Shadow Reichenstein - Werewolf Order
Rok wydania: 2005
Gatunek: horror punk/gothic rock
Kraj: USA
Tracklista:
01. Borgo Pass
02. Dracula
03. Werewolf Order
04. It's Halloween
05. Walkin' The Dead
06. Tombstone... Call From The Grave
07. Be My Victim
08. It's Too Late
09. Bela Was A Junkie
10. In Search Of Loose Dirt
11. Concrete Shoes
Shadow Reichenstein to kapela, która nawiedza mnie od jakiegoś czas na allegro - zawsze kiedy poszukiwałem jakichś albumów Misfits to pojawiał się album Teksańczyków. W końcu postanowiłem sprawdzić co takiego łączy te dwie kapele. Może okładka nie jest zbyt zachęcająca - minimalizm i prostota biją po oczach. Na szczęście tytuły utworów utrzymane w bardzo dobrym tonie horrorpunkowych kapel - miałem tylko jedną nadzieję, że nie będzie to kolejny zespół próbujący być Misfits.
Przypomnijmy sobie halloween - może nie czas zabawy, przebieranek i zbierania cukierków. Ale prawdziwą noc potworów, które zbierają się w jakimś odsuniętym od cywilizacji zamku osadzonym na urwisku. Potworów, które zamierzają świętować noc samhain. Na tymże przyjęciu wywołującym u śmiertelników ciarki gra właśnie kapela Shadow Reichenstein. W takiej scenerii zapewne album ten smakowałbym jeszcze lepiej niż w zaciszu domowym. Ale przechodząc do samego albumu - rozpoczyna go scena znana z filmu "Dracula" z 1931 roku. W tej scenie miejscowy karczmarz odradza Renfieldowi podróż na przełęcz Borgo, a tym bardziej do zamku hrabiego Draculi. Piękne rozpoczęcie, lepszego klimatu nie można sobie było wymarzyć. Pierwszym kawałkiem jest "Dracula" - szybki, energiczny kawałek z prostym refrenem wpadającym w ucho. Przyjemnie się tego słucha - na szczęście słychać, że kapela pod Misfits nie zamierza grać i chwała im za to. Drugi w kolejce jest tytułowy "Werewolf Order" - rozpoczyna się nieco tajemniczo, aż wkraczają raczej metalowo brzmiące gitary - wokal typowy dla psychobilly. Klimat niesamowity, refren chwytliwy (do tego prosty i wykrzykiwany) - ale to klawisze nadają tutaj najwięcej klimatu, coś pięknego. I te gitary - bardzo dobre i nijak nie pasujące do horrorpunka, zbyt ostre. "It's Halloween" to chyba największy killer na tym wydawnictwie - znowu klawisze niszczące (tym razem wysunięte na pierwszy plan), przypominają muzykę właśnie kojarzoną z filmami grozy. Do tego zawodzący wokal i prawdziwie horrorowaty tekst utworu. Nie wiem, czy nie jest to najlepszy utwór z gatunku horrorpunk jaki słyszałem do tej pory - po prostu niszczy. Zaraz po tym kawałku rozpoczyna się rock'n'rollowy "Walkin' The Dead" - tutaj wokal jest już zupełnie inny niż na wcześniejszych kawałkach. Jest ostrzejszy, do tego jakby szepczący. Szybkie, pełne energii granie. Nie będę pisał kolejny raz o tym, że refren wpadający w ucho, bo to mamy praktycznie w każdym kawałku na tym albumie - za to nadmienię, że pojawia się tutaj całkiem zgrabna solówka. Powrót klimatu, rock'n'roll został zepchnięty na drugi plan. Tym razem przenosimy się do krypty - najlepiej takiej, w której jest duży pogłos - właśnie w takiej krypcie zespół odgrywa numer "Tombstone...Call From The Grave". Znowu zawodzący głos wokalisty i tym razem spokojna, nastrojowa muzyka. Nie ma tutaj nic chwytliwego, za to jest masakryczny klimat starych filmów o wampirach i chyba głównie o to tutaj chodziło - jeśli tak, to udało się w 100%. Przeplatanki ciąg dalszy - znowu z grobu wychodzimy na parkiet, żeby posłuchać "Be My Victim" - punkowo-metalowego kawałka w rock'n'rollowym stylu. Znowu bardzo dobra praca gitar i niby jednostajnie uderzająca perkusja - dodatkiem są bijące w pewnym momencie dzwony - chyba głównie po to, żeby utrzymać klimat albumu. A teraz znowu przyszedł czas na podtrzymanie klimatu horroru i nocy duchów - takie zadanie stoi przed utworem "It's Too Late", który może jakiś wielce rewelacyjny nie jest, ale spełnia zadanie spokojnego przeciwieństwa swojego poprzednika. Chociaż nie jest to ballada dla rtruposzy - raczej cmentarny rock. Ci, którzy czekali aż w końcu Bela Lugosi pojawi się na tym albumie we własnej osobie w końcu się doczekali, bo kawałek "Bela Was A Junkie" zaczyna się od sceny w roli główniej właśnie z legendarnym odtwórcą roli hrabiego Draculi. Jak przystało na ten album - tym razem otrzymujemy utwór szybki, z bardzo dobrym refrenem (chociaż nieco ginącym pod ciężarem muzyki). Utwór fajny, ale tylko fajny. "It Search Of Loose Dirt" to kolejny klimatyczny zabijacz, ale tym razem połączony z typowym horrorpunkowym graniem. Wokalista szepcze niczym leżący w trumnie sześć stóp pod ziemią trup - dopiero ożywia się w refrenie. Czy to źle? W żadnym razie. Tutaj ma być klimat, muzyka, jak i wokal mają oddziaływać na wyobraźnię słuchacza, a to się Shadow Reichenstein jak najbardziej udaje. Do tego dźwięk wiatru i klawisze niszczą. Za zamknięcie "Werewolf Order" jest "Concrete Shoes" - i jest tak jak zapewne wszyscy się spodziewają. Czyli szybki utwór, ale tym razem mamy do czynienia z horrorpunkowym średniakiem obdartym z klimatycznych klawiszy, czy w ogóle atmosfery grozy. Można było inaczej zakończyć ten niesamowity album.
Podsumowując dodam, że "Werewolf Order" jest drugim albumem formacji z teksasu. Zadebiutowali w 2001 roku albumem "It's Monster Rock". Drugie wydawnictwo Shadow Reichenstein to materiał niemal idealny - wyważony pomiędzy rock'n'rollem, a klimatycznym graniem utrzymanym w atmosferze zimnego grobowca. Prawdziwymi perłami są tutaj właśnie kawałki, które podczas odsłuchu wywołują ciarki na plecach. Klimat jest niezwykle silnym punktem tego wydawnictwa. Dziwi mnie tylko dlaczego po tak niesamowitym albumie zespół nie wydał nic nowego. Pozostaje mi czekać, aż pojawi się jakieś info. Tymczasem upiory i nieumarli wracają do swych grobów, święto potworów zakończone.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz