poniedziałek, 14 września 2009

The 69 Eyes - Angels (2007)

The 69 Eyes - Angels

Rok wydania: 2007
Gatunek: goth'n'roll
Kraj: Finlandia

Tracklista:
01. Angels
02. Never Say Die
03. Rocker
04. Ghost
05. Pefect Skin
06. Wings & Hearts
07. Star Of Fate
08. Los Angeles
09. In My Name
10. Shadow Of Your Love
11. Frankenhooker

Trzy lata po sukcesie, który zespołowi przyniósł krążek "Devils" helsińskie wampiry nagrały swój dziewiąty LP - "Angels". Na okładce płyty (i w teledysku do "Never Say Die") pojawiła się modelka Christine Dolce (niektórym być może znana z magazynu Playboy, innym znana z myspace'a). Ale tyle o historyjkach, czas przejść do samego krążka.

Ci, którzy spodziewają się usłyszeć na tym krążku kontynuację świetnego "Devils" na pewno się nie zawiodą. Ale zespół jeszcze bardziej poszedł w przebojowość - wyczaili, że jednak lepiej nagrywać albumy z przebojowym goth'n'rollem niż z usypiającymi kawałkami jak w "Paris Kills" ;-) Chociaż muszę przyznać, że początkowo ten album wydał mi się aż za bardzo przebojowy - zwłaszcza po tym jak usłyszałem utwór "Perfect Skin" ;-) (klip oczywiście pierwsza klasa). W każdym razie tak samo jak to było w przypadku poprzedniego krążka i tutaj otwieraczem jest kawałek tytułowy. w ogóle sam tytuł zwraca uwagę na to, że jest to jakby druga część LP wdanego w 2004 roku. Oczywiście pierwszy numer jest niezwykle przebojowy - chociaż dalsze kawałki są lepsze :-) Chociażby taki "Never Say Die", który może pachnie trochę popem, ale może to po prostu przebojowość? Podobnie z utworem "Rocker", który mnie bardzo denerwował na początku. Mistrzostwem świata jest za to "Ghost" - refren, chórki i riff wymiatają. Zdecydowanie mój ulubiony utwór na tym albumie - mimo tego, że jest raczej spokojny. Jakiś dziwny urywany dźwięk zaprasza do "Perfect Skin" - wybuch przebojowości? Trzeba przyznać, że refren bardzo chwytliwy, a wokal momentami przypomina mi ten z Lordi (głównie ten w zwrotkach). Dalej zespół trochę opada jakby z sił prezentując kawałki nieco mniej żywe - np. balladę "Star Of Fate", chóralny "In My Name" czy utrzymany w klimacie płyty "Paris Kills" utwór "Shadow Of Your Love". Ale poza tym trafia się prawdziwy rodzynek w postaci "Los Angeles" - porywający numer, pełen energii i z chwytliwym refrenem. Kończący ten album "Frankenhooker" jakoś mnie nie powalił - jest przebojowo, ale jakoś tak standardowo (tak jak w przypadku "Rocker" czy "Wings & Hearts").

Po trzech latach od "Devils" otrzymałem godnego następcę (ale w żadnym wypadku zastępcę) w postaci albumu "Angels". Jeśli ktoś nie lubi przebojowego grania to w ogóle nie powinien podchodzić do tego krążka. Za to polecam go osobom, które The 69 Eyes kupiło albumem "Devils". Album zawiera solidną porcję hitów i chyba to najbardziej za nim przemawia - ale mimo to wypada nieco słabiej od poprzednika i od "Blessed Be".

Ocena: 8/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz