sobota, 8 maja 2010

Dionysus - Anima Mundi (2006)



Dionysus - Anima Mundi

Dionysus na myspace

Data wydania: 2006
Gatunek: power metal
Kraj: Szwecja


Tracklista:
01. Divine 04:08
02. Bringer of War 05:01
03. Anima Mundi 03:29
04. Heart Is Crying 04:56
05. What 05:13
06. Eyes of the World 05:35
07. March for Freedom 05:58
08. Closer to the Sun 03:14
09. Forever More 04:48
10. Paradise Land 04:53
11. March for Freedom (radio edit) 05:02


Jest to drugi krążek szwedzkiej grupy Dionysus, poprzedni wydali dwa lata wcześniej - tamtym albumem bardzo wysoko postawili sobie poprzeczkę. Czy drugi album chociaż w połowie jest tak dobry jak debiut? To wymaga przeniesienia się w czasie...albo po prostu zapuszczenia krążka i przypomnienia sobie co też przygotowali nam Szwedzi, którzy nazwę zespołu pożyczyli sobie od imienia greckiego boga wina.

A teraz przejdźmy do samego albumu. Pierwszy utwór zaczyna krótka potyczka gitary z klawiszami, które w końcu łączą swoje siły i atakują wokalistę, który odpiera atak i wysuwa się na prowadzenie. "Divine" to dobry utwór, melodyjny...chyba, aż za bardzo. Ale taki już styl prezentuje Dionysus. Nie ma co wydziwiać, kawałka numer 1 słuchałem z przyjemnością, aż chce się zaśpiewać z Olafem "cause I am the maker of miracles ". To tylko potwierdza, że pan Hayer to człowiek na odpowiednim stanowisku i lepszy do Dionysus trafić nie mógł.

"Bringer Of War" zaczyna się ciężko, wolno, jedzie niczym walec - w porównaniu z innymi kawałkami Dionysus ten wyróżnia się jednak ciężarem. Gitary grają w jednym tempie, perkusja im wtóruje, a Hayer daje z siebie wszystko. Utwór dobry, potrzebny jak najbardziej, ale ja bym go wrzucił nieco dalej, bo na drugi kawałek wybrałbym raczej kawałek tytułowy. "Anima Mundi" zaczyna się tak jakby od środka, bo dźwięki się nie zaczynają, ale słuchając tego miałem wrażenie jakbym został wrzucony w coś co już wcześniej zaczęło trwać, a ja mam możliwość usłyszenia wyrwanego kawałka (nie, nie jest to sampel). Ale to jest cały czar tego kawałka, niezwykle chwytliwego, przepełnionego energią. Jeśli ktoś słucha tego utworu i podczas refrenu nie ma ochoty otworzyć paszczy i zawtórować Hayerowi to znaczy, że coś jest nie tak. Albo słuchacz nie lubi melodyjnego power metalu, albo...sam nie wiem. Ja przy "Anima Mundi" zawsze muszę chociaż nucić sobie podczas refrenu. Czy to jest najlepszy kawałek na płycie? Jeszcze przyjdzie mi to osądzić, wolę poczekać do końca i dopiero ostatecznie podjąć decyzję, lepsze to niż wycofywać się w nieskończoność ze swoich typów. Na pewno w utworze tytułowym jest pewna magia.

Dalej znajduje się utwór - "Heart Is Crying". Co może nosić taki tytuł? Łzawa ballada, miałem tylko nadzieję, że nie będzie to powtórka z "Don't Forget". No i doczekałem się przyjemnego zaskoczenia, bo ten kawałek to ballada z iście wybuchowym refrenem, podczas którego gitary zaczynają grać szybciej, a Hayer mimo, że trochę płaczliwym głosem wyje niczym syrena. Przyszła pora na "What" - zaczyna się ciężkawo, ale intro bardzo przyjemne. Wokal Hayera też jakiś taki niestandardowy, muzyka też jakaś dziwna, i do tego jeszcze chóralne zaśpiewy w refrenie. Ale wyczaiłem fragment wyjęty z "Walk On Fire". Jakoś mi średnio ten kawałek pasuje do tej płyty. "Eyes Of The World" - i znowu ciekawe intro - tym razem klawisze na pierwszym planie. Ten numer ma potencjał stania się killerem, ale Hayer śpiewa na nim tak jakby był znudzony, tak jakby nie mógł się doczekać aż to nagranie dojdzie już do końca. Nie wiem, jakoś "Eyes Of The World" nudzi, może to właśnie przez wokal.

W końcu przyszedł czas na 100% balladę - "March For Freedom", chociaż nie - to nie jest ballada, to jest jak hymn. Silne, wolne (prawie, że tempo marszowe) i znowu pełne magii. A Hayer śpiewa zupełnie nie jak Hayer - to nie znaczy, że gorzej. Jego delikatny głos nagle nabiera chrypki i pazura, żeby doczekać do porywającego chóralnego refrenu. Killer absolutny, który powinien zaistnieć na scenie power metalowej. Po wolnym kawałku przyszedł czas na niesamowicie szybkie i energetyczne "Closer To The Sun". I już wiem, że killera numer jeden na tej płycie nie wybiorę, bo za ciężko się zrobiło. "Closer To The Sun" to utwór podobny trochę do tytułowego, ale to raczej pod względem kompozycji i chwytliwości, bo znowu dostaliśmy refren, przy którym nie można nie wspomóc Hayera. No, ale widocznie kawałek ten nie zalicza się do najlepszych Dionysus'a, bo nie znalazł się na kompilacji "The Best Of..." - jestem ciekaw co o tym przesądziło, czy jest zbyt chwytliwy? Zbyt energetyczny? No nieważne, nie znalazł się to trudno. Fani będą musieli sobie kupić wszystkie płyty (chociaż tą ostatnią mogą sobie odpuścić), żeby samemu sobie złożyć prawdziwe "The Best Of...".

Wracając do "Anima Mundi" - myślałem, że zespół zapomniał o obowiązkowej balladzie, ależ skąd. Następnym numer - "Forever More" - to ballada z prawdziwego zdarzenia. Nie jest utrzymany w standardowych klimatach - bo mamy ładnie wybijany rytm przez perkusję i wtórujące gitary, a do tego dochodzi najwyższej klasy wokal Hayera - tutaj już daje z siebie wszystko nie tak jak na jednym z wcześniejszych kawałków. I całe szczęście, bo podczas tej ballady nie mają lecieć łzy, nikt ma nie popełnić samobójstwa użalając się nad sobą - wręcz przeciwnie, ten utwór mimo tego, że to ballada ma w sobie mnóstwo energii. I jak to zwykle bywa dla kontrastu po wolnym kawałku nie może nastąpić nic innego jak szybki kawałek - widocznie muzycy się troszczą o to, żeby słuchacz nie zasnął podczas słuchania ich muzyki.

"Paradise Land" to bardzo mocny punkt tej płyty. Mocno się zaczyna i mocny jest przez cały czas trwania. Mamy dziką galopadę i znowu wojnę gitar z klawiszami, którą przerywa wkroczenie Hayera. Szkoda, że wokalista ta nie wysilał się na ostatnim krążku. Bo tutaj słychać, że daje z siebie wszystko, albo nawet więcej. Lubię ten numer, jest niby standardowy, niby takie p2p2, ale czasami lubię posłuchać takich galopad - zwłaszcza, że wokalista śpiewa w zupełnie innym tempie, on jest tak jakby wyłączony z muzyki, śpiewa sobie we własnym tempie - i co najlepsze wcale to nie przeszkadza, wszystko ładnie się komponuje w jedną składną całość. Jak przez cały album nie wyhaczyłem żadnej ładnej solówki to tutaj ją znalazłem bez większych problemów, no i ta króciutka solówka na basie. O bonusowym kawałku wypowiadać się nie będę, bo to nic innego jak skrócony o minutę kawałek "March For Freedom".

Album bardzo równy z zaledwie jedną wpadką, ale jej się praktycznie nie zauważa skoro na horyzoncie tyle killerów. Teraz już mogę sobie odpowiedzieć na postawione na początku recenzji pytanie - czy zespołowi udało się chociażby doskoczyć do poprzeczki ustawionej przez "Sign Of Truth"? I śmiało mogę odpowiedzieć, że tak i nawet udało im się ją przeskoczyć. Na albumie mamy wiele przebojów, które jednak nie znalazły się na kompilacji składającej się z najlepszych utworów Dionysus. Nie wiem dlaczego się tam nie znalazły, może to kwestia ograniczonego miejsca na płycie...ale dlaczego taki "Eyes Of The World" się tam dostał? Tego pewnie nigdy się nie dowiem. Po przesłuchaniu "Anima Mundi" upewniłem się tylko, że forma Dionysus po 2004 roku zanotowała bardzo duży spadek.W każdym razie przyszedł czas na wystawienie oceny Dionysus za drugi w ich historii album. Kompletu dać nie mogę, bo jednak było małe potknięcie.

Ocena: 9/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz