wtorek, 17 listopada 2009

The 69 Eyes - Back In Blood (2009)

The 69 Eyes - Back In Blood

Data wydania: 28.08.2009
Gatunek: goth'n'roll
Kraj: Finlandia

Tracklista:
01. Back In Blood
02. We Own The Night
03. Dead N' Gone
04. The Good, The Bad & The Undead
05. Kiss Me Undead
06. Lips Of Blood
07. Dead Girls Are Easy
08. Night Watch
09. Some Kind Of Magick
10. Hunger
11. Suspiria Snow White
12. Eternal


Po dwóch latach od premiery "Angels" helsińskie wampiry znowu weszły do studia, żeby nagrać nowy materiał, na nowy album - te dwa lata jednak nie były bezproduktywne. W roku 2008 The 69 Eyes wydali album koncertowy "Hollywood Kills", który zarejestrowany został podczas trasy koncertowej w 2006 roku - także nie powinien dziwić brak utworów z albumu "Angels". A co poza tym działo się z zespołem przez te dwa lata? Nie było żadnych zmian personalnych, nie nastąpiła żadna radykalna zmiana granej przez nich muzyki - czyli spodziewać się można było kontynuacji "Devils"/"Angels". Z jednej strony jak najbardziej, z drugiej nie było to już takie pewne, dlaczego? Bo zespół do współpracy zaprosił Matta Hyde'a, któremu została powierzona produkcja albumu.


Jeszcze przed premierą albumu zespół zaprezentował singiel "Dead Girls Are Easy" - utwór jak najbardziej utrzymany w stylu goth'n'roll. Nawet powiedziałbym, że bardziej to "roll" niż "goth". Po prostu słychać, że Hyde wniósł dużo świeżej krwi do zespołu. Jednak utwór przypomina w dużym stopniu najlepsze z wydawnictw The 69 Eyes - czyli "Blessed Be" i "Devils" - dużo bardziej niż "Angels". Idąc dalej - album swoją premierę miał 28 sierpnia - był to dzień wyczekiwany przeze mnie z utęsknieniem, tym bardziej, że zespół fanom rzucił łakomy kąsek jakim było wydanie limitowanej z koncertowym dvd jako bonusem. I to nie byle jakim, bo jest to cały koncert "Hollywood Kills" w wersji wideo (no prawie cały).

Przechodząc do samego albumu - rozpoczyna go utwór tytułowy, który już sprawia, że noga powinna zacząć automatycznie tupać do rytmu, jeśli tego nie robi to należy jej pomóc. "Back In Blood" to jak otwarcie puszki Pandory - tyle, że tutaj wszelkie plagi, itp. należy zamienić na 50 minut przebojowego grania z gotyckim feelingiem. I już słychać, że zespół zyskał dużo lepsze brzmienie - poprawiła się nie tylko muzyka, ale i kompozycja "Back In Blood" brzmi zdecydowanie lepiej niż najlepszy utwór z albumu "Angels" (chociaż do najsłabszych ten LP nie należy). I po tym kawałku należy się przygotować na jeszcze lepsze granie, jeszcze bardziej przebojowe, bo akurat numer tytułowy chociaż dobry to do grona killerów się nie zalicza.

Za to na pewno do tej grupy należy włączyć "We Own The Night" - może nie niszczy, przynajmniej do refrenu. Niestety, ale nawet hiciarskie utwory muszą się rozkręcać. Ten kawałek rozpoczyna tak naprawdę serię killerskich utwór - zaraz za nim stoi "Dead N'Gone", w który znowu pojawia się niezwykle chwytliwy refren. Z tą jednak różnicą, że zwrotki, jak i muzyka już sprawiają, że utwór po prostu nie może się nie podobać - a kiedy dochodzi do refrenu to automatycznie banan powinien pojawić się na twarzy, a już przy drugim refrenie należy pomagać wokaliście. To jest właśnie magia tego albumu.

Na tym oczywiście nie koniec. Trochę niemrawo rozpoczyna się "The Good, The Bad & The Undead". Przyznam, że do tego utworu musiałem się przez jakiś czas przekonywać, ale w końcu tekst tego numeru na dobre zadomowił się w mojej pamięci i siłą się nie da go stamtąd wyciągnąć. Prawdziwie hard rockowe podejście - już nie tylko chwytliwy refren, ale i muzyka przypomina mi te niezbyt słodkie, ale przebojowe kawałki hard rockowe. Na tym chyba miało to polegać.

"Kiss Me Undead" to ciąg dalszy przebojów. Rozpoczyna się niepokojąco (jakieś tam elektroniczne sztuczki), ale wkraczają gitary i już coś tam tle jęczy Jyrki. Obowiązkowo wspomniany Dracula i do przodu...a jednak nie, zwolnienie, żeby przejść do jednego z najbardziej chwytliwych refrenów na "Back In Blood". Jyrki jak zwykle czaruje swoim charakterystycznym głosem, nie może być inaczej. Bardzo przewrotna ta kompozycja. Kiedy słyszałem ją pierwszy raz to zanim doszło do refrenu byłem przekonany, że wampirom zachciało się nagrać balladę, na szczęście przyjemnie się rozczarowałem.

"Lips Of Blood" to utwór, którego nie pamiętam, przynajmniej tak mi się wydaje za każdym razem kiedy patrzę na tracklistę dziesiątego już albumu The 69 Eyes. Natomiast jak tylko Jyrki zaczyna śpiewać to słowa tego numeru same cisną mi się na usta. Dowodzi to tylko tego, że albo słuchałem tego albumu wiele razy, lub po prostu teksty kawałków zawartych na tym LP są łatwe do zapamiętania. Myślę, że jednak tutaj bliżej jest do tej drugiej opcji. W końcu na tym ma polegać goth'n'roll - czyli przebojowe i łatwe do zapamiętania kompozycje. Następnie trafiamy na utwór singlowy, czyli "Dead Girls Are Easy". Kawałek energiczny zdecydowanie przypominający mi hiciarskie "Lost Boys" z albumu "Devils", a to chyba najlepsze skojarzenie jakie można mieć - tzn. jeden z najlepszych utworów tego bandu.

"Night Watch" chociaż może się początkowo wydawać mielizną to po drugim odsłuchu okazuje się, że to taki lekko wyciszony przebój na jesienne wieczory, ewentualnie deszczowy wieczór zimowy. Dlaczego? Bo jest tutaj coś z deszczu, przynajmniej takie skojarzenie się u mnie pojawia kiedy słyszę charakterystyczną perkusję, za którą siedzi Jussi. Poza tym utwór chyba z najbardziej rozbudowany, ale jak zwykle z niezwykle chwytliwym refrenem.

"Some Kind Of Magick" to już ewidentny podjazd do "Blessed Be", spokojnie ten właśnie kawałek mógłby się znaleźć właśnie na tamtym albumie. Rock'n'roll wylewa się tutaj z każdego dźwięku, a gotyk jest tylko sygnalizowany przez wokal Jyrki i żeńskie chórki pojawiające się od czasu do czasu. W końcu przyszedł czas na odwołanie się do chyba najbardziej gotyckiej płyty w historii zespołu - czyli do "Paris Kills". Właśnie tak brzmi "Hunger". Bez specjalnie przebojowego refrenu, utrzymany raczej w wolnym tempie i z jakimś takim przygnębiającym klimatem - gotyk jak nic. Ale i taka kompozycja musiała się tutaj znaleźć, w końcu nie można żyć samymi przebojami. Bardzo przyjemna odskocznia i chwilowe wyhamowanie.

Klimatyczny wstęp (nieco industrialny) zaprasza do przebojowego "Suspiria Snow White". I znowu mamy tutaj do czynienia z chwytliwym refrenem, któremu dodatkowo towarzyszy naprawdę niezły riff i melodyjna partia w okolicach refrenu. Prawdziwie energiczne granie - tym bardziej się to powinno zauważyć po spokojnym "Hunger". Niestety, ale powoli album dobiega końca, a na zamknięcie helsińskie wampiry przygotowały krwawą balladę "Eternal" - tradycyjnie już traktuje ona o krwiopijcach. Zakończenie całkiem ciekawe, zwłaszcza, że cały album usiany jest przebojowymi kawałkami. Na szczęście ta ballada to absolutny hit - mimo tego, że posiada wszelkie znamiona spokojnego utworu, to muzycznie wcale tak spokojnie nie jest. Niemalże perfekcyjne zamknięcie tego niezwykłego albumu.

Podsumowując helsińskie wampiry tym albumem przebiły swój najlepszy do tej pory LP - czyli "Devils". Jak to możliwe? Lepsze brzmienie, praktycznie każdy utwór to potencjalny hit, więcej roll niż goth (chociaż gotycki klimat utrzymywany jest cały czas) i wampiryczny klimat. Ten album po prostu pochłania, aż strach go wyłączać. Kto by pomyślał, że po 17 latach od nagrania debiutanckiego "Bump 'n' Grind" The 69 Eyes jeszcze nagrają album, który będzie można okrzyknąć najlepszym w dyskografii. Zapewne duża tutaj zasługa Matta Hyde'a, o którym wspominałem na początku. Zresztą na dvd dołączonym do albumu można się przekonać, że sam zespół pokładał duże nadzieje w tym człowieku - jak słychać nie zawiódł. Jeśli ktoś lubi przebojowe granie z charakterystycznym wokalem, z wpadającymi w ucho refrenami i wampirycznymi tekstami to po prostu musi spróbować "Back In Blood".

Ocena: 10/10






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz