sobota, 10 października 2009

By Night - Burn The Flags (2005)

By Night - Burn The Flags

Rok wydania: 2005
Gatunek: metalcore z elementami thrashu
Kraj: Szwecja

Tracklista:
01. Between The Lines
02. Part Of Perfection
03. One And The Same
04. Raise Your Voice
05. Completed
06. Behind In Silence
07. Unseen Oppression
08. At The End Of The Day
09. Dead Or Confused

Zachęcony poprzednim albumem postanowiłem "w ciemno" zamówić sobie debiutanckie wydawnictwo By Night "Burn The Flags", które światło dzienne ujrzało w 2005 roku. Pamiętając doskonale rewelacyjny album "A New Shape Of Desperation" pełen nadziei zasiadłem do słuchania debiutanckiego albumu szwedzkiej formacji łączącej metalcore z thrash metalem.


Przyznaję, że nie przepadam za długimi albumami - wolę te krótsze, ale konkretne, a nie wydłużane na siłę, niby to progresywne, które nudzą się nawet podczas pierwszego odsłuchu. Kombinowanie w warstwie muzycznej też lubię umiarkowanie - są gatunki, w których po prostu nie wypada za bardzo eksperymentować. Ale przechodząc do albumu - wszelkie moje oczekiwania co do niego się sprawdziły. Album będzie stał u mnie na honorowym miejscu - zaraz obok "A New Shape Of Desperation". Zaczyna się chwilą ciszy, która zostanie wysadzona w powietrze krzykiem wokalisty. Charakterystyczne dla tego zespołu riffy działają już od początku. Jeżeli chodzi o tempo to tutaj nie wydziwiają - szybko, do przodu i napierdalać :-) Tak można opisać ten album. Jeśli kogoś nie przekona numer "Between The Lines" to może sobie darować dalszy odsłuch. Co najważniejsze muzyka By Night jest naładowana dużą dawką energii - ciekawe jak wypadają na koncertach, bo mogliby występować razem z Pilgrimz - to by była mieszanka wybuchowa. Jeżeli chodzi o najlepszy kawałek to przed szereg wysuwa się "Completed" - ale zabija identycznie jak pozostałe kawałki, jednak coś w nim jest szczególnego. Najmniej mi tutaj pasuje "At The End Of The Day" - nie piszę, że mi się nie podoba, bo mi się podoba, ale do całości nie bardzo pasuje, chyba, że ktoś się zmęczył po 7 szybkich utworach i potrzebuje chwili odpoczynku - jeśli tak, to ten instrumentalny kawałek będzie dla niego wybawieniem. Ale na pożegnanie jest oczywiście znowu wygar w postaci "Dead Or Confused" - takie zamknięcie albumu to ja rozumiem.

Co tu dużo gadać - chłopaki od debiutu trzymają klasę, nie ma tutaj mowy o jakiejkolwiek wpadce - po prostu niszczą! I mam nadzieję, że nachodzący album (na razie jest 5 kawałków, ale będzie pewnie więcej) będzie równie ostry i energiczny. Tutaj ciężko mi oceniać inaczej niż "A New Shape Of Desperation".

Ocena: 9/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz