sobota, 31 sierpnia 2024

Przegląd premier płytowych - sierpień 2024

Sierpień...to był dramat. Do połowy miesiąca grzebiąc w nielicznych premierach czułem się niczym zagubiony poszukiwacz złota, który trafił do opuszczonego miasteczka na Dzikim Zachodzie, wokół którego wszystkie złoża drogocennego kruszcu dawno już zostały wydobyte. Gdzie nie spojrzałem tam pusto, nie było dosłownie nic, poza opuszczonymi domostwami i rozlatującym się saloonem. Przy lekkim wietrzyku tylko od czasu do czasu jakiś krzak przeleciał środkiem miasteczka, po ubitej drodze. I wówczas zrywałem się z miejsca pełen nadziei, że może wreszcie to jest ta perełka, ten jeden album, który odmieni sierpniową posuchę. Niestety za każdym razem okazywało się, że to faktycznie tylko krzak, który po prostu niesiony zefirkiem zrządzeniem losu trafił do tego zapomnianego przez świat miasteczka. I tak, narzekałem na to również na fanpage'u, nie widząc nawet specjalnie światełka w oddali, które mogłoby ten stan odmienić. Aż tu nagle nadeszły dwa ostatnie weekendy premier, które wyglądały jak prawdziwy jarmark cudów. I chociaż jeszcze w zeszłym tygodniu byłem przekonany, że posucha sierpniowa skończy się tym, że w przeglądzie będzie tylko 20 pozycji (oby się tyle dało radę znaleźć), tak wczorajszy dzień tak bardzo obfitował w dobre premiery, że jednak udało się bez problemu dobić do 25. I chociaż ten miesiąc zapowiadał się katastrofalnie, to dwa ostatnie tygodnie mocno go dopakowały i finalnie mam wrażenie, że patrząc na całe zestawienie to jest ono mocniejsze niż lipcowe.



Anciients - Beyond The Reach Of The Sun
(progressive metal/sludge metal/stoner metal/psychedelic rock)
Data premiery: 30.08.2024

Już kiedyś otarłem się o twórczość kanadyjskiej grupy Anciients, ale nie zatrzymałem się przy niej zbyt długo - może też z uwagi na dość obszerne wydawnictwa (godzinna płyta to było dla mnie już trochę za wiele). Pod koniec sierpnia kapela wydała swój trzeci studyjny materiał. Nie będę ukrywał, że tutaj przemówiła do mnie głównie okładka - musiałem sprawdzić, co też kryje się za wspaniałą pracą autorstwa Adama Burke. Zawartość "Beyond The Reach Of The Sun" okazała się być równie czarująca, co grafika zdobiąca album. Dominuje tu progressive metal, a dodatkowo spotkać można dociążający ten materiał sludge metal, jak i elementy stoneru. Jest w muzyce Anciients sporo elementów, które zainteresują zarówno fanów Mastodon, Opeth, ale też późniejszego Enslaved. Na płycie jest jakieś przyjemne dla ucha niezdecydowanie, kapela lawiruje pomiędzy melodyjnym graniem, czasami nieopatrznie wpadając w psychodeliczne rejony, a później dodaje ognia dorzucając sludge, czy zahaczając o progressive death metal. I słuchając "Beyond The Reach Of The Sun" jakoś nie czułem, żeby to był materiał za długi, chociaż dobija prawie do 60 minut (z dodatkowymi numerami na Spotify osiąga nawet 75 minut). Bardzo przyjemny materiał, który błyskawicznie wpada w ucho.

Avmakt - Satanic Inversion Of....
(black metal)
Data premiery: 30.08.2024
Spotify / Bandcamp

Uwaga! To nie jest płyta dla wszystkich, zanim odpalisz zastanów się, czy jesteś w stanie przyjąć na swoje uszy potężną dawkę surowego black metalu! "Satanic Inversion Of...." (tak, oficjalnie są cztery kropki w tytule) to debiutancki materiał norweskiego duetu tworzonego przez Kristiana Valbo i Christoffera Bråthena, dwóch już dość doświadczonych muzyków. Co ciekawe w dorobku obydwu panów nie znalazłem innego równie czysto black metalowego projektu (ale jednego z nich możecie kojarzyć z hard rockowej/heavy metalowej grupy Flight). Debiutancka płyta Avmakt to nie jest prosty w odbiorze materiał. Głównie za sprawą surowego, czy wręcz suchego brzmienia, które osiągnąć można było chyba tylko poprzez nagrywanie materiału w najbardziej zapomnianej przez świat krypcie. Jest bardzo nieprzyjemnie dla ucha, przeważnie tempo jest szybkie, co jeszcze bardziej potęguje uczucie chaosu. Ale nie oszukujmy się, wolniejsze kompozycje też sprawiają, że w gardle nagle robi się przeraźliwie sucho. Avmkat na swoim debiutanckim materiale odnoszą się do pierwotnego black metalu, brzydkiego, nieprzyjemnego w odbiorze, wręcz odrzucającego. Ale właśnie dzięki temu "Satanic Inversion Of...." jest tak wciągający i atrakcyjny. Brzydota, wyjątkowość i pierwotna złowrogość black metalu zamknięta 45 minutach magii.

⭐Dawn Treader - Bloom & Decay
(blackgaze/atmospheric black metal/post-metal)
Data premiery: 23.08.2024
Spotify / Bandcamp

Dawn Treader to jednoosobowy projekt, za który w całości odpowiada Ross Connell. "Blood & Decay" to perfekcyjnie skonstruowana machina, która przygniata ciężarem, kipi od wściekłości, ale zarazem czaruje gitarowymi melodiami. Z jednej strony pomaga się wyciszyć, a z drugiej rozsadza energią. To materiał pełen skrajności, które ze sobą bardzo dobrze współgrają. Dzikie galopady na perkusji i szybkie partie gitary płynnie przechodzą w przestrzenne melodie, które koją i pomagają się odprężyć. Jedyne, co mogę zarzucić "Bloom & Decay" to brzmienie i produkcja, te dwa elementy czasami wypadają dość blado, zwłaszcza przy tych bardziej agresywnych partiach (jest surowo, wręcz trochę zbyt surowo jak na tego typu granie). Jednak całościowo materiał czaruje. Zawartość najnowszej płyty Dawn Treader zmiotła mnie już przy pierwszy odsłuchu, nie mogłem się wręcz uwolnić od tych blackgaze'owych krajobrazów.

Deceased... - Children Of The Morgue
(death metal/thrash metal/heavy metal)
Data premiery: 30.08.2024

Muszę się przyznać, że od lat nie słuchałem Deceased. Nawet nie wiedziałem, że ich prawidłowa nazwa to "Deceased..." (tak, z trzema kropkami na końcu). To już prawdziwi weterani sceny death metalowej, grupa powstała w 1985 roku, a zadebiutowała w 1991 roku płytą "Luck of the Corpse" (z bardzo charakterystyczną okładką i dobiegającym jakby z krypty death metalem). W tym roku kapela zaprezentowała swój jedenasty materiał studyjny i niestety nie powiem wam, jak on wypada względem ich ostatnich dokonań, bo jeżeli odpalałem Deceased (będę pisał bez kropek) to sięgałem po ich wczesne płyty. "Children Of The Morgue" to już nie jest taki grobowy death metal, jaki kapela grała w swoich początkach. Słychać tutaj dużo większy wpływ thrash metalu (zarówno w tempie utworów, jak i w riffach), ale death metal nie zniknął, ma się dobrze, ale musiał podzielić się miejscem ze wspomnianym thrash metalem, ale też z heavy metalem. Tego ostatniego na najnowszej płycie Amerykanów nie brakuje, ale pojawia się on w ilościach śladowych, nie stara się zdominować death i thrashu. Po odpaleniu "Children Of The Morgue" od razu słychać, że to oldschool - w brzmieniu, w konstrukcji kawałków, czy też w braku zbędnych ozdobników. Zresztą spójrzcie na tę okładkę, przecież ona wręcz krzyczy "ZAWIERAM OLDSCHOOLOWY METAL!" - i nie jest to czcza obietnica. Po prawie 40 latach na scenie Deceased nadal mają w sobie to "coś", co przyciąga. I słychać, że nadal mają dużo radości z grania.

Eye Eater - Alienate
(dissonant death metal/progressive death metal/post-metal)
Data premiery: 01.08.2024
Spotify / Bandcamp

Zupełnym przypadkiem trafiłem na debiutancki album tajemniczej nowozelandzkiej kapeli Eye Eater. Niby nic nie przemawiało za tym, żebym sięgnął po "Alienate" (a już na pewno nie ascetyczna okładka), a jednak odpaliłem ten album. I na pewno skłonił mnie do tego miks gatunkowy, w jakim obracają się muzycy Eye Eater. Dissonant death metal oznaczać potrafi naprawdę wiele - tutaj znaczy tyle, że jest to pokręcona i niepokojąca wersja death metalu mocno zahaczająca też o post-metalowe rozwiązania. Mocną stroną "Alienate" jest klimat tworzony przez melodie gitarowe, te pogrywają trochę w tle, tworząc atrakcyjny krajobraz dla niemal meshuggowej perkusji (zarówno szalonej, jak i kojarzącej się z Meshuggah). Zresztą inspiracji Meshuggah można tutaj znaleźć więcej, bo też w brzmieniu niektórych utworów, w których Eye Eater zapędzają się niemal w djentowe (ale te meshuggowe) rejony. Z tymże "Alienate" to płyta kontrastów, nie brakuje tutaj szaleństwa, szybkości i ciężaru, ale kapela często też zwalnia tempo, łagodzi brzmienie i wręcz usypia czujność słuchacza. To materiał bardzo zróżnicowany, ale nie udziwniony na siłę. Bardzo dobra płyta, która jest zarówno ciężka, jak i łatwa w odbiorze. A czy wspominałem, że w pewnym stopniu kojarzy mi się z twórczością Meshuggah? Nie? To wspominam, chociaż to dissonant death metal.

⭐Fright Night - Some Are Born to Endless Night
(gothic rock/metal/hard rock)
Data wydania: 01.08.2024
Spotify / Bandcamp

Jestem wręcz pewien, że jakiś czas temu przewinęła mi się przed oczami nazwa kapeli Fright Night (i nie, na pewno nie chodziło o film o tym samym tytule). Ale nie pamiętam, żebym wówczas słuchał jakichś utworów tej grupy, być może jeszcze wtedy nie było nic dostępne. Na początku sierpnia pojawił się debiutancki materiał tej warszawskiej ekipy zatytułowany "Some Are Born to Endless Night". I pewnie ten materiał przemknąłby obok mnie kompletnie niezauważony, na szczęście Łukasz Bołdyn, który okazał się być wokalistą Fright Night, w odpowiedzi na moje narzekania na mizerię wśród sierpniowych premier płytowych polecił mi "Some Are Born to Endless Night". I nie wiem, czy Łukasz robiąc to zdawał sobie sprawę z tego, że The 69 Eyes jest dla mnie szczególną kapelą...szczerze w to wątpię. Ale odpaliłem debiut Fright Night i momentalnie wsiąkłem w ten materiał. Gdybym miał w najprostszy z możliwych sposobów określić zawartość tego wydawnictwa, to jest to czyste The 69 Eyes z różnych okresów skondensowane do 44 minut muzyki. Wokal to jest dosłownie barwa Jyrki69 - zarówno z okresu goth'n'rolla, jak i z tych wcześniejszych lat działalności The 69 Eyes (odpalcie sobie płyty sprzed "Wasting The Dawn" to będziecie wiedzieć, o co mi chodzi). Gdzieniegdzie kapela stylistycznie odnosi się też do twórczości Type O Negative, ale to raczej śladowe ilości, zdecydowanie więcej smakołyków znajdą tutaj dla siebie fani helsińskich wampirów. Na płycie dominuje klimat horroru, kawałki są w różnych tempach - chociaż moimi faworytami są te wolniejsze kompozycje, bardziej posępne, gotyckie, w których wokal Łukasza Bołdyna niemal do złudzenia przypomina Jyrki69 (włącznie z charakterystyczną manierą). Ta aura tajemnicy, mroku i horroru doskonale się sprawdza, nie ma tutaj specjalnie dużo skocznych kompozycji, jedynym rodzynkiem jest numer "Blade on My Blood", któremu najbliżej do horrorpunka. Powiem tak, ostatnie płyty The 69 Eyes nie należą do moich ulubionych, bo kapela od jakiegoś czasu sprawia wrażenie, jakby zjadała swój własny ogon, a tymczasem na horyzoncie i to tym bliskim, bo naszym lokalnym, pojawiła się formacja, która doskonale czuje się w takiej stylistyce i nagrała album lepszy niż to, co helsińskie wampiry wydały od czasów "X" (2012). Zdecydowanie jeden z moich ulubionych albumów spośród sierpniowych premier i mam nadzieję, że jakoś w niedalekiej przyszłości uda mi się zobaczyć Fright Night na żywo na jakimś koncercie w Warszawie.

Fulci - Duck Face Killings
(death metal/horror synth)
Data premiery: 09.08.2024

Włoska formacja Fulci to dla mnie przede wszystkim płyta "Tropical Sun" (2019) i długo, długo nic. Niewiele sobie obiecywałem po najnowszej płycie tej formacji, ale jednak ciekawość zwyciężyła. "Duck Face Killings" okazał się być wydawnictwem zaskakująco dobrym. Włosi nadal grają death metal (idący bardziej w stronę tego brutalnego) i dorzucają do tego trochę horror synthów, chociaż zdecydowanie mniej niż na "Tropical Sun". Tutaj jest to raczej element czysto kosmetyczny, a nie dodatek odpowiedzialny w dużej mierze za budowanie klimatu (trzy utwory instrumentalne trochę podbijają klimat). Grupa zdecydowała się też na kilka zaskakujących rozwiązań, jednym z nich jest dorzucenie rapowanych kwestii w jednym z numerów. Nie każdemu będzie to pewnie pasowało, ale to tylko krótki fragment, który niespecjalnie rzutuje na całość. "Duck Face Killings" wypada bardzo dobrze, chociaż daleko mu do poziomu "Tropical Sun", trzeba się chyba pogodzić z tym, że klimat zombie na tropikalnej wyspie i towarzyszącego im death metalu jest po prostu nie do przebicia (nawiązywanie do "Zombi 2" też robi swoje).

Generation Of Vipers - Guilt Shrine
(atmospheric sludge metal/post-hardcore)
Data premiery: 23.08.2024
Spotify / Bandcamp

Generation Of Vipers to kapela, która istnieje już dokładnie 20 lat. Grupa w swojej twórczości garściami czerpie z doświadczeń takich tuzów atmospheric sludge metalu jak Neurosis, Cult Of Luna, czy Isis. Na piątą płytę tej pochodzącej z Knoxville grupy trzeba było czekać aż 10 lat (to całkiem sporo zwłaszcza biorąc pod uwagę, że to połowa czasu działalności Generation Of Vipers). "Guilt Shrine" to przede wszystkim świetny atmospheric sludge metal, ale wzbogacony o elementy post-hardcore'u. Sporo na tej płycie punkowej wściekłości, skrywającej się za dość grubą warstwą ciężkiego i brudnego sludge'u. Mimo tego, że to przede wszystkim atmospheric sludge metal to bardzo energiczna płyta, chociaż kawałki utrzymane są głównie w średnich tempach, to dzięki wspomnianej energii sprawiają wrażenie dość żwawych. Muzykom zdarza się od czas do czasu zwolnić, żeby wygasić nieco emocje, ale tylko po to, żeby za chwilę wybuchnąć niczym wulkan. Bardzo dobry materiał, który z jednej strony odwołuje się do znanych marek z atmospheric sludge metalowej sceny, ale też stara się zostawić na niej swój własny, wyraźny i wyjątkowy ślad.

Hail Darkness - Death Divine
(occult rock/heavy psych/psychedelic rock/doom metal)
Data premiery: 15.08.2024
Spotify / Bandcamp

Hail Darkness to jeszcze świeża formacja z USA, która w swojej twórczości łączy heavy psych, occult rocka, doom metal i psychedelic rocka (pewnie znalałoby się jeszcze więcej tropów). Co prawda "Death Divine" to ich pierwszy pełny materiał, to warto nadmienić, że na koncie mają pokaźną kolekcję epek - dokładnie 6 wydanych na przełomie lat 2022-2024. Tylko cztery kawałki ze wspomnianych epek pojawiły się ponownie na "Death Divine", więc warto też po nie sięgnąć (również z uwagi na ciekawe okładki dokładające swoją cegiełkę do budowania klimatu, w jakim obraca się twórczość Hail Darkness). Zawartość studyjnej płyty tej amerykańskiej kapeli pełnymi garściami czerpie z dobrodziejstwa occult rocka z lat 70tych. I wziąć tutaj należy pod uwagę zarówno konstrukcję utworów, charakterystyczne teksty, specyficzne brzmienie, które zawsze towarzyszy tego typu wydawnictwom. Klimat na "Death Divine" z jednej strony jest gęsty i posępny, pełen rytualnej aury, a z drugiej jest zaskakująco przyjemnie dla ucha, na swój sposób melodyjnie. A co najważniejsze ta muzyka niesamowicie buja. Doomowe tempa, w jakich utrzymane są kompozycje składające się na ten materiał sprawiają wrażenie, jakby czas nagle zwalniał i nie pędził tak bardzo, jak to faktycznie ma miejsce. Kawał dobrej roboty i na pewno będzie to płyta, do której będę jeszcze nie raz wracał.

HammerFall - Avenge The Fallen
(heavy/power metal)
Data premiery: 09.08.2024

Wow! To już trzynasty pełny studyjny materiał szwedzkiej grupy HammerFall. Słucham ich muzyki od czasów premiery "Renegade" (2000) i chociaż nie wszystkie ich płyty lubię (nadal mam problem z ich wydawnictwami z lat 2005-2011) to jednak mogę spokojnie powiedzieć, że HammerFall należy do ścisłego grona moich ulubionych metalowych kapel. Ich muzyka, a nawet zdecydowanie bardziej wokal, zawsze były charakterystyczne i takie też pozostają nadal - grupa jest aktywna na scenie już od 31 lat. Na "Avenge The Fallen" grupa nie zaskakuje, bo też nikt zaskoczeń od Szwedów nie oczekuje (czasy eksperymentów mają już za sobą i nie wyszły one na dobre). Ich trzynasty materiał to mieszanka heavy metalu i power metalu w najczystszej formie. Kawałki są przebojowe, pełne dobrych gitarowych melodii, nie brakuje też wpadających w ucho riffów, ale oczywiście co najważniejsze - łatwych do zapamiętania refrenów. Joacim Cans (wokalista) jest w doskonałej formie (zresztą jak zwykle) i świetnie sprawdza się zarówno w szybszych, bardziej energicznych kompozycjach, jak i w balladach. Na płycie nie brakuje oczywiście heavy metalowych hymnów i dzikich galopad na perkusji. "Avenge The Fallen" na pewno zadowoli fanów HammerFall, ale raczej nie przekona do tej kapeli odbiorców stroniących do tej pory od ich twórczości.

In Aphelion - Reaperdawn
(melodic black metal)
Data premiery: 09.08.2024
Spotify / Bandcamp

In Aphelion to szwedzko-niderlandzki projekt black metalowy, który został założony zaledwie cztery lata temu. I ciężko mi było w to uwierzyć, po kilkukrotnym zapoznaniu się z zawartością ich drugiego studyjnego wydawnictwa. Jednak szybki rzut oka na skład kapeli zweryfikował moje zaskoczenie - chociaż In Aphelion to projekt stosunkowo nowy, to jest on tworzony przez doświadczonych i dobrze ze sobą zgranych muzyków. 3/4 składu tej formacji możecie kojarzyć z grupy Necrophobic (która zresztą w marcu tego roku też wydała bardzo dobry materiał - "In the Twilight Grey"). In Aphelion stylistycznie też od wspomnianej grupy nie znajduje się aż tak daleko, powiedziałbym, że to wręcz blisko sąsiadujące ze sobą rejony. Na "Reaperdawn" usłyszeć można solidną dawkę melodic black metalu, w którym bardzo duży udział mają gitarowe melodie. Chociaż jest tutaj trochę black metalowego ciężaru to lekko się on rozmywa, nawet te dzikie galopady zdobiące znajdujące się na tej płycie utwory brzmią dość grzecznie i sprawiają wrażenie dobrze ułożonych. Ano właśnie, dla jednych będzie to problem, a dla drugich zaleta, bo In Aphelion na swojej drugiej płycie prezentują bardzo starannie ułożony black metal, nie ma tutaj miejsca na chaos, czy jakieś dzikie zrywy. "Reaperdawn" to dobrze wykalkulowany materiał, który dostarcza sporo radości, dużo ciekawych melodii gitarowych,  nie brakuje tutaj ciężaru, a utwory są utrzymane w szybkich tempach. Warto też zwrócić uwagę na dobrą produkcję i selektywne brzmienie. I chociaż uważam, że to ciekawa pozycja, to zdaję sobie sprawę z tego, że fani tego pierwotnego, surowego black metalu nie będą chcieli nawet rzucić okiem w kierunku "Reaperdawn". 

King Gizzard & The Lizard Wizard - Flight b741
(boogie rock/blues rock/southern rock/hard rock)
Data premiery: 09.08.2024

Chociaż King Gizzard & The Lizard Wizard często wydają płyty to w ich dyskografii nie znajdziecie słabych wydawnictw - może też dlatego, że ciężko przesłuchać ich wszystkie albumy. W sierpniu pojawił się "Flight b741", który jest pełnym studyjnym materiałem numer 26 tej australijskiej grupy balansującej od zawsze na granicy różnych gatunków muzycznych. I chociaż muzycy potrafią zaserwować nawet kilka premierowych wydawnictw rocznie to zawsze zaskakują różnorodnością swoich materiałów, nie tracąc przy tym ani trochę na jakości. Nie inaczej jest na "Flight b741", na którym dominuje retro rock w przeróżnych odsłonach stylistycznych - jest tutaj zarówno boogie, southern, ale też blues rock, czy garażowe granie. To pierwsze w tym roku studyjne wydawnictwo King Gizzard & The Lizard Wizard, co może trochę dziwić, tym bardziej jeżeli spojrzy się na 2022 roku, kiedy to grupa wydała aż 5 płyt! Najwyraźniej w tym roku muzycy trochę się hamują, ale dostarczyli przyjemny dla ucha, lekki i bardzo chillujący materiał, którym nawiązują stylistycznie do lat 70tych.

⭐Koldbrann - Ingen Sk​å​nsel
(black metal)
Data premiery: 23.08.2024
Spotify / Bandcamp

Nie słyszałem wcześniej o kapeli Koldbrann i jest to trochę dziwne, bo grają proponowany przez nich black metal to jest zdecydowanie moja bajka. Ta norweska grupa powstała 2001 roku i zadebiutowała w 2003 roku płytą "Nekrotisk inkvisition". W sierpniu Koldbrann zaprezentowali swój czwarty album, na który fani musieli czekać aż 11 lat. "Ingen Sk​å​nsel" to trwające niemal 47 minut wydawnictwo, na którym dominuje black metal serwowany raczej w wolnych tempach (chociaż te szybsze i bardziej agresywne też się znajdą). Jest tu trochę miejsca dla black'n'rolla, ale raczej w mniejszych niż większych ilościach. Dość niepozorna okładka "Ingen Sk​å​nsel" skrywa za sobą mroźny black metal w najlepszym wydaniu. Można wręcz powiedzieć, że to tradycyjny norweski black metal w pełnej krasie. Produkcja jest przejrzysta i fanów piwnicy może trochę odrzucić, ale polecam dać tej płycie szansę, bo kruszy łeb jak pomnikowi wyzierającemu z okładki. Wielbicielom norweskiej sceny black metalowej materiał powinien zaskoczyć momentalnie.

Monument Of Misanthropy - Vile Postmortem Irrumatio
(brutal death metal/technical death metal)
Data premiery: 09.08.2024
Spotify / Bandcamp

Austriacka kapela Monument Of Misantrophy w sierpniu wydała swój trzeci pełny materiał studyjny. Stylistycznie kapela krąży wokół takich grup jak Aborted, Cattle Decapitation, czy Cryptopsy (nie, nie tego z "The Unspoken King"). Głównym motywem tekstów jest oczywiście masakra, a muzycznie jest po prostu miazga. Intensywny, ciężki, szybki i zbrutalizowany techniczny death metal gniecie tutaj od samego początku do końca. Wszystko to w niecałe 32 minuty, kapela jeszcze na sam koniec serwuje cover utworu Dying Fetus "Your Treachery Will Die with You". Jeżeli chcecie się zrelaksować, odpocząć po ciężkim dniu pracy, to nie ma nic lepszego niż odpalenie nowej płyty Monument Of Misantrophy.

⭐Nails - Every Bridge Burning
(grindcore/crust punk/hardcore/powerviolence)
Data premiery: 30.08.2024
Spotify

W końcu po 8 latach od premiery świetnego "You Will Never Be One of Us" rzeźnicy z Nails wrócili z nowym materiałem. Długo trzeba było czekać na ich czwarty album i niestety jeżeli chodzi o długość "Every Bridge Burning" nie wynagrodzili fanom tego długiego oczekiwania. Album trwa niespełna 18 minut (!), co nie czyni tej płyty ani najdłuższą, ale też najkrótszą w dorobku Nails. Ale zawartość czwartego wydawnictwa Nails to po prostu niepowstrzymana nawałnica. Zaczyna się ostro, później jest ostro, trochę zwalnia, ale tylko po to, żeby zaraz znowu uderzyć z pełną mocą. Słuchając najnowszej płyty Nails mam wrażenie, jakbym odpalił odkopaną z czeluści niewydaną dotąd płytę Trap Them. I nie jest to zarzut, a komplement, bo jednak Trap Them niepodzielnie rządzą w takim graniu. A czego można się spodziewać stylistycznie na "Every Bridge Burning"? Mieszanki totalnej ekstremy, czyli grindcore, powerviolence, crust punk i elementów hardcore. Czyli jak widzicie jest to dokładnie zestaw, którym można by opisać twórczość Trap Them.

Nile - The Underworld Awaits Us All
(technical death metal/brutal death metal)
Data premiery: 23.08.2024
Spotify / Bandcamp

Mimo tego, że zawsze lubiłem Nile to uważałem, że jak na kapelę, która inspiracji szuka w Starożytnym Egipcie to tego klimatu było stosunkowo niewiele w ich muzyce (prędzej w tekstach). W sierpniu grupa zaprezentowała swój dziesiąty album studyjny - fani musieli czekać na niego aż 5 lat, bo tyle czasu minęło od premiery "Vile Nilotic Rites" (2019). I cóż można powiedzieć o "The Underwold Awaits Us All"? To 100% Nile w Nile. Technicznych death metal miesza się tutaj z brutal death metal, a wszystko to jest podbijane elementami, które kojarzą się jednoznacznie z klimatem Starożytnego Egiptu (jakoś wyjątkowo tutaj słyszę to zdecydowanie wyraźniej). Jestem pewien, że gdyby "The Underworld Awaits Us All" był moim pierwszym kontaktem z twórczością Nile to aktualnie przekopywałbym się przez ich bogatą dyskografię w poszukiwaniu innych perełek będących na podobnym poziomie co ich najnowszy materiał. Zdecydowanie warto było czekać pięć lat na tę płytę.

Norna - Norna
(doom metal/post-metal/atmospheric sludge metal)
Data premiery: 30.08.2024
Spotify / Bandcamp

Norna to stosunkowo świeża szwedzka kapela, która zaprezentowała swój drugi pełny materiał studyjny. Stylistycznie na "Norna" dominuje doom metal mocno podlany post-metalem i atmospheric sludgem. I właśnie klimat tego wydawnictwa dość szybko mnie do niego przekonał. Jest ciężko, z każdego kawałka wyziera uczucie braku nadziei, jakiejś takiej wszechobecnej pustki. Do tego dochodzi jeszcze pierwiastek wściekłości, który doskonale się z wcześniejszymi negatywnymi odczuciami uzupełnia. Tempo utworów jest powolne, brzmienie jest brudne, a wokal idealnie się w ten obmierzły klimat wpasowuje. I chociaż jest to płyta ciężka, nieprzyjemna i wzbudzająca same negatywne emocje (bo też muzycy Norna potrafią nimi dobrze operować) to zawartość drugiej płyty Szwedów zaskakująco mnie odpręża.

Oceano - Living Chaos
(deathcore)
Data premiery: 30.08.2024
Spotify

Bardzo długo trzeba było czekać na szósty materiał amerykańskiej grupy Oceano. Nie wiem, co się działo z kapelą po wydaniu "Revelation" (2017), który to materiał uważam za jeden z najlepszych z ich dorobku. Ale siedem lat oczekiwania na jego następcę to dużo. Nawet nie wiedziałem, że "Living Chaos" ma się pojawić w sierpniu, jakoś kompletnie ta informacja mnie ominęła. Nie mogę w takim razie powiedzieć, że nowy materiał Oceano czekałem. Nawet, gdy go odpalałem to robiłem to z pewnym niepokojem, bo ostatnio scena core'owa nie ma się najlepiej (a deathcore'owa już chyba najbardziej). Ale "Living Chaos" okazał się być starym dobrym Oceano. Materiał dobry zarówno od strony instrumentalnej, gdzie gitarzyści momentami wchodzą w rejony technicznego death metal, jak i od strony wokalnej - Adam Warren jest w doskonałej formie (w sumie to nieustająco). Podoba mi się w zawartości "Living Chaos" to, że nie jest to po prostu napompowana wydmuszka, która ma dostarczyć deathcore'owej nawalanki. Jest ciężko, a i owszem, brzmienie gniecie, jak najbardziej, ale nie brakuje tutaj też ciekawych spokojniejszych wstawek, czy melodii gitarowych. I chociaż polubiłem twórczość Oceano, gdy usłyszałem "District Of Misery" z ich pierwszej płyty, to podoba mi się rozwój tej grupy. Gdyby teraz zaserwowali album taki jak "Depths" (2009) to wszyscy by narzekali, że nuda i bezsensowna deathcore'owa łupanka. A tymczasem na "Living Chaos" doskonale słychać, że grupa przez lata mocno rozwinęła się zarówno pod kątem kompozytorskim, jak i Adam Warren jako wokalista.

Oxygen Destroyer - Guardian Of The Universe
(death metal/thrash metal)
Data premiery: 09.08.2024
Spotify / Bandcamp

Na Oxygen Destroyer wpadłem kilka lat temu, ale jakoś wówczas nie zaskoczyło. Chociaż kapela miała w sobie wszystko, żeby mnie do siebie przekonać - ciężar death metalu zmieszany z thrash metalową prędkością...a do tego teksty o kaiju. Kto nie lubi kaiju? (to pytanie retoryczne, nie odpowiadajcie) Kilka miesięcy temu przy okazji zapowiedzi nowej płyty Oxygen Destroyer postanowiłem dać tej kapeli drugą szansę. I jak widać powiedzenie "do trzech razy sztuka" nie zawsze ma przełożenie w realnym życiu. Tym razem muzyka tej amerykańskiej kapeli zaskoczyła momentalnie. I chociaż tytuł płyty "Guardian Of The Universe" zwiastuje melodic power metalowy materiał z progressive metalowymi elementami, to zawartość płyty już nie pozostawia złudzeń. To jest wysokoenergetyczna mieszanka death metalu z thrash metalem i pojedynkami ogromnych potworów obracających miasta w ruinę. I tę moc czuć tutaj w każdym kawałku składającym się na "Guardian Of The Universe". Jest szybko, piekielnie szybko. Walki kaiju nie trwają długo, więc łatwo się domyślić, że album też się dość szybko kończy. Ta rozpędzona do granic możliwości machina kończy swój bieg po niemal 34 minutach. Ale za to jakaż to była niezapomniana jazda! Jeżeli lubicie szybkie, ciężkie i energiczne granie to polecam "Guardian Of The Universe", ale też dwa wcześniejsze wydawnictwa Oxygen Destroyer.

Spectral Wound - Songs Of Blood And Mire
(black metal)
Data premiery: 23.08.2024
Spotify / Bandcamp

Poprzedni album Spectral Wound był świetny, black metal w pełnej okazałości. Pełen wściekłości, agresji, mroku i ciężaru. Przed "Songs Of Blood and Mire" stało ciężkie zadanie utrzymania tego poziomu (bo przecież nie przebicia, prawda?). Czwarta studyjna płyta kanadyjskiej formacji Spectral Wound zapowiadała się dobrze, ale całościowo okazała się być zdecydowanie lepsza niż single, które ją promowały. Zawartość tego wydawnictwa to wściekły black metal, ciężki, szybki, o bardzo specyficznym brzmieniu (zwłaszcza w kwestii wokalu), ale jednocześnie nie stroniący od melodii gitarowych. Te w połączeniu z wściekle bijącą perkusją dają wręcz porażający efekt. Spectral Wound zaserwowali bardzo mocny materiał, w ogólnym rozrachunku utrzymujący się na tym samym poziomie, co "A Diabolic Thirst" (2021). Do ich poprzedniej płyty musiałem się chwilę przekonywać, co finalnie nastąpiło dopiero po kilku obrotach, a tymczasem "Songs Of Blood and Mire" zaskoczyła już przy pierwszym odpaleniu (ale zakładam, że przyczyniła się do tego kwestia osłuchania się z poprzednim materiałem). Kanadyjczycy są w gazie, co prawda nigdy nie zawodzili, ale teraz jakby docisnęli gaz do dechy.

Teeth - The Will Of Hate
(dissonant death metal/sludge metal)
Data premiery: 30.08.2024
Spotify / Bandcamp

Dissonant death metal ma się w ostatnim czasie bardzo dobrze, a fani takiego niepokojącego, pokręconego grania zdecydowanie nie mogą narzekać na brak płyt do słuchania. Mam wrażenie, że wspomniany gatunek jest w ostatnim czasie bardzo eksploatowany, ale jednocześnie jest on na tyle niejednorodny, że ciężko dopatrywać się dużych podobieństw pomiędzy wydawnictwami kapel grających w tym stylu. Teeth to amerykańska formacja, dla której "The Will Of Hate" jest trzecim albumem studyjnym. Poza dissonant death metalem sporo tutaj atmospheric sludge'u, objawiającego się zwłaszcza w wolniejszych partiach. I chociaż nie znajdziecie na tym wydawnictwie długich kompozycji, to są tutaj momenty, w których muzycy walcują aż miło - i nie przeszkadza im to w mknięciu jak oszalali w większości utworów znajdujących się na "The Will Of Hate". Ta płyta to kolejny dowód na to, że dissonant death metal to bardzo pojemny gatunek nie dążący do wypracowania sztywnych ram, w których poruszać się powinny kapele grające w tym stylu.

Total Hell - Killed By Evil
(speed metal)
Data premiery: 16.08.2024
Spotify / Bandcamp

Total Hell to jeszcze dość świeży projekt z Nowego Orleanu, który w swojej twórczości łączy heavy/thrash metal z hardcorem i punkiem, a wszystko to podlewa black metalową aurą. Można w skrócie powiedzieć, że Total Hell grają speed metal z wszelkimi tego konsekwencjami (chociaż te wszystkie składowe bardzo dobrze u nich słychać). "Killed By Evil" to pierwszy pełny materiał tej grupy, która na swoim koncie ma jeszcze epkę "Total Hell" z 2021 roku. Bardzo podoba mi się jak ta kapela sama opisuje swoją twórczość - "New Wave Of Shitty Heavy Metal" (cytując za profilem bandcamp grupy). Od razu widać, że muzycy mają sporo dystansu do swojej twórczości. Punkowe podejście do grania metalu jest tutaj obecne w każdym numerze, a nie jest ich znowu tak dużo na "Killed By Evil", bo zaledwie 11 kawałków, które przemykają dość szybko. A zasługa to przede wszystkim tempa, w jakich są utrzymane. Dużo tutaj brudu, zamierzonej niedoskonałości w brzmieniu, czuć ten materiał piwnicą i jakąś taką zagrzybioną kryptą znajdującą się w zapomnianej części cmentarza. Nawet w jakimś stopniu zawartość "Killed By Evil" kojarzy mi się z twórczością Samhain, ale to chyba głównie poprzez brzmienie i przede wszystkim w tych wolniejszych fragmentach.

Warcollapse - Deliberate Indoctrination
(crust punk/d-beat)
Data premiery: 23.08.2024
Spotify

Szwedzka grupa Warcollapse powróciła z nową płytą po 17 latach! I muszę przyznać, że chociaż grają jak najbardziej w klimacie, jaki bardzo lubię, to do "Deliberate Indoctrination" przekonałem się dopiero za drugim podejściem. Z początku album wydał mi się nijaki, po prostu przeleciał przez słuchawki i nic mi po nim nie zostało w głowie. Ale jako, że atakował mnie zewsząd w sieci, to postanowiłem odpalić go jeszcze raz. "Deliberate Indoctrination" do najdłuższych płyt nie należy, ale warto zauważyć, że crust rządzi się swoimi prawami i 36 minut, to wcale nie jest tak mało w przypadku tego gatunku. Szwedzi z Warcollapse nie grają czystego crust punka, to prędzej crust z mocnymi wpływami death metalu. A jeżeli spojrzy się na szwedzką scenę death metalową to łatwo zauważyć, że w brzmieniu crust jest tam dość powszechnie obecny. Nie można się w takim razie dziwić, że Warcollapse do crust punka zaprzęgli death metalowe elementy. Są na tej płycie fragmenty, które kojarzą mi się nawet z tą późniejszą, nieco ostrzejszą wersją Killing Joke - i chodzi tutaj o pewne hipnotyczne riffy i powtarzalność, która niemal wprawia w trans. "Deliberate Indoctrination" to płyta, obok której nie da się przejść obojętnie - no chyba, że bardzo się nie lubi brudnego, dudniącego i suchego brzmienia crust punka. Nie brakuje na tej płycie charakterystycznej dla takiego grania wściekłości, surowości, ale jest też wspomniana przeze mnie wcześniej pewna hipnotyczność.

Wintersun - Time II
(melodic death metal/symphonic metal/extreme power metal)
Data premiery: 30.08.2024

Wintersun chociaż znam i cenię, to doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że to zupełnie nie moja bajka. Melodic death metal, który gra ta formacja nigdy specjalnie mi nie odpowiadał. Najzwyczajniej w świecie ich wydawnictwa mnie nudziły. Łatwo w związku z tym zgadnąć, że na "Time II" nie czekałem, bo też nie zachwycałem się pierwszą częścią tego albumu wydaną w 2012 roku. I chociaż znam pobieżnie wcześniejsze dokonania Wintersun to zawartość "Time II" w pewnym sensie mnie zaskoczyła. Sporo tutaj melodii i elementów symfonicznych jednoznacznie kojarzących mi się nie z Finlandią, z której pochodzi kapela, ale z dalekim wschodem, bardzo dalekim, a konkretnie z Azją Wschodnią. W ogóle mam poważne wątpliwości, czy "Time II" to faktycznie jest płyta melodic death metalowa, bo są tutaj numery ostrzejsze, w których melodic death metal przenika się z symfonicznym metalem, to jednak dużą część tej płyty stanowi progressive metal, a niekiedy po prostu ekstremalna odmiana power metalu (czyli szybszy power metal z growlem/harshem). Na płycie znajduje się niewiele kompozycji, ale większość z nich to trwające ponad 10 minut różnorodne kolosy. Z jednej strony ciągnie mnie do nowej płyty Wintersun, bo jest to granie przyjemne dla ucha (zarówno partie melodyjne, jak i te cięższe), a z drugiej strony naczytałem się o tym, jakim ten album ma być wielkim wydarzeniem w metalowym światku...i jakoś tak mam wrażenie, że balonik został nadmuchany trochę za bardzo. Dobra płyta, a nawet bardzo dobra w swoim melodyjno-agresywnym gatunku.

Within The Ruins - Phenomena II
(progressive metalcore/melodic death metal/djent)
Data premiery: 23.08.2024
Spotify / Bandcamp

Album "Phenomena" wydany przez Within The Ruins w 2014 roku to dla mnie absolutna perła core'owego grania. Charakterystyczne brzmienie gitar, specyficzna konstrukcja utworów, dużo djentowych elementów i ogromna intensywność materiału. I chociaż kapela w późniejszych latach też wydawała dobre płyty, to jednak gdy wracam do Within The Ruins to odpalam "Phenomena". W tym roku grupa postanowiła wrócić do swojego najlepszego wydawnictwa i nagrać jego kontynuację. Z jednej strony to wzbudziło moją ekscytację, a z drugiej obawy, bo takie historie często kończą się kompletnym fiaskiem. Na szczęście single zapowiadające "Phenomena II" zwiastowały godną kontynuację świetnego materiału sprzed 10 lat. I po odpaleniu najnowszej płyty Within The Ruins poczułem się, jakbym faktycznie cofnął się w czasie do momentu, w którym pierwszy raz odpaliłem album "Phenomena". Muzycy na najnowszym wydawnictwie dalej rozwijają koncept i styl, który obrali na płycie sprzed 10 lat, tak jakby w międzyczasie niczego innego nie nagrywali. Stylistycznie jest bliźniaczo podobnie, znowu jest dużo djentów, są te charakterystycznie brzmiące gitary, kawałki też mają tę samą specyficzną konstrukcję. A do tego na sam koniec, w instrumentalnym kawałku "Enigma II" muzycy składają hołd "X-Men The Animated Series" wplątując w utwór charakterystyczne motywy znane z tego serialu (który zresztą niedawno doczekał się bardzo dobrej kontynuacji - "X-men '97"). Album "Phenomena II" w pełni spełnił moje oczekiwania, dając mi taką samą ogromną dawkę energii jak cześć pierwsza z 2014 roku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz