środa, 4 listopada 2015

Prosto z półki: Morbid Angel - Illud Divinum Insanus (2011)

Morbid Angel - Illud Divinum Insanus

Data wydania: 06.06.2011
Gatunek: death metal/industrial metal
Kraj: USA

Tracklista:
01. Omni Potens
02. Too Extreme!
03. Existo Vulgoré
04. Blades for Baal
05. I Am Morbid
06. 10 More Dead
07. Destructos vs. the Earth / Attack
08. Nevermore
09. Beauty Meets Beast
10. Radikult
11. Profundis - Mea Culpa

Skład:
David Vincent - wokal, gitara basowa, klawisze
Trey Azagthoth - gitara
Thor Anders Myhren - gitara
Tim Yeung - perkusja

Morbid Angel to prawdziwa death metalowa legenda, której początki sięgają 1983 roku. Muzycy od zawsze grali bezkompromisowo, nie oglądali się za siebie i serwowali fanom ostrego grania prawdziwy muzyczny wpierdol. Po wydaniu "Heretic" w 2003 roku formacja zamilkła. Kiedy 6 czerwca 2011 roku na półki sklepowe trafił album "Illud Divinum Insanus" death metalowy światek zadrżał w swoich posadach i już nigdy nie był taki sam.

Gdybym miał wskazać najbardziej kontrowersyjne metalowe płyty ostatnich lat to bez wahania wskazałbym na wspólny album Metalliki i Lou Reeda zatytułowany "Lulu" oraz właśnie "Illud Divinum Insanus" Morbid Angel. O ile to pierwsze wydawnictwo miało po prostu błędną akcję marketingową (przecież to był album Lou Reeda z gościnnym udziałem muzyków Metalliki), tak ten drugi był prawdziwym ciosem dla niczego nie spodziewających się wielbicieli staroszkolnego death metalu. Głównie ludzi, którzy gardzili nową falą metalu, w której przewijała się elektronika, czy core'owe elementy. Nic nie mogło przygotować fanów na zawartość nowego wydawnictwa Morbid Angel. Nawet singiel "Nevermore" był po prostu death metalowym numerem, może nie z najwyższej półki, ale ewidentnie był czysty gatunkowo. Prawdziwy szok czekał dopiero przy pierwszy odsłuchu "Illud Divinum Insanus", na którym muzycy postanowili trochę poeksperymentować i połączyć death metal z industrialem. Jednak patrząc szerzej mieszanka zaproponowana przez Amerykanów nie była w 2011 roku niczym nowym. Kiedy Danzig wydawał w 1996 roku wydał "Blackacidevil" faktycznie można było czuć się zaskoczonym, a nawet początkowo zniesmaczonym. W końcu Glenn Danzig wydał album bardziej industrialny niż metalowy. Ale w 2011 roku na rynku muzycznym było mnóstwo świetnie grających industrial death metalowych formacji, więc to raczej nie chodzi o samą mieszankę, ale o niejakie zerwanie z tradycją. Morbid Angel od 1983 roku non-stop tłukli death metal, nie mieszali go z innymi gatunkami, nie szukali nowych ścieżek. Po prostu parli do przodu drogą, którą doskonale znali. Przy okazji "Illud Divinum Insanus" dokonali lekkiego skoku w bok, który sprawił, że starzy fani ich znienawidzili, ale dzięki temu wydawnictwu zdobyli też sporo nowych wielbicieli. Album z 2011 roku to bardzo udany materiał, który muzycznie kojarzyć się może z twórczością polskiej grupy Iperyt, czy australijskiej The Amenta. Przy czym na "Illud Divinum Insanus" znajdują się nie tylko industrial/death metalowe kompozycje. Można tu znaleźć również typowo death metalowe utwory takie jak chociażby singlowy "Nevermore", "I Am Morbid", "Blades of Baal" czy "Existo Vulgoré". Pozostałe kawałki to właśnie eksperymenty, które jak dla mnie są bardzo udane i nie jestem w stanie doszukać się tutaj jakiś rażących minusów. Morbid Angel szukali czegoś nowego w swojej muzyce i zaprezentowali to na "Illud Divinum Insanus". Oczywiście to wydawnictwo nadal będzie opluwane przez starych fanów tej kapeli i formacja nie poprawiła swojej sytuacji wydając pod koniec 2012 roku kompilację zawierającą remiksy utworów z "Illud Divinum Insanus". Chyba, że był to ruch pokazujący wielbicielom Morbid Angel, że muzycy będą wydawać to co będą chcieć i nie będą oglądać się na czyjeś opinie. 


Dla mnie album wydany w 2011 to naprawdę dobry materiał, w którym nowoczesność styka się ze staroszkolnym graniem. A efektem tego jest mocarny "Illud Divinum Insanus" utrzymany w stylistyce industrial death metalowej. To nie jest płyta dla wszystkich wielbicieli metalu. Przede wszystkim trzeba lubić industrial, ale też death metal. Z połączenia tych dwóch elementów mogą powstać naprawdę dobre kompozycje, które nie tylko przygniatają do ziemi swoim ciężarem, ale też mają specyficzne brzmienie. Dla mnie absolutnym numerem jeden na tym wydawnictwie jest utwór "Destructos vs. The Earth / Attack". Kompozycja, która jest tak przeżarta industrialem, że ciężko tu mówić o mieszance z death metalem. W przypadku tego numeru jest to industrial metal z niewielkimi elementami death metalu. I prawdę mówiąc nie miałbym nic przeciwko temu, żeby Morbid Angel dalej podążyli tą ścieżką.


"Illud Divinum Insanus" to zdecydowanie jeden z najbardziej kontrowersyjnych metalowych albumów ostatnich lat. Jednak jego kontrowersyjność nie polega na skandalicznych tekstach, obrzydliwej okładce, czy obrazoburczym przesłaniu. Chodzi jedynie o to, że kapela wówczas grająca niemalże od 30 lat czysty death metal nagle zapragnęła pomieszać go z industrialem. Efektem tego eksperymentu jest "Illud Divinum Insanus", który podzielił fanów Morbid Angel, ale też wstrząsnął metalowym światkiem. Jednak jeżeli da się szansę zawartości tego wydawnictwa to można odkryć naprawdę niesamowity album pełen miażdżącej energii i death metalowego napierdolu z industrialnym zacięciem.

Ocena: 8/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz