sobota, 26 września 2009
Throwdown - Beyond Repair (1999)
Throwdown - Beyond Repair
Rok wydania: 1999
Gatunek: hardcore/metalcore
Kraj: USA
Tracklista:
01. No One
02. Falling Forward
03. Don't Lose Sight
04. Slip
05. Power Figure
06. Standing Tall
07. Sellout
08. Never Too Old
09. The Enemy
10. Laid to Rest
11. I Will Stand
12. As We Choke
13. Get Sick
Każdy kto słyszał chociażby kilka debiutanckich metalcore'owych albumów wie czego może się spodziewać po kolejnym - są oczywiście wyjątki takie jak Betrayal, czy Pilgrimz. Ale nie takie zespoły mam na myśli - raczej chodzi mi o bandy, które łączą w swojej muzyce w prostej linii hardcore z metalem. Spoglądając na okładkę, tym bardziej byłem przekonany o tym, że nie dostanę tutaj niczego specjalnego.
A jednak Throwdown zafundował mi skromne (ale jednak) zaskoczenie. Może i jest to standard, może i słuchając gitar rozpoczynających "No One" miałem wrażenie deja vu. Z tymże można grać jak wszyscy i jednocześnie sprawiać, że muzyka brzmi oryginalnie - tak właśnie gra ten amerykański zespół na swoim debiutanckim albumie. Ważne jest tutaj brudne brzmienie, które dodaje uroku materiałowi składającemu się na "Beyond Repair". Jedno co mnie denerwuje na tym albumie to perkusja "stuku-puku" - to jest coś co potrafi zepsuć nawet najlepszy materiał. I chociaż album jako całość mi się bardzo podoba - zrobił kilka okrążeń pod rząd, to jednak ta raczej niewysokich lotów perkusja wpływa na ostateczne brzmienie całości. No to na perkusję sobie ponarzekałem, teraz trzeba wyciągnąć z gąszczu kilka numerów wyróżniających się - na pewno otwieracz, czyli "No One" z początku pełen energii, a ostatecznie dość walcowaty. "Power Figure" z dobrymi chórkami i chwytliwym riffem, który bardzo dobrze zgrywa się z okrzykami. "The Enemy" za ogólny feeling - walcowatość pełna energii, takie kawałki rzadko się trafiają. "Laid To Rest" z zapadającym w pamięć refrenem - tak, wiem, że nie jest on niczym niezwykłym, ale jednak w pamięci pozostaje (zwłaszcza jak się przypomni ten charakterystyczny riff). I na koniec "As We Choke" - wkurwiający początek, ale w końcu porządna praca perkusji (jest oczywiście "stuku-puku", ale mnie denerwujące). A końcówka to już piękna galopada na perkusji - która przechodzi na kawałek zamykający ten album, ale w końcu staje się tak kwadratowa, że aż odrzuca. Do wokalu nie mogę się przyczepić, ten jest na wysokim poziomie od samego początku aż do końca i bardzo dobrze, w końcu ktoś trzymać poziom musi ;-)
Podsumowując powiem, że jest to bardzo dobry debiut. Nic wielkiego, nic odkrywczego, szczególnie wyróżniającego się, ale jednak chce się tego słuchać. Coś w tym musi być, jakaś moc przyciągania. Dużo brudu i jakby nie patrzeć energii. Wielbicielom metalcore'a chyba polecać nie muszę, a pozostałym polecam jak najbardziej.
Ocena: 7,5/10
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz