sobota, 5 sierpnia 2023

Przegląd premier płytowych - lipiec 2023

Dość późno zabrałem się za sprawdzanie lipcowych nowości, ale też nie oszukujmy się - w kwestii premier w lipcu nie działo aż tyle, ile w poprzednich miesiącach. Początkowo byłem przekonany, że ten przegląd będzie miał nie więcej niż 20 albumów, a i tak będzie to selekcja dość pobłażliwa, zawierająca też materiały najwyżej "porządne". Oczywiście jak zwykle wszystko pozmieniało się przy samym finiszu. Nadal uważam, że daleko lipcowemu zestawowi do najlepszych miesięcy tego roku, ale finalnie nie było aż tak źle, jak początkowo zakładałem. Tym bardziej, że trafiło się w tym miesiącu kilka absolutnych perełek, które też zdecydowałem się oznaczyć w poniższym przeglądzie - wypatrujcie gwiazdek ⭐, od tej pory właśnie tak będę oznaczał albumy absolutnie wyjątkowe w tych cyklicznych postach. I oczywiście zapraszam do przejrzenia lipcowego zestawienia, w którym znajdziecie 25 pozycji, które były według mnie najciekawsze spośród premier płytowych, które udało mi się sprawdzić.



Abstract Void - Forever
(synthwave/blackgaze)
Data premiery: 30.07.2023
Spotify

Abstract Void to rosyjski projekt, z którego muzyką pierwszy raz zetknąłem się w 2021 roku przy okazji premiery albumu "Wishdream". A było to już trzecie wydawnictwo tej formacji. Cóż takiego wyróżnia Abstract Void od całej masy innych metalowych grup? Otóż to, że jest to metale i nie-metal zarazem. Trzonem twórczości Abstract Void jest synthwave, muzyka, która wróciła na salony w wielkim stylu kilka lat temu za sprawą chociażby Perturbatora. Ale filar to nie wszystko, jest też cała obudowa, którą stanowi blackgaze. Abstract Void łączy w swojej muzyce te dwa niekoniecznie sąsiadujące ze sobą światy, ale jak się okazuje już po raz kolejny (ja się przekonałem po raz drugi) blackgaze i synthwave doskonale ze sobą współpracują. Lekka i melodyjna muzyka elektroniczna w zaskakująco spójny sposób łączy się z black metalowymi growlami, które usilnie próbują się przebić na front. Jest w tej płycie coś niesamowicie przyciągającego i unikalnego.

All For Metal - Legends
(heavy/power metal)
Data premiery: 07.07.2023
Spotify

All For Metal to nowy projekt, który od samego początku wzbudzał we mnie śmiech. Kapela jeszcze przed wydaniem debiutanckiego materiału mogła się poszczycić siedmioma klipami, przaśnymi klipami, których nie powstydziliby się panowie z Manowar za czasów "Into Glory Ride" (1983). A warto zauważyć, że na albumie "Legends" znaleźć można 11 kompozycji - i jestem ciekaw, czy kapela nakręci jeszcze klipy do czterech pozostałych utworów, żeby mieć komplet kompozycji z wizualizacją? No nieważne, nie zrozumcie mnie źle - "Legends" to nie jest dobry materiał i jakościowo mocno odstaje od pozostałych pozycji znajdujących się w tym przeglądzie. Debiutancki materiał All For Metal to łopatologiczne podejście do mieszanki heavy metalu i power metalu z dużą ilością melodyjnych rozwiązań. A jednak jest w tym prostym jak budowa cepa graniu, co mnie do siebie przyciąga. Czy mogę powiedzieć, że "Legends" to dla mnie takie "guilty pleasure"? Zdecydowanie tak, ale nic nie poradzę na to, że jest w tym jakaś dziwna siła, która ciągnie mnie do tego materiału. Jest prosto, jest melodyjnie, jest przesadzony klimat barbarzyńsko-romantycznego heavy metalu...no i jest ta przaśność, których jednych kupi, a drugich odrzuci już po kilku sekundach pierwszego utworu.


Astralborne - Across The Aeons
(melodic death metal)
Data premiery: 28.07.2023

Druga studyjna płyta amerykańskiej formacji Astralborne zaczyna się bardzo niepozornie. Dźwięki akustycznej gitary w żaden sposób nie zwiastują nadciągającej burzy. Na "Across The Aeons" usłyszeć można nieco zbrutalizowany melodic death metal, dlaczego zbrutalizowany? Bo jednak mam wrażenie, że brzmienie tej formacji jest bliższe death metalowym wydawnictwom, a że pojawia się sporo gitarowych melodii to można to uznać za miły dodatek. Jest moc w tym graniu i czuć to podbite brzmienie, nawet perkusja bije jakby mocniej. Wokal jest doskonały i świetnie spasowany z warstwą instrumentalną. A ze wszystkim tym dobrze koresponduje kosmiczna okładka, która też dokłada swoją cegiełkę do klimatu, w jakim porusza się Astralborne (w sumie nazwa kapeli też nie jest przecież przypadkowa). Widzicie ten statek kosmiczny na okładce? On startuje przy dźwiękach gitary akustycznej, a później przechodząc w przestrzeń kosmiczną trafia na koszmarną burzę, a chwilę po wydostaniu się z jej objęć wpada w sam środek deszczu meteorytów. Tak najłatwiej można opisać zawartość "Across The Aeons" - nie ma nudy, jest moc, ciężar i melodie.

⭐Blackbraid - Blackbraid II
(black metal)
Data premiery: 07.07.2023

Jednoosobowy projekt Blackbraid to nadal świeża sprawa, powstał zaledwie rok temu i wówczas zaprezentował też debiutancki materiał zatytułowany "Blackbraid I". Pochodzący z USA muzyk kryjący się pod pseudonimem Sgah’gahsowáh swoim pierwszym wydawnictwem niczym burza wbił się na black metalową scenę. I jeżeli ktoś nie słyszał jego debiutanckiej płyty ten powinien czym prędzej to niedopatrzenie nadrobić. Przy takich wydawnictwach zawsze wyskakuje pytanie - czy po tak dobrym debiucie pojawi się godny sukcesor? Na "Blackbraid II" nie trzeba było długo czekać, bo mniej niż rok (debiut miał premierę 26 sierpnia 2022). I już przy pierwszym odsłuchu nowej płyty Blackbraid byłem zachwycony. To była jedna z pierwszych (o ile nie pierwsza) z lipcowych premier, które błyskawicznie wskoczyły na listę pewniaków do tego przeglądu. Cóż takiego można spodziewać się po nowej płycie Sgah’gahsowáha? Pełnokrwistego black metalu pełnego gitarowych melodii, niesamowitego klimatu oddającego hołd rdzennym mieszkańcom Ameryki Północnej, zresztą zaklętego też w tekstach, które traktują zarówno o wierzeniach, jak i zwyczajach tej rdzennej ludności. A folkowe elementy tylko podbijają stawkę i jeszcze lepiej pomagają zagłębić się w ten niepowtarzalny klimat. Mam nadzieję, że na tym drugim wydawnictwie Sgah’gahsowáh się nie zatrzyma i dalej będzie grał swój native american black metal. Test drugiej płyty zdany celująco.

Blackscape - Suffocated By The Sun
(melodic death metal/thrash metal)
Data premiery: 07.07.2023
Spotify

Są różne odmiany death/thrash metalu, osobiście jestem fanem szkoły niderlandzkiej, gdzie surowość łączy się z ciężarem. Natomiast nie stronię też od bardziej nowoczesnych form łączenia death metalu i thrash metalu. Przedstawicielem tej nieco innej drogi łączenia tych gatunków jest debiutująca formacja Blackscape, choć w ich przypadku pierwszy człon tego połączenia to bardziej melodic death metal. "Suffocated By The Sun" jest pierwszym materiałem tej kapeli, ale w jej skład wchodzą doświadczeni muzycy, których możecie znać z takich grup jak Darkane, Stass, Apostasy, czy F.K.Ü. I słuchać na tym wydawnictwie, że nie stoją za tym ludzie po raz pierwszy próbujący się z gatunkami, w jakich utrzymany jest materiał Blackscape. Zdecydowanie wiodący jest tutaj melodic death metal, thrash jest dodatkiem, który od czasu do czasu przechodzi wręcz w groove (a może to efekt połączenia mdm z thrashem?). Momentami ten materiał kojarzył mi się ze starszymi dokonaniami fińskiej kapeli Diablo - choć bez tego hetfieldowego wokalu, jakim dysponuje  Rainer Nygård. Na "Suffocated By The Sun" nie znajdziecie niczego nowatorskiego, nie znajdziecie też niczego szczególnie oryginalnego, za to to, co dostajecie na debiucie Blackscape to ciężki, ale i melodyjny mariaż melodic death metalu z thrash metalem. Materiał nagrany przez muzyków, którzy doskonale wiedzą jak wyciągnąć maksimum z gatunków, w których się obracają. Bardzo udany i obiecujący debiut.

Bloodbound - Tales from the North
(power metal)
Data premiery: 07.07.2023
Spotify

Od kilku lat nie jest mi po drodze z twórczością szwedzkiej power metalowej kapeli Bloodbound. I chociaż uwielbiam ich album "Unholy Cross" to właśnie zdałem sobie sprawę, że miał on premierę aż 12 lat temu, a później grupa wydała jeszcze pięć płyt, a w lipcu pojawiła się szósta...która jest już numerem dziesięć w dyskografii Bloodbound. Do "Tales From The North" podchodziłem kilka razy, za każdym razem coś mnie od niego odciągało. Ale w końcu przysiadłem, odpaliłem i przesłuchałem do deski do deski. Okazało się, że najnowsze wydawnictwo Szwedów nie leży szczególnie daleko od uwielbianego przeze mnie "Unholy Cross", za to daleko mu do dziwnych eksperymentów, które kapela próbowała serwować na swoich późniejszych płytach. Są galopady, są błyskawicznie wpadające w ucho refreny, jest klimat power metalu sprzed 20 lat, są też elementy folk metalu, które na szczęście nie odrzucają (choć momentami mnie drażniły). Oczywiście na całej płycie pojawia się sporo elementów melodic metalu, od którego nie stroni europejska odmiana power metalu (a ta skandynawska tym bardziej). Jeżeli pamiętacie Bloodbound z czasów ich świetności, czyli sprzed ponad 10 lat i lubicie późną fale europejskiego power metalu to "Tales From The North" na pewno zostanie z wami na dłużej.

Burning Sun - Wake of Ashes
(heavy/power metal)
Data premiery: 31.07.2023
Spotify

"Wake of Ashes" to debiutancki album nowego międzynarodowego projektu, za którym stoją basista Zoltan Papi oraz znany z Merciless Law Pancho Ireland, który w Burning Sun odpowiada za gitary i wokal. Ten album oczarował mnie już od pierwszych dźwięków i przeniósł w podróż w czasie do końcówki lat 90tych, gdy kapel gających w tym stylu było na pęczki (i ciągle powstawały jakieś nowe). Są tutaj echa Helloween, Grave Digger, czy Iron Savior. "Wake of Ashes" brzmi z jednej strony jak heavy/power metal z melodic metalowymi elementami, a czasami wręcz zahacza o speed metalowe rozwiązania. Muzyka zawarta na debiutanckiej płycie Burning Sun jest szybka, melodyjna i energiczna, oczywiście nie brakuje łatwych do zapamiętania refrenów. Jeżeli tęsknicie za staroszkolną mieszanką heavy/power metalu osadzoną w klimatach fantasy, to "Wake of Ashes" będzie strzałem w dziesiątkę.

Crown Magnetar - Everything Bleeds
(deathcore/technical deathcore)
Data premiery: 14.07.2023

Crown Magnetar to wciąż świeża kapela na deathcore'owej scenie. Amerykanie debiutowali w 2021 roku płytą "The Codex Of Flesh" i był to dobry początek, ale niespecjalnie wyróżniający się z całej masy młodych deathcore'owych grup. Po odpaleniu ich albumu "Everything Bleeds" moja pierwsza myśl brzmiała - ależ to niesamowicie gniecie. Muzyka Crown Magnetar to bardziej techniczna odmiana deathcore'a, nie leżąca znowu tak daleko od technical death metalu. Na "Everything Bleeds" usłuszycie całą masę gniotących beatdownów, kawałki, w których agresywne galopady przeplatają się z masywnymi walcami. Tą płytą Crown Magnetar udowadniają, że nie chcą być po prostu kolejną deathcore'ową kapelą, która gdzieś ginie w tłumie i o prostu przyczynia się do istnienia sceny. Oni chcą być tą deathcore'ową sceną, a nie tylko ją współtworzyć. "Everyhing Bleed" to zarówno mordercze beatdowny, walce, galopady, ale też mroczny klimat i doskonałe gitarowe melodie starające się przebić przez brutalną muzykę.

Djinn-Ghül - Opulence
(deathcore/brutal death metal/electro)
Data premiery: 14.07.2023
Spotify

Trzeci materiał amerykańsko-wenezuelskiej kapeli Djinn-Ghül zaczyna się bardzo niepokojącym intro, a później atakuje deathcore'owym huraganem. Zamykający się w zaledwie 29 minutach album "Opulence" to brutalny deathcore z niewielkimi elementami elektroniki podany podany idealnej dawce. Intensywność tego materiału jest wręcz powalająca i nieliczne zwolnienia, czy wyciszenia (tak naprawdę będące ustąpieniem miejsca elektronice) są nieliczne i pozwalają na chwilę złapać oddech. Natomiast większość stanowi tutaj bezlitosna deathcore'owa chłosta, która mimo krótkiego czasu trwania sprawia wrażenie niekończącego się koszmaru, który...chce się przeżywać na nowo po tym, jak milkną ostatnie dźwięki utworu "Grave Vessel". Djinn-Ghül serwują głównie krótkie kawałki, które wyciągają z deathcore'a jego esencję, całą brutalność i intensywność na światło dzienne. To też sprawia, że "Opulence" już przy pierwszych kawałkach odsieje mniej odpornych na brutalną muzykę słuchaczy.

Fen - Monuments To Absence
(atmospheric black metal/progressive metal)
Data premiery: 07.07.2023
Spotify

Nie wiem dlaczego, ale kapela Fen zawsze kojarzyła mi się z folk metalem. I pewnie też z tego powodu nigdy wcześniej nie sięgnąłem po ich muzykę. "Monuments To Absence" był moim pierwszym kontaktem z twórczością tej brytyjskiej grupy. Siódmy studyjny album Fen otworzył mi oczy na ich twórczość, dzięki tej płycie będę mógł po prostu bez trwogi wskoczyć w odmęty dyskografii tej grupy i zapoznawać się z ich wcześniejszymi wydawnictwami. Tak, muzyka zawarta na "Monuments To Absence" przekonała mnie do twórczości Brytyjczyków bardzo szybko. Odnalazłem tutaj nie tylko doskonałe połączenie atmospheric black metalu i progressive metalu, ale też post-rockowe elementy i blackgaze. Nie wiem, jak to się stało, że tak długo omijałem Fen (tzn. już wiem, po prostu myślałem, że grają coś zupełnie innego). "Monuments To Absence" to jedna z najdłuższych pozycji w tym przeglądzie, ale warto poświęcić te niespełna 70 minut na przesłuchanie tej płyty, która wręcz zaprasza do sięgnięcia również po wcześniejsze dokonania Fen. Wspaniała płyta, na której agresywne elementy są doskonale równoważone przez klimatyczne wstawki.

⭐Fleshvessel - Yearning: Promethean Fates Sealed
(avantgarde death metal./progressive metal)
Data premiery: 28.07.2023
Spotify

Lubicie szalone płyty? To nie mogliście trafić lepiej. Słowo "szaleństwo" chyba najlepiej opisuje debiutancki materiał amerykańskiej kapeli Fleshvessel. Grupa powstała w 2019 roku i do tej pory na koncie miała tylko epkę "Bile of Man Reborn" (2020), na którą składa się jeden utwór, ale za to trwający 25 minut. Łapiąc się za "Yearning: Promethean Fates Sealed" wiedziałem, że jego zawartość stanowi eksperymentalny death metal. Już niejednokrotnie miałem do czynienia z różnymi dziwnymi wydawnictwami, które podpinały się pod death metal i przeważnie były to naprawdę interesujące projekty (część z nich w pewnym momencie niczym pokemony ewoluowała w dissonant death metal). Dlatego też bez wielkiej ekscytacji i pewny siebie odpaliłem debiutancki materiał Fleshvessel...i przy niemal każdym kawałku sprawdzałem, czy ja na pewno słucham dalej tej samej płyty. Zawartość tego albumu jest niczym pudełko czekoladek (że tak sobie pozwolę na analogię do pewnego znanego filmu), nigdy nie wiesz na co trafisz. Z jednej strony nie lubię silenia się na dziwność w muzyce i serwowanie wszystkiego na raz, utylizowania każdego pomysłu przychodzącego do głowy. Ale w przypadku Fleshvessel mamy nieco inną sytuację, owszem tych pomysłów jest cała masa, niektóre sprawiają wrażenie kompletnie niedopasowanych do reszty, ale w ostatecznym rozrachunku ten chaos, ta niespójność stylistyczna, jakieś wydawać by się mogło na pierwszy odsłuch zupełnie niepasujące do siebie dźwięki w ogólnym rozrachunku tworzą dość spójną całość. Szaloną, nieobliczaną, przesadnie awangardową, ale jednak spójną. To nie jest granie w stylu dissonant death metal, więc jestem pewien, że jeżeli Fleshvessel będą się trzymać swojego grania to nigdy nie ewoluują do tej formy. Skład formacji tworzą multiinstrumentaliści i to słychać na tej płycie, bo w każdym niemal kawałku usłyszeć można mnóstwo różnych instrumentów, a w skład Fleshvessel wchodzą tylko cztery osoby. Nawet, gdy weźmiemy pod uwagę, że kapela zaprosiła kilku gości do nagrania poszczególnych kawałków to i tak mnogość instrumentów biorących udział w tym muzycznym przedsięwzięciu po prostu powala. Na ten moment to chyba najbardziej dla mnie zaskakujący materiał, jaki usłyszałem w tym roku.

Flight - Echoes of Journeys Past
(hard rock/heavy metal)
Data premiery: 28.07.2023
Spotify

Dużo ostatnio tego oldschoolowego heavy metalu. Ktoś mógłby powiedzieć, że za dużo i pewnie mógłbym przyklasnąć, gdybyśmy nie dostawali naprawdę dobrych jakościowo płyt utrzymanych we wspomnianym gatunku. Kolejnym wydawnictwem podzieliła się ze słuchaczami norweska grupa Flight. To już trzeci pełny materiał tej kapeli i zarazem pierwszy, z którym miałem okazję obcować. I początkowe podejścia do "Echoes Of Journeys Past" nie były zbyt owocne, wręcz uznałem, że to aż nazbyt miękkie granie. Próbowałem kilka razy przekonać się do tego materiału i nie zgadniecie...w końcu zaskoczył! Czuć tutaj nie tylko klimat starego heavy metalu, ale przede wszystkim ja tu słyszę Thin Lizzy (raczej z wcześniejszego okresu ich działalności niż z późniejszego, gdy szli bardziej w stronę heavy metalu). Jest miękko, jest lekko, jest też bardzo specyficzne suche brzmienie, takie bardzo niedzisiejsze i ewidentnie kierujące to wydawnictwo w stronę staroszkolnego grania. W sumie więcej tutaj hard rocka niż heavy metalu, ale to bardzo przyjemna płyta. Dla fanów szwedzkiego Night, Lynx, The Dagger, czy wspomnianego już Thin Lizzy pozycja obowiązkowa.

Lockjaw - Relentless
(metalcore)
Data premiery: 07.07.2023
Spotify

Teksańska kapela Lockjaw istnieje już ćwierć wieku (powstała w 1998 roku) i w końcu zaprezentowała swój debiutancki pełny studyjny materiał! "Relentless" to 40 minut przyjemnego dla ucha metalcore'a w stylu Killswitch Engage z elementami hardcore'u. Wpadające w ucho melodie gitarowe są przecinane mocarnymi beatdownami. Z jednej strony brzmienie tego materiału jest nowoczesne, a z drugiej czuć jakby kawałki znajdujące się na tej płycie nosiły znamiona metalcore'a z okolic premiery płyty KsE "Alive or Just Breathing" (2002). To by się mniej więcej zgadzało z okresem, gdy Lockjaw było powołane do życia. "Relentless" to nie jest materiał nowatorski, Teksańczycy nie odkrywają na nowo metalcore'a, nie próbują go też redefiniować. Ale za to dostarczają bardzo energicznej muzyki, w której nie brakuje też miejsca dla melodii gitarowych i przebojowości, takiej właśnie w stylu Killswitch Engage i metalcore'owych kapel grających 20 lat temu.

Lokust - Infidel
(death/thrash metal)
Data premiery: 28.07.2023

W czerwcu moje uszy cieszył death/thrash metal od Legion Of The Damned za sprawą "The Poison Chalice", a w lipcu swoją cegiełkę dołożyła debiutująca brytyjska formacja Lokust. "Infidel" z miejsca zachwyca agresją i melodyjnością. Ten trwający 52 minuty album aż kipi od intensywności, kapela nie przystaje nawet na moment, żeby zwolnić i dać zaczerpnąć powietrza słuchaczowi. Brzmienie tego wydawnictwa jest wręcz doskonałe i też w dużej mierze dzięki niemu ten materiał puszczony na pełnej mocy głośników pewnie kruszyłby mury...ewentualnie mógłby spowodować przeciążenie sieci energetycznej i wysadziłby głośniki w powietrze. Aż ciężko mi uwierzyć, że można w taki sposób debiutować, toż "Infidel" brzmi jakby był opus magnum Lokust, a tymczasem to ich pierwszy materiał. Nie mogę się już doczekać ich drugiej płyty, która mam nadzieję będzie jeszcze lepsza. Tak właśnie powinien brzmieć nowoczesny death/thrash metal.

Mutoid Man - Mutants
(stoner rock/hardcore/hard rock/heavy metal)
Data premiery: 28.07.2023
Spotify

Kiedyś miałem na swoim radarze Mutoid Man, ale coś ewidentnie "nie pykło", bo nie zasłuchiwałem się później w ich płytach. To amerykańska kapela, która debiutowała w 2013 roku albumem "Helium Head", a w lipcu zaprezentowała swój czwarty pełny studyjny materiał. Pierwszy raz grupa zrobiła sobie tak długą przerwę pomiędzy wydawnictwami, bo na "Mutants" trzeba było czekać aż 6 lat. I czy było warto? Jak najbardziej. Od razu po odpaleniu tej płyty dałem się wciągnąć w tę mieszankę stoner rocka, hardcore'a i heavy metalu, którą muzycy zaserwowali na tym materiale. Energii tej płycie nie można odmówić, a tempo też jest przeważnie bardzo "niestonerowe" i bliżej mu do hardcore'owych wydawnictw. I mimo tego, że na "Mutants" usłyszeć możecie mieszankę różnych gatunków to całość jest utrzymana w stoner rockowym brzmieniu, co dodaje całości specyficznego klimatu.

Nuclear Power Trio - Wet Ass Plutonium
(instrumental progressive metal/funk metal)
Data premiery: 28.07.2023
Spotify

Nie wiem jak to jest możliwe, bo Nuclear Power Trio kojarzę od dawna, a tymczasem okazało się, że "Wer Ass Plutonium" to debiutancki materiał tej grupy (na swoim koncie do tej pory mieli tylko epkę "A Clear And Present Rager" z 2020 roku). Pod maskami kontrowersyjnych postaci ze świata polityki kryją się znani i doświadczeni muzycy, którzy aktywnie działają w znanych grupach. I to doskonale słychać było w każdym kawałku, który grupa publikowała przed premierą "Wet Ass Plutonium". Chociaż początkowo odbierałem NPT jako muzyczny żart (głównie z uwagi na te charakterystyczne klipy), a tymczasem grupa zaserwowała naprawdę dobry debiutancki materiał. Oczywiście jest to wydawnictwo wyłącznie instrumentalne, ale pod względem muzycznym jest doskonałe. To zupełnie inna stylistyka od tej, w której muzycy chowający się za maskami realizują się w swoich macierzystych kapelach. Tutaj jest po prostu pełnia szaleństwa zaserwowana w formie progressive metalu zmieszanego z funkiem. Zawartości "Wet Ass Plutonium" słucha się doskonale, bo kawałki zawarte na tej dość krótkiej, bo zaledwie 38-minutowej płycie są różnorodne, niezwykle melodyjne, błyskawicznie wpadające w ucho i zaskakująco relaksujące. Nuclear Power Trio to nie są żadne żarty, to poważna sprawa i pełnoprawny projekt, który bardzo pozytywnie zaskakuje na swoim pełnoprawnym debiucie.

Signs Of The Swarm - Amongst The Low & Empty
(deathcore/technical deathcore)
Data premiery: 28.07.2023
Spotify

Signs Of The Swarm wyruszyli w letnią trasę z technical death metalową kapelą Archspire, mistrzami ultra szybkiego grania death metalu. I nie ma w tym przypadku. Miałem już do czynienia z twórczością Sings Of The Swarm przy okazji ich płyty "Absolvere" (2021), ale ten materiał nie zrobił na mnie szczególnego wrażenia, ot kolejny porządny deathcore. A był to już czwarty studyjny materiał tej amerykańskiej formacji. Z uwagi na to, że grupa dołączyła do Archspire na ich europejskiej trasie postanowiłem poświęcić trochę więcej czasu piątej płycie Signs Of The Swarm. I nadal jest to deathcore, ale uderzający bardziej w techniczne rejony, są też galopady przywodzące mi na myśl właśnie Archspire. Techniczny deathcore serwowany przez Signs Of The Swarm nie jest specjalnie odkrywczy, ale dostarcza odpowiedniej dawki energii, jest bardzo intensywny, ciężki, połamany...i przyciągający niczym magnes. Jest coś takiego w ich graniu, co nie daje mi spokoju, może to niezdecydowanie? Bo momentami kapela uderza w brutal deathcore'owe rejony, żeby za chwilę przeskoczyć w techniczny deathcore i zaserwować serię łamańców i perkusyjnych galopad. Bardzo ciekawy materiał, chociaż zdecydowanie dla koneserów brutalnego grania.

Somniate - We Have Proved Death
(black metal)
Data premiery: 14.07.2023
Spotify

Somniate to black metalowa formacja pochodząca z Czech, grupa debiutowała w 2020 roku płytą "The Meyrinkian Slumber". W skład kapeli wchodzą doświadczeni muzycy, którzy do tej pory raczej realizowali się w death metalowych (i około death metalowych) projektach. Można powiedzieć, że mimo doświadczenia muzycznego weszli trochę na nowy dla siebie grunt. "We Have Proved Death" to drugi pełny studyjny materiał Somniate. Wrażenie robi tutaj nie tylko świetna okładka, ale przede wszystkim zawartość tego albumu. Mamy tutaj doskonały klimat, kawałki nie są budowane w sposób łopatologiczny - żeby tylko dostarczyć jak najwięcej agresji. Wręcz czuć tutaj niezwykły kunszt i umiejętność budowania napięcia. W każdym zawartym tutaj kawałku jest oczywiście miejsce na black metalową galopadę, ale dużo większe wrażenie robiła na mnie ta cała otoczka, która znajdowała się gdzieś obok tego właściwego black metalu. Warto też zaznaczyć, że kapela ma dwóch wokalistów - jeden operujący growlem, natomiast drugi zawodzący (i to ten drugi dużo lepiej sprawdza się w tych spokojniejszych fragmentach i podbija klimat). Somniate na swoim drugim albumie serwuje bardzo satysfakcjonującą, choć nieco krótką (33 minuty) podróż do świata black metalowych koszmarów.

Tailgunner - Guns For Hire
(heavy metal)
Data premiery: 14.07.2023

Na Tailgunner zwróciłem uwagę już przy okazji ich epki "Crashdive" (2022) i od momentu, gdy ją usłyszałem nie mogłem się doczekać ich debiutanckiego materiału. "Guns For Hire" w końcu pojawił się w lipcu (wówczas też z serwisów streamingowych zniknęła wspomniana epka) i po pierwszym odsłuchu miałem mieszane uczucia. Niby wszystko było na miejscu, ale brakowało mi na tej płycie jakichś wyróżników (w ucho wpadły mi głównie kawałki, które znałem już z epki). W końcu oldschoolowy heavy metal przeżywa teraz renesans i młodych kapel grających w tym stylu nie brakuje. A tu Brytyjczycy wyskakują z po prostu porządnym materiałem. I tak odłożyłem na chwilę "Guns For Hire", żeby sprawdzić inne premiery, ale coś mnie do tej płyty ciągnęło. I po ponownym odpaleniu materiał zaskoczył tak, jak powinien. Grupa oczywiście ogrywa oldschoolowy heavy metal w najlepszym stylu NWOBHM. Słychać w ich muzyce echa wielkich tego nurtu, ale też trochę naleciałości z młodych kapel próbujących swoich sił w staroszkolnym heavy metalu. "Guns For Hire" to idealna płyta do tego, żeby wrzucić ją w pętle i słuchać kilka razy pod rząd, nie ma szans, żeby się szybko znudziła. Energia, dobre riffy, wpadające w ucho refreny i cała masa gitarowych melodii zamkniętych na tym wydawnictwie to prawdziwe złoto. Jeden z najlepszych debiutów w heavy metalu w ostatnich latach i najprawdopodobniej najlepszy w tym roku (chociaż kto wie, co się jeszcze wydarzy do końca 2023?).

The Gorge - Mechanical Fiction
(mathcore/progressive metalcore)
Data premiery: 28.07.2023
Spotify

Nie znałem wcześniej kapeli The Gorge, ale zaintrygował mnie ten minimalizm okładki "Mechanical Fiction" oraz gatunki, w których obraca się ta formacja. Ale zawartość tej płyty mnie zaskoczyła. Spodziewałem się raczej standardowej wersji mathcore'a, w której łamańce i agresja idą w parze, a efektem jest granie w stylu Converge lub The Dillinger Escape Plan. A tymczasem okazało się, że The Gorge idą własną ścieżką. Jest agresywnie, ale też jakby mechanicznie, praca gitar jest rwana i momentami psychodeliczna, brzmienie przypomina trochę progressive groove metalowe wydawnictwa. "Mechanical Fiction" to album bardzo niejednorodny i niezwykle interesujący. Dużo tu łamańców, ale przeplatających się z dobrymi melodiami gitarowymi, które próbują trochę przykryć skomplikowaną linię melodyczną kompozycji. The Gorge nie grają prosto, nie jest to też płyta dla wszystkich, fani przebojowego grania raczej nie znajdą tutaj nic dla siebie. Nie chcę też pisać, że to materiał wyłącznie dla koneserów skomplikowanych dźwięków, łamańców, czy awangardy. To materiał, który mimo swojej złożonej struktury szybko wpada w ucho i to jest chyba największa siła "Mechanical Fiction".

The Night Eternal - Fatale
(heavy metal/gothic metal)
Data premiery: 14.07.2023

Debiutancki materiał The Night Eternal nie do końca mnie przekonywał. "Moonlit Cross" (2021) był w porządku, ale poza porządnym heavy metalem nie znalazłem tam nic dla siebie. Natomiast "Fatale" to zupełnie inna historia. Kapela do swojego heavy metalu dołożyła sporo gotyckiego klimatu, dzięki czemu nowy materiał The Night Eternal momentalnie zyskał moje uznanie. Oczywiście skojarzenia ze Spell, Sonja, Unto Others (ex-Idle Hands) są jak najbardziej na miejscu. Słuchając "Fatale" odniosłem wrażenie, że Ricardo Baum odpowiedzialny za partie wokalne też śpiewa nieco inaczej niż na pierwszej płycie, jakby dodatkowo swoim zawodzeniem dokładał cegiełkę do gotyckiego klimatu, w którym utrzymany jest najnowszy album The Night Eternal. Po kilkukrotnym przesłuchaniu "Fatale" wróciłem do "Moonlit Cross"...i nadal debiutancki album tej niemieckiej heavy metalowej formacji do mnie nie trafia. Natomiast tegoroczne wydawnictwo, może właśnie z uwagi na to nasilenie się gotyckiego klimatu, trafiło do mnie od razu.

The Zenith Passage - Datalysium
(technical death metal)
Data premiery: 21.07.2023

Jakiś czas temu odkryłem, że techniczny death metal niejedno ma imię, a raczej niejedną ma formę. I gdy już byłem przekonany, że w tym gatunku liczą się już nie tylko łamańce, ale też prędkość (im szybciej tym lepiej, wiadomo) to przyszła kapela The Zenith Passage zdzieliła mnie w łeb i powiedziała "jesteś w błędzie". "Datalysium" to drugi pełny materiał studyjny tej amerykańskiej formacji, kapela debiutowała w 2016 roku albumem "Solipsist". Nowy album The Zenith Passage zaczyna się dość zwyczajnie - jest szybko, są łamańce, jest ostro. Ale materiał składający się na tę płytę z czasem ewoluuje. Utwory zwalniają, pojawia się więcej melodii, ale kapela nadal bardzo dobrze wyważa ilość agresji/ciężaru i spokoju/melodii. Całość zamyka się w zaledwie 46 minutach, ale czas trwania nijak nie oddaje rozmachu tego wydawnictwa. "Datalysium" to nie jest jednowymiarowy materiał, to płyta, która uderza w różne skrajności i robi doskonale.

Voyager - Fearless In Love
(symphonic progressive metal)
Data premiery: 14.07.2023
Spotify

Bardzo kibicowałem australijskiej kapeli Voyager na tegorocznej edycji Eurowizji i w sumie tylko z ich powodów ten konkurs obejrzałem. Nie wygrali, mówi się trudno. Ale słysząc kawałek "Promise" wiedziałem, że nadchodzący wówczas album Voyager będzie przynajmniej tak dobry jak "Colours in the Sun" (2019). I jak się okazało najnowszy materiał jest właśnie utrzymany na poziomie swojego poprzednika. Kapela doskonale balansuje pomiędzy złożonością kompozycyjną, a melodyjnością i przebojowością. Tej ostatniej jest tutaj bardzo dużo, więc już praktycznie przy pierwszym odsłuchu poszczególne utwory wpadają w ucho i już przy drugim obrocie "Fearless In Love" można wtórować wokaliście Danielowi Estrinowi. Przebojowość, przebojowość i jeszcze raz przebojowość, a na dokładkę progresywne granie z dużą ilością partii klawiszowych, i jeszcze trochę synthpopu na dokładkę. Voyager wypracowali sobie dość charakterystyczny styl, którym podążają dalej na "Fearless In Love".

Wanted - Late Attraction
(hard rock/heavy metal)
Data premiery: 21.07.2023

Na płytę "Late Attraction" wpadłem zupełnie przypadkiem przeglądając zasubskrybowane kanały na youtube. Wśród szerokiej listy znajduje się kanał NWOTHM Full Albums, na którym regularnie pojawiają się nie tylko pełne albumy, ale też single i klipy. Tak właśnie trafiłem na drugi studyjny materiał amerykańskiej kapeli Wanted. Grupa debiutowała w 2022 roku płytą "Chain Reaction". Już przy pierwszym kontakcie "Late Attraction" ujął mnie oldschoolowym brzmieniem, ale też konstrukcją kawałków. Na stronie bandcamp Wanted możemy przeczytać krótki opis kapeli - "We're young dudes that write old school metal!". I jest to najczystsza prawda. Jest tutaj zarówno heavy metal rodem z lat 80tych, trochę stadionowego hard rocka, ale też glamu i hair metalu. Są tutaj obowiązkowe rockowe "pościelówy", są też kawałki szybsze, ostrzejsze, ale też takie bardziej przebojowe, którymi Wanted mogliby uraczyć publiczność zebraną na stadionie. Jeżeli tęsknicie za graniem, które nie tylko oddaje hołd latom 80tym, ale wręcz jest właśnie heavy metalowym graniem z lat 80tych, to jestem pewien, że muzyka proponowana przez Wanted błyskawicznie was porwie.

Wyrgher - Panspermic Warlords
(black metal/atmospheric black metal)
Data premiery: 28.07.2023
Wyrgher to szwajcarska kapela, która do 2022 roku była jednoosobowym projektem. Debiutancki materiał zatytułowany "Üüberirdh (Lugubria)" zaprezentowany został w 2015 roku. Album można sprawdzić na bandcamp kapeli, ale możecie mi wierzyć, że był to materiał dość amatorski i zupełnie nieprzystający do "Panaspermic Warlords". Wydany 7 lat później materiał to zupełnie inna bajka, chociaż nadal black metal. Przede wszystkim warto zaznaczyć, że to kosmiczny black metal, a raczej sci-fi black metal z motywem przewodnim panspermii (odsyłam do wikipedii). Już sam ten element, że black metalowa kapela nie skupia się na antyreligijnym przekazie, czy po prostu na nienawiści, mizantropii itp. już jest ciekawy. A przecież jest jeszcze muzyka, która na tym wydawnictwa jest po prostu niesamowita. Klimat tego materiału jest tajemniczy, na swój sposób mroczny, ale chyba bardziej adekwatnym słowem jest "niepokojący". Wyrgher bardziej krążą w rejonach atmospheric black metalu, ewentualnie jest to black metal starający się zaprzęgnąć w swoje tryby progresywny metal. Nie jest to prosta rąbanka, która ma dostarczyć błyskawicznie działającego zastrzyku energii. To raczej klimatyczna podróż w kosmos, w której za pomocą dźwięków odkrywamy tajemnice powstania wszechświata i życia, które się w nim pojawiło. Atmosfera tego wydawnictwa jest niesamowicie gęsta.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz