Patrząc na grudniowe zapowiedzi, przynajmniej te z początku miesiąca, byłem zaskakująco spokojny. Wręcz przekonany, że będzie czego słuchać i nie zabraknie świetnych premier płytowych. Niestety kolejne premierowe piątki zrzucały mnie na ziemię coraz bardziej udowadniając, że tych nowości wcale nie ma tak dużo, a spora część tych, które się pojawiają to nie moja bajka. Na szczęście na ratunek przyszła polska scena metalowa (i nie tylko metalowa), na której naprawdę sporo się działo w grudniu. Efektem tego jest obecność aż ośmiu (!) przedstawicieli naszej rodzimej sceny (włączając w to jeden album z sekcji bonusowej) - ale to nie jest żadne wyciąganie za uszy, czy promowanie na siłę. Każda z tych kapel za sprawą swoich nowych (często debiutanckich) wydawnictw w pełni zasłużyła, żeby zostać zauważona - wierzcie mi, że warto dać im szansę. Podsumowując - grudzień był zarówno biedny, jak i bogaty. W przeglądzie znajdziecie 20 płyt w sekcji metalowej oraz dwie w bonusowej.
(atmospheric black metal/melodic black metal)
Data premiery: 20.12.2024
Atra Vetosus to przedstawiciel australijskiej sceny black metalowej, grupa w grudniu zaprezentowała swój trzeci pełny materiał studyjny. "Undying Splendour" to wydawnictwo zaczynające się bardzo niepozornie, wręcz za każdy razem, gdy je odpalam to mam wrażenie, jakbym właśnie miał obcować z jakąś płytą Alcest. Spokojny, wręcz sielski wstęp...który szybko zamienia się w black metalową (choć melodyjną) nawałnicę wspartą agresywnym growlem. I chociaż muzyka później przechodzi w nieco bardziej atmosferyczne (i wciąż melodyjne) rejony, to wokal...też nie pozostaje jednostajny. Obok growlu pojawia się tubalny głos kojarzący mi się bardziej z doom metalem, ewentualnie z gothic metalem. Jeżeli spojrzeć na ten materiał od strony instrumentalnej to najwięcej ciężaru i agresji płynie tutaj z partii perkusji. Gitary nadają melodii, podobnie klawisze, którym od czasu do czasu udaje się wybić nieco do przodu. "Undying Splendor" to bardzo przyjemna i dość lekka płyta, która na pewno spodoba się wielbicielom melodyjnego black metalu.
(black metal)
Data premiery: 23.12.2024
Blazemth to hiszpańska black metalowa kapela, której początki sięgają lat 90tych, ale wówczas grupa działała krótko, a reaktywowała się w 2017 roku. Wówczas też wydała swój debiutancki materiał "The Return of Lucifer" (2022). "Gehenna" to dopiero drugi materiał Blazemth. Drugi album Hiszpanów rozpoczyna się dość niepozornie (wręcz jakby to miała być nowość od Fleshgod Apocalypse), ale szybko przechodzi w mknący do przodu black metal, nie stroniący od przyjemnych dla ucha melodii gitarowych i nieco powtarzalnych, ale bardzo wkręcających się w głowę riffów. W sumie praktycznie wszystkie utwory na "Gehenna" rozpoczynają się dość niepozornie, muzycy budują atmosferę, a dopiero później uderzają z pełną mocą. Mógłbym się trochę przyczepić do brzmienia tego wydawnictwa, bo jest dość siermiężne, ale przy kolejnym obrocie już tak znacząco nie rzucało mi się w uszy.
Sporo będzie polskich wydawnictw w grudniowym przeglądzie, tak wyszło. Pierwszym z nich jest debiutancki materiał śląskiej kapeli Brüdny Skürwiel. Nie wiem, jak to się stało, ale miałem wrażenie, że ja już niejeden album tej grupy słyszałem, a nawet byłem na ich koncercie w przeszłości...ale skoro okazało się, że dopiero wydali debiutancki materiał, to może się okazać, że na żywo też nie miałem ich okazji widzieć. Wracając jednak do płyty "Silesian Bastars" - to 31 minut black/thrash metalowej jazdy bez trzymanki. Chłopaki prują do przodu ile tylko można, nie zapominając przy tym o przyjemnych dla ucha solówkach. Kompozycje są szorstkie niczym zardzewiała brzytwa, szybko wpadają w ucho i rozsadzają energię. Jak to się stało, że na pierwszy pełny materiał Brüdnego Skürwiela trzeba było czekać aż 11 lat? (kapela powstała w 2013) Nie mam pojęcia, ale było warto i oby na ciąg dalszy tej szalonej podróży nie trzeba było czekać zbyt długo.
Caelestra to jednoosobowy projekt, za który odpowiada Frank Harper. Album "Bastion", który pojawił się w grudniu jest drugim pełnym wydawnictwem w dyskografii tego projektu. Od razu wrażenie zrobiła na mnie grafika zdobiąca to wydawnictwo, ale też zainteresowała mnie mieszanka gatunkowa, która miała kryć się na tej płycie. "Bastion" zaczyna się bardzo epicko, a później rozpościera skrzydła prezentując pełen wachlarz niezwykłych umiejętności Franka Harpera. Pierwsze skrzypce gra tutaj progressive metal, ale w bardziej ekstremalnej formie. Blackgaze'owe elementy doskonale się wpasowują tę monumentalną stylistykę. Bardzo dużo się dzieje na tym albumie, naprawdę nie ma szans się nudzić. Szybkie, energiczne i zarazem melodyjne kompozycje nie są pozbawione ciężaru - zarówno w warstwie wokalnej, jak i instrumentalnej (płynącej głównie z riffów i perkusji). "Bastion" to trwająca niemal 50 minut epicka podróż pełna czaru ekstremalnego progressive metalu ze sporymi naleciałościami blackgaze i innych gatunków.
Po tym jak usłyszałem jakiś czas temu epkę "Shockwave" (2022) byłem oczarowany jej zawartością. To był industrial metalowy majstersztyk garściami czerpiący ze stylistyki w jakiej porusza się Godflesh. Na szczęście na pełnoprawny debiutancki materiał duetu Łukasz Lipski/Kacper Pawluk nie musiałem długo czekać. Album "Perfection Ended" swoją premierę miał 30 grudnia, więc dosłownie rzutem na taśmę jeszcze udało się muzykom zmieścić w 2024 roku. Stylistycznie zaskoczenia nie ma, bo na "Perfection Ended" kapela kontynuuje swoją drogę obraną na epce "Shockwave". To industrial metal, w którym obecne są elementy wolnego, brudnego i dudniącego sludge metalu. Dzięki temu zawartość debiutanckiej płyty Gash Faith gniecie i kruszy kości od samego początku. A podbija to jeszcze fakt, że utwory są tutaj utrzymane w wolnym doomowym tempie. Świetny debiut i cieszę się, że udało mi się jeszcze trafić na ten materiał w 2024 roku i nie wpadł on do grona wydawnictw "przegapionych".
(death metal)
Data premiery: 06.12.2024
Ghoulhouse to jeden z dwóch projektów Roggi Johanssona, który w grudniu zaprezentował swój nowy materiał - o drugim, czyli Revolting też możecie przeczytać w grudniowym przeglądzie. "Fresh Out Of Flesh" niespecjalnie różni się stylistycznie od innych projektów, w których Rogga Johansson bierze udział - chociaż tutaj ewidentnie inspiracją są stare horrory. Poza szwedzkim oldschoolowym death metalem można tutaj usłyszeć kompozycje elektroniczne ewidentnie kojarzące się ze starymi horrorami - na płycie "Fresh Out Of Flesh" taki dodatek stanowią kompozycje "A Date With the Undead" oraz "Severed Head With Legs". A co poza tym? Dużo mielenia, gniecenia, dudnienia i specyficznego brzmienia w najlepszym death metalowym stylu.
Wielokrotnie już to wspominałem, ale gdy widzę, że jakiś album wydaje wytwórnia Dying Victims Production to jest to dla mnie znak, że daną płytą należy się zainteresować. Hexenbrett to międzynarodowy projekt grający mieszankę heavy metalu i black metalu - tego pierwszego jest zdecydowanie więcej. Wydany w grudniu "Dritte Beschwörung: Dem Teufel Eine Tochter" to drugi materiał w dyskografii tej kapeli. Na płycie słychać głównie utwory w języku niemieckim, ale pojawiają się też włoskie wstawki (głównie w przerywnikach). Oprócz wspomnianych wcześniej heavy i black metalu jest tutaj też sporo speed metalu. Zresztą samo brzmienie tego albumu kojarzy mi się przede wszystkim z tym ostatnim gatunkiem. Nad całą płytą krąży też pewien gotycki klimat, który dość często daje o sobie znać w poszczególnych kompozycjach - nie jest udział nachalny, raczej coś w formie "wisienki na torcie".
Kir to debiutujący projekt muzyków znanych z takich grup jak Ferment, Poroniec, czy Outre. To już powinno w pewien sposób nakierowywać potencjalnego odbiorcę, jakiego grania należy się po Kir spodziewać. Krakowska grupa gra oczywiście black metal. Pomimo francuskiego tytułu płyty - "L'appel du vide" - teksty utworów znajdujących się na tym wydawnictwie są po polsku. A nie muszę chyba przypominać jak dobrze język polski łączy się black metalem, prawda? A jeżeli potrzebujecie dowodu na to twierdzenie, to właśnie kapela Kir dostarczyła kolejny. "L'appel du vide" (czyli "zew pustki") to materiał dość krótki...chociaż nie, bardziej pasuje tutaj określenie, że dobrze skondensowany. To 31 minut bardzo dobrze skomponowanego, zagranego i wyprodukowanego black metalu. Nie ma tutaj czasu na nudę, bo muzycy dwoją się i troją, żeby zaserwować interesujące motywy muzyczne, trzymać w ryzach świetny klimat, ale też nie gubić wpadających w ucho melodii gitarowych. Podoba mi się na tym wydawnictwie ten dobrze wyważony ciężar, szybkie gitary i równo bijąca perkusja. Kir zaprezentowali album, który brzmi jak dzieło kapeli, która już ma od dawna wypracowaną ścieżkę, którą chce kroczyć. Jeden z lepszych black metalowych albumów na polskiej scenie w 2024 roku.
Mörk Gryning to bardzo doświadczona szwedzka black metalowa formacja, która powstała w 1993 roku, po wydaniu pięciu płyt zawiesiła działalność i powróciła w 2016 roku. "Fasornas Tid" jest siódmym albumem Szwedów i zarazem drugim wydanym po reaktywacji. Sporo się na tej płycie dzieje, dość niepozorny, ale budujący dobry klimat wstęp jest zaledwie namiastką tego, co czeka nas w dalszej części wydawnictwa. Głównym trzonem "Fasornas Tid" jest black metal w swojej melodyjnej odmianie. Kawałki utrzymane są przeważnie w szybkich tempach, co też sprzyja melodic black metalowi, żeby muzycy mogli zaprezentować swoje pełne możliwości. Nie powinny nikogo zaskoczyć obecne w kompozycjach dobre melodie gitarowe, czy symboliczny, ale zauważany udział partii klawiszowych. Mörk Gryning mkną tutaj do przodu nie oglądając się za siebie. Całość okraszona jest dość nowoczesnym brzmieniem i nieco podciągniętymi bębnami.
Debiutancki materiał duńskiej grupy Neckbreakker rozpoczyna się trochę jak metalcore'owe wydawnictwo, a trochę jak rasowy death metal z elementami groove metalu. Przy pierwszym odsłuchu odniosłem wrażenie jakbym słuchał bardziej zmetalizowanej wersji islandzkiej grupy Une Misere zmieszanej z elementami późnego Decapitated. "Within The Viscera" miażdży brzmieniem, to jest potężne i każdy dźwięk gitary wgniata w ziemię, a w połączeniu z ciężko bijącą perkusją tylko podwaja ten efekt. Należy pamiętać, że Neckbreakker grają dość nowocześnie, więc fani staroszkolnego grania raczej nie znajdą tutaj zbyt wiele dla siebie. Za to wielbiciele nowoczesnego brzmienia w death metalu powinni być zachwyceni, bo młodziki z Neckbreakker wiedzą jak chcą grać, co chcą grać i łączą starą szkołę z nowoczesnym brzmieniem, czego efekt jest piorunujący.
Nie wiem, czy pamiętacie black metalową formację Demonic Slaughter - jakiś cudem przegapiłem ich album z 2023 roku, ale za to wcześniejsze bardzo lubię. Dlaczego o tym wspominam? Bo znani z Demonic Slaughter muzycy Perversor i Xaos Oblivion założyli nowy projekt. Jest nim właśnie death/black metalowy Nekrodeath Funeral. W grudniu pojawił się debiutancki materiał tej grupy zatytułowany "Cemetery Rituals" (wydany przez Fallen Temple). Okładka tego albumu doskonale oddaje jego zawartość oraz klimat na nim panujący. Okrutne, człekokształtne monstrum przeczesujące dawno zapomniany cmentarz. Brzmienie na tym wydawnictwie jest barbarzyńskie i plugawe. Nie wiem, czy określenie, że to piwniczne brzmienie nie będzie zbyt ułagodzone dla zawartości "Cemetery Rituals". Stylistycznie muzycy czerpią pełnymi garściami zarówno z dobrodziejstwa death metalu, jak i black metalu. Można się oczywiście spierać, czy to bardziej death, czy też bardziej black - a można też po prostu zamiast tego odpalić płytę i cieszyć się tym posępnym i złym do szpiku kości graniem.
Pandemic to krakowska kapela, która debiutowała w 2023 roku albumem "Crooked Mirror". Nie trzeba było czekać długo na ich drugi materiał - tym razem wydany pod skrzydłami Dying Victim Productions (czyli jest znak jakości). "Phantoms" już na poziomie singli zapowiadał się bardzo dobrze. Na płycie znajdziecie dziką thrash metalową jazdę zmieszaną ze speed metalem, a wszystko to skąpane w oldschoolowym brzmieniu. "Phantoms" chociaż trwa 38 minut to jest to jeden z tych albumów, które po odpaleniu bardzo szybko się kończą, chociaż przecież czas trwania wcale do krótkich nie należy. To oczywiście kwestia tempa, w jakich utrzymane są kompozycje (owszem, trafiają się tutaj również wolniejsze fragmenty, ale to tylko nieliczne wyjątki). Dying Victims nie wybierają kapel do swojego labelu przypadkowo, a zawartość "Phantoms" udowadnia, że obecność Pandemic wśród tylu wyjątkowych formacji jest w pełni zasłużona.
Rogga Johansson to bardzo bardzo zapracowany muzyk. W 2024 roku 8 z projektów, w których się udzielał wydało swoje nowe pełne albumy - w tym również Revolting. Ta death metalowa formacja przed laty to był mój pierwszy kontakt z twórczością Johanssona - a konkretnie debiutancki "Dreadful Pleasures" z 2009 roku. I tak przez lata trzymałem się tego Revolting poznając kolejne nowe wydawnictwa, ale im więcej tych płyt słuchałem tym bardziej upewniałem się w przekonaniu, że debiutancki materiał zdecydowanie najlepszy. Chociaż nie będę ściemniał - te późniejsze płyty Revolting też mi pasują, bo jak może mi nie pasować tak dobrze zagrany oldschoolowy szwedzki death metal? "Night Of The Horrid" już dziewiąty materiał Revolting i nie zgadniecie - rewolucji to nie ma, ale też jej nie oczekiwałem. Tę kapelę uznaję za taką bezpieczną death metalową przystań, która jest dla mnie pewną stałą na metalowej scenie. Co by się nie działo, to Rogga Johansson ze swoim Revolting wyda nowy materiał, który będzie przyjemnie dudnił, gniótł jak trzeba i sprawiał wiele frajdy. A że nie będzie się mocno różnił od poprzednich płyt...no i co z tego?
Sarcophagum to kolejny przedstawiciel australijskiej sceny metalowej w tym zestawieniu, tym razem jednak penetrujący nieco inne rejony gatunkowe. Odpalając "The Grand Arc Of Madness" spodziewać się możecie grania w stylu Ulcerate (zresztą niedalecy sąsiedzi Sarcophagum). Jest tutaj też pewna nutka szaleństwa, która kojarzy mi się z australijskim Portal. "The Grand Arc Of Madness" to wydawnictwo, na które składają się zaledwie 4 kompozycje, trzy o dość przyzwoitej długości oraz jeden trwający niemal 16 minut kolos. Utwory są ciężkie, solidnie połamane, utrzymane w różnym tempie (jest też "conieco" dla fanów doomowych klimatów). Brzmienie tego wydawnictwa jest nieco przytłaczające, ale zarazem bardzo atrakcyjne, takie dudniące, ale nie sprawiające wrażenia niedopracowanego. Bardzo dobry materiał, który na pewno spodoba się fanom Ulcerate, ale też dissonant death metalu ogólnie.
Werwolf to postać wielce kontrowersyjna, chociaż mam wrażenie, że dużo bardziej kontrowersyjna poza Finlandią niż w jej obrębie. To też muzyk występujący w bardzo dużej ilości projektów - jednym z nich jest właśnie jego solowy Satanic Warmaster. "Exultation of Cruelty" to siódme pełne studyjne wydawnictwo tego projektu i chociaż sprawdzałem też poprzednie płyty, to ta mnie najbardziej ujęła za serce. Powodów jest kilka. Pierwszy to bardzo pierwotne brzmienie, brudne, suche i wręcz odstręczające. Drugi to specyficzna, mocno powtarzalna warstwa muzyczna, która wprowadza wręcz w swoisty trans. A trzeci to charakterystyczna melodyka przypominająca bardziej starą szkołę black metalu niż współczesne wydawnictwa. "Exultation of Cruelty" to płyta brzydka, odrzucająca...ale też tą brzydotą i pierwotnością przyciągająca niczym magnes.
Svarttjern to dość znany black metalowy zespół powołany do życia przez dwóch muzyków - wokalistę HansFyrste (ex-Ragnarok) oraz gitarzystę Haana (Carpathian Forest). W grudniu Norwedzy zaprezentowali swój szósty materiał studyjny. A znaleźć na nim można 40 minut mroźnego black metalu, czasami kierującego się w stronę black'n'rolla. Brzmieniowo jest bardzo tradycyjnie i słuchając "Draw Blood" na myśl przychodził mi tegoroczny materiał Koldbrann, czy niedawne dokonania Taake. Svarttjern grają bardzo tradycyjnie, nie starają się udziwniać swojego black metalu o zbędne melodyjne elementy, nie starają się też specjalnie budować tajemniczej atmosfery, po prostu prą do przodu. Przyjemne dla ucha granie, zwłaszcza jeżeli lubi się black metal w tej bardziej tradycyjnej norweskiej odmianie, pozbawionej klawiszy, ozdobników, czy innych zbędnych elementów. Tu nawet niespecjalnie jest miejsce na intro do utworów, kawałki od razu zaczynają się od galopady.
Nie będę ukrywał, że patrząc jeszcze w listopadzie na listę grudniowych premier (jak zwykle dość ubogą) od razu w oko mi wpadł czwarty studyjny album Francuzów z The Old Dead Tree. To też pierwszy materiał nagrany przez kapelę ponownie powołaną do życia w 2019 roku. Zawartość "Second Thoughts" to przyjemna w odbiorze mieszanka progressive metalu, alternative metalu i gothic metalu. Słuchając pierwszy raz tej płyty miałem wrażenie, że to taka nieco żywsza wariacja włoskiego The Foreshadowing. Ale z każdym kolejnym kawałkiem to wrażenie coraz bardziej się zacierało. The Old Dead Tree grają dość lekko (chociaż nie stronią od mocniejszego uderzenia) i przyjemnie dla ucha, nie brakuje w ich twórczości sporej dawki przebojowości dość ciekawie kontrastującej z pewną posępną atmosferą kryjącą się za wpadającymi w ucho melodiami. Na "Second Thoughts" odnajdą się zarówno fani wspomnianego wcześniej The Foreshadowing, jak i wielbiciele Katatonii.
Jak już wspominałem we wstępie w grudniowym przeglądzie sporo będzie nowości z polskiej sceny metalowej. Krakowski Todestrieb to kolejny projekt, który zasila tę tym razem wyjątkowo liczną grupę. "Corona Tenebra" to debiutancki materiał tej formacji, a raczej duetu. Album jest dość krótki, ale za to bardzo treściwy. Patrząc na inspiracje, które kapela wymieniła na swoim bandcamp to przed odpaleniem "Corona Tenebra" można sobie zbudować ogromne oczekiwania. I wiecie co? Te oczekiwania będą spełnione. Jest tutaj zarówno puszczanie oka do fanów klasyków black metalu, jak i do polskiego podwórka. A tak, Todestrieb podobnie jak Kir teksty utworów ma w języku polskim. I ponownie wypada to świetnie. Sam byłem zaskoczony jak dobrze mi tutaj pasowały te wyciszone fragmenty, w których muzyka cichła, chowała się na plan dalszy, a na froncie pojawiała się wygłaszana kwestia. Świetny kontrast, bo zaraz po tym wchodziła prawdziwa black metalowa galopada. I ciekawie wypada też ten religijny kontekst, który mocno wybrzmiewa zwłaszcza w utworze "Na twoje przeciwieństwo". Czy na Todestrieb znajduje się odkrywcze granie? No nie, ale czy znajduje się bardzo dobre granie? Jak najbardziej. Todestrieb jeszcze zdążą rozpostrzeć skrzydła i zaprezentować pełnie swoich możliwości, ale już na "Corona Tenebra" zdradzają, że podmuch tych skrzydeł może narobić sporo "bałaganu".
(coldwave/post-punk/experimental black metal)
⭐White Tower - Night Hunters
Ayahuasca - Raporty z Księżyca
Shotgun Sawyer - Shotgun Sawyer
Wędrowcy~Tułacze~Zbiegi to projekt, który zarówno uwielbiam jak i nienawidzę. Głównie dlatego, że w dorobku tej kapeli są wydawnictwa, które uwielbiam, ale też takie, do których po pierwszym odsłuchu nie chcę już wracać. Gdybym miał wybierać ten jeden album, który najmocniej mnie trzyma przy Wędrowcy~Tułacze~Zbiegi to bez wahania wybrałbym coldwave'owo synthwave'owy "Berliner Vulkan" (2020). I tak, wiem, że tam nie było metalu, ale na "Drodze do domu" już jest. To krótka forma, bo całość trwa niecałe 20 minut, co sprawia, że płytę można odpalić kilka razy pod rząd i nie zazna się żadnego uszczerbku na zdrowiu. Na "Drodze do domu" usłyszeć można mieszankę dotychczasowych stylistyk, w jakich obracał się ten projekt oraz elementy black metalu, który grupa ponownie włączyła do swojego repertuaru po dość długiej przerwie. Najnowsze dzieło Wędrowcy~Tułacze~Zbiegi to płyta bardzo niejednorodna, chociaż krótka, to bardzo zróżnicowana i pełna niespodzianek (tych przyjemnych, więc bez obaw).
Debiutancki album greckiej kapeli White Tower odkryłem dość późno, więc ten nie załapał się ani do przeglądu lutego 2022 ani to topki 2022 roku (chociaż pewnie by się załapał, gdybym usłyszał go wcześniej). "Night Hunters" też przeszedłby mi koło nosa, gdybym przypadkiem nie trafił na klip do numeru "Enforcer" na youtube. Pierwsza płyta Greków mnie oczarowała, to było czyste Accept z początków tej grupy - szybkość, energia i totalne szaleństwo...no i specyficzne wokal. "Night Hunters" dostarcza dokładnie tych samych emocji, ale mam wrażenie, że to płyta dużo lepiej ułożona i wyprodukowana. Do brzmienia "White Tower" (2022) można było się czepiać, natomiast przy drugie płycie już nie bardzo. Kapela serwuje 11 szybkich, energicznych i bezkompromisowych numerów, które wręcz powinny kojarzyć się odbiorcy z wczesną twórczością Accept...chociaż w White Tower jest jakby mocniej, bardziej dosadnie. Gago Karapetian nie próbuje udawać UDO, ale zdarza mu się wpadać w jego rejestry. Dla fanów staroszkolnego grani pozycja obowiązkowa.
Bonus
Druga płyta kieleckiej grupy Ayahuasca miała swoją premierę niemal dwa lata po debiutanckim "Amor Fati" - ten pojawił się w styczniu 2023 roku. "Raporty z Księżyca" to druga część trylogii tworzącej "MoonRock Collection" (ciekawe, co będzie po tym, jak grupa zaprezentuje trzeci album?). Na drugiej płycie Ayahuasca znajduje się 11 premierowych kawałków, na zamykającym płytę utworze "Gdy Ciebie już nie będzie" gościnnie pojawia się gitarzysta Perkoz, znany chociażby z T.Love. Stylistycznie muzycy na "Raportach z Księżyca" szaleje podobnie jak na debiucie - jeżeli uwielbiacie polską scenę rockową z drugiej połowy lat 80-tych to słuchając tej płyty poczujecie się jak w domu. Zresztą jeżeli chodzi o poziom utworów to ten również został zachowany - czyli rewelacji ciąg dalszy. Chłopaki ewidentnie urodzili się zdecydowanie za późno, bo gdyby tak grali pod koniec lat 80tych, czy na początku 90tych to w 2024 roku wypełniali by razem z Lady Pank sale koncertowe, a cała Polska znała by ich największe hity. Retro granie nadal jest w modzie, więc mam nadzieję, że coraz więcej osób będzie odkrywało muzykę Ayahuasca, a ich druga płyta jest ku temu bardzo dobrym przyczynkiem.
Ach, takiego bluesa to ja mogę słuchać! Shotgun Sawyer w grudniu zaprezentowali swój trzeci album studyjny. I już praktycznie przy pierwszym kawałku kompletnie przepadłem w ich muzyce. Połączenie bluesa z southern rockiem to doskonały pomysł, a wykonanie Shotgun Sawyer jest po prostu niesamowite. To płyta przyjemna dla ucha, bujająca i niezwykle relaksująca. Jest w zawartości "Shotgun Sawyer" jakaś magia, która już po pierwszych dźwiękach przenosi mnie do małej miejscowości wyglądającej jak prawdziwa southern rockowa idylla (zresztą sprawdźcie sobie zdjęcia miasteczka Auburn, z którego pochodzą muzycy). Poza bluesem i southern rockiem na płycie można usłyszeć też sporo elementów hard rocka, a nawet tradycyjnego rock'n'rolla. Świetna płyta, idealna na szarówę za oknem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz