środa, 18 stycznia 2012

Podsumowanie 2011 - black metal

Nigdy nie interesowałem się specjalnie black metalem, ale zawsze w tym gatunku pojawiały się na tyle ciekawe pozycje, że byłem wręcz przez nie przyciągany. W większości przypadków były to albumy, które raczej mieściły się w klimatach post-blackowych, albo były łagodniejszą odmianą black metalu - czyli tymi z przedrostkami melodic lub symphonic. Od czasu do czasu trafia się też korzenny, prawdziwy black metal, który zainteresuje mnie na tyle, że zaczynam grzebać w tym gatunku i znajdować różnego rodzaju perełki.



Ciężko jest mi powiedzieć jaki 2011 rok był dla black metalu. Na pewno nie był to rok stracony - przede wszystkim warto wspomnieć o drugim wydawnictwie Oranssi Pazuzu. Już w grudniu 2010 kapela odezwała się dość znaczącym głosem za pomocą splitu z Candy Cane. "Kosmonument" jest inny niż debiut, zdecydowanie mniej kosmiczny, ale to nadal ta sama kapela, która porwała mnie 2009 roku. O triumfalnym powrocie Mastiphal już pisałem przy okazji polskich albumów. Wrócili i pozamiatali konkurencję na krajowej scenie. Craft to dla mnie absolutna nowość (podobnie jak kilka innych kapel, które zawarłem w tym zestawieniu) - prezentowany przez nich black metal spokojnie mogę nazwać tym prawdziwym, nie zawierającym żadnych domieszek. To jeden z tych albumów, który sprawił, że rozpocząłem poszukiwania innych ciekawych pozycji w black metalu (z różnym skutkiem). Taake to już sprawdzona firma - nigdy jeszcze nie czułem się zawiedziony słuchając wydawnictw Hoesta. Tym razem również mu się udało - album jest świeży, ale trzyma się ram black metalu, ale nie boi się eksperymentować, co doskonale słychać na "Noregs Vaapen". Z Blut Aus Nord zawsze miałem problemy, niby zawsze chciałem się zapoznać z ich muzyką, ale nigdy nie było mi po drodze. Tym razem kapela wydała dwie płyty w jednym roku, więc nie mogłem teraz przegapić ich twórczości. W zestawieniu umieściłem ten album, który bardziej mi się podobał, ale obydwa wydawnictwa "777" są wyjątkowe. Kapela świetnie łączy black metal z ambientem i elementami industrialu. Cultes Des Ghoules to polska formacja, której do tej pory nie znałem - black metal z dużą ilością mrocznego klimatu. 25 minutowa epka zawierająca tylko jeden numer, ale naprawdę robiąca świetne wrażenie - oby więcej takich blackowych albumów. Ctulu to kolejna kapela, której nie znałem wcześniej. Panowie prezentują dość energiczne podejście do black metalu, ale nie stronią też od klimatycznego grania. Nie jest to jeszcze czołowa black metalowa formacja, ale myślę, że jeszcze wszystko przed nimi. Graveworm według mnie wysunął się na czołówkę w melodyjnym black metalu. Praktycznie nie mieli zbyt wielkiej, a raczej zbyt znaczącej konkurencji, ale jednak ich wydawnictwo było dla mnie jednym z najbardziej interesujących premier października. Ulverheim to debiutanci na scenie, którzy swój album wydali dopiero w grudniu. Jest to kolejny przedstawiciel grupy grającej korzenny black metal. Anaal Nathrakh to formacja mieszająca black metal z grindcorem, na ich najnowszym albumie słyszę jednak dominację black metalu. Album przyjemny, agresywny i udziwniony do granic możliwości, a jednak świetnie mi się go słucha.

01. Oranssi Pazuzu - Kosmonument

02. Mastiphal - Parvzya

03. Craft - Void

04. Taake - Noregs Vaapen

05. Blut Aus Nord - 777 - The Desanctification

06. Cultes Des Ghoules - Spectres Over Transylvania

07. Ctulu - Sarkomand

08. Graveworm - Fragments Of Death

09. Ulverheim - När Dimman Lättar

10. Anaal Nathrakh - Passion


*autor logo Tonito292

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz