czwartek, 9 grudnia 2021

Droga do podsumowania 2021 (odc. 86-90)

Zapraszam na 18 odcinek "Drogi do podsumowania 2021", gdzie jak zwykle znajdziecie pięć kolejnych albumów, które zostały wydane w mijającym roku, a których nie powinno się pomijać biorąc się za tworzenie własnej topki za 2021. Oprócz krótkich notek odnośnie każdego z wydawnictw znajdziecie również klip oraz link do Spotify.



Droga do podsumowania 2021 - odc. 86:

Houston - IV
(aor/melodic rock)

Przeglądając, a raczej przesłuchując nowości z 8 października trafiłem na znaną mi nazwę zespołu Houston. Chociaż ostatecznie, kiedy odpaliłem płytę zatytułowną "IV" okazało się, że jednak nie miałem do tej pory do czynienia z tym bandem. Ta szwedzka melodic rockowa grupa debiutowała w 2010 roku płytą "Houston" i mimo tego, że w tytule ich nowego wydawnictwa widnieje rzymska cyfra 4, to jest ich szóste studyjne wydawnictwo, więc jak widać jest to dość płodna twórczo formacja. Ich najnowszy materiał to prawdziwa kopalnia aor-owych przebojów. Praktycznie nie ma tutaj numeru, który już przy pierwszym kontakcie nie wpadłby w ucho. A numer "Heart Of A Warrior" to doskonały kandydat do zasilenia ścieżki dźwiękowej do jakiegoś sportowego filmu typu "Best Of The Best" (1989). I takich nośnych kompozycji jest tutaj cała masa...no może przesadzam, bo na "IV" znajduje się 11 utworów. Co oczywiście nie zmienia faktu, że szósta płyta szwedzkiej grupy Houston to prawdziwa kopalnia melodic rockowych hitów.



Droga do podsumowania 2021 - odc. 87:

Beast In Black - Dark Connection
(melodic power/heavy metal/synthpop)

Do tej pory szerokim łukiem omijałem twórczość Beast In Black. Wystarczyło mi, że raz, czy drugi z ciekawości odpaliłem na chwilę jakiś z ich klipów promujących dotychczasowe płyty tej grupy. Wydany 29 października "Dark Connection" odpaliłem z ciekawości. I też nie było dobrze, jakieś laserki, jakieś transowe klawisze, wręcz disco klimat...i po skończeniu płyty odpaliłem jeszcze raz, a później znowu i znowu. Trzeci album w dyskografii tej fińskiej kapeli momentalnie wpadł mi w ucho, a kawałki takie jak "Highway to Mars", "One Night in Tokyo", "Dark New World", "Blade Runner", czy "Moonlight Rendezvous" po prostu do tej pory mi nie wychodzą z głowy. A nawet covery "Battle Hymn" (Manowar) i "They Don't Care About Us" (Michael Jackson) wypadają w wykonaniu Beast In Black bardzo dobrze. Nie wiem jak Finowie to osiągnęli, ale udało im się uzyskać doskonałą symbiozę melodyjnego metalu z synthpopem, co poskutkowało niesamowicie przebojowym wydawnictwem. Przecież na "Dark Connection" znajduje się hit na hicie! I jasne, trafiają się tutaj również mielizny, ale stanowią one taką mniejszość, że nie trzeba zaprzątać sobie nimi głowy.



Droga do podsumowania 2021 - odc. 88:

6:33 - Feary Tales For Strange Lullabies: The Dome
(progressive metal/rock/avantgarde metal/pop)

Pierwszy raz sięgając po twórczość 6:33TheBand nie wiedziałem czego się spodziewać, a mimo to byłem zaskoczony tym, co usłyszałem. "Feary Tales For Strange Lullabies: The Dome" to czwarte studyjne wydawnictwo tej francuskiej grupy, której nie da się łatwo zaszufladkować. Po pierwszym obrocie ich płyty wydanej 1 października szybko pospieszyłem z drugą rundą. Głównie dlatego, że nie dowierzałem w to, co usłyszałem. "Feary Tales For Strange Lullabies: The Dome" brzmi jak materiał, który mógłby nagrać Devin Townsend - patrząc oczywiście na rozrzut gatunkowy, jaki został zaprezentowany na tym wydawnictwie. Jest tutaj dosłownie wszystko - jest progressive metal, jest rock, elementy rapcore'a, trochę klimatów musicalowych, jest elektronika, jest też pop. Słuchając tego materiału nie wiedziałem czego mogę się spodziewać w kolejnym utworze. Z jednej strony to zaskakiwanie na każdym kroku podnosi atrakcyjność, bo pomaga w utrzymaniu zainteresowania słuchacza, a z drugiej strony kapela 6:33 doskonale radzi sobie w mieszaniu tych wszystkich elementów i dostarcza doskonale skrojone utwory. Jest jakaś metoda w tym szaleństwie i nie trzymaniu się kurczowo jednego, czy dwóch gatunków. Ta nieprzewidywalność, ale jednocześnie ogromna dawka przebojowości i naprawdę dobra jakość prezentowanych utworów to największe siły tej płyty. Po prostu WOW!



Droga do podsumowania 2021 - odc. 89:

Hate - Rugia
(death/black metal)

Polska death metalowa kapela Hate działa już aktywnie na scenie 30 lat! Aż ciężko w to uwierzyć. 15 października 2021 roku formacja zaprezentowała swój najnowszy album zatytułowany "Rugia". Jest to 12 pełne studyjne wydawnictwo grupy dowodzonej przez Adama Buszko (ATF Sinner). I chociaż w zadziwiający sposób pominąłem "Auric Gates of Veles" (2019), a przynajmniej nie bardzo pamiętam ten album, to zawsze ich wydawnictwa robiły spustoszenie w moim odtwarzaczu. Wszystko zaczęło się dość późno, bo dopiero do ich twórczości przekonał mnie "Erebos" (2010). I jakoś zawsze rozpatrywałem Hate jako zespół rywalizujący z Behemoth. Obydwie kapele działały na tym samym polu, chociaż Behemoth za sprawą medialności Nergala stał się bardziej rozpoznawalny w światku metalowym, ale jednak przede wszystkim zaistniał mocno poza nim, tak Hate ciągle działa wyłącznie na poletku metalowym. I chwała im za to, bo dzięki temu twórczość tej grupy będzie rozpatrywana tylko i wyłącznie za sprawą ich dokonań muzycznych. "Rugia" to materiał, który powinien przekonać nawet tych, którzy do tej pory Hate spychali na plan dalszy. Dwunasty materiał Hate to jedno z najlepszych death/black metalowych wydawnictw tego roku. Jest tuaj absolutnie wszystko, za co można kochać mieszankę najbardziej ekstremalnych gatunków metalowych. Przy czym warto zauważyć, że Hate nie serwuje na swoim premierowym materiale żadnych mielizn, czy utworów na siłę wyciąganych. Długość "Rugia" to niecałe 36 minut, co jest dość zaskakujące biorąc pod uwagę ostatnie płyty Hate, które często ledwo mieściły się 60 minutach. Można powiedzieć, że to taki ukłon w kierunku ich starszych albumów. Z drugiej strony można rozpatrywać "Rugia" jako skondensowaną dawkę death/black metalu - 9 szybkich, energicznych kompozycji, które po prostu uderzają prosto w twarz i zachęcają do ponownego odpalenia płyty. Oby ATF Sinner i jego kompani utrzymali ten poziom!



Droga do podsumowania 2021 - odc. 90:

Vexed - Culling Culture
(metalcore/alternative metal/djent)

VEXED to dość świeża kapela, która została powołana do życia w 2019 roku, natomiast jej debiutancki album pojawił się 21 maja 2021 roku. "Culling Culture" to mieszanka metalcore'a z alternatywnym metalem. Muzycznie debiutancki album Vexed może przywoływać skojarzenia z początkami In This Moment, kiedy muzyka kapeli nie była zdominowana przez alternative metal, a Maria nie wzorowała się jeszcze na Otep (wizualnie i wokalnie). Skojarzenie jest nieprzypadkowe, gdyż na wokalu mamy Megan Targett, która odpowiada zarówno za czyste partie, jak i za core'owe ryki. Mimo wspomnianych skojarzeń z "Culling Culture" bije świeżość i nie mogę zarzuć brytyjskiej kapeli kopiowania kogokolwiek. Kawałki są zróżnicowane i doskonale balansują pomiędzy spokojniejszymi partiami, w których pierwsze skrzypce gra Megan, a agresywniejszymi momentami, w których to instrumentalici dochodzą do "głosu", a wokalistka wspiera ich swoimi rykami. Muzycznie również jest dość przekrojowo, bo instrumentalistom zdażają się również wycieczki w kierunku djentu, co również dodaje całości smaczku. Kapela momentami wpada też niemal w deathcore'owe tryby - jak w kawałku "Lazarus", który dowodzi, że Megan doskonale by się odnalazła w repertuarze Whitechapel. Vexed wydali zaskakująco dobry i świeży debiutancki album, który mam nadzieję jest tylko wstępem do czegoś większego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz