czwartek, 9 grudnia 2021

Droga do podsumowania 2021 (odc. 96-100)

Czas na kolejną dawkę płyt z 2021 roku. Zapraszam do rzucenia okiem na 20 odcinek cyklu "Droga do podsumowania 2021", gdzie znajdziecie kolejne 5 albumów wydanych w tym roku. Jak zawsze obok krótkiej notki odnośnie danej płyty znajdziecie też klip oraz link do Spotify.



Droga do podsumowania 2021 - odc. 96:

VOLA - Witness
(progressive rock/metal/djent)

Gdy pierwszy raz usłyszałem album "Applause Of A Distant Crowd" w okolicach 2018 roku nie mogłem się od niego uwolnić. Była to druga płyta duńskiej grupy VOLA, która podążała nieco podobną ścieżką, jaką kroczyła norweska kapela Leprous. Oczywiście poza faktem, że obydwie te formacje ekspolorwały rejony progressive rocka i metalu nic więcej nie łączy. Duńczycy wręcz swoje kroki kierują bardziej w stronę progresywnego rocka, a nawet djentu. Chociaż tego drugiej jeszcze tak na "Applause Of A Distand Crowd" nie było słuchać. Na trzeci album Vola trzeba było czekać do 21 maja 2021 roku. To wówczas pojawił się materiał zatytułowany "Witness". Oczywiście poprzedzały go doskonałe single, które tylko sprawiały, że nie mogłem się doczekać, kiedy w końcu usłyszę nową płytę Vola. A jest to materiał naprawdę niezwykły. O ile "Applause Of A Distant Crowd" był materiałem bardzo spójnym i utrzymanym w jednym, choć bardzo atrakcyjnie zagranym stylu. Tak w przypadku "Witness" muzycy zdecydowali się na sporą dawkę eksperymentów. I tak otrzymaliśmy np. "These Black Claws", w którym gościnnie pojawia się raper Shahmen, a warstwa muzyczna w dużej mierze przypomina tło z raperskich hitów. A zaraz obok trafiały się djentowe perełki w stylu "Straight Lines", czy "Head Mounted Sideways", a niedaleko od nich znaleźć można "24 Light-Years" (kawałek, który przed premierą płyty był przeze mnie katowany w nieskończoność). Duńczycy malują swoją muzykę całą gamą emocji i to słychać w każdym utworze. Vola to niezwykła formacja, która mam wrażenie, że nadal nie jest zbyt szeroko znana w rockowym, czy metalowym światku. Jeżeli kogoś nie przekonał album "Inmazes" (2015), z którym ciągle mam jakieś problemy, ani "Applause Of A Distant Crowd" (2018), to powinien spróbować "Witness". Nie ma na co czekać!



Droga do podsumowania 2021 - odc. 97:

The Ossuary - Oltretomba
(heavy/doom metal/hard rock)

Album "Oltretomba" był moim pierwszym kontaktem z twórczością The Ossuary. Włoskiej kapeli parającej się graniem mieszanki heavy metalu, doom metalu i hard rocka. Oczywiście po wielokrotnym przesłuchaniu tegorocznego wydawnictwa Włochów skierowałem swoje kroki w stronę ich dwóch wcześniejszych wydawnictw, ale nie zaskoczyły tak pozytywnie jak "Oltretomba". To jeszcze dość świeże wydawnictwo, bo trzeci studyjny album The Ossuary miał swoją premierę 12 listopada. Nie jestem fanem doom metalu, ale to w jaki sposób podali go muzycy z The Ossuary wzbudziło mój zachwyt. Kawałki może i są raczej utrzymane w wolnym tempie, ale nie sprawiają, że co chwilę sprawdzam ile jeszcze do końca płyty. W sumie ta też do najdłuższych nie należy, bo zamyka się 55 minutach, a składa się z 9 utworów. I mimo tego, że główną osią jest tutaj doom metalowy klimat, to kawałki na swój sposób są przebojowe i różnorodne. Np. mamy dość jednostajny, wręcz hipnotyczny "Ratking", ale niedaleko za nim stoi "Forever into the Ground", który mógłby być zaginionym kawałkiem The Doors. Ta płyta zaskakuje niemal na każdym kroku, chociaż The Ossuary nie eksperymentują, nie szukają nowych dróg w łączeniu heavy metalu, doom metalu i hard rocka. Raczej przecierają stare szlaki, ale robią to w tak fantastyczny sposób, że nie sposób się oderwać od zawartości "Oltretomba".




Droga do podsumowania 2021 - odc. 98:

Pop. 1280 - Museum On The Horizon
(ebm/industrial rock/deathrock)

W 2016 roku za pośrednictwem albumu "Paradaise" odkryłem amerykańską kapelę Pop. 1280. Cóż to było za odkrycie! Słuchając ich indsutrial/noise rocka czułem się jakbym faktycznie wyruszył w jakąś kosmiczną podróż na nieznaną planetę, którą trudno nazwać rajem. Pełna industrialnych elementów, niegościnna i wręcz odpychająca planeta przyjęła mnie z otwartymi ramionami, więc to odwzajemniłem. I często wracałem do "Paradise". Smutnego, brudnego, niepokojącego, ale jednak przyciągającego materiału. W dziwny sposób przegapiłem ich album zatytułowany "Way Station" (2019), ale przyjdzie jeszcze czas, żeby go nadrobić. 24 września swoją premierę miała płyta "Museum On The Horizon", czyli piąty studyjny materiał Amerykanów. To zupełnie inna płyta niż "Paradise", praktycznie pod każdym możliwym względem. Jedyne co jest tutaj wspólne to partie wokalne. Natomiast reszta, od brzmienia, poprzez wykorzystanie elektroniki i klimat wydawnictwa zupełnie się zmieniły. Czy to dobrze? Mam wrażenie, że tak. "Paradise" był bardzo ciężkim materiałem, stylistycznie wręcz przygniatał słuchacza i trzymał przy samej ziemi przez niemal cały czas trwania płyty. "Museum On The Horizon" stylistycznie jest ciężki, ale brzmi bardziej przebojowo. Pop. 1280 bardziej niż na mieszankę noise'u i industrial rocka postawili na ebm, dzięki czemu jest bardziej "przebojowo". Utwory często mają jednostajny hipnotyczny elektroniczny rytm, co przekłada się na łatwą przyswajalność kompozycji. Do tego należy dodać pewien chaos tworzony głównie za sprawą wokalu. Bardzo dobry materiał, który sprawia, że jakoś ciężej wraca mi się do ciężkiego "Paradise", bo jednak przyjemniejsze dla ucha okazują się dźwięki płynące z zawartości "Museum On The Horizon".



Droga do podsumowania 2021 - odc. 99:

Flotsam & Jetsam - Blood In The Water
(heavy/power/thrash metal)

W tym roku swój czternasty studyjny materiał zaprezentowała thrash metalowa legenda Flotsam and Jetsam. I tutaj muszę przyznać, że materiałem z ich bogatego dorobku, do którego najbardziej lubię wracać jest "The End of Chaos" z 2019 roku. Głównie dlatego, że tam dominującą rolę pełni heavy/power metal, a thrash metal jest tylko dopełnieniem całości. I to tworzy dla mnie magię tamtego wydawnictwa. Ciężko mi powiedzieć, czy czekałem na "Blood In The Water", bo jednak wielkim fanem Flotsam & Jetsam nigdy nie byłem. Najnowszy album Amerykanów pojawił się 4 czerwca i został oczywiście solidnie wsparty wcześniej poprzez publikację kilku klipów prezentujących wybrane premierowe utwory. Nowe kawałki nie powalały, ale dobrze rokowały, ot zapowiadał się solidny power/thrash metalowy materiał. "Blood In The Water" to znowu bardziej power/heavy metal niż thrash, ale ten drugi gatunek ponownie spełnia tutaj rolę "uzupełniacza". Zawartości "Blood In The Water" naprawdę dobrze się słucha, płyta przelatuje wręcz błyskawicznie, chociaż 12 zawartych na niej kawałków daje łącznie 54 minuty muzyki. Jeżeli lubicie bardziej power metalowe podejście Flotsam & Jetsam to na pewno będziecie się dobrze bawić podczas obcowania z zawartością "Blood In The Water", chociaż mam wrażenie, że jest to album mniej przebojowy niż poprzedzający go "The End of Chaos".



Droga do podsumowania 2021 - odc. 100:

Memoriam - To the End
(death metal)

Po tym jak w 2015 roku do życia powołana została kapela Memoriam myślałem, że oszaleję z radości. To brytyjska formacja będąca spadkobiercą Bolt Thrower, czyli grająca oldschoolowy death metal. Ponadto na wokalu występuje tutaj nie kto inny jak Karl Willets, czyli zdecydowanie najlepszy wokalistów, którzy przewinęli się przez Bolt Thrower. W tym roku Memoriam wydali swój czwarty album studyjny. "To the End" to bardzo dobry oldschoolowy materiał, który zaliczam do grona tych zdecydowanie bardziej udanych wydawnictw tej brytyjskiej grupy. Chociaż "Requiem for Mankind" (2019) nie został przebity. Biorąc jednak poprawkę na to, że debiutancki "For The Fallen" (2017) był dobry, ale mocno działał na słuchaczy dzięki nostalgii i tej łatce spadkobiercy Bolt Thrower, tak "The Silent Vigil" (2018) był chyba największą wpadką tej formacji. Materiał nudny i pozbawiony jakiekolwiek energii, wręcz niewyróżniający się spośród całej masy death metalowych wydawnictw zalewających rynek. Po tej wpadce ciężko było uwierzyć, że Memoriam to naprawdę dobry projekt, ale wówczas przyszedł czas na premier "Requiem for Mankind", który przywrócił wiarę w ten zespół. Ten album był zdecydowanie lepszy nawet od "For the Fallen". I stąd obawiałem się trochę o jakość "To the End". Chociaż przedpremierowo udostępnione numery sugerowały, że możemy mieć do czynienia z mocnym kandydatem do miana najlepszego death metalowego albumu roku. Po naprawdę wielu odsłuchach mogę stwierdzić, że tak, jest to absolutna czołówka tego gatunku w 2021 roku, ale jest to materiał porównywalny z debiutem (może nieznacznie lepszy). Mimo tego nadal pierwsza pozycja w dyskografii Memoriam dla "Requiem for Mankind" wydaje się być niezagrożona. Jeżeli lubicie oldschoolowy death metal, pełen dudniących gitar, wolnego tempa i doskonałych growli to czym prędzej łapcie się za "To the End".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz