czwartek, 31 sierpnia 2023

Przegląd premier płytowych - sierpień 2023

Bieda panie, bieda! Sezon ogórkowy w pełni - tak można by określić sierpień w premierach muzycznych w metalu i jego peryferiach. Ale takie myślenie jest często mylne, o czym przekonuję się niemal każdego miesiąca - w końcu nie było chyba w tym roku takiego, który zaczynałby się od mocnego uderzenia, a później utrzymywałby ten poziom. Ale w sierpniu faktycznie nie było specjalnie czego słuchać przez dłuższy czas. Owszem, znalazło się kilka materiałów, które mocno wpadły mi w ucho, ale to były jakieś 3-4 pozycje. Jedną z nich był nowy album Kataklysm, który zakupiłem po mieleniu go przez niemal cały dzień w dniu premiery. Były też absolutne pewniaki, których wiedziałem, że nie zabraknie w finalnym zestawieniu i mogłem je wstawiać do listy jeszcze przed ich premierą, ale to znowu jakieś kolejne 3-4 pozycje, a co z resztą? Do tej pory nie było problemu ze znalezieniem tych 25 albumów, którym warto dać szansę. Tym razem było nieco trudniej, ale końcówka miesiąca mocno nadrobiła. W poniższym zestawieniu zabrakło takiej petardy jaką jest nowy materiał Incantation, ale mam wrażenie, że tę kapelę wszyscy fani takiego grania znają i szanują, a co za tym idzie na pewno odpalili ich najnowszy materiał. W związku z tym uznałem, że nie ma sensu go tutaj umieszczać. Przed premierą składanki "Tribute To Rammstein" też zastanawiałem się, czy to nie będzie sierpniowy album bonusowy, ale po dwóch/trzech przesłuchaniach doszedłem do wniosku, że szkoda zachodu, bo nic ciekawego się tutaj nie dzieje. W związku z tym w sierpniu bez albumu bonusowego, ale poniższa grupa powinna wystarczyć, są tutaj pozycje mocniejsze i nieco słabsze, ale warte sprawdzenia. Oczywiście moich faworytów oznaczyłem ⭐, ot tak, żeby wam nie umknęły.


After Earth - The Rarity of Reason
(melodic death metal)
Data premiery: 18.08.2023

Już nie pamiętam tego momentu, w którym omijałem melodic death metal szerokim łukiem (albo nie chcę pamiętać). Bo oto kolejny materiał utrzymany w tym stylu trafia do przeglądu premier. Tym razem jest to debiutancki album szwedzkiej grupy After Earth. I skład kapeli to faktycznie debiutujący na scenie metalowej muzycy - no może poza Marcusem Rydstedtem, który ma już na koncie jeden pełny album nagrany z kapelą Shrednekk. I z jednej strony słychać w zawartości "The Rarity Of Reason" tę świeżą krew wpompowaną w melodic death metal, a z drugiej kapela stara się trzymać fundamentów tego gatunku. Jest przyjemnie dla ucha, bo oczywiście obok ostrzejszych partii nie brakuje dobrych melodii gitarowych, ale też elementów symfonicznych, które dokładają swoją cegiełkę do budowania klimatu i oczywiście podniesienia stopnia melodyjności. After Earth zadebiutowali w bardzo udany sposób, ich muzyka jest świeża, nowoczesna i na pewno nie zawiedzie fanów melodic death metalu.

⭐Bees Made Honey In The Vein Tree - Aion
(post-metal/post-rock/psychodelic doom metal/stoner metal/rock/ambient)
Data premiery: 18.08.2023
Spotify

Nie spotkałem się do tej pory z twórczością kapeli Bees Made Honey In The Vein Tree, pewnie głównie dlatego, że grają doom metal (a raczej kręcą się w jego okolicach). Tymczasem okazało się, że "Aion" jest trzecim pełnym studyjnym wydawnictwem tej niemieckiej grupy. Z początku byłem przerażony długością tej płyty - niemal 80 minut. Ale z drugiej strony szybko zdałem sobie sprawę z tego, że słuchałem już dłuższych płyt i często okazywało się, że ten czas trwania jest w pełni uzasadniony i nudy nie ma. To najdłuższy materiał, jaki do tej pory wydała kapela Bees Made Honey In The Vein Tree, poprzednie nagrania zamykały się 45 minutach (i jak sprawdziłem później orbitowały głównie wokół stonera i doom metalu). Czyli zmiana dość duża. Na "Aion" znajduje się zaledwie 8 kompozycji z czego najdłuższa trwa około 22 minuty. I powiem tak - przy pierwszym odpaleniu tej płyty kompletnie nie zauważyłem, kiedy zaczął się drugi jej obrót. Stylistycznie kapela szaleje trochę bardziej niż na wcześniejszych albumach. Mamy tutaj ciągoty do post-rocka i post-metalu, nie brakuje psychodelicznego doom metalu, jest też trochę miejsca dla stoner rocka, ale i dla ambientu. Całość przybiera dość szybko psychodeliczny obraz, który ciągnie się jakby w nieskończoność, hipnotyzuje i czaruje. Nie pozwala się od siebie oderwać. Przy drugim i trzecim odpaleniu "Aion" czułem dokładnie to samo. Byłem niczym w muzycznym transie, który nie pozwalał mi zmienić płyty, czy chociażby sprawdzić, jaki kawałek właśnie leci. Zdaję sobie sprawę z tego, że to nie jest muzyka dla każdego, nie ma tutaj zrywów, nie ma nawet odrobiny przebojowości. Ale za to jest niepokojący klimat, który momentami zapędza się w rejony Black To Comm z "Seven Horses for Seven Kings" (2019). Wspaniała płyta, której warto dać szansę i spędzić z nią przynajmniej raz to 80 minut.

⭐Blut Aus Nord - Disharmonium - Nahab
(atmospheric black metal/dark ambient/avantgarde metal)
Data premiery: 25.08.2023
Spotify

Blut Aus Nord to jedna z najsolidniejszych marek na scenie metalowej. Znaleźli dawno temu swoją niszę i krążą wokół niej zataczając coraz szersze kręgi, dzięki czemu nie można też w ich przypadku mówić o powtarzalności, czy serwowaniu auto plagiatu. A jednak, gdy odpalicie ich najnowszy, już piętnasty w dyskografii pełny album to od razu poznacie, że to Blut Aus Nord. To jest właśnie ten fenomen wypracowania sobie unikalnego stylu. "Disharmonium - Nahab" to bezpośrednia kontynuacja, a nawet wręcz druga część doskonałego "Disharmonium - Undreamable Abysses" (2022). I podobnie jak na zwłowrogim poprzedniu tutaj też króluje mrok, zło i horror. W każdym kawałku czai się jakiś nienazwany niepokój, który z każdą kolejną kompozycją tylko rośnie. To właśnie magia Blut Aus Nord zaklęta w ich muzyce. Tradycyjnie już dla tej formacji nie ma tutaj jednego trzonu, ale całość tego mrocznego misterium toczy się wokół atmospheric black metalu, dark ambientu i nieodłącznej dla twórczości Francuzów awangardy. Fani na pewno będą zachwyceni, ja byłem już przy pierwszym odsłuchu, dlatego na jednym nie mogłem poprzestać. Nowi słuchacze mogą z początku czuć się nieco przytłoczeni tym ciężkim i mrocznym niczym smoła klimatem, ale pewnie szybko przywykną i zasmakują w tego typu uczcie. Blut Aus Nord znowu dostarczyli doskonały materiał i jestem pewien, że gdy zdecydują się zaserwować jego następcę to też będzie to płyta, która wstydu im nie przyniesie.

Cruel Force - Dawn Of The Axe
(speed/thrash/heavy metal)
Data premiery: 18.08.2023

Cruel Force po 10 latach przerwy wrócili do grania i nie trzeba było długo czekać na ich nowy materiał. "Dawn Of The Axe" jest ich trzecim pełnym materiałem studyjnym. Zaczyna się dość niepozornie, a później grupa serwuje prawdziwą jazdę bez trzymanki w klimatach speed/thrash/heavy metalu. Nie brakuje też black metalowego vibe'u, który zawsze towarzyszył twórczości Cruel Force. Oczywiście wszystko to utrzymane w oldschoolowym brzmieniu, więc nie obawiajcie się, nie usłyszycie tutaj żadnych nowoczesnych rozwiązań. Nic nie jest tutaj wygładzone, wręcz wszystko jest suche do granic możliwości. Dwa albumy, które kapela zaprezentowała przed zawieszeniem działalności były dobre - ze wskazaniem na "The Rise of Satanic Might" (2010), ale nowy materiał przebija ich dotychczasowe dokonania. Słychać w każdym niemal kawałku, że muzycy mieli ogromny głód grania, a nagrywając ten materiał dali upust magazynowanej przez dłuższy czas energii i oczywiście wściekłości, bo tej nie brakuje na "Dawn Of The Axe". Wspaniała płyta, doskonale oldschoolowa w każdym aspekcie. Cudownie, że Cruel Force wrócili, a jeszcze lepiej, że w tak niesamowitym stylu.

Crypta - Shades Of Sorrow
(death metal)
Data premiery: 04.08.2023

Jeżeli mieliście już do czynienia z twórczością brazylijskiej kapeli Crypta, to pewnie pamiętacie też, że jest to grupa stworzona przez dwie byłe członkinie thrash metalowej kapeli Nervosa (zresztą od nich też dostaniemy nowy album, ale pod koniec września). Luana Dametto oraz Fernanda Lira opuściły szeregi Nervosa i w 2019 roku poszły w większą ekstremę przedstawiając światu Crypta. Grupa debiutowała w 2021 roku bardzo dobrą płytą "Echoes of the Soul". I nie trzeba było długo czekać na drugi cios. "Shades Of Sorrow" to bardzo udana kontynuacja ścieżki, którą kapela Crypta obrała na swoim debiucie. Nowa gitarzystką, którą została Jéssica Falchi sypie gitarowymi melodiami ile wlezie i momentami wręcz miałem wrażenie, że obcuję bardziej z melodic death metalem niż z barbarzyńskim i nieociosanym death metalem. Są tutaj też delikatne elementy thrash metalu, które uatrakcyjniają ten materiał. Ale oczywiście trzon stanowi tutaj death metal. Fernanda w doskonały sposób za sprawą swojego zajadłego wokalu sączy truciznę do uszu słuchacza, a instrumentalistki robią wszystko co w ich mocy, żeby ten rytuał uatrakcyjnić. Z "Shades Of Sorrow" wręcz płynie muzycznie doświadczenie członkiń Crypta, którego nie można im odmówić. Tak jak na pierwszej płycie można było odnieść wrażenie, że to nie jest nowa formacja, ale doskonale zgrany zespół, który pracuje ze sobą od lat, tak na druga płyta tylko to potwierdza.

Edu Falaschi - Eldorado
(progressive power metal)
Data wydania: 23.08.2023
Spotify

Jeżeli uwielbiacie płytę "Temple Of Shadows" (2004) brazylijskiej kapeli Angra, to na pewno nie możecie przejść obojętnie obok najnowszego solowego albumu Edu Falaschiego. Dlaczego wspomniałem o płycie Angra? Głównie dlatego, że jeżeli raz się zachwyciliście wokalem Edu, to już nie ma od tego odwrotu. Od razu jak zobaczyłem, że Falaschi wydaje swój trzeci solowy materiał (oczywiście nie licząc płyt spod szyldu Almah) to czekałem na niego niczym dziecko na świętego Mikołaja. O ile "Moonlight" (2016) mnie nie porwał, to już w towarzystwie "Vera Cruz" (2021) spędziłem wiele godzin. I dopiero po odpaleniu "Eldorado" zdałem sobie sprawę, jak bardzo tęskniłem za wokalem Edu. Muzycznie nie ma szaleństwa stylistycznego, bo wiadomo w jakich klimatach wokal Falaschiego sprawdza się najlepiej. Króluje tu progressive power metal z dużą ilością melodii, pojawia się też trochę wstawek folkowych, od których Edu też nigdy nie stronił. Ale największą ozdobą tej płyty jest oczywiście wokal głównej gwiazdy, a musicie wiedzieć, że ten jest w świetnej formie i chociaż od nagrania pamiętnego "Temple Of Shadows" minęło już niemal 20 lat, to wokal Edu pozostaje niezmienny. I chociaż ciężko mi się pozbyć nostalgicznego uderzenia słuchając "Eldorado" to jest to po prostu bardzo dobry power metalowy materiał, którym Edu udowadnia, że lata mijają, a on ciągle w najwyższej formie.

Exmortus - Necrophony
(technical thrash metal/melodic death metal/neoclassical)
Data premiery: 25.08.2023
Spotify

Aż wstyd przyznać, ale nie zetknąłem się do tej pory z twórczością amerykańskiej grupy Exmortus, ale po tym, co usłyszałem na "Necrophony" będę musiał zapoznać się z dotychczas wydanymi pięcioma płytami tej formacji. Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy to oczywiście okładka, która byłaby idealną ilustracją do jakiejś płyty kapeli Fleshgod Apocalypse. A tymczasem okazało się że to front nowego wydawnictwa nieznanej mi formacji Exmortus. Ale już pod odpaleniu "Necrophony" zawód zniknął, a pojawił się wstyd, że do tej pory nie zetknąłem się z twórczością tej grupy. Kapela serwuje na najnowszej płycie bardzo dobrą mieszankę thrash metalu i melodic death metalu - pierwszy człon nadaje tempa i gitarowej surowości, a drugi dokłada trochę ciężaru, ale też melodyjności. Jest tutaj też miejsce dla odrobiny neoklasycznego grania (więc jakieś połączenie z Fleshgod Apocalypse jest), ale utrzymanego w ryzach dwóch wiodących gatunków. "Necrophony" to płyta pełna wściekłości, energii i zabójczej prędkości, ale zarazem jest w niej coś eleganckiego i nieszablonowego. I chociaż album trwa 54 minuty to słucha się go błyskawicznie, co też zachęca do ponownego odpalenia...ale może zamiast tego sprawdzę ich wcześniejsze dokonania.

Grand Cadaver - Deities Of Deathlike Sleep
(death metal)
Data premiery: 25.08.2023
Spotify

Jakiś czas przed premierą "Deities Of Deathlike Sleep" dostałem od kumpla cynk, że Grand Cadaver to dobra death metalowa formacja, więc sprawdziłem wówczas ich jedyny pełny album. I faktycznie okazało się, że "Into the Maw of Death" (2021) to kawał dobrego szwedzkiego death metalu. Kapelę tworzą doświadczeni muzycy - między innymi Christian Jansson i Mikael Stanne, których możecie kojarzyć z Dark Tranquillity. To też sprawiło, że drugą płytą Grand Cadaver zainteresowałem się jeszcze bardziej. Mam wrażenie, że o ile debiut tej grupy był dobry, to przy okazji drugiej płyty rozpostarli skrzydła. Brzmienie pozostało niezmiennie szwedzkie, ale tempo jakby urosło. Kapela nie walcuje już tak bardzo jak na "Into the Maw of Death", ale za to ich nowy materiał jest o wiele bardziej dynamiczny, a młóci tak samo dobrze, a może nawet lepiej niż debiut. Grand Cadaver nie odkrywają death metalu na nowo, nie starają się też specjalnie tego gatunku rozwijać, raczej przecierają utarte i dobrze znane ścieżki, ale robią to na tyle dobrze, że nie jest trudno kompletnie wsiąknąć w zawartość "Deities Of Deathlike Sleep".

Heimdall - Hephaestus
(melodic power metal)
Data wydania: 25.08.2023
Spotify

Włoski melopowerek, ktoś tęsknił? Bo ja tak, ale odpaliłem najnowszy materiał Heimdall i odnalazłem tutaj dosłownie wszystko, za co lubię ten specyficzny gatunek. Heimdall to już bardzo doświadczona formacja, która debiutowała w 1998 roku płytą "Lord of the Sky" i po wydaniu czterech albumów zawiesiła działalność, wrócili po 9 latach z płytą "Aeneid" (2013), "Hephasteus" jest ich drugim wydawnictwem po powrocie. Za tą świetną komiksowo-fantasy okładką kryje się prawdziwa perełka włoskiego meloldic power metalu. Po powrocie Heimdall stanowisko wokalisty zajął Gandolfo Ferro, którego barwa zdecydowanie lepiej pasuje do grania w melodyjnego power metalu niż wcześniejszego wokalisty. I o ile jeszcze na "Aeneid" można było mieć pewne wątpliwości, czy Ferro dobrze zgrywa się z instrumentalistami, tak na "Hephasteus" wszelkie niedociągnięcia zniknęły. Zresztą instrumentalnie też jest zdecydowanie ciekawiej niż wcześniej - i chociaż to formacja, która zaczynała w szczycie popularności melodic power metalu, to bliżej im było do tradycyjnego europejskiego power metalu. Tymczasem na swoim najnowszym wydawnictwie Heimdall idą bardziej stronę melodyjnego grania, jednak nie zapominają o tradycyjnym power metalowym brzmieniu. Łączą te dwie szkoły serwując popularny włoski melopowerek w pełnej krasie. Jako bonus po 8 power metalowych hymnach grupa dorzuca całkiem zgrabnie wykonany cover "The Show Must Go On" z repertuaru pewnej brytyjskiej legendy rockowej.

Horrendous - Ontological Mysterium
(progressive death metal/technical thrash metal)
Data premiery: 18.08.2023
Spotify

Przerażająca, ale też psychodeliczna okładka zdobi piąty studyjny album amerykańskiej kapeli Horrendous. Kilka lat temu miałem okazję natknąć się na ich wcześniejsze dokonania, ale nic mi z tamtego spotkania w głowie nie zostało. A jednak gdy zobaczyłem nowy album Horrendous w zapowiedziach, to zwróciłem na to uwagę. Przede wszystkim dlatego, że nazwa wydała mi się dziwnie znajoma...no i ta grafika frontowa. Cóż też kryje się za tą potworną (w dobrym tego słowa znaczeniu) okładką? Bardzo niejednorodny materiał, którego głównym trzonem jest death metal. Początek tego albumu jest dość mylący, bo zaczyna się dość lekko i niewinnie, wręcz melodyjnie i bardziej w stylu progresywnego heavy metalu, niż death metalu. Dopiero po krótkim wstępie grupa się rozpędza i...serwuje thrash metal. I przygotujcie się na więcej niespodzianek, bo kapela zaskakuje na niemal każdym kroku, a raczej w każdym kawałku, który składa się na "Ontological Mysterium". A cały ten miks podlewa naprawdę intrygującym klimatem, czasami psychodelicznym, czasami rodem z horroru. Bardzo dobry materiał, chociaż absolutnie nie dla purystów gatunkowych.

Humanity's Last Breath - Ashen
(deathcore/djent)
Data premiery: 04.08.2023

Humanity's Last Breath to przedstawiciel deathcore'owej rodziny, który zawsze trochę odstawał od reszty. Z jednej strony łatwo było skatalogować ich granie, ale z drugiej trochę się wymykali. Może to przez djent, którego nigdy nie szczędzili swoim słuchaczom, a może przez ten specyficzny klimat, który towarzyszy ich wydawnictwom. Ich dotychczasowe płyty zawsze miały w sobie klimat podobny do wydawnictw z gatunku dissonant death metal. Czyli był to bardziej brutalny kuzyn metalcore'a, ale też zarazem ten bardziej pokręcony i niepewny. Na "Ashen" kapela kontynuuje swoją drogę i znowu serwuje prawdziwą kanonadę dźwięków, nie tylko deathcore przenika się z djentem, ale jest jeszcze do tego to specyficzne brzmienie, które sprawia wrażenie, jakby muzyka płynęła do uszu z jakiejś bezdennej otchłani. Jest ostro, ciężko, niepokojąco i odrobinę psychodelicznie.

⭐Kataklysm - Goliath
(melodic death metal/groove metal)
Data premiery: 11.08.2023

Absolutnie uwielbiam Ex Deo, a macierzystą kapelę muzyków tej formacji zawsze traktowałem jako...tę drugą kapelę, gorszą pod każdym względem. Dlatego też nigdy specjalnie nie przykładałem uwagi do płyt Kataklysm - jedna, czy dwie mi pasowały, ale nie wracałem do nich szczególnie często - bo po co? Przecież jest Ex Deo. I w końcu odpaliłem płytę "Goliath", która jest już 15 pełnym studyjnym wydawnictwem w dorobku Kataklysm...ależ mnie zmiótł ten materiał. Przede wszystkim jest to album, który jest najbliższy stylistycznie Ex Deo. A takie przynajmniej odniosłem wrażenie po wielu godzinach spędzonych z muzyką zamkniętą na tej płycie. Kapela uderza mocno w rejony melodic death metalu zmieszanego z groove metalem. Oczywiście jak zwykle mamy tutaj to charakterystyczne masywne brzmienie, grubo ciosane riffy gitarowe, które momentalnie wpadają w ucho i doskonałe wokale Maurizio Iacono. No dobra, bardziej to okrzyki niż wokale, ale uwielbiam go za to. Jest moc w tej płycie, w szybszych, ale i spokojniejszych partiach, gdy cichnie niemal wszystko, poza delikatną muzyką i słowami wypowiadanymi przez Maurizio. Zdecydowanie moja ulubiona płyta Kataklysm, najbardziej nowoczesna brzmieniowo i jednocześnie nawiązująca do stylu Ex Deo. Prawdziwy Goliat, tylko ten złapałby wątłego Dawida i rozerwał w pół.

Nixil - From The Wound Spilled Forth Fire
(progressive black metal)
Data premiery: 25.08.2023

Amerykańska kapela Nixil to dość świeża sprawa, grupa zadebiutowała w 2021 roku płytą "All Knots Untied", a w tym roku uderzyła za sprawą płyty "From The Wound Spilled Forth Fire". Ich nowy materiał odpaliłem z ciekawości...a raczej wrzuciłem go do kolejki wraz kilkoma innymi i to jego zawartość znacząco wybijała się na tle reszty. Nixil grają black metal w nieszablonowej formie, momentami płynnie przechodzą w awangardę. I chociaż kapela nie podaje na tej płycie prostego black metalu, a wręcz miesza ile tylko daje radę, to kawałki składające się na "From The Wound Spilled Forth Fire" dość szybko wpadają w ucho. A jest to zarówno zasługa naprawdę dobrych riffów, jak i melodii gitarowych, czy po prostu klimatu tego wydawnictwa - jest na tej płycie jakaś tajemnica, która unosi się przez cały czas jej trwania. Jeżeli szukacie nieszablonowego, ale przyjemnego dla ucha black metalu to właśnie go znaleźliście.

Ringworm - Seeing Through Fire
(hardcore punk/crossover thrash metal)
Data premiery: 18.08.2023
Spotify

Jeżeli do tej pory nie natknęliście się na twórczość amerykańskiej kapeli Ringworm to musi to być duże niedopatrzenie, które przydałoby się czym prędzej nadrobić. W tym roku grupa wydała swój dziewiąty pełny materiał studyjny i przypomniała mi jak bardzo uwielbiałem ich granie w okolicach premiery płyty "Hammer of the Witch" (2014). Później grupa wydała jeszcze dwa albumy, które już nie miały takiego klimatu jak wspomniany materiał. Owszem, cały czas operowały tą samą agresją. Nie brakowało charakterystycznej punkowej wściekłości i mieszania jej z crossover thrash metalem. Ale czegoś mi na płytach "Snake Church" (2016) oraz "Death Becomes My Voice" (2019) brakowało, kompletnie nie wracałem do tych płyt, wręcz czułem się nimi nieco rozczarowany. "Seeing Through Fire" mimo tego, że też nie ma tego mrocznego klimatu, który doskonale sprawdzał się na "Hammer of the Witch" to ma w sobie to coś, co przyciągało mnie do wspomnianej płyty. Brzmienie nowego materiału Ringworm jest wręcz mordercze, punkowa wściekłość wylewa się z każdego numeru, tempo trzymane jest przez thrash metalowe riffy, a wokalista pluje jadem, tak jak tylko potrafi. Jest w tej płycie coś takiego, co mimo braku tego mrocznego klimatu sprawia, że chcę do niej wracać i odpalać ją raz za razem. Nie ma tu czasu na budowanie atmosfery, nie ma też czasu na wirtuozerskie popisy, jest za to gniew, agresja i parcie do przodu, a wszystko to zamknięte w lekko ponad 30 minutach. Jeżeli to wasze pierwsze spotkanie z Ringworm to polecam sięgnąć też po wcześniejsze płyty tej grupy, rozczarowani na pewno nie będziecie.

Spirit Adrift - Ghost At The Gallows
(heavy metal/doom metal)
Data premiery: 18.08.2023
Spotify

Z tych wszystkich nowych kapel grających oldschoolowy heavy metal Spirit Adrift zdecydowanie najmniej mi pasowali. Może też dlatego, że w ich stylu sporo miejsca zajmował doom metal. W związku z tym brakowało mi u nich tego szaleństwa, tej energii, której pod dostatkiem było w twórczości innych formacji. Ale przy okazji "Ghost At The Gallows" mocno mnie zaskoczyli. Odpalając tę płytę spodziewałem się heavy metalu przykrytego doom metalowymi smutkami, a tymczasem przywitał mnie energiczny gitarowy riff i wpadające w ucho melodie...i świetny wokal Nate'a Garretta. Aż sprawdzałem, czy aby na pewno słucham Spirit Adrift, a nie jakiejś kapeli o podobniej nazwie. I obojętnie ile razy sprawdzałem, to za każdym razem był to Spirit Adrift. Tak jakby gdzieś po drodze kapeli zgubił się ten doom metalowy vibe, bo "Ghost At The Gallows" to tradycyjny heavy metalowy materiał, który przywodzi mi na myśl utrzymane w tym gatunku płyty Grand Magus (aż chyba za chwilę odpalę sobie "Triumph and Power"). Świetna płyta, która na pewno pozwoli zgarnąć Spirit Adrift większe grono fanów, ale pewnie ci bardziej doom metalowi mogą się poczuć trochę rozczarowani.

⭐Streetlight - Ignition
(melodic rock/aor/hard rock)
Data premiery: 18.08.2023
Spotify

Streetlight to nowa grupa ze Szwecji. Niby nowa, ale zaprezentowany przez nich debiutancki materiał zatytułowany "Ignition" to wręcz książkowy przykład muzyki rockowej z lat 80tych. Jeżeli chociaż raz w życiu odpaliliście jakąś płytę z melodic rockiem albo aor z tamtego okresu to już mniej więcej wiecie, jakiego rodzaju granie usłyszycie na pierwszym materiale Streetlight (zresztą wcale bym się nie zdziwił, gdyby nazwa kapeli wzięła się z tekstu jednego ze szlagierów grupy Journey). Mamy tutaj bardzo dużą dawkę przebojowości podaną w rockowej szacie, sporo popowych odnośników, ogrom błyskawicznie wpadających w ucho melodii (zarówno gitarowych, jak i klawiszowych) i oczywiście refreny, które zostaną z nami już na dłużej nawet po tym, gdy usłyszycie kawałek tylko raz. I wiem, że aor-owych wydawnictw nie brakuje, praktycznie miesiąc w miesiąc wychodzi coś nowego, tak jakby ten gatunek przeżywał jakiś skromny (ale jednak) renesans. Tymczasem album "Ignition" momentalnie mnie do siebie przekonał, może dlatego, że grupa z jednej strony porusza się w aor-owych standardach, a z drugiej próbuje podać je w nieco świeższej formie, a czasami wręcz urywa się w jakieś szalone hard rockowe rejony. Świetna płyta i jeden z najlepszych (o ile nie najlepszy) aor-ów jakie słyszałem w tym roku.

Tapestry - The Pain You Desire, the Love You Deserve
(post-hardcore/alternative rock)
Data premiery: 18.08.2023
Spotify

Tapestry to debiutująca kapela z Australii. I nie będę ukrywał, do tej płyty przyciągnęła mnie okładka, która przypomina dzieła sztuki, które można oglądać w galeriach...a zostałem dla muzyki. I sam jestem zaskoczony tym, że zawartość "The Pain You Desire, the Love You Deserve" wpadła mi w ucho, bo jeszcze jakiś czas temu tego typu granie skreślałem już po pierwszych kilku kawałkach (częst nawet już podczas słuchania pierwszego). A cóż to za granie? Bardzo melodyjna, wręcz podchodząca pod pop mieszanka post-hardcore i alternative rocka. Na siłę można się doszukać też elementów melodic hardcore'a. I mimo tego, że tych "popujących" fragmentów nie brakuje, to są tutaj też dobrze z tym kontrastujące ostrzejsze partie, za które odpowiedzialni są głównie gitarzyści (i krzyczący wokalista, który aktywuje się trochę bardziej wraz postępem albumu). Jednak to, co najbardziej podoba mi się w tym wydawnictwie, to właśnie ta delikatna muzyka grająca za plecami wokalisty - trochę post-rock, trochę shoegaze. Tak, ta chillująca warstwa instrumentalna jest tutaj dla mnie kluczowa. Oczywiście nie jest to materiał dla wszystkich, bo zdaję sobie sprawę, że to dość lekkie i miękkie granie, z miejscowymi tylko dociążeniami, ale zaskakująco dobrze mi się słucha tego albumu.

The Crawling - All Of This For Nothing
(death doom metal)
Data premiery: 04.08.2023

Nie trafiłem do tej pory na twórczość pochodzącej z Irlandii Północnej kapeli The Crawling. "All Of This For Nothing" jest trzecim pełnym studyjnym wydawnictwem tej grupy - najnowszy materiał został wydany 5 lat po premierze "Wolves and the Hideous White" (2018). To sporo czasu, zwłaszcza dla dość świeżej jeszcze formacji. O najnowszej płycie The Crawling nie sposób nie napisać, że jest to łakomy kąsek dla fanów takich kapel jak Ghost Brigade, Swallow The Sun, czy też innych formacji, które swojej twórczości mieszają doom metal z death metalem i podlewają to wszystko gothic metalem. "All Of This For Nothing" to materiał przesiąknięty melancholijnym klimatem, który jest dodatkowo podsycany za sprawą death metalowych rozwiązań. Nie ma tutaj co prawda typowego gotyckiego klimatu, ale nie musi go być, skoro jest ta wszechobecna melancholia. Atmosfera na tym wydawnictwie jest gęsta i muzykom doskonale udaje się balansowanie pomiędzy szybszymi i zarazem bardziej agresywnymi death metalowymi elementami, a doom metalowym mrokiem. I wypada to o tyle ciekawiej, że ten doom metal obecny w muzyce The Crawling to nie jest po prostu wolniejsze granie death metalu, wspomniany wcześniej gatunek ma tutaj swoje miejsce, nawet bym powiedział, że odgrywa zdecydowanie ważniejszą rolę niż death metal. Odpaliłem ten materiał dla death metalu, a wracam do niego dla doom metalu.

To Kill Achilles - Recovery
(melodic hardcore/metalcore)
Data premiery: 11.08.2023
Spotify

Uwielbiam debiutancki album To Kill Achilles, a może raczej uwielbiałem, bo teraz już niezbyt często wracam do "Existence" (2013). Ale wzmianki o tym wydawnictwie możecie znaleźć na blogu w podsumowaniu 2013 roku (zwłaszcza w debiutach). Później kapela zapadła się pod ziemię, wróciła w 2021 z albumem "Something to Remember Me By", którego niestety nie słyszałem i 11 sierpnia 2023 roku zaprezentowała swój trzeci pełny studyjny materiał. Trochę się zdziwiłem widząc w zapowiedziach płytę "Recovery", bo byłem przekonany, że kapela To Kill Achilles już od dawna nie istnieje. Jak się okazuje byłem w dużym błędzie, bo ta szkocka formacja pochodząca z Dundee wróciła silniejsza niż wcześniej. Czuć na "Recovery" trochę starego To Kill Achilles, które pokochałem za wściekłość, energię i surowe brzmienie. Ale stylistycznie jest nieco inaczej niż na płycie sprzed 10 lat. Pierwsze skojarzenie jakie pojawiło mi się w głowie, gdy słuchałem tej płyty to australijski zespół Carpathian...o którym też nie słyszałem od ponad 10 lat. Ale w głowie nadal mi gra ich album "Isolation" (2008). To Kill Achilles na najnowszej płycie grają podobnie do Carpathian. Nieco zwolnili, wściekłość bardziej przejawia się w wokalach, a nieco mniej w muzyce. Kapela lawiruje pomiędzy ostrzejszym brzmieniem, a delikatnymi dźwiękami, podobnie zresztą z wokalem, który wymienia się pomiędzy core'owym krzykiem, a melodyjnym śpiewem. Bardzo dobry materiał i mam nadzieję, że kapela nie zniknie znowu na długie lata.

Unblessed Divine - Portal To Darkness
(atmospheric death metal)
Data premiery: 18.08.2023

Ublessed Divine to absolutnie wyjątkowy projekt, który współtworzą dwaj polscy muzycy (Michał Grall oraz Szymon Krasowski, choć na płycie zamiast tego drugiego usłyszymy partie perkusyjne Michała Łysejko) i wokalista z RPA (Lee Wollenschlaeger). Na debiutanckim albumie "Portal To Darkness" grupa nie bawi się w półśrodki tylko od razu uderza z grubej rury. Na płycie znaleźć można przede wszystkim nowoczesny death metal najwyższej próby, przydały się też doświadczenia zdobyte przez Michała Gralla w Sinister, czy Lee Wollenschlaegera zdobyte w Malevolent Creation. Klimat tego wydawnictwa jest gęsty niczym smoła, a ciężkie riffy świetnie uzupełniają się z dbającymi o tworzenie niezapomnianej atmosfery partiami klawiszowymi. Niby schowanymi gdzieś z tyłu, ale podnoszącymi atrakcyjność tego wydawnictwa. Wręcz (powiedzmy) symfonia i ciężkie death metalowe granie doskonale się tutaj ze sobą zgrywają i tworzą spójną całość. Bardzo dobry debiut i oby projekt Unblessed Divine jeszcze nie raz w przyszłości zaskoczył.

Urfaust - Untergang
(atmospheric black metal/doom metal/avantgarde metal/ambient)
Data premiery: 11.08.2023

Jeżeli lubicie niestandardowe podejście do grania black metalu, a raczej lubicie, gdy black metal mieszany jest z różnymi gatunkami, to na pewno na waszej drodze stanęła już kapela Urfaust. To niderlandzka formacja, która zaczęła działać na scenie w 2003 roku i dwadzieścia lat później zaprezentowała swój finałowy materiał. "Untergang" jest siódmym pełnym wydawnictwem Holendrów, chociaż gdy spojrzy się na ich dyskografię to znaleźć w niej można o wiele więcej nagrań - głównie epek i splitów. W tym roku grupa zakończyła swoją działalność stąd też określenie, że "Untergang" jest finałowym albumem tej formacji. Na płycie znaleźć można prawdziwą ucztę dla fanów nieszablonowego grania black metalu. W dużej mierze Urfaust to przede wszystkim grupa specjalizująca się w graniu ambientu, ale przez lata doskonale mieszali go z black metalem i doom metalem, dorzucając do tego sporo awangardy. I podobne granie można usłyszeć na "Untergang". Holendrzy lubili eksperymentować z brzmieniem i to też słychać na tej płycie. Wokale potrafią być schowane za ścianą dźwięku, a jednocześnie walczyć o przebicie się do pierwszego szeregu. Doom metal miesza się z black metalem, a do tego wszystkiego doskakuje jeszcze ambient - podawane jest to w różnych proporcjach w zależności od utworu. Szkoda, że grupa zakończyła działalność, ale za to pożegnała się z fanami w bardzo dobrym stylu. "Untergang" to materiał pełen niepokojących dźwięków, mrocznej atmosfery, która dodatkowo buduje uczucie niepewności. 

⭐Urne - A Feast On Sorrow
(sludge metal/progressive metal)
Data premiery: 11.08.2023
Spotify

Nie znam debiutanckiej płyty brytyjskiej kapeli Urne, ale po tym, co usłyszałem na "A Feast On Sorrow" muszę czym prędzej nadrobić tę zaległość. Urne to jeszcze dość świeża formacja, która w sierpniu zaprezentowała swój drugi pełny studyjny materiał. Już pierwsze dźwięki zawarte na "A Feast On Sorrow" przywiodły mi na myśl twórczość grupy Mantar...ale trochę też Mastodon z wcześniejszego okresu ich działalności. Urne doskonale łączą w swojej twórczości ciężar, surowość i agresję sludge metalu i mieszają ją z innymi gatunkami - jest tutaj odrobinę progresywnego grania, trochę stonera, trochę groove metalu, a nawet metalcore'a (tego brudnego, którego reprezentantem była grupa Burnt By The Sun). Z tego niesamowitego połączenia wychodzi fenomenalny album, który błyskawicznie skradł moje serce i już przy pierwszym odsłuchu wiedziałem, że tej płyty nie może zabraknąć w przeglądzie premier. Dla fanów ciężkiego grania, ale nieco wymykającego się prostemu szufladkowaniu pozycja obowiązkowa.

Warhawk - Dambuster
(heavy metal)
Data premiery: 04.08.2023
Spotify

Nigdy wielkim fanem Motorhead nie byłem i pewnie już nigdy nie będę. Za to zawsze lubiłem formacje, które do ich stylu i twórczości nawiązywały - jak chociażby Chrome Division. Zaledwie w zeszłym roku za sprawą płyty "Pray for War" zadebiutowała szwedzka formacja Warhawk. Muzyka tej grupy od samego początku nie pozostawiała złudzeń, po prostu chcą grać jak Motorhead i wychodzi im to zaskakująco dobrze. Kapela dość szybko poszła za ciosem, bo na "Dambuster" trzeba było czekać zaledwie rok i kilka miesięcy. I co tym razem dostaliśmy? Nie zgadniecie, ale wam podpowiem - granie w stylu Motorhead. Czy to źle? Nie. Czy dobrze im to wychodzi? Jak najbardziej. Chrome Division przez kilka pierwszych płyt (zdaję się, że przez dwie pierwsze płyty) brzmieli świeżo chociaż opierali swoją twórczość na stylistyce wręcz wykorzystanej do cna przez Motorhead. Warhawk grają jakby bardziej w stylu wspomnianej brytyjskiej legendy heavy metalu/hard rocka, prą do przodu nie zabierając ze sobą jeńców. Niczym ten drapieżny ptak na okładce "Dambuster" po prostu puszczają wszystko z dymem. I coś czuję, że będą mieli w sobie więcej samozaparcia i zdają sobie sprawę z tego, że zmiany w tego typu graniu w żadnym wypadku nie są pożądane. Jeżeli jesteście fanami Motorhead, czy po prostu grania w stylu, w którym się poruszali to nie zastanawiajcie się zbyt długo, bo Warhawk na pewno dostarczą wam dużo dobrej zabawy, a kto wie, czy za rogiem nie czeka już ich trzecia płyta?

Warmen - Here For None
(progressive power metal/melodic death metal)
Data premiery: 18.08.2023
Spotify

Jeżeli mieliście okres w swoim życiu, w którym jaraliście się twórczością Children Of Bodom to na pewno kojarzycie Warmena, a tak naprawdę Janne Warmana. Klawiszowiec CoB dołożył niemałą cegiełkę do rozpoznawalności stylu tej kapeli, wszak to jego klawisze nadawały ton niejednej ich kompozycji - czy bez jego klawiszy mógłby powstać "Downfall", czy "Hate Me"? Pewnie nie, a przecież to tylko dwa pierwszy przykłady z brzegu. Ale no właśnie, "Here For None" to nie jest pierwszy solowy materiał Janne Warmana, pierwszy pojawił się w 2000 roku...i cóż, "Unknown Soldier" świata nie zwojował, ale już kolejne solowe próby klawiszowca wypadały zdecydowanie lepiej. "Here for None" jest już szóstym pełnym studyjnym albumem Warmen i muszę przyznać, że świetną decyzją było zaproszenie do tego projektu Petriego Lindroosa (wokalista Ensiferum oraz ex-Norther). To był po prostu strzał w dziesiątkę, tym bardziej, że po śmierci Alexiego Laiho fani Children Of Bodom zostali pozostawieni sami sobie. Tymczasem "Here For None" to materiał idealnie wpasowujący się w stylistykę, którą operowało CoB, czyli mamy mieszankę melodic death metalu z power metalem. Dokładnie to dostajemy na najnowszym wydawnictwie Warmen, do tego wspomniany już Petri Lindroos operuje bardzo podobnym wokalem, co Alexi. Struktura utworów też jest podobna do CoB. Wręcz płynie z tego wydawnictwa tęsknota Warmana za czasami, gdy współtworzył jedną z najpopularniejszych fińskich formacji na scenie metalowej. Nadal lubię wracać do twórczości Children Of Bodom, a ten album doskonale zaspokaja moją tęsknotę za tą grupą, której niekwestionowanym liderem był Alexi Laiho.

Werewolves - My Enemies Look And Sound Like Me
(death/black metal)
Data premiery: 11.08.2023
Australijska kapela Werewolves jest bardzo systematyczna, grupa powstała w 2019 roku, a rok później zadebiutowała płytą "The Dead Are Screaming". Od tamtej pory fani ostrego i bezkompromisowego grania każdego roku otrzymują nowy pełny studyjny album od tej formacji. "My Enemies Look And Sound Like Me" to już czwarty pełny materiał tej grupy i po najnowszej płycie wcale nie słychać, żeby muzycy łapali zadyszkę. Ich death/black metal z technicznymi ciągotami nie jest może szczególnie świeży, ale gniecie i chłoszcze jak trzeba. I jak zwykle okładka zdobiąca "My Enemies Look And Sound Like Me" doskonale oddaje klimat zawartości muzycznej tego albumu. Kapela mknie do przodu kosząc coraz bardziej zakrwawionym toporem wszystko, co znajdzie się na ich drodze. Nie ma chwili wytchnienia, od pierwszej do ostatniej sekundy tej płyty jest bezlitosna jazda do przodu rozpędzonym walcem (osiągającym zaskakująco dużą prędkość), który miażdży po drodze stosy (powalonych wcześniej) trupów. Czy w 2024 roku dostaniemy nowy materiał Werewolves? Jeżeli grupa dalej ma trzymać taki poziom to mam nadzieję, że tak.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz