wtorek, 17 listopada 2009

Daath - The Concealers (2009)



Daath - The Concealers

Daath na myspace

Data wydania: 20.04.2009
Gatunek: industrial death/groove metal
Kraj: USA

Tracklista:
01. Sharpen the Blades
02. Self-Corruption Manifesto
03. The Worthless
04. The Unbinding Truth
05. Silenced
06. Wilting on the Vine
07. Translucent Potency
08. Day of Endless Light
09. Duststorm
10. ...Of Poisoned Sorrows
11. Incestuous Amplification

Skład:
Sean Zatorsky – wokal
Emil Werstler – gitara
Eyal Levi – gitara, sample
Jeremy Creamer – gitara basowa, sample
Kevin Talley – perkusja


Jakoś niedawno przed premierą tego albumu zapoznałem się z LP "The Hinderers" - może nie zniszczył mnie tak jak się spodziewałem, ale wbił mi się do głowy i długo jej nie opuszczał. Materiał świetny, nowoczesny, pełen pasji. W związku z tym na nowe wydawnictwo amerykańskiej formacji Daath czekałem z zaciśniętymi kciukami. Europejska premiera "The Cencealers" odbyła się 20 kwietnia, a amerykańska dzień później.

Zacznę od tego, że formacja ta albumem "The Hinderers" zdobyła sobie sporą rzeszę fanów - nie udało się wcześniej, bo "Futility" nie był specjalnie wciągającym materiałem - zresztą jestem przekonany, że wiele osób nadal uważa, że "The Hinderers" to debiutanckie wydawnictwo Daath. Wyczekując premiery "The Concealers" wiedziałem czego się spodziewać. Album miał być szybki, pełen energii, z mocarnymi riffami i śladami industrialnego grania (czy też z elementami elektroniki) - miał być po prostu industrialnym death metalem z wyższej półki. Obawy oczywiście były, ale prysły zaraz jak usłyszałem pierwszy kawałek.

Nowy album Daath to przede wszystkim wpadające w ucho riffy, których niejeden obracający się w podobnych klimatach może im co najwyżej pozazdrościć. Do tego dochodzą bardzo dobre partie perkusyjne - a współpraca pomiędzy gitarami, a perkusją jest wręcz idealna. Mimo tego, że to gitary ustawione są na pierwszym miejscu to czasami perkusji udaje się wysunąć na pierwszy plan i dyktować tempo. Przydałoby się też coś wspomnieć o wokaliście - Sean Zatorsky pokazuje, że nie jest jakimś tam byle jakim growlerem. W każdym kawałku (poza instrumentalnym "Duststorm") słychać, że w ten odhumanizowany ryk wkłada naprawdę dużo energii. I w końcu przechodząc do samych kawałków - album jest wypakowany po brzegi killerami, które od razu wbijają się w pamięć.

Nie chcę tutaj skupiać się na każdym utworze z osobna, dlatego postaram się tylko odwołać się do tych absolutnie najlepszych - nawet nie tylko na tym wydawnictwie, ale w ogóle w metalu w roku 2009. Takim numerem jeden jest dla mnie "Witling On The Vine", kawałek, który zaczyna się dość spokojnym riffem w końcu przechodzący w prawdziwą rzeź i pokaz umiejętności wokalnych Seana, którym to towarzyszy niezwykle szybko wpadający w ucho riff. Co w tym kawałku takiego jest? Nie wiem, w każdym razie kiedy słucham tego albumu utworu znajdującego się pod numerem 6 muszę przesłuchać kilka razy.

Kolejny na podium jest "Day Of Endless Light" - kawałek, który przez bardzo długi czas uważałem za najlepszy na tym albumie, ale jak się okazuje "Witling On The Vine" jest o wiele bardziej charakterystyczny. Usłyszeć "Day Of Endless Light" podczas koncertu - bezcenne. Ta kompozycja wyzwala niesamowite pokłady energii - głównie za sprawą rewelacyjnie bijącej perkusji, za którą siedzi Kevin Talley.

Idąc dalej trzecie miejsce należy do "...Of Poisoned Sorrows" (a praktycznie to i do wstępu w postaci "Duststorm"). Industrialny wstęp i wkroczenie gitar, które tutaj nie oddadzą pola perkusji, chociaż ta podczas zwrotek bije mocno i momentami naprawdę niewiele brakuje, żeby całkowicie zagłuszyła gitarę. Utwór z bardzo elektronicznym brzmieniem - nowoczesny, melodyjny, wypakowany energią i jakimś takim niepokojącym klimatem. Później utwory nieznacznie słabną - mamy niezwykle melodyjny "The Unbinding Truth" znowu z mrocznym klimatem i trochę neoklasyczną solówką gitarową.

I praktycznie później utwory ustawione są na równi - "Sharpen The Blades" (z bardoz chwytliwym refrenem, który mimo growlu wpada w ucho), "Self-Corruption Manifesto" (z bardzo dobrym i ciężkim riffem, który towarzyszy rewelacyjnym partiom wokalnym Seana Zatorsky'ego), spokojnie zaczynający się "The Worthless", niezbyt zgodny z tytułem "Silenced", najcięższy na tym albumie "Translucent Potency" z wywijającą serpentyny gitarą rytmiczną i z zamykającym "The Concealers" niezwykle agresywnym i zarazem najkrótszym na tym wydawnictwie utworze "Incestuous Amplification" (oczywiście mam na myśli najkrótszy kawałek z wokalistą).

Zmiana na stanowisku wokalisty Daath nie wszystkim pewnie przypadła do gustu ("The Concealers" to pierwszy album z Zatorsky'm), inni znowu zarzucają zbyt nowoczesne brzmienie, jeszcze inni, że ten album za bardzo przypomina Trivium (a to niby za sprawą producenta, którym jest Jason Suecof). Według mnie te wszystkie zarzuty są najzwyczajniej wyssane z palca i nijak nie mają się do trzeciego wydawnictwa Daath. Amerykanie nagrali materiał, który mimo ciężaru wpada w ucho, a riffy pozostają w głowie na bardzo długo. "The Concealers" to album po brzegi wypchany killerami. Nowoczesne brzmienie, ciężar, energia i niepokojący klimat - to słowa, które chyba najlepiej opisują ten album. Dla mnie to jedno z najlepszych wydawnictw 2009 roku.

Ocena: 9,5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz