piątek, 13 stycznia 2012

Podsumowanie 2011 - rozczarowania

Tak jak w podsumowaniu 2010 roku czas na zaprezentowanie 10 albumów, które miały swoją premierę w 2011 roku i dość mocno mnie rozczarowały. Im wyższe miejsce tym rozczarowanie było większe. Początkowo myślałem, że będzie mi trudno wybrać 10 albumów, ale kiedy spojrzałem na premiery 2011 okazało się, że nie będzie to takie trudne, ale muszę przyznać, że ubiegły rok był zdecydowanie mniej okazały w muzyczne rozczarowania niż 2010. Starałem się nie zamieszczać tutaj wydawnictw niszowych, a raczej albumy znanych formacji, lub formacji, w których skład wchodzą znani i cenieni muzycy.




01. Symfonia - In Paradisum

 Pierwsze miejsce przyznaję duetowi Matos & Tolkki. Tego pierwszego bardzo lubię - nie tylko za jego działalność w Angrze, ale też w operowej Avantasii, solowym projekcie czy w końcu w Shamanie. Tolkki natomiast wzbudził moją sympatię podczas grania w Stratovarius. Z kolei w ogóle nie lubiłem jego projektu Revolution Renaissance. Mimo tego wierzyłem, że Matos i Tolkki będą w stanie stworzyć coś niesamowitego. Niestety debiutancki album Symfonia to niezwykle nudny i nijaki materiał - można by powiedzieć, że to prawdziwa zakała wśród innych premier w melodyjnym metalu.

02. Cavalera Conspiracy - Blunt Force Trauma

Bracia Cavalera potrafią dać czadu, udowodnili to nie tylko pod szyldem Sepultura, ale również w Cavalera Conspiracy. "Inflikted" był dla mnie czymś niezwykłym, mimo tego, że niczym specjalnie nie wyróżniał się na tle innych wydawnictw z gatunku groove/thrash to jednak miał coś w sobie, jakąś nutkę szaleństwa. W związku z tym bardzo duże nadzieje wiązałem z "Blunt Force Trauma". Dodatkowego smaczku temu oczekiwaniu dodawała wieść, że kapela przyjeżdża na koncert do Polski. Już praktycznie kupowałem bilet, ale w ostatniej chwili zdecydowałem się najpierw przesłuchać ich nowy album. Prób było wiele wszystkie poza jedną kończyły się po jakichś dwóch kawałkach. Natomiast ta jedna skończyła się tak, że wszystko wpadło jednym uchem a wyleciało drugim, w głowie nie pozostało nic. Dlatego nowy materiał Cavalera Conspiracy trafił na drugą pozycję, a ja finalnie postanowiłem zrezygnować z pójścia na ich koncert.

03. The Haunted - Unseen

The Haunted nie jest może wybitną kapelą, ale ujęli mnie swoim post-thrashem. "Versus" podobał mi się na tyle, że dość szybko zapoznałem się z pozostałą częścią dyskografii tej kapeli. Pozostałe wydawnictwa (na czele z "Revolver") bardzo mi się spodobały i mocno zaciskając kciuki czekałem na ich siódmy album studyjny. Niestety mocno się przeliczyłem. "Unseen" rozczarował mnie w całej rozciągłości, dawałem mu wiele szans, ale finalnie nie przetrwał żadnej próby. To zdecydowanie najsłabsze wydawnictwo Szwedów stawiające ich w szeregu kapel nijakich, szarych i kompletnie bez wyrazu.

04. Metallica & Lou Reed - Lulu

"Lulu" to nie jest do końca rozczarowanie, bo wiedziałem, że z połączenia sił Metalliki i już podstarzałego Lou Reeda nic dobrego nie wyjdzie, ale jednak spodziewałem się, że materiał zostanie chociaż dopracowany zanim pojawi się na rynku. Muzycznie niczego mu nie mogę zarzucić, jest klimatycznie, teatralnie, trochę mrocznie. Natomiast wszystko zostało zepsute przez koszmarne partie wokalne Lou Reeda. Niektórzy bronią tego wydawnictwa upierając się, że nie jest to kolejny album Metalliki - oczywiście, że nie jest. Ale kupili go przeważnie wielbiciele tej amerykańskiej formacji, a sam wydawca postanowił reklamować ten album nie jako "Lou Reed & Metallica", ale jako "Metallica & Lou Reed" (przy czym nazwisko rockmana przeważnie napisane było zdecydowanie mniejszą czcionką niż nazwa kapeli). Gdyby to był album instrumentalny to zaliczyłbym go do udanych, ale niestety. Jestem rozczarowany mimo tego, że nie oczekiwałem wiele po "Lulu".

05. Maylene And The Sons Of Disaster - IV

Amerykańscy core'owcy o southernowej duszy już na "III" zaczęli przejawiać niezdrowe objawy, które zaczynały spychać ich muzykę gdzieś w pobliże linii oznaczonej jako "pop". Ale mimo wszystko album trzymał jakiś poziom, do tego zawierał świetny hicior "Step Up". Wierząc w tę formację "IV" nabyłem w ciemno. Kiedy usłyszałem ich najnowsze wydawnictwo zacząłem się zastanawiać, co pozostało z core'owców z Maylene And The Sons Of Disaster? Kompletnie nic. Nowy album w żadnym wypadku nie wpisuje się w stylistykę, którą kapela prezentowała od "I" do "III". Na nowym wydawnictwie panowie postanowili nabrać swoich fanów i nagrali materiał pozbawiony energii, jaj i wszystkiego tego z czego kapela była znana. "IV" to po prostu album w klimacie southern rock - niestety, ale nie tego oczekiwałem od Maylene And The Sons Od Disaster. Mimo tego po kilku porządnych odsłuchach pogodziłem się ze zmianą stylistyki kapeli, ale jednak początkowy niesmak pozostał.

06. Children of Bodom - Relentless Reckless Forever

Od momentu wydania "Are You Dead Yet?" w 2005 ta fińska kapela stacza się coraz bardziej. "Blooddrunk" z 2008 roku był niezwykle słabym albumem i przypuszczałem, że to jednak chwilowy kryzys, że chłopaki muszą chwilę odpocząć, nabrać sił i będą znowu niszczyć jak kiedyś. Niestety bardzo się myliłem. "Relentless Reckless Forever" to odgrzewany kotlet, który jest twardy, gorzki i śmierdzi. Ewidentnie formuła na takie granie się wyczerpała i nie co w niej dalej grzebać, bo to tylko strata czasu.

07. Lost Dreams - Blinded By Rage

 Kapelę Lost Dreams poznałem przy okazji ich albumu z 2010 roku. Może nie był to jakiś niezwykle wyróżniający się materiał, ale słuchało się go bardzo dobrze. Poza tym był to dowód na to, że mdm ciągle żyje i wcale nie ma się tak źle jak można by przypuszczać. "Blinded By Rage" był przekładany praktycznie od początku 2010 i finalnie swoją premierę miał dopiero w listopadzie. Warto było czekać? Raczej nie. Lost Dreams zaprezentowali na tym wydawnictwie materiał standardowy, nudzący już przy pierwszym odsłuchu i nie mają żadnych elementów, które zostały by w głowie na dłużej.

08. Lantlôs - Agape

Mimo tego, że wcześniej nie znałem tej kapeli, to jednak Prophecy Production co chwilę podsycało moją ciekawość odnośnie "Agape". Muszę przyznać, że ten album miał bardzo dobry marketing, ale tylko marketing. Co prawda oceny tego albumu są różne - nie brakuje zachwytów, ale też zdarzają się jęki zawodu. Ja zdecydowanie trzymam z tą drugą grupą - "Agape" okazał się rasowym usypiaczem z nudną i nijaką muzyką. Słuchając tego post-blackowego projektu miałem wrażenie, że mam do czynienia z jakimś niezwykle awangardowym materiałem, który zrozumie niewielka grupka wybrańców. Po jakichś dwóch (ten drugi już był z musu) odsłuchach dałem sobie spokój - oczekiwałem materiału w stylu Alcest, Amesoeurs lub Les Discrets, a dostałem usypiacza, szkoda.

09. Seven Witches - Call Upon The Wicked

 Jak to się stało, że nowy album Seven Witches trafił do tego zestawienia? Prawdę mówiąc nie mam pojęcia. Pierwsze odsłuchy raczej były pozytywne, dopiero kilka kolejnych przesłuchań sprawiło, że album wydał mi się nijaki, powszedni i szary. Nie należę do grona zagorzałych wielbicieli tej formacji, ale od czasu do czasu lubię posłuchać ich wcześniejszych wydawnictw (z naciskiem na "Passage To The Other Side"). Nowe wydawnictwo niestety nie zaskoczyło, po prostu "Call Upon The Wicked" w moim mniemaniu okazał się albumem kompletnie bez wyrazu, takim nagranym tylko po to, żeby być.

10. ICS Vortex - Storm Seeker

 ICS Vortex to znana postać, bardzo lubię go zarówno jako wokalistę, jaki i basistę. Bardzo go lubiłem w Dimmu Borgir (dodawał odpowiedniego kolorytu), ale też w awangardowym Arcturus. Niestety jego solowy album mnie zawiódł - nie jest to zawód duży, ale jednak. Vortex zaproponował na nim materiał bardzo niespójny, stylistycznie bardzo rozrzucony i zapewne dlatego kompletnie do mnie nie trafił. Słuchając "Storm Seeker" miałem wrażenie, że jest to zbiór kawałków, które Vortex komponował w trakcie grania w innych kapelach i teraz w końcu udało mu się je nagrać i wydać. Nie wiem ile jest w tym prawdy, ale liczę na to, że drugi album wydany pod szyldem ICS Vortex jednak ocenię zdecydowanie lepiej.

2 komentarze:

  1. W pełni zgadzam się z "Lulu" nieMetallici i Braćmi Cavalera - co do których zgadzaliśmy się już na początku tamtego roku. Pozostałych na (nie)szczęście nie słuchałem.

    OdpowiedzUsuń
  2. Pozostałe to raczej średniaki, usypiacze, albo po prostu pójście kapeli w nie tą stronę co trzeba (np. The Haunted). Swoją drogą zapomniałem tutaj umieścić nowe dzieło Edguy, które bardziej mnie zawiodło niż spełniło oczekiwania.

    OdpowiedzUsuń