czwartek, 10 września 2009

HellFire - Recoffination (2003)


HellFire - Recoffination

Rok wydania: 2003
Gatunek: heavy/thrash metal
Kraj: Polska

Skład zespołu:
Wokal - Tomasz Twardowski (Tom The Storm)
Gitara - Kuba "Olej" Olejnik
Gitara - Artur Grabowski
Gitara basowa - Tomasz Węglewski
Perkusja - Jarek Stańczyk

Tracklista:
01. The Deal
02. Sin
03. Invisible Death
04. Grave Story
05. Judas The Second
06. Trapped In Glass (intrumentalny)
07. Satan's Cavalary (cover Turbo)
08. Soultaker
09. HellFire

Do tego krążka zawsze podchodzę z sentymentem - w końcu jest to pierwszy album, który udało mi się kupić za sprawą internetu. Pamiętam jeszcze jaki byłem rozczarowany, gdy poszedłem do warszawskiego sklepu z płytami "Hey Joe" i dowiedziałem się, że płytki HellFire już nie mają. To wzmogło jednocześnie mój apetyt na krążek "Recoffination" - na szczęście mailowo można było się porozumieć z Tomkiem i już za kilka dni listonosz dostarczył mi upragniony krążek. Ów album jest domową produkcją - ale wydany został przy współpracy z Bartem Gabrielem.
No, ale przejdę już do samego albumu. Jest to koncept album, czyli mamy jedną historię, która jest nam opowiedziana podczas słuchania krążka. Wszystko zaczyna "The Deal", które jak sama nazwa wskazuje jest ubiciem pewnego interesu - przez chwilę można się poczuć jak na targu, na którym bliżej nam "nieznany" jegomość sprzedaje innego za 30 srebrników...skąd ja znam tą historię.
To tak tytułem wstępu. Pierwszy muzyczny numer - czyli numer dwa na płycie "Sin" zaczyna się od ostrego riffu, a później z wojennym okrzykiem wchodzi Tomek. Kawałek jest naprawdę bardzo sympatyczny - jeśli mogę w ogóle użyć takiego słowa do określenia tej muzyki. W refrenie Tomkowi pomaga chórek składający się z pozostałych członków zespołu. Ogólnie rzecz biorąc siłą tego kawałka jest walka gitar. I nawet wokal Tomka nie przeszkadza - widać, że tutaj się wczuł i śpiew wyszedł bardzo dobrze. Następny numer otwierany jest przez batalię perkusji z gitarami i ciężko osądzić kto wygrał, ale to później gitara zapodaje spokojny rytm i znowu wchodzi Tomek, który ze sobą przynosi burzę - pojawia się ciężki riff. Możemy na tym kawałku usłyszeć ciekawą solówkę - ale zaznaczam, że mimo tego, że jest to solówka to druga gitara nie milknie - cały czas płynie riff. Nadszedł czas na "Grave Story" - czyli dalsze losy małej Mary i misia jej brata. Tutaj mamy podział na rolę - który wypada bardzo dobrze. Muzyczny oczywiście kawałek wypada bardzo dobrze - w pewnym momencie dla stworzenia lepszej atmosfery gitara wygrywa spokojne rytmy, a Tomek na szepty odpowiada gromkim śpiewem. Ale coś z tym głosem tutaj jest nie tak - jakby był za bardzo miksowany. No, ale nieważne - słuchać należy dalej, bo historia dalej się rozwija. To zdecydowanie najdłuższy kawałek, w którym to wokal i historia opowiadana przez wokalistę stanowią trzon, muzyka jest przygrywką. "Judas The Second" otwiera...nie będzie niespodzianek - ciężki riff, który nie poddaje się nawet wokalowi - nie zwraca w ogóle na niego uwagi, mknie dalej. Milknie dopiero, gdy do akcji wkracza chórek, ale ten też zaraz zostaje przegoniony. "Trapped In Glass" to już kawałek instrumentalny, na którym nie ma chwili wytchnienia - jedynie Tomek sobie odpoczął - reszta zespołu w pocie czoła próbuje swą muzyką zadowolić słuchacza. Oczywiście ich misja kończy się sukcesem - bo jak tu nie lubić tak zróżnicowanego kawałka? Mamy spokojne fragmenty, jak i galopady (praca perkusisty robi wrażenie). Nie żeby gitarzyści dawali ciała podczas tego kawałka, co to to nie - oni przez całą płytę odwalają kawał solidnej roboty. "Satans Cavalery" to jeden z moich ulubionych kawałków na tym krążku - jako cover wyszedł bardzo dobrze - oczywiście Tomek zaśpiewał go po angielsku. Jak dla mnie brzmi to zdecydowanie lepiej niż oryginalna wersja - muzyka jest zdecydowanie cięższa. Po prostu trzeba razem z chórkami wykrzykiwać "crush 'n burn" i już. "Soultaker" otwiera bardzo garażowo brzmiąca gitara - ale takie już mają brzmienie gitary HellFire. Na perkusji znowu mamy niesamowitą jazdę i ginącego gdzieś w natłoku muzyki wokalistę - Tomek się gdzieś zawieruszył. Dopiero jak muzyka nieco ustąpiła wyszedł na pierwszy plan. I tutaj pokazał swoją prawdziwą moc - zdecydowanie krzyk bardzo dobry. Ale i tak wymiótł go agresywny riff. Bardzo lubię ten kawałek, bo nie dość, że muzyka napieprza w odpowiednim rytmie i jest wspaniale skomponowana to jeszcze Tomek podejmują z nią walkę pokazując, że jednak w tym zespole jest też wokalista. No i na koniec kawałek programowy - dla mnie killer i zdecydowany numer jeden na tym krążku. Czyli "HellFire" - uwielbiam te gitary, po prostu czysta moc z piekła rodem. Aż chce się robić "air guitar" ;-) Po prostu genialny numer i już. Gitary tną nisko przy samej ziemi - perkusja galopuje bez przerwy, a Tomek wspiera zespół swoimi zaśpiewami. A solówka z ciężkim riffem w tle to największa ozdoba. Po prostu genialny kawałek.

Podsumowanie:
Nie umiem podejść do tej płyty bez sentymentów - po prostu jest to krążek, którego kilka lat temu słuchałem w kółko i wtórowałem wokaliście robiąc jednocześnie "air guitar". No, ale postaram się jakoś podsumować tą płytę. Na cały krążku zdecydowanie rządzą gitarzyści, którzy serwują nam naprawdę ostrą grę przerywaną solówkami i delikatnymi wstawkami, które tworzą odpowiedni dla tego albumu klimat. Tomek niby nie pasuje wokalnie do takiego grania, ale jednocześnie nie umiem sobie wyobrazić na tym albumie innego wokalisty - z Tomkiem źle, ale bez niego jeszcze gorzej. W każdym razie Tomek jakiego wokalu by nie miał to trzeba przyznać, że na "Recoffination" dał z siebie wszystko. I za to mu się oczywiście CHAŁWA jak najbardziej należy. Olej też zasługuje na brawa, bo to on jest odpowiedzialny w większości za kompozycje. Po prostu kocham ten album, ale maksymalnej oceny niestety dać mu nie mogę, także daję najwięcej ile tylko mogę.

Moja ocena: 8,5/10

1 komentarz: