Rok 2025 powoli chyli się ku końcowi i na horyzoncie nie widzę specjalnie dobrze zapowiadających się wydawnictw, więc nie ma chyba już sensu czekać z podsumowaniem. Oczywiście na 31 grudnia zapowiedziany został nowy Ulver, ale już mnie trochę zmęczyły ich ostatnie wydawnictwa, więc wątpię, żeby "Neverland" mógł zasilić moje podsumowanie.
Podobnie jak w poprzednich latach podzieliłem swoje zestawienie na dwie części - w pierwszej znajdziecie 27 albumów zaszeregowanych do różnych kategorii - te są takie same, jak w poprzednim roku (albumy w każdej sekcji są ułożone alfabetycznie):
- największe zaskoczenia,
- największe odkrycia,
- największe przeboje,
- najlepsze polskie płyty,
- najlepsze polskie debiuty
- najlepsze zagraniczne debiuty,
- największe rozczarowania;
I oczywiście krótka sekcja koncertowa:
- najlepsze koncerty,
- największe odkrycia koncertowe;
Druga część podsumowania to będzie już właściwa topka również podzielona (jak zwykle) na top 35 zawierające płyty metalowe (lub około metalowe) oraz top 10 zawierające albumy zdecydowanie lżejsze stylistycznie.
Jak już wspominałem na fanpage'u w tym roku z uwagi na brak prowadzenia cyklicznego przeglądu premier miałem nieco trudniej, niż w poprzednich latach, bo jednak nie miałem robionej selekcji na bieżąco w ciągu roku. Ale jakoś finalnie się udało zrobić podsumowanie, powybierać albumy do każdej kategorii i po krótce skomentować każdą z wybranych pozycji.
W zestawieniach dotyczących albumów brałem pod uwagę tylko pełne wydania studyjne - czyli nie znajdziecie poniżej epek, reedycji, kompilacji, splitów, itp.
NAJWIĘKSZE ZASKOCZENIA
W tej sekcji przeważnie umieszczam kapele, które już znałem, ale ich nowe wydawnictwo sprawiło, że zacząłem patrzeć na ich twórczość pod nieco innym kątem (oczywiście tym pozytywnym). Ewentualnie miałem odnośnie danego wydawnictwa wątpliwości, ale moje obawy się nie ziściły. Takich dużych zaskoczeń w 2025 roku nie było znowu aż taki wiele, ale trzy takie najbardziej znaczące pod tym kątem płyty udało mi się wybrać.
(sludge metal/stoner metal/heavy psych)
Data premiery: 30.04.2025
Kompletnie pominąłem ten album w okolicy jego premiery i pierwszy raz odpaliłem go dopiero we wrześniu. Kiedyś nawet zdarzyło mi się trafić na koncert Demonic Death Judge (oj, dawno temu to było, a konkretnie w 2017 roku) i fajnie grali, ale nie na tyle, żeby ich wydawnictwa na dłużej zagościły w moim odtwarzaczu. I podobnie myślałem, że będzie z "Absolutely Launched", bo dlaczego miałoby być nagle inaczej? Chociaż typ surfujący z shotgunem w ręku zdawał się sugerować, coś zupełnie innego. I już przy otwierającym płytę "90's Violence" poczułem się kompletnie zmieciony z planszy. Grupa zaserwował brudny, ale bardzo energiczny sludge, który zrobił na mnie ogromne wrażenie. "Absolutely Launched" jest właśnie tak szalona, jak jej okładka. I chociaż sludge to nie jest mój ulubiony gatunek, to Demonic Death Judge podali go na tej płycie w tak atrakcyjniej formie, że wkręciłem się ten album momentalnie i bardzo długo go mieliłem bez ustanku. Momentami w kwestii wokalu słyszę tutaj podobieństwa do Kristophera Schau z death'n'rollowej grupy The Cumshots.
(progressive death metal)
Data premiery: 30.05.2025
Rivers Of Nihil to zawsze była bardzo dobra kapela, a jeszcze bardziej zacząłem ją doceniać, gdy zobaczyłem ich na żywo. Jeszcze wówczas z Jakem Dieffenbachem na wokalu. Ależ ten gość kosił niemiłosiernie na żywo! Na płytach studyjnych wypadał świetnie, ale to właśnie na żywo dzięki niemu Rivers Of Nihil wchodzili na jeszcze wyższy poziom. Niestety w 2022 roku Jake opuścił kapelę i byłem pełen obaw, jak grupa sobie bez niego poradzi. Widziałem ich później z Adamem Biggsem na wokalu. To już jednak nie było to samo, czar prysnął. Muzycznie nadal grupa wymiatała, ale siła wokalu znacząco osłabła. Dlatego też mocno obawiałem się, co może się wydarzyć na "Rivers Of Nihil". Ale, co tu się wydarzyło?! Nowy materiał po prostu wgniótł mnie w ziemię. I nie dlatego, że Adam Biggs nagle godnie zastąpił Jake'a - chociaż jego wokal mocno się poprawił. To Jared Klein odpowiedzialny za perkusję i czyste wokale zaczął doskonale równoważyć niedostatki Biggsa. Ten duet robi tutaj niesamowitą robotę i dokładając do tego świetną warstwę instrumentalną dostałem świetny materiał utrzymany w klimacie progressive death metalu. Chyba już nie trzeba się martwić o przyszłość tej grupy, pozostaje mi tylko mieć nadzieję, że dane mi będzie niedługo zobaczyć ich na żywo z nowym materiałem.
(heavy metal/speed metal)
Data premiery: 25.04.2025
Spotify / Bandcamp
Avantasia - Here Be Dragons
Battle Beast - Steelbound
Nasłuchałem się mnóstwo pozytywnych opinii odnośnie debiutanckiej płyty Venator. W niejednym zestawieniu najlepszych albumów 2022 roku widziałem "Echoes from the Gutter" na szczycie i też chciałem się cieszyć tym wydawnictwem, ale kompletnie do mnie nie trafiało. Miałem wrażenie, że ich debiut wypadał nijak przy albumach nagranych przez Midas, Spell, Summerlands, czy Sonja, które przecież też pojawiły się w 2022 roku (a rejony gatunkowe podobne). I chociaż wielokrotnie próbowałem, to do debiutu Venator przekonać się nie mogłem (w sumie nadal nie mogę). Przypuszczałem, że z "Psychodrome" będzie podobnie. Przesłucham raz, no może dwa i odłożę sobie na później. I trochę tak było, bo zaraz po premierze odpaliłem nowy materiał Venator jakieś trzy razy i wróciłem do niego dopiero w lipcu, ale już z większą częstotliwością. Od tamtej pory wracam do niego regularnie. Pozornie na nowej płycie Venator nie ma niczego nowego, ot heavy metal w dawnej, wręcz skostniałej formie. A jednak uderzający z nową energią, wbijający się do czaszki za sprawą swojej bezkompromisowej przebojowości zaklętej w heavy metalowych ramach. I chociaż uwielbiam "Psychodrome" to do "Echoes from the Gutter" nadal przekonać się nie mogę.
NAJWIĘKSZE PRZEBOJE
Przebojowość w metalu to broń obosieczna. Trzeba nią naprawdę dobrze władać, żeby sobie nie poucinać kończyn. Ale nie oszukujmy się, tutaj nie znajdziecie wydawnictw, które bardzo ostrożnie obchodzą się z przebojowością i za wszelką cenę starają się nie przekraczać "zakazanych" granic. Wręcz przeciwnie. To płyty, które grubo przekraczają granice, dlatego te kapele - przynajmniej dwie z nich - szczycą się mianem grup grających "false metal". Czy im to przeszkadza? Wątpię. Czy mi to przeszkadza? W żadnym wypadku. Ich płyty mają mi dostarczać dobrej rozrywki i poprawiać humor, a w tych elementach sprawdzają się doskonale.
(melodic power metal/symphonic metal/hard rock)
Data premiery: 28.02.2025
Nie chcę po raz setny przypominać mojej długiej i zawiłej (no może nie aż tak bardzo) historii z twórczością projektu Avantasia. W skrócie - uwielbiam twórczość Sammeta (kapelę Edguy również), jeżeli chodzi o Avantasię to dwie części "Metal Opera" i wszystko od "Ghostlights" (2016) w górę (z wyszczególnieniem "Moonglow" (2019)). Do nowej płyty Avantasii miałem lekkie obawy, zwłaszcza po tym, jak usłyszałem singiel "Creepshow". Bardziej mi ten numer pasuje do szyldu Edguy. I taka jest też ta nowa Avantasia, czuć tutaj ducha macierzystej grupy Sammeta, oczywiście ubranej w avantasiowe piórka, z udziałem mnóstwa gości - raczej wielkich zaskoczeń nie ma. Ale no właśnie, czy to przebojowy materiał? Jak najbardziej, ale raczej taki przebojowy w formie melodic power metalu. Nie brakuje na nowej płycie bombastycznych utworów, które przypominają metal operowe kompozycje z pierwszych dwóch płyt. Sammet w bardzo dobrej formie, zresztą jego stały zestaw gości również.
(heavy metal/trance metal/power metal)
Data premiery: 17.10.2025
Tak jak nie potrafię przejść obojętnie obok twórczości Beast In Black, tak nie potrafię zrobić tego również w przypadku Battle Beast. Obydwa te projekty łączy Anton Kabanen, który w 2015 roku po odejściu z Battle Beast stworzył Beast In Black. Ale to na tej pierwszej grupie się skupię, bo to ich płyty "Steelbound" dotyczy ten komentarz. W twórczość tej formacji zacząłem się zanurzać dopiero w 2017 roku, gdy usłyszałem płytę "Bringer Of Pain". Grupa przygniatała mnie przebojowym podejście do heavy metalu i genialnymi wokalami Noory Louhimo. Ale mam wrażenie, że prawdziwy przełom przyszedł wraz z płytą "Circus Of Doom" (2022), na której to kapela połączyła przebojowy heavy/power metal z muzyką pop z lat 80. I podobny trend jest kontynuowany na "Steelbound", grupa brzmi niczym Samantha Fox (czy też inna gwiazda pop lat 80.) próbująca swoich sił w metalu. Czy to jeszcze metal? Czy już nie metal? Niech każdy oceni według własnego uznania. Dla mnie to zdecydowanie najbardziej przebojowa płyta w metalu, jaką dane mi było usłyszeć w 2025 roku. Album praktycznie składa się z samych hitów, które mogłyby spokojnie rozgrzać niejedną audycję w rozgłośni radiowej. Szkoda tylko, że to ostatni album z Noorą na wokalu, bez niej Battle Beast to już nie będzie to samo.
(power metal/symphonic metal)
Data premiery: 21.02.2025
The 7th Guild to bardzo ciekawy projekt, który tworzony jest wyłącznie przez trzech wokalistów znanych z kapel Skeletoon (Tomi Fooler), Rhapsody Of Fire (Giacomo Voli) i Derdian (Ivan Giannini). Wokalistów w studio, jak i podczas koncertów wspierają muzycy sesyjni. I już informacja odnośnie macierzystych kapel, z których znani są wokaliści tworzący The 7th Guild powinna trochę nakierowywać, czego można się spodziewać po albumie "Triumviro". Tak, to jest bezkompromisowy przebojowy melodyjny power metal w symfonicznej odmianie. Praktycznie na każdym kroku można tutaj trafić na bombastyczny symfoniczny hymn nie stroniący od przebojowej melodii gitarowej, przebojowych klawiszy, czy w końcu przebojowego refrenu. Nie przypadkowo nadużywam słowa "przebojowy" - wszak to najbardziej trafne słowo określające ten materiał. I z początku zastanawiałem się, czy The 7th Guild nie powinni ustąpić miejsca np. szwedzkiej Insanii, ale doszedłem do wniosku, że Insania sprzed 20 lat pod kątem przebojowości zmiotłaby "Triumviro" bez problemu, ale ich najnowsze wydawnictwo już pod tym kątem aż tak silne nie jest. The 7th Guild to melodic power metalowa przebojowość z początku XXI wieku w najlepszej formie, ale podana w 2025 roku.
NAJWIĘKSZE ODKRYCIA
W odkryciach zawsze chodzi o to samo - kapela wydaje nową płytę, a ta przekonuje mnie na tyle mocno, że zaczynam szperać w ich dyskografii i często zostaję na dłużej również z ich wcześniejszymi wydawnictwami (choć niekoniecznie). W 2025 było sporo takich grup, ale zdecydowałem się wybrać trzy, które najbardziej wryły mi się w pamięć.
(gothic rock/rock opera/darkwave/hard rock)
Data premiery: 31.10.2025
W przypadku Creeper trochę naginam zasadę dotyczącą tej kategorii, bo przed sięgnięciem po "Sanguivore II" znałem już twórczość tej grupy, ale poznałem ją dopiero na począku 2025 roku. Bombardowany reklamami Creeper na fejsiku - zdaje się, że jakiejś trasy koncertowej - w końcu zdecydowałem się sięgnąć po ich twórczość. I pierwsze dwie płyty skwitowałem stwierdzeniem "meh", natomiast "Sanguivore" (2023) momentalnie wpadło mi w ucho. I na "Sanguivore II" mamy kontynuację tego stylu, który brzmi jak miks Meat Loaf, The 69 Eyes, Sisters Of Mercy i Alice Cooper. A do tego wszystko to w klimacie kojarzącym mi się z filmem "The Rocky Horror Picture Show". Pierwsza płyta z tego cyklu Creeper mnie kupiła z miejsca, a druga tylko bardziej mnie w moich zachwytach upewniła (tym bardziej, że mam wrażenie, że jest lepsza niż pierwsza). Ten gotycki klimat mieszający się z rock operą jest po prostu fenomenalny.
(progressive metal/gothic metal/doom metal)
Data premiery: 05.09.2025
"A Dark Poem, Pt. I" to doskonały przykład metalowej płyty, która brzmi jakby nie do końca była metalowa. To dość lekkie brzmieniowo wydawnictwo (pomijając numer "The Slave That You Are"), utrzymane w gotyckim klimacie tajemnicy i niepewności, kawałki suną wolno do przodu, muzycy, jak i wokalista kompletnie się nie spieszą. I chociaż nie przepadam za wolnymi płytami, tak tutaj uznaję to za ogromny atut. W ogóle ten album tak się trochę zakradał, bo co jakiś czas go odpalałem, żeby usłyszeć numer "As Silence Took You", który mocno wbił mi się do głowy, a później już zostawał i zaliczał kolejny obrót. Zaintrygowany zawartością "A Dark Poem, Pt. I" sięgnąłem też po wcześniejsze płyty Green Carnation i chociaż nie były lepsze niż najnowsze wydawnictwo (przynajmniej mi nie pasowały bardziej), to okazały się być bardzo intrugyjące. Zwłaszcza "Light of Day, Day of Darkness" (2001), na który składa się jeden utwór trwający 60 minut. Czekam na kolejne części "A Dark Poem", wszak do albumu w wersji CD dołączony został tekturowy box, w którym zmieszczą się jeszcze dwa wydawnictwa.
(crossover thrash)
Data premiery: 25.04.2025
Oczy na crossover thrash otworzyła mi dopiero kapela Power Trip w 2017 roku za sprawą ich albumu "Nightmare Logic". Lepiej późno niż wcale. Od tamtej pory, co jakiś czas w moje ręce wpadają różnej maści wydawnictwa utrzymane w tym klimacie - jedne lepsze, drugie gorsze, a jeszcze inne genialne (jak np. Prowl). Inhuman Nature szybko wpisali się do tej pierwsze grupy (z szansą na ostatnią). "Greater Than Death" to surowa, pełna agresji i energiczna jazda bez trzymanki na pełnym gazie. I szybko ten materiał stał się jednym z moich ulubionych w mijającym roku. Ale też bardzo szybko zdałem sobie sprawę, że grupa ma na swoim koncie też płytę "Inhuman Nature" z 2019 roku. I tamto wydawnictwo okazało się jeszcze lepsze! Nieco wolniejsza, bardziej transowa, ale też surowa, przepełniona agresją i jakaś bardziej nieokiełznana - niestety też nieco krótsza. Czekam aż grupa zawita do Polski na koncerty, bo na żywo to granie może być tylko lepsze.
NAJLEPSZE POLSKIE ALBUMY
Nie sposób było wybrać tylko trzy najlepsze metalowe płyty z naszej lokalnej sceny, wszak działo się sporo. Dlatego zdecydowałem się nieco rozszerzyć tę sekcję do pięciu pozycji, chociaż zdaję sobie sprawę z tego, że brakuje tutaj jeszcze przynajmniej kilku wydawnictw.
(technical death metal/death metal/black metal)
Data premiery: 18.04.2025
Nie wiem, czy był w 2025 roku album, na który czekałem bardziej niż na "Tooth and Nail". Nadal zauroczony "The Grand Scheme of Things" (2021) wyczekiwałem nowego wydawnictwa krakowskiego duetu, który przecież nie miał prawa zawieść. "Tooth and Nail" to najwyższej klasy mieszanka technicznego death metalu z elementami black metalu. Po delikatnym wstępie muzycy serwują morderczą jazdę na złamanie karku i nie oglądają się za siebie. I chociaż tempo utworów składających się na ten materiał jest szybkie, to jednak "Tooth and Nail" nie męczy, wręcz skłania do kolejnych obrotów. Muzycy czarują agresją, od czasu do czasu zwalniając tempo, jakby zastawiając pułapkę na odbiorcę, który błyskawicznie wpada w ich sidła. Świetna płyta, która wciąga niczym wir wodny.
(post-metal/black metal)
Data premiery: 03.10.2025
Bardzo lubię dotychczasowe wydawnictwa kapeli Gorycz. Podoba mi się atmosfera, którą na nich kreują. Podobają mi się te dziwaczne teksty, które budzą niepokój i idealnie uzupełniają się z warstwą instrumentalną. W końcu ujmuje mnie to niezdecydowanie stylistyczne - niby black metal, ale nie do końca, czasami wycieczki w dość odległe rejony. I w końcu sama kreacja sceniczna grupy - elegancja w czystej postaci. Ale tematem tego komentarza jest najnowszy materiał olsztyńskiej grupy. "Zasypia" to zdecydowanie najbardziej dojrzały album Goryczy, słychać to w każdej kompozycji składającej się na to wydawnictwo. Autentycznie czuć z tej płyty...gorycz. To materiał zbudowany na emocjach i doskonale nimi grający. Utwory składające się na "Zasypia" dodatkowo zyskują na żywo, kapela za sprawą swojej twórczości serwuje publiczności swoiste katharsis. Najnowsza płyta Goryczy to zjawisko, którego nie można pominąć.
(black metal)
Data premiery: 05.12.2025
Spotify / Bandcamp
Species - Changelings
Clairvoyance - Chasm of Immurement
Infernal Flame - The Grave
Scrüda - Fury Among Ruins
Uulliata Digir - Uulliata Digir
प्रलय [Pralay] - Beyond the Tattered Curtain of Unspeakable Madness
Crimson Storm - Livin' on the Bad Side
Necromaniac - Sciomancy, Malediction & Rites Abominable
A Day To Remember
Gorycz
Wytch Hazel
DVNE
Graceless
Minami Deutsch
Słysząc wokal znany mi z uwielbianej przeze mnie formacji Cultes Des Ghoules nie mogłem przejść obojętnie. Sodality wcześniej nie znałem, ale jak tylko usłyszałem fragment albumu "Benediction, Part II" to wiedziałem, że nie może go zabraknąć w moim podsumowaniu 2025 roku. Ten dwuosobowy projekt zadebiutował w 2020 roku albumem "Gothic", a trzy lata później zaserwował "Benediction, Part I". Druga część tego albumu wręcz rzutem na taśmę zmieściła się jeszcze w 2025 roku, a do tego pojawiła się w grudniu, który (nie oszukujmy się) w ciekawe wydawnictwa nigdy nie obfitował. No dobra, ale cóż tu mamy? Poza charakterystycznym wokalem Mark Of The Devil, oczywiście. Album ma niesmowity, wręcz rytualno-obrzędowy klimat (w sensie religijnym). Ale nie taki przaśny, jaki serwuje nam kapela Patriarch, tutaj w każdej kompozycji czuć jakąś niepokojącą aurę, która niesie ze sobą zło. Sodality świetnie wyważyli duszny klimat, ciężar i swoistą dzikość (która zawiera się w wokalach Mark Of The Devil). Piękna jezt ta płyta w swojej brzydocie.
(technical thrash metal/progressive metal)
Data premiery: 19.09.2025
Miałem Species na oku od jakiegoś czasu i koncertowo totalnie zabijają, zawsze. Na scenę wychodzi kilku typów w hawajskich koszulach, a po chwili dzieje się magia. Techno thrash metal, który grają to prawdziwa uczta dla ucha. I chociaż ich debiut produkcyjnie pozostawia trochę do życzenia to na żywo te niedociągnięcia znikają. Na drugi materiał Species nie trzeba było długo czekać, bo "Changelings" pojawił się trzy lata po premierze "To Find Deliverance" (2022). I obyło się bez niespodzianek, bo ta płyta ma w sobie sporą część magii, którą grupa roztacza wokół siebie podczas występów na żywo (ale zaznaczam, że pełnię tej magii odczuć można podczas koncertów Species). Na tej płycie jest dosłownie wszystko - nie brakuje świetnych riffów, wpadających w ucho gitarowych melodii, czy wręcz akrobatycznych kombinacji instrumentalnych. Bardzo dużo dzieje się na tym wydawnictwie. Całe szczęście, że tym razem zadbano o należytą produkcję.
(death metal/technical death metal/industrial metal)
Data premiery: 28.11.2025
Nie spodziewałem się po Thy Disease niczego wielkiego, wręcz nie spodziewałem się niczego, bo byłem przekonany, że grupa jakiś czas temu zawiesiła swoją działalność. Ich wydawnictwa z 2019 roku kompletnie nie pamiętam, pewnie miałem okazję je sprawdzić, ale później już do niego nie wracałem. Od czasu do czasu zdarza mi się włączyć "Costumes Of Technocracy" (2014), ale to raczej z powodów czysto nostalgicznych. I jak już wspomniałem dość mocno mnie zaskoczył fakt, że po 6 latach grupa wróciła z nową płytą. Zawartość "United We Fall" sprawiła mi chyba jeszcze większą niespodziankę. Grupa serwuje 34 minuty technicznego death metalu wzbogaconego o elementy industrialne, ale niezbyt nachalne i niespecjalnie narzucające się, raczej robiące za tzw. ogony/odległe tła. Brzmieniowo "United We Fall" po prostu miażdży od pierwszej do ostatniej sekundy. To zdecydowanie najlepsza płyta Thy Disease od lat, bardzo niespodziewana i błyskawicznie wpadająca w ucho.
NAJLEPSZE POLSKIE DEBIUTY
Jak co roku miałem problem z polskimi debiutami, ale też jak co roku, gdy zacząłem nadrabiać zaległości, czy przypominać sobie płyty, które powinienem w tej kategorii rozpatrywać to okazało się, że jest ich więcej niż trzy. W związku z tym podobnie jak w 2024, tak i w tym roku wybrałem pięć pozycji, które znajdziecie poniżej. Czy dałoby radę wybrać więcej? Pewnie, że tak, ale jednak warto czasami narzucać sobie ograniczenia.
(death metal/death doom metal)
Data premiery: 18.07.2025
Przy pierwszym kontakcie debiutancki materiał Clairvoyance nie zrobił na mnie wielkiego wrażenia - i prawdę mówiąc nie mam pojęcia dlaczego. Bo po powrocie do "Chasm Of Immurement" album uderzył we mnie ze zdwojoną siłą. Warszawska kapela na swoim wydawnictwie serwuje prawdziwą kawalkadę death metalowego miażdżenia, gniecenia i walcowania - chyba najwięcej jest jednak tego ostatniego. Zwłaszcza przy współpracy z doom metalowym tempem. Czasami muzyczna machina Clairviyance toczy się niczym ociężały pojazd gąsienicowy, który kruszy wszystko, co znajdzie na swojej drodze. To prawdziwy urok tego wydawnictwa, a ponad to świetne, piwniczno-kryptowe brzmienie. Do tego jeszcze to dziwne, duszne uczucie, które pojawia się przy pierwszym kawałku i momentalnie znika wraz z wybrzmieniem numeru "Monument Dread", kończącego debiut Clairvoyance.
(black/death metal)
Data premiery: 13.02.2025
O debiutanckim materiale Infernal Flame dowiedziałem się bardzo niedawno temu, ale jest to album tak dobry, że nie wyobrażałem sobie, żeby mogło go zabraknąć w moim podsumowaniu 2025 roku. "The Grave" to 48 minut mieszanki black i death metalu w najlepszym stylu, bardzo klasycznym podejściu. Już od pierwszego kawałka kapela serwuje nawałnicę ciężkich riffów i piekielnie szybkiej perkusji. Klimat tego wydawnictwa kojarzy mi się ze starszymi nagraniami Behemotha, kiedy to jeszcze Nergal nie święcił triumfów na ściankach. Jest w graniu Infernal Flame coś zarówno świeżego, jak i kojarzącego się z najlepszymi przedstawicielami death/black metalowej sceny. Przede wszystkim "The Grave" nie brzmi jak debiutancki materiał, raczej jak kolejne wydawnictwo kapeli o już ugruntowanej pozycji, która wie co i jak chce grać. Tutaj nie ma mowy o poszukiwaniu drogi, oni już tę drogę znają. Muzycy tworzący Infernal Flame "z niejednego pieca chleb jedli" i najwyraźniej zdobyli sporo przydatnego doświadczenia, które właśnie na "The Grave" zaprocentowało. Bardzo dobry materiał, który z jednej strony miażdży tempem i ciężarem, a z drugiej strony intryguje i nie pozwala się oderwać.
(blackened crust)
Data premiery: 31.01.2025
Gdańska formacja Scrüda zadebiutowała w styczniu 2025 roku za sprawą albumu "Fury Among Ruins". Materiał dość zwięzły, ale wręcz rozsadzający ogromem energii zamkniętej w tych 18 minutach. Kompozycje znajdujące się na tym wydawnictwie też do najdłuższych nie należą - największum kolosem jest "Frozen Heart" trwający 2 minuty i 17 sekund. Ale czy po stylistyce, w jakiej obraca się Scrüda, ktoś oczekuje długich i wielopoziomowych kompozycji? Muzycy grają muzykę, która uderza z całej siły między oczy, później kopie tak otumanionego słuchacza zwijającego się z bólu na ziemi. Po 18 minutach niemiłosiernego okładania kawalkadą dźwięków przychodzi upragniony moment wytchnienia...a wcale, że nie, bo odpalamy "Fury Amon Ruins" jeszcze raz, bo ciężko skończyć obcowanie z tym wydawnictwem na jednym tylko obrocie.
(avantgarde metal/dissonant black metal/post-metal)
Data premiery: 10.01.2025
Od jakiegoś czasu mam słabość do awangardowego metalu i jakoś mi brakowało naprawdę dobrych przedstawicieli tego gatunku na polskiej scenie. Ale w końcu jest Uulliata Digir, poznańska grupa, która zadebiutowała na początku 2025 roku. I chociaż nazwa kapeli brzmi dość dziwnie to grupa gra dość przystępnie, jak na awangardowe granie. To nie jest album, który odsiewa podczas odsłuchu. Ok, może odsiewać, jeżeli ktoś oczekuje od tego wydawnictwa lekkiego i przebojowego grania. Kapela nie bawi się w podchody i już na wstępie serwuje najdłuższy i zarazem najbardziej złożony utwór na płycie, czyli "Myrthys". Cały materiał ma w sobie jakiś taki rytualny klimat, z jednej strony mieszanie (ale ze smakiem, nic na siłę), z drugiej wszystko ładnie ułożone. Emocji na "Uulliata Digir" nie brakuje - te z początku spokojne wraz z każdą kolejną minutą stają tylko bardziej i bardziej ekstremalne. Co tu dużo gadać? Zjawiskowa płyta, awangardowa, ale nie odrzucająca swoją złożonością, czy połamaną strukturą.
(war metal)
Data premiery: 23.08.2025
War metal to bardzo specyficzny gatunek, po który sięgam tylko mając odpowiedni humor. Wszak to granie ciężkie, brudne, surowe i chaotyczne. Najwyraźniej przy pierwszym kontakcie z twórczością Pralaya (pozwolę sobie tak nazywać tę kapelę, żeby nie kopiować w kółko nazwy w języku hindi) nie miałem odpowiedniego humoru, bo album mnie szybko pokonał. A przecież już nie raz obcowałem z war metalem, bardziej nawet surowym niż ten serwowany na "Beyond the Tattered Curtain of Unspeakable Madness". Najwyraźniej płyta Pralay musiała trafić u mnie na odpowiedni moment, bo przy kolejnym podejściu było już zdecydowanie lepiej. Ten materiał po prostu urywa łeb od pierwszego kawałka. To też nie jest tak, że kapela stale utrzymuje szybkie tempo i mknie do przodu nie oglądając się za siebie - no ok, nie oglądają się za siebie, ale nie zawsze mkną do przodu na złamanie karku. Tak naprawdę najbardziej przekonujące dla mnie momenty na tym wydawnictwie to te wolniejsze, gdzie kapela brzmi jakby się rozkręcała. A raczej jakby mozolnie rozpędzali jakąś potworną machinę totalnego zniszczenia. Fenomenalny materiał, któremu naprawdę warto dać szansę, nikt nie powiedział, że będzie łatwo, "Beyond the Tattered Curtain of Unspeakable Madness" wcale nie musi wpaść w ucho przy pierwszym odsłuchu.
NAJLEPSZE ZAGRANICZNE DEBIUTY
Tym razem trochę musiałem się nagimnastykować w przypadku zagranicznych debiutów - nie dlatego, że było ich mało, czy jakościowo stały na niższym poziomie niż w 2024. To raczej konsekwencje braku przeglądu premier, który bardzo mi pomagał wyciągać debiuty - w tym roku nie było, więc skupiłem się na debiutanckich płytach, do których często wracałem, albo, do których po prostu wróciłem po czasie i nagle zaskoczyły.
(heavy metal/speed metal)
Data premiery: 14.01.2025
Spotify / Bandcamp
Kryptan - Violence, Our Power
Debiut Crimson Storm to był jeden z pierwszych albumów z 2025 jakie usłyszałem i jednocześnie pierwszy, który wiedziałem, że musi się znaleźć w podsumowaniu roku. Oczywiście takie deklaracje czynione w styczniu rzadko wytrzymują do szczęśliwego finału, ale w przypadku debiutu tego włosko-hiszpańskiego projektu jednak się nie myliłem. "Livin' on the Bad Side" to bardzo energiczna mieszanka heavy i speed metalu oczywiście podana w starym dobrym stylu. Granie, które prezentuje na swoim debiucie grupa Crimson Storm nie jest odkrywcze, czy szczególnie świeże, bo takie też być nie powinno. Formacja doskonale wpisuje się w popularny w ostatnim czasie trend grania heavy metalu w starym stylu, a kawałki zawarte na ich debiucie brzmią tak, jakby się już je doskonale znało. Nie brakuje nawiązań do twórczości Striker, Riot (Riot V), Riot City, czy też do Iron Maiden (wokalista momentami mocno wpada w rejestry Bruce'a). Bardzo dobry materiał, który momentalnie wpada w ucho i rozsadza pozytywną energią.
(melodic black metal)
Data premiery: 14.02.2025
Kryptan to świeży projekt założony przez dwóch muzyków znanych z death doom metalowej formacji October Tide (Mattias Norrman oraz Alexander Högbom), a przede wszystkim w takim składzie nagrana została debiutancka płyta "Violence, Our Power" (oczywiście byli też muzycy sesyjni). Panowie postanowili spróbować swoich sił w black metalu i jak się okazuje mają do tego niemały talent. W stylistyce Kryptan można się doszukać inspiracji płynącej z black metalowego dorobku szwedzkiej, jak i norweskiej sceny. To materiał, który miażdży brzmieniem, zimnym klimatem i nieco trupią atmosferą, ale jednak przede wszystkim czuć ten chłód płynący z poszczególnych numerów. Świetna płyta, która przetrwała niemal pełny rok w moim odtwarzaczu i regularnie do niej wracałem.
(black metal/thrash metal/doom metal)
Data premiery: 13.01.2025
Spotify / Bandcamp
Royal Sorrow - Innerdeeps
Sacred - Fire to Ice
Na debiut Necromaniac wpadłem w okolicach jego premiery, nawet dałem mu kilka odsłuchów i kompletnie o nim zapomniałem. Dopiero niedawno wróciłem do pierwszej płyty tej brytyjskiej formacji i tym razem zaskoczyło bez problemu, nie będę ściemniał - przekonały mnie głównie kompozycje, które brzmią, jakby były hołdem dla twórczości Cultes Des Ghoules. Ogólnie od "Sciomancy, Malediction & Rites Abominable" tchnie takim surowym, nieco zatęchłym klimatem, spowitym w atmosferze rytualnego dymu. Kawałki składające się na ten materiał można spokojnie podzielić na te szybsze, z nieco thrashową duszą (to właśnie one mają to surowe brzmienie) oraz na te bardziej klimatyczne, wolne, rytualne, utrzymane w stylistyce Cultes Des Ghoules. Jak już wspomniałem, mnie przekonały głównie te drugie (z "Calling Forth The Shade" i "Necromancess / Cauda Draconis " na czele) , ale i tym pierwszym niczego zarzucić nie mogę. Siłą "Sciomancy, Malediction & Rites Abominable" jest nie tylko surowizna, rytualność, grobowe brzmienie, itp, ale również różnorodność, która sprawia, że do tego materiału po prostu chce się wracać i za każdym razem odkrywać go na nowo.
(progressive metal/djent/alternative metal)
Data premiery: 26.09.2025
Royal Sorrow to nowy, a zarazem działający już od jakiegoś czasu projekt. Grupa do tej pory nazywała się Edge Of Haze i ma na swoim koncie cztery pełne albumy studyjne. Nie zmieniając składu, czy stylu w jakim kapela się porusza muzycy postanowili zmienić nazwę i właśnie pod szyldem Royal Sorrow zaprezentowali debiutancki materiał "Innerdeeps". Stylistycznie grupa porusza się podobnymi tropami, co Leprous, Vola, czy australijski Voyager. Na "Innerdeeps" nie brakuje przyjemnych dla ucha melodii, djentowych łamańców, ale też rozwiązań, które kierują nieco kapelę w rejony nieco bardziej przebojowe (tutaj zdecydowanie najbardziej przypominają Voyager). "Innerdeps" to bardzo przyjemny dla ucha materiał, pełen przebojowości mieszającej się z progresywnymi rozwiązaniami i djentowymi łamańcami.
(heavy metal/power metal)
Data premiery: 11.01.2025
Spotify / Bandcamp
Caliban - Back From Hell
Human Fortress - Stronghold
Sacred to kolejna z kapel w zestawieniu najlepszych debiutów, która aktywnie działa od lata, ale dopiero w 2025 roku zaprezentowała swój pierwszy pełny studyjny materiał. "Fire To Ice" może działać jako wizytówka szwedzkiej sceny heavy/power metalowej. Łatwo się w związku z tym domyślić, że grupa na tej płycie nie stara się na nowo wymyślić prochu, a raczej próbują w najlepszy sposób wykorzystać znane i lubiane motywy. Sacred instrumentalnie brzmią trochę jak dopakowany HammerFall z wokalistą, który swoją manierą momentami przypomina Bruce'a Dickinsona (ale tylko miejscami, nie łudźcie się, że to drugi Bruce, bo tego już mamy w postaci Raphaela Mendesa z Icon of Sin). Czuć na tym wydawnictwie epicko-rycerski klimat, co ponownie umieszcza kapelę w hammerfallowym kociołku. "Fire to Ice" to nie jest materiał odkrywczy, muzycy nie starają się zredefiniować heavy/power metalu swoją twórczością, ale słuchając debiutu Sacred poczułem tę nutkę nostalgii, która kieruje mnie niemal 25 lat wstecz, gdy takie granie obok melodic power metalu święciło swoje triumfy.
NAJWIĘKSZE ROZCZAROWANIA ROKU
Największe rozczarowania to jak zwykle zestaw kilku pozycji, z którymi wiązałem pewne nadzieje, ale niestety mniej lub bardziej się na nich zawiodłem. Długo się zastanawiałem jakie albumy powinny tutaj trafić, bo tych, które nie do końca spełniły moje oczekiwania było w 2025 roku całkiem sporo - chociażby nowy An Abstract Illusion (dość blado wypada w porównaniu do "Woe"), nowy In Mourning (jakoś zupełnie mi nie zaskoczył ten nowy materiał), Turnstile (zupełnie bez wyrazu w porównaniu z ich dotychczasowym dorobkiem), czy chociażby Rage...chociaż nie, z nową płytą Rage nie wiązałem żadny nadziei. Traf chciał, że wypadło na poniższe trzy albumy.
(melodic metalcore/alternative metal)
Data premiery: 16.05.2025
Uwielbiam Bury Tomorrow od momentu, gdy pierwszy raz przesłuchałem album "Earthbound" (2016). Było coś odświeżającego w ich wizji metalcore'u i zdecydowanie wyróżniali się na tle innych kapel grających w tej stylistyce. "Black Flame" (2018) i "Cannibal" (2020) to absolutnie szczytowa forma tej grupy. Ich muzyce zawsze towarzyszyła duża zadziorność przeplatająca się z przyjemnymi dla ucha i zarazem przebojowymi refrenami. Ale nie był to typ refrenów, który wręcz skandalicznie kontrastowały z ostrzejszymi zwrotkami. Przy albumie "The Seventh Sun" (2023) już traciłem zainteresowanie twórczością Bury Tomorrow. Coś się zaczęło w ich muzyce zmieniać i to niestety na gorsze, jakby zaczęli równać do szarej metalcore'owej masy. Miałem nadzieję, że przy "Will You Haunt Me, With That Same Patience" grupa trochę się odbije i wróci na prawidłowe tory. Niestety dostałem album nudny, z zaledwie dwoma, czy trzema naprawdę dobrymi numerami, które przypominają mi to dobre Bury Tomorrow (mam na myśli głównie "To Dream, To Forget" i "Yokai"). Najwyraźniej zmiany w składzie nie do końca się przysłużyły tej grupie.
(metalcore)
Data premiery: 25.04.2025
Caliban z początku, gdy zacząłem interesować się metalcorem wydawali mi się być kapelą-memem. Głównie dlatego, że ich styl był odzwierciedleniem tego, czego w metalcorze nie lubiłem - ostre zwrotki i mocno kontrastujące z nimi przesadnie melodyjne refreny zupełnie łamiące ciągłość i strukturę utworu. Niestety nie w ten pozytywny sposób. W 2009 roku pojawił się album "Say Hello To Tragedy", który był materiałem bardzo surowym i ciężkim, jak na standardy tej niemieckiej formacji. Wspomniana płyta odczarowała dla mnie twórczość Caliban i nawet byłem skłonny poświęcić trochę czasu na ich wcześniejsze wydawnictwa. Ale dość szybko doszedłem do wniosku, że szkoda na nie czasu. Na szczęście niemiecka formacja dość szybko poszła za ciosem i w 2012 roku zaserwowała świetny "I Am Nemesis", zdecydowanie mój ulubiony album z ich dyskografii. Później było już raz lepiej, a raz gorzej, ale jakoś utrzymywali się na powierzchni, chociaż "Dystopia" (2022) trochę ich podtopiła. "Back From Hell" okazał się być albumem, który konsekwentnie ciągnie grupę pod wodę. Nie umiem znaleźć na tej płycie niczego pozytywnego. Album od początku do końca jest nijaki. Po jego przesłuchaniu nic nie zostaje mi w głowie, zupełna pustka. Ciekawe, czy Caliban jeszcze czymś pozytywnym zaskoczą w niedługiej przyszłości. Przydałby się taki drugi "I Am Nemesis", który postawiłby ich na nogi.
(heavy metal/power metal)
Data premiery: 17.10.2025
Czasami sięgając po nowe albumy kapel, które znam sprzed lat mam wrażenie, że oszukuję sam siebie. Human Fortress to tak naprawdę kapela dwóch płyt - "Lord of Earth and Heavens Heir" (2001) oraz "Defenders of the Crown" (2003). I wspomniane wydawnictwa uwielbiam głównie za sprawą wokali, za które odpowiadał Jioti Parcharidis, ale też z powodu samych kompozycji. Niestety poza tymi dwoma wydawnictwami Jioti w szeregach Human Fortress już nie występuje. I chociaż od 2013 roku na miejsce wokalisty okupuje Gus Monsanto to bardzo mu daleko do wspomnianego wcześniej ideału. Kompozycyjnie też się mocno w Human Fortress przez te lata zepsuło...ale ja z jakichś powodów ciągle wierzę, że uda im się chociaż odrobinę zbliżyć jakościowo do dwóch pierwszych płyt. Niestety nie uczynili tego również za sprawą "Stronghold", płyty kompletnie pozbawionej wyrazu. Szarej, nijakiej i przelatującej przez głowę bez najmniejszego chociażby przystanku.
NAJLEPSZE KONCERTY ROKU
Koncertowo 2025 był niezły, ale jednak w moim przypadku dużo skromniejszy niż poprzednie lata. Tylko 24 koncerty, na których mogłem zobaczyć 68 zespołów (niektóre dwa razy). Cieszę się, że udało mi się w końcu zobaczyć niektórych muzyków na żywo (zwłaszcza Donny'ego Beneta), ale czuję jednak jakiś koncertowy niedosyt po tym 2025 roku. Poniżej znajdziecie trzy koncerty, które uważam za najlepsze, na jakich byłem w mijającym roku.
(pop punk/metalcore/alternative metal)
Baaaardzo długo czekałem na klubowy koncert A Day To Remember. Owszem nie tak dawno temu wystąpili w Gliwicach, ale nie byli główną gwiazdą, a to też nie był koncert klubowy. Jednak koncerty klubowe (nawet w tych molochach pokroju Progresji, czy Stodoły) mają w sobie dla mnie większą magię niż te stadionowe spędy. Tak w ogóle A Day To Remember mieli zagrać na letniej scenie Progresji, czyli pod gołym niebem, ale z uwagi na niepewną pogodę koncert został przeniesiony do klubu (znajdującego się w sąsiedztwie letniej sceny). Cóż to był za występ! Grupa zaserwował swoje największe hity, pod sceną od pierwszego do ostatniego numeru trwało piekło...to znaczy świetna zabawa. Muzycy byli w doskonałej formie i jakby zdawali sobie sprawę, jak bardzo polska publiczność jest spragniona ich muzyki. Pozostaje mi liczyć, że na kolejny koncert A Day To Remember nie będę musiał czekać następnych kilku lat. Może w ramach trasy wspominkowej "For Those Who Have Heart"? Ale to pewnie nie wcześniej niż w 2027 roku, oczywiście gdyby taka trasa miała mieć miejsce.
A Day To Remember - I'm Made of Wax, Larry, What Are You Made Of? (13.06.2025 - Progresja, Warszawa)
(post-metal/black metal)
Bardzo dobrze wspominam występ olsztyńskiej kapeli Gorycz z Mystic Festival z 2023 roku i po nim chciałem ich zobaczyć na standardowym klubowym koncercie z pełnym setem (a nie skróconym festiwalowym). Traf chciał, że w 2025 roku grupa wydała swój trzeci album (który okazał się świetny) i ruszyła w trasę promocyjną. Widziałem ich całkiem niedawno, bo 21 listopada w warszawskim klubie Voodoo. Grupa wypadła fenomenalnie. Setlista składała się zarówno z nowych kawałków, jak i starszych hitów z "Piach" (2018) oraz "Kamienie" (2022). Uwielbiam elegancję tej grupy, ich performance zawsze jest niezapomniany, a Tomek Kukliński ma doskonały kontakt z publicznością, czego dowody pojawiły się właśnie na koncercie w Voodoo. Ten koncert to było niesamowite przeżycie, które było dla mnie wręcz swoistym katharsis.
(heavy metal/hard rock)
Nawet nie marzyłem o tym, że będę mógł kiedyś zobaczyć Wytch Hazel na polskiej ziemi, a tym bardziej, że ich koncert będę miał niemal pod nosem. Kapela przybyła do Warszawy zagrać w ramach festiwalu Helicon i jako główna gwiazda zaprezentowali naprawdę długi set, który obfitował w największe hiciory tej grupy. Pozostaje mi mieć nadzieję, że kapela polubiła polską publiczność i zajrzą do nas również w niedalekiej przyszłości, wszak kilka miesięcy po tym, jak do nas wpadli zaprezentowali światu "V: Lamentations", który przydałoby się i u nas solidnie podpromować.
NAJWIĘKSZE KONCERTOWE ODKRYCIA ROKU
Można odkrywać kapele słuchając ich płyt, ale muzyka niektórych grup dużo lepiej rezonuje podczas występów na żywo i to właśnie wtedy pokazują swój prawdziwy potencjał. I dokładnie trzy takie formacje znajdziecie poniżej.
(sludge metal/progressive metal/post-metal)
To nie jest tak, że DVNE odkryłem dopiero podczas ich koncertu w 2025 roku. Miałem wcześniej styczność z ich twórczością studyjną, jest też taka możliwość, że nawet wcześniej widziałem ich na żywo (nie mogę tego wykluczyć). Bardzo polubiłem się z ich płytą "Voidkind" (2024) i po czasie ubolewałem, że nie znalazło się dla niej miejsce w podsumowaniu ubiegłego roku. Ale wybierając się na koncert do klubu Hydrozagadka szedłem głównie na Night Verses, którzy byli headlinerem tego koncertu, DVNE miałem zobaczyć przy okazji. Jak się jednak okazało to DVNE zrobili na mnie dużo większe wrażenie niż główna gwiazda. Ba! Byłem pod takim urokiem kapeli z Edynburga, że z ich merchu zgarnąłem komplet ich albumów na CD zaraz po ich występie, a po koncercie przez kilka dni nie byłem się w stanie uwolnić od ich twórczości. Można powiedzieć, że właśnie dopiero podczas tego występu na żywo dostrzegłem pełen potencjał DVNE.
(death metal/death doom metal)
Na twórczość Graceless też już wpadłem wcześniej, ale nie mogę powiedzieć, żebym się mocno zasłuchiwał ich muzyką. Widząc ich jako otwierający support przed Sinister pomyślałem, że fajnie, bo coś mi nazwa tej kapeli mówi. Ale, gdy już dotarłem na miejsce i usłyszałem pierwsze dźwięki utworu granego przez Graceless to po prostu nastąpił opad szczęki. To wręcz wzorowy przedstawicie death metalowej sceny niderlandzkiej. Brzmieniowo perfekcja, transowe riffy, oldschool death metalowe dudnienie i moc, jakiej nie miał nawet Sinister tego wieczoru. Żałowałem jedynie, że gdy udałem się na stoisko z merchem, to udało mi się zgarnąć jedynie album "Chants from Purgatory" (2022) - bo tylko tyle zostało, reszta rozeszła się jak świeże bułeczki.
(krautrock/psychedelic rock)
Spotify / Bandcamp
Pamiętam jakby to było wczoraj, gdy wpadłem na kolegę przed koncertem Blood Incantation i wymienialiśmy się uwagami odnośnie supportu grającego przed główną gwiazdą. Przyznam od razu, że nawet nie sprawdzałem Minami Deutsch przed tym koncertem, uznałem, że idę na Blood Incantation, a ten japoński wynalazek zobaczę sobie przy okazji. Podczas koncertu "tego japońskiego wynalazku" okazało się, że w moich uszach kompletnie skasował występ Blood Incantation. Przez kolejne dni mieszanka krautrocka i psychedelic rocka serwowana przez Minami Deutsch bez ustanku towarzyszyła mi na słuchawkach. Wpadłem dosłownie w jakiś tajemniczy wir ich wydawnictw, których niestety nie mogłem nabyć w formie fizycznej - nad czym bardzo boleję, bo winyle mnie nie interesują, a wydania CD albumów Minami Deutsch nie istnieją. Na szczęście jest jeszcze bandcamp, na którym nabyłem komplet wydawnictw w formie cyfrowej...ale to oczywiście nie to samo, co fizyczny nośnik. W każdym razie muzyka Minami Deutsch po prostu mnie zaczarowała, wprowadziła w jakiś hipnotyczny trans, z którego bardzo, ale to bardzo długo nie byłem się w stanie uwolnić.




















.jpg)













Brak komentarzy:
Prześlij komentarz