sobota, 10 października 2009

Raunchy - Confusion Bay (2004)



Raunchy - Confusion Bay

Raunchy na myspace


Rok wydania: 2004
Gatunek: industrial metal/thrash metal/metalcore
Kraj: Dania

Tracklista:
01. Join The Scene
02. Get What I See
03. Summer Of Overload
04. Watch Out
05. 9-5
06. Show Me Your Real Darkness
07. Confusion Bay
08. The Devil
09. Insane
10. Morning Rise And A Friday Night
11. Bleeding #2

Skład:
Lars Vognstrup - wokal
Lars Christensen - gitara
Jesper Andreas Tilsted - gitara
Morten Toft Hansen - perkusja
Jeppe Christensen - klawisze

"Confusion Bay" to numer dwa w dyskografii Raunchy. Przede wszystkim słychać tutaj zaledwie jakiś zalążek metalcore'a - więcej thrashu i industrialu. Zresztą album jest dużo łagodniejszy niż "Wateland Discotheque", słychać to już w pierwszym kawałku, który co prawda jest bardzo przebojowy i szybko wpada w ucho, ale jest bardzo lekki. Zresztą właśnie przebojowość tutaj jest słowem kluczowym - bo tego w muzyce Raunchy nie brakuje. Do tego muszę też wspomnieć, że Raunchy grają bardzo wyważoną muzykę - jest ciężko, ale i lekko - nie zatracając przy tym przebojowości.

Zaczyna się od "Join The Scene" - numer lekki (refren nawet bardzo lekki), przebojowy i tylko z lekkimi naleciałościami thrashu czy groove metalu - ciężko jednoznacznie ocenić. W każdym razie początek bardzo obiecujący i właśnie o to chodzi - tajemnica dobrych albumów kryje się w otwieraczu. Jeśli ten jest dobry to wiadomo, że zachęci do odsłuchania dalszej części płyty. Tutaj jak najbardziej mamy spełniony ten warunek. I dalej wcale nie jest gorzej - "Get What I See" to lekki utwór w nieco gotyckim klimacie i wpadającym ucho refrenem. Zresztą sam klimat, tempo i moc zostały w tym utworze nieźle przemieszane, dlatego nie a tu mowy o stosowaniu szablonów. Już nieco ostrzejszy jest "Summer Of Overload" - ostrzejszy, ale jakże rock'n'rollowy i nie mam na myśli refrenu, bo ten już tradycyjnie jest lekki, łatwy do przyswojenia i przyjemny. Oczywiście w każdym z utworów znajdujących się na tym albumie bardzo dużą rolę odgrywa elektronika. Ten inudstrialny klimat momentami przypominał mi nieco Deathstars z ostrzejszym wokalem. Właśnie tak zaczyna się "Watch Out", który mogę pochwalić za fajny riff. W sumie jest to znowu numery typowy dla Raunchy, o ile można powiedzieć, że coś jest typowego dla tego raczej nietypowego zespołu. Album "Confusion Bay" jest pożegnalnym dla wokalisty Lars Vognstrup, którego na kolejnym wydawnictwie zastąpił Kasper Thomsen. Ale przyznam, że ja wielkiej różnicy pomiędzy tymi wokalistami nie widzę, obydwaj idealnie wpasowują się muzykę graną przez Raunchy. Jest z killerów znajdujących się na drugim LP tego bandu jest "9 - 5". Zaczyna się nieco metalcore'owo, ale dalej jest już industrialny metal z dużą dawką modernowego grania i zajebiście chwytliwym refrenem (to chyba najlepszy refren na tym albumie). Zresztą podoba mi się różnica stylistyk zachowana pomiędz zwrotkami a refrenem. Nieco ociężałe i szybkie zwrotki, kontra lekkie, melodyjne i przyjemne refreny. I tak jak to już gdzieś pisałem - melodyjne zaśpiewy w refrenach przestają mi przeszkadzać, jeśli muzyka nie jest zbyt agresywna, a zespół nie pozuje na nie wiadomo jak ostry. Następnym kiellerem jest "Show Me Your Real Darkness" z ciekawym zabiegiem dwóch refrenów - jeden śpiewany przez przester (taki gotycki), natomiast drugi melodyjny z industrialną muzyką w tle. I po raz kolejny utwierdziłem się w tym, że Raunchy to głównie ekipa potrafiąca niszczyć chwytliwymi i przebojowymi refrenami, bo ciężko jest niezapamiętać tego z "Show Me Your Real Darkness". Kawałek tytułowy natomiast niespecjalnie się wyróżnia - poza nadającymi rytm partiami wokalnymi Larsa w zwrotkach, które przecinane są ostrzejszymi elementami. "The Devil" to ballada, która kompletnie nie pasuje mi do tego przebojowego albumu, wokalista śpiewa jakby zaraz miał umrzeć, ale znowu muszę przyznać, że refren mistrzowski (taki nieco w stylu Type O Negative). Po tym mocny zastrzyk energii w postaci "Insane", który znowu posiada dobry groove metalowy riff :-) Ten kawałek to już coś w stylu industrialnego thrashu zmieszanego z metalcorem i z melodyjnymi wokalami w refrenach. Brakuje właśnie jakiegoś elementu, który można z tego utworu zapamiętać - minus za refren, który jest jakiś taki nijaki. Dwa ostatnie kawałki są co najwyżej średnie - nic ich specjalnie nie wyróżnia, ani refren, ani jakieś zagranie. No są takie sobie, nie bardzo pasują na zamknięcie albumu. "Bleeding #2" jeszcze jako tako się broni, natomiast "Morning Rise And A Friday Night" to prawdziwy średniak wypełniony chaosem. Za to ostatni numer nosi znamiona industrialnego gotyku.

Podsumowując napiszę, że "Confusion Bay" to w ogólnym rozrachunku bardzo dobry album. Pełen chwytliwych melodii, jeszcze łatwiej wpadających w ucho refrenów i niesamowitego nieszablonowego grania, a przecież właśnie o to tutaj chodzi. Brawa za partie wokalne, które są podane w odpowiednich proporcjach. No i za umiejętne używanie elektroniki.

Ocena: 8/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz