy zagraniczny debiut

Podobnie jak w przypadku polskich debiutów w przypadku zagranicznych też zdecydowałem się na rozszerzenie listy do pięciu pozycji, bo też nie mogłem się zdecydować, która z tych pozycji jakoś mniej mnie przekonała. A i tak spokojnie mógłby stworzyć zestawienie top 10 debiutów zagranicznych - ale akurat w tym przypadku to nic wyjątkowego.

Amethyst - Throw Down The Gauntlet
(heavy metal/hard rock)
Data premiery: 27.09.2024

Każdego roku czekam na tej jeden, absolutnie wyjątkowy heavy metalowy debiutancki materiał, który mnie sponiewiera. W ubiegłych latach to były Tailgunner/Century (2023), Midas (2022), Heavy Sentence (2021), a rok 2024 należał do brytyjskiej grupy Amethyst. "Throw Down The Gauntlet" to zdecydowanie mój ulubiony typ heavy metalu, czyli taki mocno inspirowany twórczością Thin Lizzy. Na wskroś brytyjski i nie stroniący od mieszania heavy metalu z hard rockiem - co zawsze gwarantuje sporo świeżości i kopa przebojowości. I chociaż mieszanka gatunkowa i oldschoolowy charakter "Throw Down The Gauntlet" to niby nic nowego, a wręcz stylistyka mielona od wielu lat przez jeszcze więcej kapel, z których jedne radzą sobie z takim graniem lepiej, a inne gorzej, to Amethyst tym wydawnictwem zostawił zdecydowaną większość konkurentów daleko w tyle. Rewelacyjny materiał od pierwszej do ostatniej minuty.

Castle Rat - Into The Realm
(traditional doom metal/stoner metal/hard rock)
Data premiery: 12.04.2024

I znowu mamy oldschoolowe granie, ale tym razem z zupełnie innych rejonów. Debiutancki materiał amerykańskiej kapeli Castle Rat dotyka przede wszystkim tradycyjnego doom metalu i dorzuca do tego szczyptę stoner metalu i hard rocka (też w starym stylu). Staroszkolne jest tutaj nie tylko granie, ale też image zespołu, który niby powinien być bez znaczenia (zwłaszcza jak się słucha płyty), a ciężko pozostać na niego obojętnym. No po prostu jest swoistą wisienką na torcie. Pierwsze skojarzenie, jakie pojawiło mi się w głowie po odpaleniu "Into The Realm" to twórczość Jex Thoth. Debiutancki materiał Castle Rat to w sumie nie jest żaden oldschool, to retro granie pełną gębą. W album wciągnąłem się momentalnie, już przy pierwszym kawałków wiedziałem, że nie będę się mógł od tego materiału oderwać...i tak też było. "Into The Realm" to prawdziwa perełka, która w 100% oddaje retro klimat takiego grania.

Missing Link - Watch Me Bleed
(beatdown hardcore/metalcore)
Data premiery: 07.06.2024

Muszę z przykrością stwierdzić, że albo metalcore mnie zaczął nudzić, albo gatunek powoli się zaczyna wypalać. Stwierdzam tak głównie dlatego, że w 2024 roku naprawdę niewiele było metalcore'owych płyt, które zostały by ze mną na dłużej. Aż tu nagle trafił się debiutancki album amerykańskiej grupy Missing Link. "Watch Me Bleed" to potężna dawka surowego, energetycznego i gniotącego beatdown hardcore'u z elementami metalcore'a. Grupa serwuje 11 wysokoenergetycznych kawałków, które w 30 minut dostarczają takiej mocy, jakiej dawno nie dostarczył mi żaden core'owy materiał.

Pøltergeist - Nachtmusik
(post-punk/gothic rock/heavy metal)
Data premiery: 25.10.2024

Po tym jak trafiłem na split "A Waxing Moon Over Babylon / Fall to Ruin", gdzie Pøltergeist łączyli siły z kanadyjską grupą Spell od razu wiedziałem, że czekam na płytę "Nachtmusik". To jest granie, które po prostu uwielbiam - łączące w sobie gotycki klimat, post-punkową melodykę (i te charakterystyczne gitary) oraz heavy metal. Można powiedzieć, że trochę Spell, ale jednak oni nie stawiają na post-punk. Natomiast w Pøltergeist to właśnie ten gatunek gra pierwsze skrzypce, pozostałe są bardzo ważnymi, ale jednak tylko dodatkami. Klimat "Nachtmusik" jest obłędny - czuć tą grobową atmosferę, a jednocześnie sporą lekkość i przebojowość. I chociaż to taka mieszanka gatunkowa jest w ostatnim czasie dość mocno eksploatowana to Pøltergeist udało się zaprezentować tę muzykę w świeży i atrakcyjny sposób. Bardzo przyjemny materiał, który mimo dość ponurej okładki i klimatu grozy potrafi zaskoczyć lekkim brzmieniem i dużo dawką przebojowości, ach ten post-punk.

Sabïre - Jätt
(heavy metal/glam metal/speed metal)
Data premiery: 28.06.2024

Przyznam, że sięgając po "Jätt" byłem przekonany, że to już któryś z kolei album kanadyjsko-australijsko-amerykańskiej grupy Sabïre. A tymczasem okazało się, że to pierwszy pełny materiał poprzedzony całą masą singli. Wszak grupa istnieje od 2010 roku, więc chwilę trzeba było czekać na ten debiutancki album. "Jätt" to materiał bardzo oldschoolowy - charakterystyczne brzmienie, stylistyka (nawiązująca do czasów świetności W.A.S.P., dociążonego Scorpions, czy bardziej heavy metalowego Mötley Crüe), konstrukcja kawałków, czy wreszcie sam image kapeli. Zresztą odpalcie sobie, którykolwiek klip promujący ten materiał to będziecie wiedzieć, o co mi chodzi. Te wszystkie elementy składają się na obraz kapeli, która wydała swój debiutancki materiał o jakieś 40 lat za późno - gdyby wydali "Jätt" w tamtych czasach to teraz album byłby prawdziwym klasykiem, a tak musi jeszcze trochę odczekać. Oldschoolowo brzmiących przebojów jest tutaj cała masa - z moim absolutnym faworytem "Alone Again" na samym szczycie.

Największe rozczarowanie roku

Jak sama nazwa kategorii wskazuje poniżej znajdziecie płyty, które najbardziej mnie rozczarowały w 2024 roku - i nie, to nie muszą być najgorsze płyty, jakie słyszałem. Powiem więcej, tak nie jest. O najgorszych płytach po prostu bardzo szybko zapominam...no chyba, że wiązałem z nimi jakieś nadzieje. Szukając tych największych płytowych rozczarowań z 2024 roku nie musiałem długo szukać, bo ta lista tworzyła się na bieżąco, więc nie ma tutaj płyt z przypadku.

All For Metal - Gods Of Metal (Year Of The Dragon)
(power metal/heavy metal/symphonic metal)
Data premiery: 23.08.2024

Tak, wiem z jak dużą krytyką spotykał się debiutancki materiał All For Metal. To była płyta pełna śmieszności, sztuczności, można powiedzieć, że wręcz pozerstwa...ale "Legends" (2023) jednocześnie był dla mnie jednocześnie "guilty pleasure". Niestety na "Gods Of Metal (Year Of The Dragon)" już nie ma tej magii, czar prysł. Jest za to nieznośna schematyczność, wszędobylska nuda i sztuczność (której aż tak bardzo nie dostrzegałem na debiucie). Słabo, albo nawet bardzo słabo. Materiał sprawia wrażenie napisanego na szybko na kolanie, oby tylko szybko po wydaniu "Legends" wydać nowy materiał. Pomyślałbym, że może muzycy chcą kuć żelazo póki gorące i po sukcesie debiutanckiego albumu zaprezentować nowe kompozycje...ale czy album "Legends" faktycznie był takim hitem? Nie chce mi się w to wierzyć. "Gods Of Metal (Year Of The Dragon)" to zupełnie niepotrzebny materiał.

Fleshgod Apocalypse - Opera
(symphonic metal/death metal/technical death metal)
Data premiery: 23.08.2024

Uwielbiam Fleshgod Apocalypse. To ich szaleństwo w łączeniu muzyki klasycznej z technicznym death metalem jest absolutnie wyjątkowe. I chociaż, gdy mam ochotę na ich twórczość to odpalam przeważnie "Oracles" (2009) lub "Agony" (2011) to bardzo też ucieszył mnie "Veleno" (2019), na którym kapela trochę obudziła się z letargu. I mimo tytułu płyty "Opera" spodziewałem się, że grupa podąży dalej ścieżką obraną na "Veleno". Okazało się, że jednak nie i tytuł nowego materiału okazał się (niestety) proroczy. Rozumiem, że niedługo po wydaniu "Veleno" do grupy dołączyła Veronica, ale jej czyste wokale odgrywają na nowej płycie zbyt dużą rolę. "Opera" to płyta rozczarowująca głównie dlatego, że Fleshgod Apocalypse z kapeli doskonale grającej kontrastami zaczęli się zamieniać w Nightwish z technicznym death metalem w tle. Szkoda, oby to był tylko jednorazowy wyskok...a jeżeli nie, to nikt mi nie odbierze "Oracles", "Agony" i "Veleno".

Unto Others - Never, Neverland
(gothic rock/gothic metal/heavy metal)
Data premiery: 20.09.2024

Bardzo czekałem na "Never, Neverland", może trochę za bardzo. Ale przecież Unto Others przyzwyczaili do dostarczania świetnych wydawnictw. O ile "Mana" (2019) jest materiałem bardzo dobrym, to "Strength" (2021) jest po prostu rewelacyjny. I może jest to kwestia zbyt wysoko zawieszonej poprzeczki, bo gdyby "Never, Neverland" pojawił się zaraz po "Mana" to bym nie narzekał. Ot przyjemna płyta, mająca lepsze i gorsze momenty. Ale niestety, jako że album ukazał się po "Strength" to okazał się być upadkiem z wysokiego konia. I nie, nowa płyta Unto Others nie jest zła, jest po prostu poprawna, przyzwoita i nic więcej. Brakuje na niej polotu "Strength", czy Mana". Kawałki są szybkie, brakuje im tego charakterystycznego melancholijnego stylu. Przebojowość też gdzieś się rozwiewa i ginie we mgle. Nie wiem, co tu poszło nie tak, ale ewidentnie jest to najsłabszy z dotychczasowych materiałów Unto Others. Rozczarowujący tym bardziej, że po odsłuchu nie pozostaje po nim w głowie nic...poza chęcią sięgnięcia po "Strength".

Najlepsze koncerty roku

W 2024 roku nie było wielkiego szaleństwa koncertowego, chociaż i tak był to dla mnie najbardziej intensywny pod tym kątem rok od czasu pandemii. Dokładnie 43 koncerty, na których mogłem zobaczyć około 120 kapel (niektóre dwa razy), pełen przekrój gatunkowy. Ale z całej tej masy wybrałem trzy kapele, które zrobiły na mnie największe wrażenie.

Night Demon
(heavy metal/speed metal)

Twórczość Night Demon nigdy jakoś specjalnie mnie nie jarała, ale to nie oznaczało, że nigdy nie chciałem ich zobaczyć na żywo. Kiedyś mieli zagrać w warszawskim klubie Beerokracja (już od dawna nie istnieje), ale koncert został wówczas odwołany. Na szczęście fani heavy metalu granego przez ten amerykański zespół w końcu się doczekali - grupa wystąpiła 13 czerwca na deskach warszawskiego klubu Hydrozagadka (supportowała ich formacja Riot City). I od razu przyznam - bardziej szedłem na support niż na Night Demon. Riot City już widziałem i wiedziałem, na co ich stać na żywo. O Night Demon tylko słyszałem, że ich koncerty to totalna miazga. I tak faktycznie jest. Ich koncert to był po prostu pokaz doskonale zgranej maszyny, w której wszystko ze sobą doskonale współgrało. Nie było jednak dla mnie niespodzianką, że kawałki Night Demon na żywo wypadają zdecydowanie lepiej niż na płytach. To jedna z tych kapel, które po prostu trzeba zobaczyć na żywo.


Shining [NOR]
(avantgarde metal/jazz fusion/industrial metal/alternative rock)

Norweskie Shining widziałem już dwa razy - raz przed Devinem Townsendem w 2015 roku, a później przed The Dillinger Escape Plan 2017 roku. A w 2018 roku kapela zaprezentowała swój album "Animal", po którego przesłuchaniu straciłem zainteresowanie ich twórczością - oczywiście nadal wracam do "BlackJazz" (2010) i "One One One" (2013). W 2024 roku kapela wyruszyła w trasę przypominającą album "BlackJazz"...z jakiegoś powodu, bo przecież to okrągła rocznica wydania płyty, ani żaden inny jubileusz. Ale wiedziałem, że muszę usłyszeć kawałki z tego albumu jeszcze raz, tym bardziej, że muzycy mieli zagrać cały materiał na żywo. I jak było? Cudownie, Shining nadal mają w sobie ten ogień, ten błysk szaleństwa. Oczywiście pojawiły się jakieś delikatne zmiany w kompozycjach, bo jednak na żywo kapela dokłada jeszcze od siebie trochę spontaniczności, a nie odgrywa wszystko 1:1. Świetny występ i muszę przyznać, że fajnie by było gdyby Shining wrócili do takiego grania.


Ultra Sunn
(EBM/darkwave/coldwave)

Zdecydowanie najlepszy koncert w 2024 roku. Twórczość Ultra Sunn podobała mi się już na poziomie epek, ale po wydaniu przez nich albumu "US" (2024) jeszcze bardziej wsiąkłem w ich muzykę. Na szczęście tak się złożyło, że w czerwcu grupa w ramach trasy promującej najnowszy materiał zawędrowała do warszawskiej Hydrozagadki. Ultra Sunn na żywo wypadli rewelacyjnie, nowe kawałki to prawdziwy ogień! To ile energii płynęło ze sceny, jak od publiczności dla kapeli to po prostu jakaś magia. Taki EBM to ja rozumiem i mam nadzieję, że belgijski duet będzie częściej zaglądał do PL w ramach swoich tras koncertowych, bo naprawdę ich występy na żywo to niesamowite przeżycie.


Największe koncertowe odkrycie roku

Poniżej znajdziecie trzy kapele, które zrobiły na mnie ogromne wrażenie podczas występów na żywo, chociaż idąc na ich koncert niczego wielkiego się nie spodziewałem.

Delving
(psychedelic rock/post-rock/krautrock/progressive rock)

Muzyką Delving zainteresowałem się na kilka dni przed ich koncertem, co też w jakiś sposób tłumaczy brak "All Paths Diverge" w przeglądzie sierpniowych premier (gdybym posłuchał tej płyty wcześniej to na pewno by się tam znalazła). I cieszę się, że przypadkowo trafiłem na ogłoszenie ich koncertu, chociaż niemal do ostatniej chwili zastanawiałem się, czy na pewno chce mi się wychodzić z domu w tę wietrzną i zimną niedzielę. Ale jednak niemal w ostatniej chwili zdecydowałem się przejść do warszawskiego klubu Voodoo, żeby zobaczyć jak muzyka Nicholas DiSalvo i jego kumpli wypada na żywo. I powiem tak - gdybym został w domu, to nie wiedziałbym jakie niesamowite wydarzenie mnie ominęło. Uwielbiam używać określenia "koncert roku", ale pojawia się ono dość często, bo jednak emocje biorą górę. Ale w przypadku występu Delving to określenie nie było przesadą. Wszystko, absolutnie wszystko w tym koncercie grało jak trzeba. Brzmienie było doskonałe, muzycznie absolutna magia, publiczność stała pod sceną jak zahipnotyzowana. Nicholas DiSalvo dosłownie swoją twórczością porwał zgromadzoną (dość licznie) grupę do swojego świata. Ten koncert to nie był po prostu występ na żywo, to było prawdziwe misterium.


Nordjevel
(black metal)

Nigdy nie szalałem za norweską kapelą Nordjevel, jasne, sprawdzałem ich płyty, ale żadna nie zrobiła na mnie piorunującego wrażenia - ot dobry black metal, jakich wiele. I na ich koncert szedł raczej z ciekawości, nie oczekiwałem żadnych fajerwerków, tego bardziej oczekiwałem od Taake, który był gwiazdą wieczoru. Ale to Nordjevel zgarnęli wszystkie laury tego wieczoru. Gdy wyszli na deski klubu Proxima to na scenie rozpętało się prawdziwe piekło. Brzmienie było doskonałe, a kawałki, które już pewnie słyszałem na płytach zyskały nowe pokłady mocy. Absolutnie wszystko zgadzało się podczas tego występu. Zdecydowanie najlepsze black metalowe doświadczenie na żywo w 2024 roku.


Species
(technical thrash metal)

Idąc na pierwszy w 2024 roku koncert kapeli Species byłem przekonany, że ja już ich kiedyś widziałem. Jak się jednak szybko okazało ich występ w maju w warszawskim klubie Hydrozagadka był moim pierwszym kontaktem z twórczością tej formacji. I był to cios niesamowity, bo Species grają bardzo nieszablonowo, wymykają się szyfladkom, chociaż pozornie jest to po prostu techniczny thrash metal. Nie muszę chyba wspominać, że ich muzyka na żywo brzmi lepiej niż z płyt? Kapelę zachwalałem kumplom, którzy tego wieczoru wybrali inną imprezę w klubie obok, najwyraźniej byłem na tyle przekonujący, że dali się skusić na październikowy koncert Species w Chmurach (klub sąsiadujący z Hydrozagadką). I podobnie jak ja byli zachwyceni występem tej formacji, która tego wieczoru skradła show (chociaż konkurencja ze strony R.I.P. była bardzo mocna). Species to absolutna rewelacja na żywo, ich płyty są dobre, ale pełnię swojego potencjału chłopaki pokazują dopiero występując przed publicznością.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz