czwartek, 19 listopada 2015

Death Denied - Transfuse The Booze (2014)

Death Denied - Transfuse The Booze
Death Denied na FB / Bandcamp

Data wydania: 05.06.2014
Gatunek: southern/stoner metal
Kraj: Polska

Tracklista:
01. Jack, Jim and Johnny
02. Lady Liquor
03. Engines of Eternity
04. The Trampeled and the Strong
05. Tumbleweeds
06. The Devil I Know
07. River of Booze
08. The Morning After
09. Moonshine Healing
10. The Ballad of Gerard B.
11. Mould (instrumental)
12. Dyin' Time

Skład:
Rafał "Gecko" Powązka - wokal, gitara
Marek "Kiemon" Kiemona - gitara, chórki
Jakub "Vincent" Wincencjusz - gitara basowa, chórki
Szymon "Wrona" Woronowski - perkusja, chórki

Grupa Death Denied została założona w maju 2009 roku przez dwóch kumpli, którzy szukali odskoczni od swoich macierzystych formacji muzycznych. Pierwszy materiał demo został nagrany jeszcze w 2009 roku, na "Booze'n'Roll" składały się 4 utwory. Rok później kapela wzięła udział w kompilacji "The Dark Side Of The Blues", gdzie polskie formacje prezentowały covery Danziga. I wtedy po raz pierwszy zetknąłem się z Death Denied, którzy coverowali numer "Tired Of Being Alive". Kawałek wypadł naprawdę dobrze i słychać było, że muzycy chcą dodać coś od siebie do tej kompozycji. Wydana w 2011 roku demówka "Appetite for Booze" tytułem i okładką nawiązywała do najlepszej płyty Guns n'Roses. I tutaj już kapela mogła się poszczycić pełnym, czteroosobowym składem. Dwa lata później muzycy weszli do studia, żeby zarejestrować swój pierwszy pełnoprawny debiut, który ukazał się w czerwcu 2014 roku.



Na "Transfuse The Booze" składa się 12 numerów z czego dwa pierwotnie znalazły się na pierwszej demówce Death Denied (oczywiście tutaj zostały nagrane na nowo). Muzycznie formacja lawiruje pomiędzy southern metalem i stonerem, czasami odbiegając w nieco lżejsze southern rockowe klimaty. Album rozpoczyna numer "Jack, Jim and Johnny", który mimo fajnej energii początkowo wydawał mi się słaby (i nadal za taki go uważam). I to, że łaził mi później przez pół dnia po głowie wcale nie oznacza, że jest dobry. Ta otwierająca kompozycja już rzuca pewne światło na to, czego można się spodziewać po całym wydawnictwie. A jeżeli połączy się ze sobą tytuł pierwszego kawałka z tytułem płyty to już wszelkie wątpliwości znikają. Album dotyczy w dużej mierze alkoholu i niemalże każdy utwór kręci się wokół wysokoprocentowych trunków. Czy to źle? W sumie bez różnicy. Jedni śpiewają o szatanie, drudzy o demonach, jeszcze inni o flakach fruwających w powietrzu, więc i o alkoholu można, czemu nie. Po niespecjalnym otwarciu następuje numer "Lady Liquor", za którym też szaleć nie będę. Klimat gęstnieje, tempo siada. Drugi kawałek jest zdecydowanie cięższy i wolniejszy od "Jack, Jim and Johnny". Nie ma też tej nachalnej przebojowości, refren w ogóle nie zostaje w głowie. Wręcz "Lady Liquor" wydaje mi się utworem bardzo topornym i nad wyraz ociężałym.


I przy pierwszym odsłuchu tej kompozycji pomyślałem sobie, że jak tak będzie do końca albumu to będzie cholernie ciężko. Ale muzycy Death Denied chyba lubią łamać stare prawidła, wszak ze sporą częścią płyt jest tak, że im dalej się idzie tym jest gorzej. Natomiast "Transfuse The Booze" zdaje się łamać tę zasadę, bo na sam początek zaserwowane zostały dwa najsłabsze kawałki, a wszystko co znajduje się dalej wypada o niebo lepiej. I udowadnia to już trzeci na liście "Engines of Eternity". Numer charakteryzujący się prostym łupanym riffem i wpadającymi w ucho partiami klawiszowymi, za które odpowiada występujący gościnnie Voltan (Leash Eye, Exlibris). Następujący po nim "The Trampled and The Strong" też wypada bardzo dobrze, klimatyczne zwolnienia i pojawiające się gdzieniegdzie  gitary w stylu ZZ Top tworzą świetną atmosferę bezsprzecznie kojarzącego się z południową częścią USA. I przyszedł czas na balladę, czyli będą nudy, nie? No właśnie nie. "Tumbleweeds" to prawdziwa ozdoba tego albumu. Rozpoczyna się spokojnie, ale nabiera tempa i pojawia się też metalowy pazur, chociaż nie brakuje też leniwej atmosfery. To kawałek zahaczający niemalże o psychodeliczne stonerowe klimaty. "The Devil I Know" to już zupełne inna sprawa, ten numer porywa energią i przebojowością. W refrenach muzycy przyspieszają i dociskają pedał gazu, a w zwrotkach zwalniają wpadając w błogostan.


"River Of Booze" to jeden z numerów pochodzących z pierwszej demówki. I tutaj mamy do czynienia z prawdziwym stonerowym walcem. Jest wolno, ciężko i podczas słuchania tego numeru wręcz czułem to zmęczenie, o którym śpiewa Gecko. Zryw pod koniec jest za to bardzo pobudzający i daje kopa. "The Morning After" rozpoczyna się niemalże mustaschowym riffem i bardzo przyjemnie mknie do przodu, mimo tego, że to dobry kawałek, to jednak nie czaruje tak jak "Engines of Eternity". Na ukojenie tego ciągłego dudnienia muzycy serwują balladę "Moonshine Healing". I podobnie jak "Tumbleweeds" jest to strzał w dziesiątkę. Z tymże ten numer jest jeszcze bardziej wyciszający, a bębenki, za które odpowiada Wrona dodają mu specyficznego uroku. I tym razem nie ma żadnych zrywów, nagłych wybuchów energii, jest naprawdę spokojnie i kojąco. Ale przecież nie można tak do końca, więc formacja serwuje strzał w pysk w postaci kompozycji "The Ballad of Gerard B.". Kawałek jest absolutnym przeciwieństwem "Moonshine Healing". Kontrast tych dwóch utworów mocno działa na ich korzyść. Dziesiąta kompozycja na "Transfuse The Booze" to przede wszystkim szybkość i energia. Jest to też najkrótszy utwór na tym wydawnictwie. Niewiele dłuższy jest instrumentalny "Mould", który z kolei znowu kieruje muzykę Death Denied bardziej w stronę stonera. Toczący się powoli numer jest ozdabiany przyjemną dla ucha solówką gitarową. Album zamyka "Dyin' Time", który jest drugim numerem pierwotnie umieszczonym na demówce "Booze'n'Roll". Po dwóch najkrótszych utworach muzycy zaserwowali najdłuższą kompozycję, która jednak nie powala, a już na pewno znaleźć można na "Transfuse The Booze" dużo lepsze kawałki. Na plus wypada klawiszowe solo, którego autorem jest znowu występujący gościnnie Voltan.


Przyznam, że podczas pierwszego kontaktu z tym albumem trochę się męczyłem, zwłaszcza przy dwóch otwierających utworach. Miałem wrażenie, że muzycy robią sobie jaja i grają jakąś karykaturę southern metalu. Na szczęście kolejne kompozycje ratują "Transfuse The Booze". Wręcz im bardziej zagłębiałem się w zawartość tego wydawnictwa tym bardziej zacząłem je doceniać. Death Denied serwują tutaj nie tylko ciężkie kompozycje o ślimaczym tempie, ale też delikatne utwory świetnie kontrastujące z tym walcowatymi. Na płycie nie brakuje również energicznych numerów. Jest tu wszystko czego można się spodziewać po wydawnictwie utrzymanym w klimacie southern metalu zmieszanego ze stonerem, albo nawet trochę więcej (w końcu kojące ballady będące ozdobą tego wydawnictwa znacząco odbiegają od standardu). Największym problemem "Transfuse The Booze" jest to, że to materiał bardzo nierówny. Obok prawdziwych perełek trafiają się kompozycje zdecydowanie słabsze. Największe plusy za "Engines of Eternity", "The Trampeled and the Strong", "Tumbleweeds", "Moonshine Healing", "The Devil I Know" i "The Ballad of Gerard B.".

Ocena: 7,5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz