czwartek, 11 marca 2010

Eluveitie - Everything Remains As It Never Was (2010)



Eluveitie - Everything Remains As It Never Was

Eluveitie na myspace


Data wydania: 19.02.2010
Gatunek: folk metal/mdm
Kraj: Szwajcaria


Tracklista:
01. Otherworld 01:57
02. Everything Remains As It Never Was 04:25
03. Thousandfold 03:20
04. Nil 03:43
05. The Essence Of Ashes 03:59
06. Isara 02:44
07. Kingdom Come Undone 03:22
08. Quoth the Raven 04:42
09. (Do)Minion 05:07
10. Setlon 02:36
11. Sempiternal Embers 04:52
12. Lugd'non 04:01
13. The Liminal Passage 02:15

Skład zespołu:
Christian Glanzmann - wokal, gitara akustyczna, mandolina, dudy, kobza, piszczałki, flet
Ivo Henzi - gitara
Simeon Koch - gitara, wokal
Kay Brem - gitara basowa
Merlin Sutter - perkusja
Meri Tadic - skrzypce, wokal
Anna Murphy - lira korbowa, wokal
Patrick Kistler - dudy, piszczałki

Eluveitie to szwajcarska kapela, która już w światku metalowym zdążyła zaistnieć, zebrać sporą rzeszę fanów. U jednych muzyka tego bandu wywołuje na twarzy uśmiech politowania - bo to przecież skoczne melodyjki okraszone rykiem Christiana. Dla innych jest to nowa nadzieja folkowego odłamu metalu. Nie ma co ukrywać, że duży przyczynek do tego miały albumy "The Spirit" z 2006 i "Slania" z 2008. Ten drugi zdecydowanie bardziej przebojowy zapewne bandowi przysporzył więcej fanów niż przeciwników. Ale w końcu Eluveitie postanowili przeprowadzić eksperyment w postaci wydawnictwa "Evocation I". Był to materiał folk rockowy praktycznie pozbawiony energii i wokalu Christiana - zamiast niego na pierwszy plan trafiła Anna Murphy i akompaniująca jej Meri Tadic. ten album był szokiem i nie wiadomo było czego oczekiwać po materiale zapowiadanym na początek 2010 roku.

Kiedy przed premierą "Everything Remains As It Never Was" pojawił się klip do numeru "Thousandfold" poczułem się jakoś spokojniej. Utwór był połączeniem klimatu "The Spirit" i przebojowości "Slania" - to był bardzo dobry znak. No tak, ale na album składa się 13 utworów, więc ten jeden mógł być wyjątkiem, a pozostałe dalej mogły być smętnymi kompozycjami, w których był folk, ale już nie było miejsca na metal. Na szczęście takie domysły to tylko domysły i nic więcej. Na nowym albumie zespół idealnie wyważył to co było dobre na "The Spirit" i "Slania". Efektem tego jest 13 różnorodnych kompozycji w większości skocznych kawałków folk metalowych ozdobionych elementami melodic death metalu - a może jest zupełnie na odwrót? W każdym razie każdy kto zawiódł się na "Evocation I" nowym albumem będzie zachwycony.

Prawdę mówiąc dużo odsłuchów mi zajęło wyszukanie elementu, który nie do końca mi pasuje w tym albumie, ale w końcu go odnalazłem - jest nim refren w utworze "The Essence Of Ashes". Jest zbyt "piracki", sam kawałek oczywiście należy do tych przeprężnych (chociaż jest zdominowany przez metal, a folk jest zaledwie dodatkiem). Początkowo wydawało mi się, że to "Thousandfold" jest takim "pirackim" numerem, bo pojawiają się tam pewne motywy w samej melodii, ale jednak "The Essence Of Ashes" wygrało. Jest to oczywiście szukanie minusów na siłę, bo jakichś strasznie rzucających się w uszy ten album po prostu nie ma. Kompozycje są ciekawe i niezwykle przebojowe, dzięki czemu mimo tego, że jest tutaj aż 13 utworów to słucha się ich w tempie ekspresowym i na jednym odsłuchu ciężko skończyć. Trzeba też dodać, że jest to jak na razie najkrótszy album w dyskografii tej szwajcarskiej kapeli - trwa zaledwie 44 minuty.

Wracając do samej muzyki - tutaj poza tradycyjnymi już instrumentami takimi jak gitary elektryczne, gitary basowe i perkusja, usłyszymy również mnóstwo instrumentów wykorzystywanych w folkowym graniu - dudy, piszczałki, skrzypce, lirę korbową i oczywiście flet. Ci, którzy słyszeli już wcześniejsze wydawnictwa Eluveitie wiedzą, czego można się spodziewać po takiej mieszance. Tutaj band po raz kolejny pokazał, że wie jak wciągnąć słuchacza w specyficzny świat folk metalu - dowodem na to niech będą świetne instrumentale "Isara", "Setlon" i "The Liminal Passage".

Na tym albumie zostało też wyjaśnione, kto gra pierwsze skrzypce jeśli chodzi o wokal. Zdecydowanie postawiono na ryki Christiana, dopiero na drugim miejscu znalały się Meri i Anna - w sumie to dobrze, bo wolę ich wokale w mniejszym stopniu, ale pojawiające się np. w refrenach. Oczywiście cała trójka w świetnej formie. Ciężko tutaj mówić o formie muzyków, bo dużą część instrumentów była obsługiwana przez Christiana, ale pozostałym muzykantom nie można nic zarzucić - nie tyle zrobili co do nich należało, ale pokazali na co ich stać. Z takich bardzo wyróżniających się utworów trzeba wyróżnić "Lugd'non", który ma dość niecodzienną kompozycję, a w szczególności początek. Pozostałe numery to 100% Eluveitie w Eluveitie. Jedne kawałki są cięższe i zdominowane przez gitary (np. "Quoth The Raven", "Nil", "(Do)Minion"), a w innych nacisk położony został na folk i przebojowość - tak jest w kawałku tytułowym, w "Thousandfold", "Kingdom Come Undone" czy właśnie w "Lugd'non". W każdym razie nie ma tutaj żadnego ewidentnie słabego kawałka, który nie miałby w sobie niczego ciekawego - słaby jest tylko refren w "The Essence Of Ashes", ale to może ja jestem przewrażliwiony.

Ci, którzy obawiali się, że po "Evocation I" Eluveitie ugrzęźnie w folk rockowych klimatach i dalej będzie w nie brnął mogą być spokojni. Na szczęście band wyciągnął wnioski z ostatniego albumu, albo po prostu potraktował swoje wydawnictwo z 2009 roku jako jednorazowy eksperyment. Na "Everything Remains As It Never Was" mamy to co najlepsze w Eluveitie z dwóch pierwszych albumów - przebojowość i ciężar, wszystko to oczywiście doprawione solidną dawką folku. Tutaj hit goni hit i praktycznie nie ma tutaj słabych punktów. Bardzo dobry materiał i chyba póki co najlepsze wydawnictwo tego szwajcarskiego bandu, oby jeszcze długo trzymali tak wysoką formę.

Ocena: 9,5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz