czwartek, 25 listopada 2010

Caliban - badanie fenomenu popularności

Caliban - badanie fenomenu popularności

Rok powstania: 1997
Gatunek: metalcore
Kraj: Niemcy

Skład zespołu:
Andreas Dorner - wokal
Marc Gortz - gitara
Denis Schmidt - gitara
Marco Schaller - gitara basowa
Patrick Grun - perkusja

Dyskografia:
1998 - Caliban (EP)
1999 - A Small Boy And A Grey Heaven
2001 - Vent
2003 - Shadow Hearts
2004 - The Opposite From Within
2006 - The Undying Darkness
2007 - The Awakening
2009 - Say Hello To Tragedy (recenzja)
2012 - I Am Nemesis (recenzja)
2014 - Ghost Empire
2016 - Gravity



Nazwa zespołu pochodzi od imienia zdeformowanego bohatera jednej ze sztuk Williama Szekspira. Na początku swojej działalności band nazywał się Never Again i właśnie sygnując się taką nazwą podpisał kontakt z Lifeforce Records. Latem 1998 roku wydali swoją pierwszą epkę (już sygnowaną nazwą Caliban), która okazała się sporym sukcesem. Trasa koncertowa z takimi zespołami jak Cro-Mags i Earth Crisis zwiększyła popularność zespołu, a w 1999 roku Caliban zadebiutowali pierwszym albumem "A Small Boy And A Grey Heaven". Muzyka zespołu była swoistym miksem agresji i precyzji ostrych gitarowych brzmień z emocjonalnym podejściem hardcore'a. W 2000 roku wraz z innym metalcore'owym zespołem z Niemiec nagrali split. Po wydaniu albumu "Vent" w 2001 roku zespół został zaproszony do Yokohamy na Beast Feast 2001, na którym zagrali obok takich sław jak Slayer, Morbid Angel, Pantera, Machine Head i Biohazard. Po powrocie z Yokohamy zespół wyruszył na swoją pierwszą trasę koncertową po Stanach Zjednoczonych. W 2002 roku zespół wszedł do studia, żeby zarejestrować materiał na album "Shadow Hearts", który okazał się przełomowym w muzyce zespołu. Po wydaniu nowej płyty zespół ponownie ruszył do Japonii na trasę koncertową z Killswitch Engage i Shadow Falls. Trasa ta zaowocowała zaprzyjaźnieniem się zespołu z basistą Killswitch Engage (Mike D'Antonio), który teraz projektuje koszulki dla Caliban, jak i zaprojektował okładkę do albumu "The Undying Darkness" wydanego w 2006 roku. Na początku 2004 roku Caliban znowu weszli do studia, żeby nagrać materiał na nowy LP, który wydany został we wrześniu 2004 - "The Opposite From Within" (producentem był Anders Fridén z In Flames) - album został ukazał się pod szyldem Roadrunner Records. W 2005 roku zespół po raz drugi połączył siły z Heaven Shall Burn i nagrali wspólnie drugiego splita, na którym znalazło się 6 utworów Heaven Shall Burn i 5 Caliban. Nad produkcją piątego LP Caliban czuwał ponownie Anders Fridén, natomiast miksowaniem zajął się Andy Sneap - "The Undying Darkness" było nagrywane we wrześniu i październiku 2005. Tym razem zespół zaprosił gości specjalnych - Mille Petrozza z Kreatora udziela się w kawałku "Moment Of Clarity", a Tanja Keilen z Sister Love udziela się w coverze utworu Bjork "Army Of Me". Sam album ukazał się w luty 2006 roku. Szósty LP Caliban ukazał się w maju 2007 roku, a jego producentem był Benny Richter, a miksowaniem zajął się Adam Dutkiewicz (gitarzysta Killswitch Engage), album nosił tytuł "Awakening". Na grudzień 2009 zapowiadana jest siódma płyta Caliban - "Say Hello to Tragedy".

(źródło - www.calibanmetal.com)

Caliban - Caliban (EP)

Rok wydania: 1998
Gatunek: metalcore
Kraj: Niemcy

Tracklista:
01. One More Lie
02. Sophisticated
03. Empty Silence
04. Ignorance
05. Sick
06. One Day

Debiutancka epka zespołu i dość obszerna jak na epkę, bo zawierająca aż sześć utwór i trwająca prawie 30 minut, niektóre zespoły nagrywają krótsze LP No, ale przechodząc do samego materiału - niestety niczego specjalnego tutaj nie usłyszymy. Głównym tego powodem jest skandalicznie słada produkcja. Wokal Andreasa jest schowany gdzieś daleko za perkusją i gitarami (bardzo buczącymi gitarami). Natomiast partie perkusyjne brzmią trochę jakby ktoś sobie żarty robił - tutaj nawet nie można mówić o "stuku-puku". Może gdyby materiał ten został ponownie nagrany to można by powiedzieć o tym coś pozytywnego, a tak niestety trzeba tylko narzekać. Jedyny plus to brak czystego wokalu, ale co to za plus jak tempo gry jest niemalże doomowate - a pukająca perkusja wkurwia mnie strasznie. Żadnych wielkich pozytywów o tej epce się napisać nie da - dużo chaosu, wolne tempa, skandalicznie słaba produkcja...2/10 i to na zachętę.

Ocena: 2/10
-----------------------------------------------------

Caliban - A Small Boy And A Grey Heaven

Rok wydania: 1999
Gatunek: metalcore
Kraj: Niemcy

Tracklista:
01. Intro
02. Arena Of Concilement
03. In My Heart
04. Destruction
05. A Small Boy And A Grey Heaven
06. Skit I
07. A Faith Moment Of Fortune
08. Skit II
09. Supervision Until Death
10. Always Following Life
11. Pollution
12. Sylca
13. Intolerance (Ingorance III)
14. De Rebus Que Rerunter
15. Outro

Pierwszy pełen album studyjny Caliban już prezentuje się lepiej niż epka. Przede wszystkim produkcja stoi na wyższym poziomie - co prawda nie jest to jeszcze perfekcja, ale można powiedzieć, że osiągnęli przyzwoity poziom. Pojawia się też tutaj czysty wokal - co prawda bardzo sporadycznie i raczej w kwestiach mówionych, ale jednak się pojawia - np. w "Supervision Untilll Death". I przyznam, że jest tutaj kilka rzeczy, które mi się podobają - ryki Andreasa tym razem znajdują się na pierwszym planie, co sprawia, że ten album jest dla mnie dużo bardziej atrakcyjny niż epka. Poza tym Andreas całkiem nieźle sobie poczyna za sitkiem. Gitary zaczęły grać jak trzeba, a nie (jak na epce) są wyłącznie jakimś dudnieniem, które zagłusza wszystko poza pukającą perkusją A ta jakiejś wielkiej metamorfozy nie przeszła, ale różnica jest od razu zauważalna - na plus oczywiście. Ciekawostką może być dla niektórych to, że utwór wymieniony jako "Skit II" to nic innego jak fragment ścieżki dźwiękowej z filmu "Dracula" Francisa Forda Coppoli - ot taki miły akcent. Poza tym w muzyce Caliban czuć wreszcie agresję - co prawda daleko mi do zachwytów, ale w porównaniu z epką to zespół naprawdę wysoko podskoczył. Najbardziej mi do głowy wpadł numer "A Faith Moment Of Fortune" - niby niczym nie wyróżniający się numer, ale jednak przykuł moją uwagę.

"A Small Boy And A Grey Heaven" jest albumem, który pozostawia jeszcze wiele do życzenia, ale jak ktoś słyszałem epkę "Caliban" to tutaj może doznać szoku, bo zespół poszedł znacząco naprzód. Co prawda do zachwytów mi jeszcze daleko, ale już jest przyzwoicie.

Ocena:
6/10

-----------------------------------------------------

Caliban - Vent 

Rok wydania: 2001
Gatunek: metalcore
Kraj: Niemcy
Tracklista:
01. Entrance
02. Fire of Night
03. Love Taken Away
04. In the Eye of the Storm
05. About Time and Decisions
06. Roots of Pain
07. Happiness in Slavery
08. Tyranny of Small Misery
09. For
10. My Last Beauty
11. New Kind of Freedom
12. Sycamore Dreams
13. Erase the Enemy
14. Exit

Drugi LP Caliban...okładka za to bardzo podobna do debiutanckiego. Strasznie łagodna i nie zwiastująca niczego dobrego.

Zaczyna się bardzo spokojnie, intro zapowiadające spokojny album. I od razu powiem, że tym "Vent" mnie rozczarował. Za mało tutaj ostrego grania, a za dużo pieszczenia się z klimatem. Co prawda zdarzają się też takie kawałki jak "Erease The Enemy", ale jest ich niewspółmiernie mniej w porównaniu do takich jak "Happiness In Slavery"...który to kawałek jest balladą śpiewaną przez jakąś laskę. Metalcore to agresja, a nie jakieś tam ballady. To samo tyczy się "About Time And Decisions" - gdyby nie te gitary to bym pomyślał, że nie mam do czynienia z metalcorem. A tak na serio, to widocznie panowie z Caliban postanowili wstawić więcej melodii do swojej twórczości, ale nie wiedząc za bardzo jak to zrobić zaprosili jakąś laskę, żeby robiła za melodyjny wokal. Wówczas jeszcze Dennis Schmidt nie udzielał się wokalnie (zaczął dopiero na albumie "The Undying Darkness"). Dla mnie wstawienie kobiecego wokalu było złym posunięciem - tylko niepotrzebnie załagodziło materiał.

Prawdę mówiąc mało rzeczy przemawia za tym albumem. Mamy nieliczne utwory spływające agresją (np. "New Kind Of Freedom"czy "Roots Of Pain"), większość to melodyjne granie z nielicznymi cięższymi momentami i rykiem Andreasa. Nie taki powinien być metalcore. Ostatecznie 4/10 - materiał za długi i jednocześnie za cienki. Sprawia wręcz wrażenie rozwleczonego na siłę.

Ocena: 4/10

-----------------------------------------------------

Caliban - Shadow Hearts 

Rok wydania: 2003
Gatunek: metalcore
Kraj: Niemcy

Tracklista:
01. Dark Shadows
02. Forsaken Horizon
03. Storm of Rage
04. Vicious Circle
05. Bad Dream
06. The Seventh Soul
07. Scream from the Abyss
08. Detect Your Liberty
09. Fire Is My Witness
10. Between the Worlds
11. A Piece of My Life
--------------------------------
12. Everlasting
13. Boredo(o)m

To już trzeci album Caliban - nie liczę oczywiście epki. Album ma bardzo wysoką ocenę na MA (aż 90%!), w związku z tym wiele sobie obiecywałem - zwłaszcza po przeczytaniu zamieszczonej tam recenzji.

Jeśli chodzi o brzmienie to naprawdę się zmieniło - jest zdecydowanie lepsze. Na największą uwagę zasługuje praca perkusisty. Natomiast ryki Andreasa brzmią jakby dochodziły ze studni. A sam wokal jak zwykle ok, ale do zachwytów daleko. Za to pojawia się absolutna nowość w muzyce Caliban, czysty wokal. I jak Caliban był znośny tak stał się po prostu okropny. Bo wokal Andreasa był do przeżycia - no w końcu metalcore, to musi być trochę screamo/ryk. Ale jak wkracza Denis Shmidt ze swoim melodyjnym (ośmielę się nawet napisać żałosnym) wokalem to po prostu, aż łzy z oczu lecą...nie wiem, czy ze śmiechu, czy ze wzruszenia. Tutaj gitary tną ostro, perkusja napierdala, Andreas kończy swój ryk...i z tyłu wyłaniają się jakieś jęki - dla przykładu utwór "Seventh Soul", w którym ten wokal osiąga praktycznie apogeum. Przyzwyczaiłem się do tego, że melodyjne wokale w takiej muzyce wypadają najzwyczajniej kiepsko, ale tutaj jest zupełnie nowa jakość. I to jest największy problem na tym albumie, bo jak już powiedziałem sobie w myślach "ten numer jest całkiem niezły" to wchodził czysty wokal i noga przestawała tupać. Ale warto zapuścić sobie ten album dla muzyki, bo ta zła nie jest.

Mimo wszystko jest to album bardzo słaby - pisałbym odwrotnie, gdyby pozostali wyłącznie przy wokalu Andreasa. Zespół widocznie po tym jak nagrał słaby "Vent" chciał coś zmienić, ale zmienił na gorsze - wstawienie melodyjnego wokalu uznaję za najgorszy z możliwych kroków - gorszą rzeczą mogło być np. wstawienie rapowanych zwrotek. Warstwa muzyczna wypada dobrze i tylko dla niej warto sprawdzić ten album. Ocena 5/10 - bo materiał nie jest rozwleczony i w sumie daje radę... ale kilka oczek w dół za wstawienie wokalu Denisa.

Ocena:
5/10

-----------------------------------------------------

Caliban - The Opposite From Within
Rok wydania: 2004
Gatunek: metalcore
Kraj: Niemcy

Tracklista:
01. The Beloved and the Hatred
02. Goodbye
03. I've Sold Myself
04. Stand Up
05. Senseless Fight
06. Stigmata
07. Certainty...Corpses Bleed Cold
08. My Little Secret
09. One of These Days
10. Salvation
11. Dairy of an Addict
12. 100 Suns

Czwarty album w dyskografii Caliban. I po raz kolejny odnoszę wrażenie, że popularność tego zespołu opiera się w głównej mierze na ignorancji samych słuchaczy biorących po prostu to co pod ręką i nie szukających niczego lepszego. Z drugiej strony ja o istnieniu Caliban dowiedziałem dopiero w tym roku - przy okazji koncertu Kreatora

Album "The Opposite From Within" jest bezpośrednią kontynuacją tego co można było usłyszeć na "Shadow Hearts". Nadal mamy ryki Andreasa i czyste zaśpiewy Denisa - z tymże tutaj widać, że nieco bardziej się przykłada, bo wokal już nie jest taki płaczliwy jak na poprzednim albumie. BTW chciałbym usłyszeć tego gościa w jakiejś innej niż metalcore'owa stylistyce, bo może w takim melodyjnym powerku by się sprawdził. Z całego albumu powycinałbym refreny i wyszła by wtedy całkiem przyzwoita płyta. Np. taki "My Little Secret" jest naprawdę dobry dopóki nie pojawia się refren...
Muzyka jest trochę połamana - tak mniej więcej jak na poprzednim albumie. Znowu brzmienie dobre i w sumie mógłbym z czystym sumieniem wystawić za ten album ocenę nawet 7/10 - ale tego nie zrobię, bo przez te refreny cała płyta jest najzwyczajniej zjebana, a i Andreas w utworze "Standup" nie zachwyca (pomijając już fakt, że nigdy nie zachwycał) i głos mu się niemalże łamie - gdzie profesjonalizm? Przecież ten album produkował Anders Friden z In Flames, a ten gość co by nie mówić jest profesjonalistą. Jeszcze jeden aspekt - po co jest to melodyjne granie w refrenach? Żeby zrobić odpowiednie tło pod cienki wokal Denisa? W ogóle tego nie rozumiem.

Ocena: 5/10

-----------------------------------------------------

Caliban - The Undying Darkness
Rok wydania: 2006
Gatunek: metalcore
Kraj: Niemcy

Tracklista:
01. Intro
02. I Rape Myself
03. Song About Killing
04. It's Our Burden to Bleed
05. Nothing Is Forever
06. Together Alone
07. My Fiction Beauty
08. No More 2nd Chances
09. I Refuse to Keep on Living...
10. Sick of Running Away
11. Moment of Clarity
12. Room of Nowhere

Dwa lata po wydaniu "The Opposite From Within" zespół znowu wszedł do studia, żeby zarejestrować materiał na swój piąty studyjny album pod tytułem "The Undying Darkness". Jak wspominałem projektem okładki zajął się Mike D'Antonio z Killswitch Engage. Za produkcję po raz kolejny odpowiedzialny był Anders Friden, a za miks Andy Sneap.

Czego można się spodziewać po tym albumie? Tego samego co po poprzednich. Kolejna płyta praktycznie niewiele różniąca się od poprzedniczek. Gitary grają jak grały, refreny jakie były takie są. No może trochę podkręcona została agresja i wokal Adreasa się lekko poprawił. Chociaż już pierwszy numer sprawił, że niemalże złapałem się za głowę - co ten Denis śpiewa w refrenie? "I rape myself and I don't know why" - dla pewności sprawdziłem w słowniku, czy słowo "rape" nie ma wielu znaczeń i nie ma. Genialny tekst. Całkiem niezłym numerem jest "It's Our Burden To Bleed", ale to głównie dlatego, że często kieruję się zasada inżyniera Mamonia, a ten numer znam z klipu. Bo patrząc obiektywnie to ten kawałek niczym szczególnym nie wyróżnia się na tle pozostałych. Za to echo w refrenie numeru "Nothing Is Forever" to chyba jeden z najgłupszych pomysłów na jakie było stać Caliban. Jak powszechnie wiadomo Denis rewelacyjnym głosem nie dysponuje, to po co go jeszcze powtarzać? Najwidoczniej chodziło o wstawienie pewnej "nowości", bo żadnego innego wytłumaczenia nie umiem znaleźć. Mimo wszystko na tym albumie właśnie znajduje się perełka jeśli chodzi o Caliban - utwór "Moment Of Clarity". Słucham...zaraz...jest refren, ale wokal nie jest melodyjny. Przecież to Petrozza! Aż sprawdziłem, żeby się upewnić. I tak, gościnnie w tym kawałku występuje Mille Petrozza z niszowej formacji Kreator. I tutaj panowie z Caliban pokazują, że gdyby drugi wokal też był agresywny to coś by z tej ich muzyki było, a tak niestety jest klops.

Ocena: 6/10

-----------------------------------------------------

Caliban - The Awakening

Rok wydania: 2007
Gatunek: metalcore
Kraj: Niemcy

Tracklista:
01. I Will Never Let You Down
02. Let Go
03. Another Cold Day
04. My Time Has Come
05. Life Is Too Short
06. Give Me a Reason
07. Stop Running
08. The Awakening
09. I Believe...
10. Rise and Fight
11. Nowhere to Run, No Place to Hide
12. I'll Show No Fear

Tylko rok trzeba było czekać na nowy materiał Caliban. Szósty album studyjny miał swoją premierę 25 maja 2007 roku. Czy przez ten rok zespół poczynił wielkie postępy? Czy wreszcie można powiedzieć, że Caliban jest zasłużenie tak popularny? Postaram się to napisać poniżej...tym razem krótko i treściwie.

Album rozpoczyna się od utworu, który promował "The Awakening" jako klip - tzn. "I Will Never Let You Down", także nie była to dla mnie żadna niespodzianka. I jako otwieracz się sprawdza, jest dynamiczny, dobry beatdown. No i jest obowiązkowy występ Denisa w refrenie. Po raz kolejny mogę powtórzyć, że to psuje cały numer - bo znowu tak jest. Ale nie rozwodząc się nad każdym numerem - widać, że Caliban chciał nagrać coś co ja nazywam "natchnionym metalcorem", świadczy o tym duża ilość "klimatycznych wstawek" (albo po prostu wydaje mi się, że jest ich dużo). Niestety te wstawki nie budują klimatu, a sprawiają, że zacząłem się zastanawiać, czy tak będzie do końca albumu? Tzn. tak zaczyna się dziać od numeru tytułowego, którego większość czasu trwania to intro. Ciężko jest mi tutaj wymienić coś naprawdę wybijającego się, różniącego znacząco ten album od poprzednich - no może trochę ciężaru zostało dołożone, ale ledwo to można zauważyć.

A teraz mogę odpowiedzieć wymijająco na postawione na początku pytania - Caliban to zespół, który gra bardzo równo od samego początku - wszystkie płyty są niemalże równo słabe i nijakie. Ni to ciężkie, ni to melodyjne. Wprowadzanie różnych modyfikacji (oczywiście tylko kosmetycznych) nie daje żadnych rezultatów. Jedynie obecność gości specjalnych trochę ich ratuje...a raczej jednego gościa, który udzielał się na "Moment Of Clarity". Nadal nie rozumiem fenomenu tego zespołu mimo tego, że dość uważnie przebrnąłem przez jego dyskografię.

Ocena:
5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz