czwartek, 13 lipca 2023

Przegląd premier płytowych - czerwiec 2023

Z dużym, ale za to wcześniej zapowiadanym opóźnieniem w końcu jest czerwcowy przegląd premier. Pierwszy letni miesiąc był pełen dość zajmujących wydarzeń, wskoczył też Mystic Festival, na którym spędziłem cztery bardzo intensywne pod względem fizyczności dni. A tak naprawdę w temacie słuchania muzyki zajął nieco więcej czasu, bo oczywiście po zobaczeniu niektórych kapel na żywo tłukłem później ich płyty w odtwarzaczu zamiast grzebać w premierach (nie wiem ile razy przesłuchałem pierwszą płytę Danziga, ale na pewno było to wiele obrotów). W międzyczasie wskoczył też urlop. I dopiero pod koniec czerwca znalazłem czas, żeby zakręcić się na dobre wokół premier płytowych. Robiąc pierwszą selekcję byłem mocno zawiedziony, bo z jednej strony nie brakowało ciekawych pozycji, ale większość była jakaś taka...kompletnie bez startu do tych nowości z poprzednich miesięcy. Dopiero, gdy znalazłem trochę więcej czasu i udało mi się przesłuchać te najbardziej interesujące mnie pozycje zacząłem grzebać nieco głębiej i sięgać po płyty, które nie królowały w ostatnim czasie w serwisach muzycznych to zdałem sobie sprawę z tego, że wcale ten czerwiec nie był takie straszny. Oczywiście w ostatecznym rozrachunku musiałem zrobić mocną i dość szybką selekcję, żeby móc wreszcie zacząć sprawdzać lipcowe nowości, bo zaraz połowa miesiąca, a czerwiec jeszcze nie podsumowany.
Ostatecznie poniżej znajdziecie 25 płyt, które najczęściej leciały w moich słuchawkach spośród czerwcowych premier oraz jeden bonusowy album, którego nie mogłem pominąć. Jest tutaj kilka pozycji, które mocno mnie zaskoczyły i nigdy bym nie przypuszczał, że kiedykolwiek będę pisał o płytach tych kapel.



Atlases - Between the Day & I
(post-metal/djent/progressive metal)
Data premiery: 02.06.2023

Nie spotkałem się do tej pory z twórczością kapeli Atlases, co jest trochę dziwne, bo po odpaleniu "Between the Day & I" poczułem się jak w domu. To trzeci album tej fińskiej grupy. I już od pierwszego kawałka zawartego na tej płycie kompletnie przepadłem w zamkniętych na niej dźwiękach. Z jednej strony trzonem tego materiału jest post-metal, ale grupa robi tyle skoków w kierunku djentu, że naprawdę ciężko to przegapić. Kapela doskonale czaruje w warstwie muzycznej, gdzie jest ciężko, melodyjnie, transowo i czasami wręcz ocierają się o core'owe brzmienie. Momentami jest spokojnie i klimatycznie, ale za chwilę robi się ciężko i wręcz bombastycznie. Grupa stylistycznie robi też wycieczki w kierunku progressive groove metalu stosując zagrywki znane z twórczości Gojiry (zwłaszcza w kwestii pracy gitar). Niesamowitą pracę wykonują również wokaliści, którzy doskonale się uzupełniają. Cóż mogę napisać? "Between the Day & I" to album pełen skrajnych emocji, klimatyczny, ciężki, melodyjny i melancholijny zarazem.

Avenged Sevenfold - Life Is But A Dream...
(progressive metal/avantgarde metal/alternative metal)
Data premiery: 02.06.2023

Nie jestem fanem Avenged Sevenfold, ale też nigdy nie próbowałem nim zostać. Owszem, sprawdzałem ich płyty, ale nigdy nie zatrzymywałem się na dłużej przy żadnej z nich. I podejrzewałem z ich ósmym studyjnym materiałem będzie podobnie. Nagrywanie "Life Is But A Dream..." trwało aż cztery lata (z przerwami), więc można się było po tym wydawnictwie spodziewać dosłownie wszystkiego. I pewnie, gdybym odpalił ten materiał będąc fanem A7X byłbym rozczarowany. Dlaczego? Bo kapela zdecydowała się na "Life Is But A Dream..." poeksperymentować. I nie dziwią mnie skrajne opinie dotyczące tego wydawnictwa - jedni są zachwyceni tym, że kapela bawi się muzyką i szuka nowych rozwiązań, a drudzy jednak po siedmiu latach od premiery "The Stage" (2017) chcieliby usłyszeć materiał utrzymany w stylu Avenged Sevenfold. No cóż, ta druga grupa będzie musiała trochę poczekać, bo członkowie A7X zdecydowali się zaszaleć na najnowszym albumie prezentując niecodzienne oblicze swojej twórczości. Sporo tutaj awangardowego grania i progresywnego metalu. To materiał mocno odbiegająćy od standardów A7X, który jest z jednej strony dość niespójny, ale też zyskuje przez to na atrakcyjności. "Life Is But A Dream..." sprawił, że zacząłem doceniać muzyków Avenged Sevenfold i zapragnąłem dać jeszcze jedną szansę ich wcześniejszym wydawnictwom, choć wiem, że nie znajdę w ich dyskografii płyty podobnej do ich tegorocznej nowości.

Gloryhammer - Return To The Kingdom Of Fife
(power metal/symphonic metal)
Data premiery: 02.06.2023

Po tym jak po 10 latach Gloryhammer opuścił Angus McFife XIII (czyli Thomas Winkler) spodziewałem się, że to może być początek końca tej kapeli - w końcu to świetny wokalista, a do tego dobrze odgrywał swoją rolę na scenie i w klipach. A jednak byłem w błędzie, bo na tronie zasiadł kolejny Angus McFife (Sozos Michael), a Angus McFife XIII stał się Angusem McSixem i powołał do życia nową kapelę, której debiutancki album "Angus McSix and the Sword of Power" mogliście sprawdzić w kwietniu, zresztą pojawił się też w przeglądzie premier. Tymczasem Gloryhammer zapowiedzieli swój czwarty pełny studyjny materiał, który pojawił się właśnie w czerwcu. "Return To The Kingdom Of Fife" to kwintesencja twórczości Gloryhammer, więc odpalając ten materiał możecie się spodziewać epickich przygód w otoczeniu fantasy/sci-fi, melodyjnych i przebojowych kawałków napompowanych monumentalnym klimatem. No dobra, muzycznie jest podobnie do wcześniejszych wydawnictw kapeli, ale jak w tym wszystkim odnalazł się nowy wokalista? Nie jest może tak charakterystyczny jak Thomas Winkler, ale Sozos Michael swoje partie wykonuje doskonale. Pozostaje tylko pytanie, czy podczas koncertów odnajduje się dobrze w swojej roli? Tego nie wiem, ale mam nadzieję, że w niedługiej przyszłości się przekonam. A co to "Return To The Kingdom Of Fife" polecam ten materiał zwłaszcza wielbicielom melodyjnego grania oraz tym, którzy czasami potrzebują przebojowej odskoczni od bardzo ciężkiego grania. Long live Kingdom of Fife!

Godflesh - Purge
(industrial metal/sludge metal/post-metal)
Data premiery: 09.06.2023

Godflesh zawsze byli jednym z najlepszych przedstawicieli industrialnego metalu, ale od czasu ich powrotu za sprawą płyty "A World Lit Only by Fire" (2014) serwują same świetne płyty. Kapela wróciła wówczas w wielkim stylu i prawdę mówiąc nie spodziewałem się, że później ten poziom utrzymają. Ale za sprawą "Post Self" (2017) rozwiali moje wątpliwości...po czym kapela znowu zniknęła na kilka lat. Mieli pojawić się na Mystic Festival, gdzie chwilę przed premierą "Purge" (dokładnie dwa dni wcześniej) miałbym szansę usłyszeć nowe kawałki na żywo. Jednak kapela nie dojechała, a ja sprawdziłem zawartość "Purge" dopiero po wspomnianym festiwalu. I jakież to niespodzianki kapela przyszykowała dla swoich fanów na najnowszej płycie? Ano żadnych. Ale czy to źle? W żadnym wypadku, głównie dlatego, że formacja przez lata wypracowała swój rozpoznawalny styl, w którym łączą industrial metal ze sludgem i post-metalem. "Purge" to kwintesencja ich grania. Jest ciężko, nieczysto, hipnotycznie i powtarzalnie do bólu. Ale to też pomaga budować pewną transowość zawartości "Purge". Jeżeli lubicie dotychczasowe wydawnictwa Godflesh to nie ma możliwości, żeby ich najnowsze dzieło wam nie podeszło.

Haradrim - Death of Idols
(crust punk/black metal)
Data premiery: 23.06.2023

Haradrim to nowy projekt dwóch szwedzkich muzyków - Dennisa Sjögrena i Antona Palmborga. "Death Of Idols" to ich debiutancki materiał, którym chcą się przedstawić szerszemu odbiorcy. I jest co przedstawiać, bo niby mieszanka crust punka i black metalu to nie jest nic nowego na scenie metalowej, ale jednak płynie z tego materiału spora dawka świeżości. Patrząc na okładkę "Death Of Idols" spodziewałem się obskurnego black metalu, o piwnicznym brzmieniu, solidnie dobrudzonym, żeby było bardziej "TRV" i oczywiście o znikomym poziomie oryginalności. Jednak Haradrim zaskoczyli mnie bardzo pozytywnie. Słychać, że jest to kapela ze Szwecji, po prostu nie da się tego ukryć w brzmieniu. Mimo tego, że duet Sjögren/Palmborg stara się tutaj serwować muzykę ostrą, barbarzyńską i agresywną to nie zapomina też o gitarowych melodiach, których na "Death Of Idols" nie brakuje. Momentami słuchając tej płyty miałem lekkie skojarzenia z Trap Them, ale to pewnie przez te crustowe elementy. Bardzo obiecująca kapela i doskonały debiut. 

Helleruin - Devils, Death and Dark Arts
(black metal)
Data premiery: 16.06.2023
Spotify

Jeżeli tęsknicie za tradycyjnym black metalem, takim bez udziwnień i oddającym hołd starej skandynawskie szkole to łapcie się za nowy album Helleruin. "Devils, Death and Dark Arts" to drugi studyjny materiał solowego projektu, za którym stoi niderlandzki muzyk Niels Kuiper, na Helleruin przyjmujący pseudonim Carchost. Dla fanów staroszkolnego podejścia do black metalu powinna być to ekscytująca podróż nie tylko w okolice norweskich fiordów i płonących kościołów, ale też prawdziwa podróż w przeszłość. Carchost na tej płycie nie tylko oddaje hołd starej szkole, ale też udowadnia, że nadal można grać black metal pozbawiony całej masy ozdobników, czy też zapuszczania się w melodyjne rejony. Bardzo dobry materiał utrzymany w tradycyjnym stylu, nie starający się być oryginalnym na siłę.

Imperishable - Come, Sweet Death
(death.metal)
Data premiery: 09.06.2023

Nie wiem, ile razy już o tym pisałem w 2023, ale mamy kolejnego kandydata na death metalowy album roku. Imperishable to świeża szwedzka formacja złożona z doświadczonych muzyków, których możecie kojarzyć z kapeli Vampire, Nominon, czy Dr. Living Dead. Z tymże na "Come, Sweet Death" usłyszycie głównie oldscholowy death metal metal w najlepszym szwedzkim wydaniu. Nie ma tu elementów słabszych, czy nudnych, tutaj wszystko jest doskonałe. Dudniące, masywne brzmienie nawiązuje do największych klasyków gatunku i szwedzkiej szkoły. 38 minut tej death metalowej uczty mija w mgnieniu oka i ciężko jest nie odpalić tej płyty ponownie. Już czekam na ich kolejny materiał...a w międzyczasie odpalę sobie jeszcze kilka razy "Come, Sweet Death", do czego i was zachęcam.

Jag Panzer - The Hallowed
(US power metal/heavy metal)
Data premiery: 23.06.2023
Spotify

Nie spodziewałem się niczego nadzwyczajnego po nowej płycie Jag Panzer. Może też dlatego, że nigdy nie byłem ich wielkim fanem i mimo tego, że od czasu do czasu wracam do ich płyt, to raczej sięgam po te starsze wydawnictwa. I po odpaleniu dwunastego pełnego materiału Amerykanów pokręciłem nosem i odłożyłem go na chwilę. Nieco dłuższą chwilę. Dopiero robiąc finalną selekcję do tego przeglądu sięgnąłem po "The Hallowed" ponownie. I jak się okazało...słuchając tej płyty po przerwie odniosłem wrażenie, że znam refreny poszczególnych kawałków, znam pojawiające się gitarowe melodie i w ogóle te kawałki jakieś znajome. Czy to możliwe, że Jag Panzer dostarczyliby materiał, który już po dwóch, czy trzech odsłuchach zapada w pamięć tak mocno? Na to wygląda i nie jest to proste, bo jednak trudno jest utrzymać dobry poziom kompozycji, a jednocześnie dopompować je przebojowością. A jedak Jag Panzer ta sztuka się udała. "The Hallowed" to bardzo przyjemny dla ucha i momentalnie wkręcający się materiał utrzymany w klimacie US power metal/heavy metal.

Johnny The Boy - You
(post-black metal/sludge metal)
Data premiery: 09.06.2023 

Johnny The Boy to projekt, który zainteresował mnie już przy okazji pierwszego singla zaprezentowanego 30 marca. Kawałek "Crossings" to nie było to, czego bym się spodziewał po muzykach Crippled Black Phoenix. Słuchałem tego utworu urzeczony jego ciężarem, klimatem i smutkiem, który ze sobą niósł. Ta solidna dawka melancholii robiła niesamowite wrażenie. A jednak kolejny singiel zapowiadający płytę "You" był nieco inny. "Druh" był zaskakujący zarówno stylistycznie - szybki, surowy i energiczny - jak i tematem utworu, którym był Rotmistrz Pilecki i jego tajna misja w obozie koncentracyjnym podczas II Wojny Światowej. Ta lekka rozbieżność singli promujących płytę sugerowała też, że "You" nie będzie materiałem jednorodnym. I 9 czerwca okazało się, że single mówiły prawdę. Na debiutanckiej płycie Johnny The Boy muzycy znani z Crippled Black Phoenix lawirują pomiędzy post-black metalem, klimatycznym sludgem i gniotącym doom metalem. Czasami udają się w jeszcze inne, bardziej zaskakujące kierunki. Jedno jest pewne - to świetny projekt, czego dowodem jest właśnie płyta "You". Pozostaje mi mieć nadzieję, że to nie jest jednorazowy strzał i w niedługim czasie doczekamy się godnego następcy debiutanckiej płyty Johnny The Boy.

King Gizzard & The Lizard Wizard - PetroDragonic Apocalypse [...]
(progressive metal/thrash metal/garage rock/speed metal)
Data premiery: 16.06.2023

Australijska kapela King Gizzard & The Lizard Wizard to już wręcz żywa legenda muzyki rockowej, a już na pewno jeden z najlepszych muzycznych towarów eksportowych Australii. Grupa powołana do życia w 2010 roku w czerwcu zaprezentowała swój 24 studyjny materiał. Jest to jednocześnie pierwsze ich wydawnictwo w tym roku, co jest pewnym zaskoczeniem, bo zdarzało im się wydawać po kilka albumów rocznie. Co prawda mają jeszcze pół roku, więc kto wie, czym jeszcze zaskoczą? "PetroDragonic Apocalypse; or, Dawn of Eternal Night: An Annihilation of Planet Earth and the Beginning of Merciless Damnation" (bo tak brzmi pełny tytuł tej płyty) to materiał, który wywołał spore zamieszanie w serwisach muzycznych, gdzie często określany był jako materiał thrash metalowy. Trochę nie dowierzałem, że tak właśnie jest, ale z drugiej strony muzycznie King Gizzard & The Lizard Wizard to formacja o bardzo szerokich horyzontach muzycznych, więc mogli nagrać dosłownie wszystko i nikogo to nie powinno zdziwić. Jednak po odpaleniu "PetroDragonic Apocalypse" odniosłem wrażenie, że wrzucanie tej płyty do thrash metalowej szufladki to lekkie nadużycie. Owszem, są tutaj obecne elementy tego gatunku, ale jednak trzon stanowi progressive metal z mocną dawką thrash metalu, ale też z całą masą naleciałości z innych gatunków. Jest speed metal, jest garage rock, jest też stoner metal, a nawet psychodeliczny rock. King Gizzard & The Lizard Wizard to nie jest grupa, która się ogranicza stylistycznie i na ich najnowszym albumie nie jest inaczej. Mimo tego kapela po raz kolejny zaskoczyła, a ich granie jest coraz lepsze i lepsze. Tym razem zaserwowali materiał dla wielbicieli nieco cięższego grania.

Legion Of The Damned - The Poison Chalice
(thrash/death metal)
Data premiery: 09.06.2023

Co tu dużo gadać? Nowy materiał Legion Of The Damned to jest CZYSTY OGIEŃ! Sięgając po "The Poison Chalice" odniosłem wrażenie, że coś dawno nie było niczego nowego od Legion Of The Damned i może też dlatego, że ich ostatnim materiałem, który słyszałem to "Ravenous Plague" (2014) i chociaż wspomniany album bardzo lubię to jednak nie spotkał się on ze zbyt dobrym przyjęciem. Natomiast jak się okazało jego następcy, czy "Slaves of the Shadow Realm" (2019) nawet słuchałem, ale wygląda na to, że tylko raz i więcej do niego nie wracałem. No cóż, najwyraźniej nie było warto. Natomiast "The Poison Chalice" to Legion Of The Damned w najwyższej formie. Materiał jest wściekle szybki, ale zarazem gniotący za sprawą death metalowych elementów. Czy to możliwe, że dwaj nowi gitarzyści wpompowali w muzykę Legion Of The Damned tyle świeżości, energii i ciężaru? Tego nie wiem, ale faktem jest to, że "The Poison Chalice" to CZYSTY OGIEŃ! Thrash/death metal najwyższej próby doskonale balansujący pomiędzy ciężarem i szybkością, ale nie stroniący też od swoistej transowości (czego doskonałym przykładem jest kawałek "Behold The Beyond").

Motorpsycho - Yay!
(psychodelic rock)
Data premiery: 16.06.2023

Od kilku lat mam ogromną słabość do twórczości Motorpsycho. Wpadłem w ich sidła podczas ich koncertu, na którym w ciemno kupiłem album "Phanerothyme" (2001). Wcześniej słyszałem wyrywkowo ich płyty, a po zapoznaniu się z "Here Be Monsters" (2016) uznałem go za interesujący album utrzymany w klimacie psychodelicznego rocka, nieco rozwleczony, ale jednak interesujący. Zresztą to też za jego sprawą wybrałem się na ich koncert, na którym kapela zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Od kwietnia 2016 roku jestem fanem tej kapeli i bardzo czekam na każdy ich nowy materiał. "Yay!" to już 27 studyjny materiał niezwykłej norweskiej formacji. Grupa serwuje na nim swój bardzo charakterystyczny spokojny psychodeliczny rock, który z jednej strony jest bardzo relaksujący i kojący, a z drugiej hipnotyczny i miejscami wręcz senny. Ale to cała magia Motorpsycho, bo to kapela potrafiąca zaskakiwać w najmniej oczekiwanym momencie. Akurat na "Yay!" nie uderzają niespodziewanie, bo to bardzo spokojny materiał akustyczny, więc polecam go raczej słuchaczom znającym już twórczość Norwegów, pozostałym polecam zacząć chociażby od "All Is One" (2020).

Pupil Slicer - Blossom
(mathcore/post-hardcore)
Data premiery: 02.06.2023

"Blossom" to drugi pełny studyjny materiał brytyjskiej kapeli Pupil Slicer. Do tej pory nie spotkałem się z ich twórczością, a ich tegoroczną nowość odpaliłem na chwilę przed ich występem na Mystic Festival, gdzie dali niezłe show. Podczas koncertu na scenie działo się szaleństwo - jeżeli wyobrażacie sobie, że mathcore'owe kapele podczas grania wiją się po scenie, wykonują niekontrolowane ruchy, przy których u każdego innego człowieka kilka razy pękłby kręgosłup to właśnie tak było w trakcie występu Pupil Slicer. Na płycie jest zresztą podobnie. Kapela na "Blossom" rzuca się od ściany do ściany, od jednej emocji do drugiej, skrajność goni skrajność. Grupa czasami tylko zwalnia, żeby za chwilę uderzyć ze zdwojoną siłą. Jak na mathcore przystało jest tutaj sporo łamańców, ciężaru i wściekłości. Ale takiej wściekłości, która bardziej kojarzy mi się z punkowymi wydawnictwami. Jeżeli szukacie emocjonalnego rollercoastera w formie muzycznej to "Blossom" jest właśnie tym, czego potrzebujecie..

Queens Of The Stone Age - In Times New Roman...
(alternative rock/hard rock/stoner rock)
Data premiery: 16.06.2023

Nie przepadam za starszymi płytami Queens Of The Stone Age (chociaż może jakbym teraz do nich wrócił, to mój odbiór byłby inny), ale za to "Villains" (2017) bardzo lubię. Mieszanka alternative rocka i garage rocka ze sporą dawką przebojowości dość szybko mi przypasowała. Trochę czasu od wspomnianej płyty minęło i w mojej głowie pojawiło się pytanie - czy nowy materiał QOTSA na pewno jest potrzebny? Jak się okazuje jak najbardziej. "In Times New Roman..." to z jednej strony wpadający w ucho hard rock, a z drugiej kapela nieco przypomniała sobie o swoich stoner rockowych korzeniach. Nadal jest przebojowo, kawałki błyskawicznie wpadają w ucho, a do płyty chce się wracać. Czy jest to materiał, który nieco odbuduje pozycję formacji wśród ich starszych fanów? Myślę, że tak. Jeżeli skreśliliście QOTSA po "Villains" to polecam jednak poświęcić te kilka minut na przesłuchanie "In Times New Roman....".

Royal Thunder - Rebuilding The Mountain
(heavy metal/stoner metal/hard rock)
Data premiery: 16.06.2023

Nie znałem do tej pory amerykańskiej kapeli Royal Thunder, "Rebuilding The Mountain" był moim pierwszym kontaktem z ich twórczością. Jest to czwarty pełny studyjny materiał tej grupy. Sam początek tego wydawnictwa jest dość senny, spokojny i prawdę mówiąc nie zachęca do dalszej eksploracji jego zawartości. Ale gdy już przebrniecie przez otwierający płytę kawałek "Drag Me" to czeka was nagroda w postaci energetycznej mieszanki heavy metalu, stoner rocka i hard rocka. Dość dziwnym zabiegiem jest umieszczenie na początku płyty utworu, który jest bardzo spokojny, senny i chillujący. I nie byłoby problemu, gdyby nie fakt, że kolejne kompozycje mają się nijak do tego utworu, bo następujący po nim "The Knife" to już zupełnie inna bajka, zresztą podobnie jak każdy kolejny kawałek. Momentami stylistyka obrana przez kapelę trochę kojarzy mi się z Djerv, może dlatego, że Mlny Parsonz operuje podobną barwą wokalną jak Agnete Kjølsrud. Sięgając po "Rebuilding The Mountain" nie dajcie się odsiać pierwszemu numerowi, który doskonale by się sprawdził, gdyby wrzucić go gdzieś w środek tej płyty, bo później jest energicznie i przebojowo.

Sarmat - Determined to Strike
(avantgarde metal/technical death metal/avantgarde jazz)
Data premiery: 16.06.2023
Spotify

Jeżeli lubicie trochę udziwnień w metalu, to "Determined To Strike" autorstwa amerykańskiej kapeli Sarmat może okazać się strzałem w dziesiątkę. I na tym w sumie mógłbym skończyć. Ale oczywiście nie byłbym sobą, gdybym nie dodał jeszcze kilku słów. Czego można się spodziewać po odpaleniu "Determined To Strike"? Sporej dawki technicznego death metalu zmieszanego z jazzem i avangardowym metalem. I o ile zawsze narzekałem na łamańce w technicznym death metalu tak tutaj nie tylko mi nie przeszkadzają, ale wręcz idealnie uzupełniają się z partiami trąbki. Sarmat zadebiutowali po prostu zjawiskowo i chociaż to tylko 36 minut muzyki i zaledwie sześć kompozycji to ostatnio tak dobrze bawiłem się przy mieszance metalu i jazzu przy okazji albumu "BlackJazz" norweskiej grupy Shining (dokładniej tej samej, której ostatnich wydawnictw nie da się słuchać).

Saturnus - The Storm Within
(death doom metal/gothic metal)
Data premiery: 16.06.2023

W czasach przed streamingowych i przed lastfm-owych sporo słuchałem dwóch pierwszych płyt Saturnus. Zarówno "Paradise Belongs to You" (1997) jak i "Martyre" (2000) były dla mnie absolutnymi objawieniami (choć wówczas stroniłem od doom metalu). Ich death doom metal zmieszany z dużą ilością gotyckiego klimatu nie tylko przygniatał do ziemi, ale też czarował. Później zupełnie o Saturnus zapomniałem, a tymczasem grupa wydała dwa kolejne albumy, które czym prędzej muszę nadrobić. A w czerwcu po 11 lata przerwy grupa wróciła ze swoim piątym pełnym materiałem studyjnym, czyli "The Storm Within". I już początek tej płyty sprawił, że przypomniałem sobie pierwsze wydawnictwa Duńczyków. Ponad 25 lat minęło od ich debiutanckiej płyty, a ich muzyka nadal brzmi niesamowicie świeżo. "The Storm Within" to najkrótsze wydawnictwo Saturnus, ale jakże wciągające i przykuwające uwagę. Grupa nie eksperymentuje, nie szuka nowej drogi, kroczy cały czas utartym szlakiem, którym jest death doom metal z dużą ilością gothic metalu (mam wrażenie, że jest go nieco więcej niż na pierwszych płytach), ale oni dopracowali tę mieszankę do perfekcji. Wyciągają z tych gatunków wszystko, co tylko mogą. "The Storm Within" to po prostu czysta magia zaklęta w muzyce.

Scar Symmetry - The Singularity (Phase II - Xenotaph)
(melodic death metal/power metal/progressive metal)
Data premiery: 09.06.2023

Naprawdę nie wiem dlaczego, ale cały czas żyję w przeświadczeniu, że nie lubię Scar Symmetry. I próbując znaleźć na DF, czy kiedykolwiek o nich wspominałem znalazłem swoją opinię o ich płycie "The Singularity (Phase I - Neohumanity)" z 2014 roku. Zaczynało się tak "Nie lubię Scar Symmetry i nigdy nie lubiłem, dlatego nowego albumu w ogóle nie chciałem słuchać." I teraz chciałem napisać dokładnie to samo. Dlaczego? Nie mam pojęcia, ale to chyba jakaś zadra głęboko zakorzeniona w podświadomości. W pewnym momencie miałem uczulenie na kapele, które grały szybko i ciężko, ale dokładały do tego melodyjne refreny. "The Singularity (Phase II - Xenotaph)" to bezpośredni następca wcześniej wspomnianej płyty z 2014 roku. I tak, nie chciało mi się tego wydawnictwa słuchać. Ale po odpaleniu okazało się, że jednak podoba mi się to granie. Nowoczesny melodic death metal z power metalowymi elementami, do tego podany w bardzo atrakcyjnej formie. Kiedyś takiego grania było sporo, przeważnie chowało się za łatką "modern metal", co tak naprawdę było melodic death metalem z melodyjnymi refrenami i nowoczesnym brzmieniem. Nowy materiał Scar Symmetry to bardzo dobry i momentalnie wciągający materiał - muzycznie jest dość ciężko, ale i melodyjnie...wokalnie też jest dość ciężko, ale też i melodyjnie. Możliwe, że po prostu się starzeję i trochę szerzej patrzę na tego typu połączenia, ale melodyjne wokale Larsa Palmqvista doskonale uzupełniają mi się z charczącymi partiami Robertha Karlssona. Naprawdę lubię ten materiał i może wreszcie muszę sobie przestawić w głowie, że jednak Scar Symmetry to jednak dobra kapela.

Serpent Of Old - Ensemble Under The Dark Sun
(death/black metal)
Data premiery: 30.06.2023

Nie jestem zbyt dobrze zaznajomiony z turecką sceną metalową, ale kapele takie jak Serpent Of Old mogą sprawić, że mój wzrok prędzej niż później w końcu podąży w tamtym kierunku. "Ensamble Under The Dark Sun" to debiutancki materiał death/black metalowej kapeli składającej się z młodych muzyków. I chociaż nie są to bardzo doświadczeni twórcy to jednak na "Ensamble Under The Dark Sun" kompletnie tego nie słychać, wręcz przeciwnie. Odpalając płytę Serpent Of Old miałem wrażenie, że jest ona nagrana przez muzyków, którzy już w niejednej kapeli grali i efektem tych doświadczeń jest właśnie ten nowy projekt. Płyta wciąga momentalnie i chociaż stylistycznie kapela nie serwuje niczego nowego, czy szczególnie świeżego, to jednak odniesienia, które słychać w muzyce Serpent Of Old są jak najbardziej trafione. Słychać tutaj zarówno echa starego Behemotha, Blut Aus Nord, Deathspell Omega, czy Ulcerate. Taka mieszanka to absolutny strzał dziesiątkę i już jestem ciekaw, jak potoczą się dalsze losy tego projektu.

Sigur Rós - ATTA
(ambient/chamber music/post-rock/modern classic)
Data premiery: 16.06.2023 

Sigur Ros wyskoczyli z albumem "ATTA" niespodziewanie, bez żadnych zapowiedzi, singli, czy zwiastunów. Płyta po prostu pojawiła się na serwisach streamingowych 16 czerwca. I chociaż Sigur Ros to jeden z najważniejszych muzycznych towarów eksportowych Islandii to nigdy nie udało mi się do nich przekonać. Łatwo więc wywnioskować, że nawet gdyby "ATTA" był zapowiedziany wcześniej i szeroko promowany to raczej nie znalazłby się w kręgu moich zainteresowań (przynajmniej nie w tym pierwszym kręgu). I sięgnąłem po niego głównie dlatego, że pojawił się nagle - jakby nie patrzeć to też jakaś marketingowa zagrywka i jak się okazuje bardzo trafiona. Z początku byłem zawartością "ATTA" znudzony, bo nic się tutaj nie działo, delikatne dźwięki, spokojne wokale, muzyka często gdzieś w tle i kompletnie zagłuszona przez partie wokalne. Materiał dopiero doceniłem, gdy wyszedłem na ruchliwą ulicę, na której każdy pędził w swoją stronę, wszyscy zajęci swoimi sprawami, biegnący z jednego miejsca do drugiego. A tymczasem u mnie na słuchawkach leniwie płynęły dźwięki zamknięte przez muzyków Sigur Ros na płycie "ATTA". I to jest największa magia takich płyt jak najnowsze wydawnictwo Islandczyków. To materiał pomagający się wyciszyć, zwolnić, czy wręcz zatrzymać się na chwilę i w takim lekkim letargu spojrzeć dookoła siebie na pędzący świat. Stylistycznie Sigur Ros się nie ograniczają, jest tutaj sporo ambientu, muzyki klasycznej, post-rocka, trochę popu i całej masy naleciałości z rożnych innych gatunków. Ale jest przede wszystkim spokojnie i kojąco. Idealny materiał do słuchania po ciężkim tygodniu pracy, kiedy wreszcie możecie na chwilę się zatrzymać.

Thantifaxath - Hive Mind Narcosis
(black metal)
Data premiery: 02.06.2023
Spotify

Zbliżając się do końca czerwca odniosłem dziwne wrażenie, że w tym letnim miesiącu brakowało mi naprawdę dobrych black metalowych wydawnictw. Oczywiście patrząc na ten przegląd zauważycie, że kilka ich jednak było. I zdecydowanie góruje nad nimi drugi pełny studyjny materiał kanadyjskiej grupy Thantifaxath. To nie jest czysty i prymitywny black metal, to bardziej granie w stylu Akhlys, gdzie trzonem jest najbardziej ekstremalny gatunek metalu, ale dookoła niego dzieje się cała masa rzeczy, które tworzą niesamowity i zarazem mrożący krew w żyłach klimat. Zdobiący okładkę obraz "Lot czarnoksiężników" autorstwa Francisca Goi doskonale oddaje atmosferę tego wydawnictwa. Niesamowity materiał, który jednocześnie przytłacza, wciąga i przyprawia o szaleństwo.

Thy Catafalque - Alföld
(progressive metal/avantgarde metal/black metal)
Data premiery: 16.06.2023

Tamás Kátai jest absolutnym mistrzem i udowadnia to na każdym wydawnictwie - czy to Thy Catafalque, czy solowych (tak, wiem, że Thy Catafalque to jego kapela). Bardzo mocno wciągnąłem się w twórczość Tamása przy okazji płyty "Vadak" (2021), do której przekonałem się błyskawicznie za sprawą kawałka "Szarvas". Ten numer miał wszystko to, czego potrzebowałem od awangardowego metalu zmieszanego z black metalem. W oczekiwaniu na "Alföld" przebrnąłem przez wcześniejsze płyty Thy Catafalque i mając ogromne oczekiwania czekałem na następcę "Vadak". Najnowszy materiał Tamása Kátai'a wpadł mi w ucho momentalnie, jest nieco mniej eksperymentalny niż poprzednik, ale za to jest tutaj więcej ciężaru i niesamowitego klimatu. Praktycznie na "Alföld" dostałem dokładnie to, czym oczarował mnie kawałek "Szarvas" promujący poprzedni album Thy Catafalque. Nie wiem, jak Tamás Kátai to robi, ale to już 11 pełny studyjny materiał jego kapeli i w ogóle nie odnotowałem na nim zmęczenia materiału, czy jakiegokolwiek wypalenia, czy też powtarzania pomysłów. "Alföld" to wspaniała płyta pełna skrajnych emocji, ciężaru, piękna, klimatu i mrocznej, niekiedy bardzo pokręconej atmosfery.

Varmia - Nie Nas Widzę
(pagan black metal)
Data premiery: 16.06.2023

Już pierwszy pełny materiał Varmii robił duże wrażenie, "Z mar twych" był jednym z najciekawszych debiutów wydanych w 2017 roku, o czym zresztą możecie przeczytać w mojej recenzji wspomnianej płyty. W 2023 roku nie ma już śladu po tej niedoświadczonej kapeli. Varmia to teraz grupa mająca na swoim koncie cztery pełne płyty (włączenie z najnowszą) oraz epkę "Prolog" (2023). Na "Nie nas widzę" słychać jak dużo doświadczenia ekipa zebrała przez ostatnie lata i jak ewoluowała ich muzyka. Chociaż odpalając ich najnowszy materiał bez problemu można rozpoznać, że to właśnie Varmia - kapela doskonale odnajduje się w stylistyce pagan black metalu. Grupa nie stroni od elementów bardziej klimatycznych, które pozwalają słuchaczowi złapać oddech i lepiej wczuć się w gęstą atmosferę materiału zamkniętego na "Nie nas widzę". I te atmosferyczne fragmenty nieco uśpiły moją uwagę, bo kiedy już myślałem, że grupa zapomniała o black metalu ta jakby zerwała się na równe nogi i zaserwowała soczystą kanonadę utrzymaną w stylistyce najbardziej ekstremalnej odmiany metalu. Najnowsza płyta Varmii to nie jest materiał jednorodny utrzymany w black metalowym klimacie, to prawdziwa muzyczna przygoda, w którą muzycy zabierają słuchacza. Jeżeli mieliście już styczność z twórczością tej formacji to wiecie, że nie ma szans na to, żeby nowa płyta zawiodła. A jeżeli to wasze pierwsze spotkanie z dokonaniami tej olsztyńskiej kapeli to "Nie nas widzę" może być początkiem pięknej przyjaźni, ale nie zapomnijcie później sięgnąć również po ich wcześniejsze płyty.

Vexed - Negative Energy
(metalcore/nu-metal/alternative metal)
Data premiery: 23.06.2023

Brytyjska kapela Vexed debiutowała w 2021 roku i ich pierwszy album nie umknął moje uwadze, o czym mogliście przeczytać w jednym z odcinków cyklu "Droga do podsumowania 2021". Grupa na swoim debiutanckim wydawnictwie nie odkrywała prochu na nowo, ale doskonale balansowała pomiędzy metalcorem, alternatywnym metalem i djentem. Zachowując przy tym sporo świeżości. Za sprawą "Negative Energy" podjęli się tzw. testu drugiej płyty. Ich tegoroczny materiał to stylistycznie bezpośrednia kontynuacja "Culling Culture". Ponownie kapela balansuje pomiędzy metalcorem, alternative metalem i djentem, ale dorzuca tym razem nieco więcej elementów nu-metalu. Sporo tutaj energicznych kawałków, z których wychyla się wściekłość i bezkompromisowość. Grupa nie ogląda się na innych i prze do przodu, czego "Negative Energy" jest najlepszym przykładem. Wokal Megan Targett jest świetny - zarówno w lżejszych, jak i ostrzejszych partiach, ale instrumentaliści nie pozwalają jej pozostawać na świeczniku zbyt długo. Bardzo dobry materiał, który udowadnia, że Vexed mają sporo do powiedzenia na scenie i bardzo udany drugi strzał w dyskografii.

Wytch Hazel - IV: Sacrament
(hard rock/heavy metal)
Data premiery: 02.06.2023
Spotify

Bardzo długo nie mogłem się przekonać do Wytch Hazel. Nawet gdy wszyscy dookoła chwalili "III: Pentecost" (2020). Przesłuchałem ten materiał, pokręciłem nosem, kilka razy przysypiając niemal uderzyłem głową o stół i długo do wspomnianej płyty nie wracałem. Dopiero gdy znowu dopadła mnie faza na Thin Lizzy wróciłem do Wytch Hazel. Dopiero wówczas zrozumiałem, że to granie idealne dla mnie. I czekałem niecierpliwie na następcę "III: Pentecost". I o ile kawałki promujące "IV: Sacrament" wypadały nieźle to, gdy już nadszedł czas premiery płyty...no znowu złapałem się na kręceniu nosem i na tym, że trochę się nudziłem. Pierwsza myśl po jakichś dwóch-trzech odsłuchach była mniej więcej taka: tym razem się nie udało, taki sobie materiał. Dopiero jak wróciłem do "IV: Sacrament" po jakichś 2-3 tygodniach odkryłem ten album na nowo. Dosłownie powtórzyła się sytuacja z "III: Pentecost". Nowy materiał Wytch Hazel dopiero przy dłuższej znajomości zaskakuje i okazuje się być godnym następcą swojego wspaniałego poprzednika. Grupa nadal gra lekko, melodyjnie, przebojowo i trzyma się stylistyki, w której królowali Thin Lizzy. Jeżeli lubicie twórczość najlepszej irlandzkiej hard rockowej formacji, to łapcie się za Wytch Hazel, na pewno nie pożałujecie.

Album bonusowy:

Einar Solberg - 16
(progressive pop/art rock)
Data premiery: 02.06.2023

Einar Solberg znany jest przede wszystkim jako wokalista i klawiszowiec norweskiej grupy Leprous. Ale jest to też muzyk, który udziela się gościnnie w różnych projektach. Leprous w ostatnich latach mocno złagodzili swoje brzmienie, dzięki czemu Einar większość partii wokalnych śpiewa melodyjnym głosem, nie ma już miejsca na ryki w twórczości Leprous (jeżeli nie wiecie, o czym piszę to sprawdźcie sobie "Tall Poppy Syndrome" i "Bilateral"). W tym roku muzyk zdecydował się zaprezentować swój pierwszy solowy materiał, gdzie nie zabrakło ciekawych gości. "16" to album, do którego początkowo ciężko mi się było przekonać mimo tego, że uwielbiam wokal Einara. A jednak ta senna atmosfera unosząca się na tym wydawnictwie sprawiała, że był to dla mnie materiał doskonale sprawdzający się jako tło dla innych aktywności. Dopiero, gdy przysiadłem i na spokojnie przesłuchałem "16" wciągnąłem się w klimat tego wydawnictwa. Dla wielbicieli wokalu Einara jest to pozycja obowiązkowa, bo stylistycznie jest tutaj różnorodnie, a zaproszeni goście jeszcze dokładają do tego swoją cegiełkę. Natomiast jeżeli myśleliście, że Einar jest ograniczany w Leprous, a na solowym wydawnictwie zaszaleje i np. wróci do klimatów z początku istnienia swojej macierzystej kapeli, to niestety mocno się rozczarujecie. "16" to przede wszystkim materiał spokojny, delikatny i przyjemny dla ucha, jest tutaj kilka zrywów, sporo elektroniki i nieco żywszych kompozycji, ale jednak stanowią one mniejszość. Jako fan wokalu Einara bardzo dobrze się bawiłem słuchając tej płyty, ale dopiero, gdy udało mi się na niej skupić i porządnie przesłuchać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz