piątek, 8 lipca 2011

Na skróty - odcinek 7

Ponownie do cyklu "Na skróty" trafiają świeże wydawnictwa - najświeższy jest Mastiphal, który swoją premierę miał 29 czerwca, natomiast Winds Of Plague i Switchtense to albumy z kwietnia i maja. Gatunkowo te trzy albumy nie są ze sobą powiązane, chociaż są to ewidentnie przedstawiciele ekstremy.



Mastiphal - Parvzya
(black metal; 2011; Polska)

Mastiphal to nie jest nowa formacja, ta katowicka kapela istnieje od 1992, ale z 11-letnią przerwą, jaka nastąpiła w latach 1998-2009. W swoim początkowym okresie Mastiphal wydali jeden pełny album studyjny - "For a Glory of All Evil Spirits, Rise for Victory" (1995), a przed zawieszeniem działalności wydali kompilację (1998). Kiedy wrócili postanowili o sobie przypomnieć starszym fanom i przy okazji zebrać nowych za sprawą dwupłytowej kompilacji "Damnatio Memoriae", która była po prostu rozszerzonym albumem "For a Glory of All Evil Spirits, Rise for Victory" i demówką "Sowing Profane Seed" wzbogaconą o kilka kawałków koncertowych. Przyznam od razu, że kompilacji przesłuchałem może raz i na tym skończyła się moja przygoda z Mastiphal. Dopiero za sprawą ich koncertu w 2010 roku postanowiłem bliżej zapoznać się z twórczością tej kapeli, ale czekałem na jakiś nowy materiał, bo zawartość "Damnatio Memoriae" brzmiała momentami zbyt garażowo. W każdym razie w końcu się doczekałem - "Parvzya" ukazał się 29 czerwca 2011 roku za sprawą Witching Hour. Na całość składa się 9 utworów i krótkie intro, a łączny czas grania to niecałe 40 minut. Przyznam, że wiele mogłem się spodziewać po tym albumie, ale nie myślałem, że chłopaki po takiej przerwie będą potrafili wykrzesać z siebie taki ogień. Brzmienie jest wreszcie takie jakie być powinno - kapela ewidentnie zostawiła garaż za sobą. Same kawałki też zyskały na mocy, ale nie tylko - po prostu wpadają w ucho. To nie łatwa sztuka grać black metal, nie popadając w melodic black metal, czy symphonic black metal, a jednak sprawiać, że kawałki wpadają w ucho. Ponadto na albumie znaleźć można mnóstwo świetnych melodii, a praca bębnów to kawał solidnej roboty. Prawdę mówiąc ten album powinien przypasować zarówno wielbicielom black metalu, jak i osobom gustującym w klimatach nieco lżejszych - dlaczego? Wszystko za sprawą naprawdę dobrego brzmienia, dobrego wyważenia pomiędzy melodiami, ciężarem i agresją. Póki co jest to jeden z najlepszych polskich albumów jakie słyszałem w tym roku (biją się o palmę pierwszeństwa z Iperyt). Aż nie chce się wyłączać tego albumu, a głowa sama kiwa się do rytmu. Na koncertach nowy materiał na pewno zbiera prawdziwe żniwo.

Nota: 9/10


Switchtense - Switchtense
(thrash/groove metal; 2011; Portugalia)

Switchtense to portugalska kapela, która dała o sobie znać w 2009 roku, kiedy to zadebiutowali albumem "Confrontation Of Souls". Może ten materiał nie był odkrywczy, może muzycy trochę przesadzili z diabelską otoczką (mam na myśli sławetne intro, które nie pasowało do pozostałej części albumu), ale po prostu debiutu Portugalczyków chciało się słuchać, jak również wracać do niego po dłuższej przerwie. Po świetnym debiucie liczyłem na to, że kapela zawojuje świat i czym prędzej będzie chciała pójść za ciosem i wyda kolejny materiał. Trochę się przeliczyłem, bo o kapeli nadal było cicho, a do tego nie pojawiały się żadne wzmianki odnośnie nowego wydawnictwa. Na szczęście dwa lata po premierze "Confrontation Of Souls" Portugalczycy wydali swój drugi album studyjny i idąc po najniższej linii oporu nazwali go po prostu "Switchtense". Przyznam, że pierwszy kontakt z tym albumem raczej wzbudził we mnie mieszane uczucia - z jednej strony to ta sama kapela, a z drugie zabrakło mi tego ognia, którego było aż nadto na debiucie. Gdzieś zginęły dudniące gitarowe riffy i wpadające w ucho kawałki - na szczęście to tylko był efekt pobieżnego odsłuchu. "Face Off", którego można było posłuchać jeszcze przed premierą robi bardzo dobre wrażenie (zwłaszcza świetna praca gitar) i wciąga bez reszty. Po prostu po usłyszeniu tego numeru nie da rady się oderwać od "Switchtense" - przynajmniej do momentu ostatnich dźwięków numeru "Awaiting The Downfall", który zamyka stawkę. Thrashu i groove metalu na nowym wydawnictwie Switchtense nie brakuje - to wszystko oczywiście zostało (jak poprzednio) okraszone nutką nowoczesnego brzmienia. Energia i agresja to dwa najważniejsze elementy tego albumu, nad melodiami nie można się za bardzo rozpływać, bo te po prostu ustąpiły miejsca dudniącym riffom. Tutaj po prostu nie ma miejsca na melodie, granie jest szybkie i energiczne, ale solówek oczywiście nie brakuje. Do tego wydawnictwa po prostu trzeba się przekonać, dać mu kilka obrotów i cieszyć się później każdym kolejnym. Mam nadzieję, że tym razem kapeli uda się zabłysnąć nieco jaśniejszym światłem na metalowej scenie - chociażby tylko europejskiej, bo według mnie są zdani na sukces. Czekam tylko na informację, że jakaś duża wytwórnia podpisała kontrakt ze Switchtense. Finlandia ma Dead Shape Figure, a Portugalia Switchtense - to powinna być wystarczająca rekomendacja.

Nota: 8,5/10


Winds Of Plague - Against The World
(symphonic deathcore; 2011; USA)

Swój charakterystyczny styl core'owego grania Winds Of Plague rozwinęli ostatecznie dość niedawno. Co prawda jego początki sięgają "Decimate The Weak" z 2008 roku, ale to dopiero rok później formacja ostatecznie ustaliła swój styl, który objawili światu za sprawą "The Great Stone War", był to według mnie jeden z najlepszych albumów deathcore'owych 2009 roku. Jak widać na kontynuację trzeba było czekać dwa lata - w tym czasie kapelę opuściła Kristen Randall, a jej miejsce za klawiszami zajęła Alana Potocnik, która podobnie jak jej poprzedniczka wcześniej wchodziła w skład formacji Abigail Williams. Mimo tego, że osoba odpowiedzialna za klawisze się zmieniła, to styl kapeli pozostał ten sam. Może na "Against The World" brakuje epickości "The Great Stone War", ale na pewno nie brakuje hitów - chociaż wstawki takie jak "The Warrior Code" na pewno ratują klimat. W muzyce Winds Of Plague nadal dużą rolę odgrywają klawisze, ale prawdę mówiąc mam wrażenie, że na nowym wydawnictwie położony został większy nacisk na pracę gitar (jakże one pięknie dudnią), a klawisze brzmią jakby były tylko wsparciem. Natomiast na albumie z 2009 klawisze były odpowiedzialne za całe tło. W każdym razie niczego to nie ujmuje kapeli, a nowy materiał spełnia świetnie funkcję kontynuatora "The Great Stone War". Skąd tyle odwołań do poprzednika? Jest on najzwyczajniej lepszy, chociaż minimalnie. Samo brzmienie "Against The World" jest bardzo elektroniczne i oczywiście nowoczesne, ale taki już styl przyjęła ta kapela. Mam nadzieję, że ta formacja nadal będzie dążyła tym samym torem i nie wpadną nagle na pomysł zmiany stylu, bo zakładam, że to by się odbiło negatywnie na odbiorze kapeli. I od razu można polecić ten album każdemu, kto lubił "The Great Stone War", a co za tym idzie - jeśli ktoś nie lubił poprzedniego wydawnictwa Winds Of Plague to na nowym też nic dla siebie nie znajdzie.

Nota: 8/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz