niedziela, 8 listopada 2015

Mepharis - Sic Luceat Lux (2014)

Mepharis - Sic Luceat Lux
Mepharis na FB / Soundcloud

Data wydania: 31.01.2014
Gatunek: death/doom metal
Kraj: Polska

Tracklista:
01. Sic Tibi Terra Levis
02. Hatemaker
03. Suicide Avenue
04. Hermit's Tale
05. Sic Luceat Lux
06. Iscarioth
07. Dance of Memories
08. Innocence Died

Skład:
Przemysław "Cygan" Cygańczuk - wokal, gitara
Paweł "Szczypek" Szczypka - gitara basowa
Sebastian Konat - perkusja
Gościnnie:
Bartosz "Daimos" Wanat - gitara

Mepharis to już nie taka znowu młoda formacja z dolnośląskiej wioski, później formacja przeniosła się do Poznania. Grupa powstała w 2007 roku i trzy lata później wydała swoje pierwsze demo zatytułowane "Suicide Avenue". W 2012 roku wydali jeszcze epkę "Black Tapes", a następnym krokiem był już pełny materiał, który został wydany pod tytułem "Sic Luceat Lux" pod koniec stycznia 2014 roku.


Na debiutancki album Mepharis składa się 8 kompozycji dających łącznie 30 minut dość zróżnicowanej muzyki utrzymanej w metalowych ryzach. Wydawnictwo rozpoczyna przydługie intro trwające ponad 2 minuty i muszę przyznać, że byłem trochę zdziwiony tym dość przerysowanym wstępem. Ot jakiś głos czyta fragment Starego Testamentu po łacinie. Nie jest to jakieś szczególnie ozdobione muzyką, czy czymkolwiek. No po prostu czyta. Dopiero po chwili wchodzi muzyka okraszona pod sam koniec growlem. Wstęp jak wstęp, ale muszę przyznać, że nie bardzo zachęca do zapoznania się z dalszą częścią albumu. Na szczęście już pierwszy pełnoprawny kawałek wypada lepiej. "Hatemaker" już udowadnia, że gatunek death/doom metal w jakim chciałbym zaszufladkować muzykę Mepharis jest dość umowny. O ile wokal jest typowo death metalowy i perkusja też tłucze w tym klimacie, to gitarzysta z dużą pieczołowitością serwuje sporo melodyjnych ozdobników. Z kolei następujący po tym numerze "Suicide Avenue" z początku wydaje się dużo cięższy i utrzymany w wolnym tempie, ale szybko się rozkręca i zmienia postać. Gitara wybija się z prostego riffu i tworzy bardzo klimatyczną melodię, która mniej więcej w połowie kawałka znacząco się rozwija. "Hermit's Tale" to jedna z najdłuższych kompozycji na tym wydawnictwie i chyba najbardziej klimatyczna. Tutaj praca gitary jest trochę zagłuszana przez dudniącą perkusję (mam wrażenie, że to jakieś błędy przy miksie), ale za chwilę sytuacja wychodzi na prostą. Wokal za to ginie pod natłokiem instrumentów i growl zdaje się stanowić tło. W połowie numeru muzyka znacząco się uspokaja, a growl zostaje zastąpione przez ledwo słyszalny szept. Kawałek tytułowy kryjący się pod numerem pięć wypada dość ciekawie, chociaż brzmi on jak kontynuacja "Hermit's Tale", przynajmniej w warstwie muzycznej. Tak jak w poprzedniku mamy tutaj zarówno growl towarzyszący ostrzejszej muzyce i szept towarzyszący spokojniejszym dźwiękom. Zdecydowanie najlepszym numerem jest dla mnie "Iscarioth". Szybki i prosty death metal, który kojarzy mi się z późną twórczością Debauchery. I gdyby Mepharis poszli tą ścieżką to byłbym zachwycony, bo tak grających kapel w Polsce brakuje. Nie ma tutaj jakichś specjalnie wyszukanych melodii gitarowych, ale jest powtarzalny, wkręcający się w czaszkę riff, który pozwala lepiej wczuć się w muzykę. Ta prostota jest wręcz fenomenalna i udowadnia, że wcale nie trzeba nie wiadomo jakich chwytów, żeby zainteresować słuchacza. I tym szybkim i wręcz spływającym krwią numerze następuje "Dance of Memories", który rozpoczyna się łagodnie i dość szybko przechodzi w metalową rzeźnię. Jako, że kawałek trwa aż 6 minut to można się od razu domyślić, że tutaj kapela zaprezentuje całe spektrum swoich umiejętności. I tak właśnie jest. Dla mnie ten kawałek to taki miks wszystkiego co formacja zaprezentowała na dotychczasowych kompozycjach wrzucony do jednego numeru. Dzięki temu mamy powtarzalne riffy, growl, zwolnienia wsparte dobrą gitarową melodią, jest nawet miejsce na ambientowe klimaty. Ostatni utwór na płycie to instrumentalny "Innocence Died", który jak dla mnie jest po prostu swoistym outro. Po burzy różnorodności w "Dance Of Memories" następuje uspokojenie, chociaż to właśnie w ostatnim kawałku słuchać w tle odgłosy zawieruchy. Gitara sobie spokojnie pyka tak mniej więcej do połowy, kiedy to następuje chwilowy zryw i muzyka powoli milknie, a na front wysuwa się ledwo słyszalny szept. Wszystko kończą odgłosy nadchodzącej burzy.


Tak jak wspomniałem na początku muzycy Mepharis po wydaniu kilku krótszych materiałów uderzyli z pełnym materiałem, którym zebrali swoje dotychczasowe dokonania oraz dodali kilka nowych kompozycji. "Sic Luceat Lux" wypada dobrze, ale tylko dobrze. Słuchając debiutu Mepharis miałem wrażenie, że muzycy mieli całą masę pomysłów, które chcieli upchnąć w to 30 minut i w niektórych kawałkach jest aż przesyt różnych rozwiązań. Dlatego najlepiej według mnie wypada prosty, ale momentalnie wpadający w ucho "Iscarioth". W prostocie siła, a muzycy tej grupy w większości przypadków trochę na siłę kombinują jakby tu jest bardziej uatrakcyjnić i tak już ciekawą kompozycję. Oczywiście całościowo "Sic Luceat Lux" broni się całkiem dobrze, ale jestem pewien, że mogło być jeszcze lepiej.

Ocena: 7/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz