wtorek, 28 grudnia 2021

Droga do podsumowania 2021 (odc. 131-135)

Poniżej znajdziecie kolejną piątkę wydawnictw z 2021 roku, które warto sprawdzić przed podjęciem się tworzenia swojej topki za mijający rok. Przy każdym albumie znajdziecie krótką notkę, klip oraz link do pełnego wydawnictwa na Spotify.



Droga do podsumowania 2021 - odc. 131:

Insania - V (Praeparatus Supervivet)
(melodic power metal)

Niespecjalnie śledziłem ostatnie ruchy w składzie szwedzkiej kapeli Insania. Bardzo lubię ich album "Fantasy (A New Dimension)" (2003), który pojawił się akurat w momencie, w którym byłem zafascynowany melodic power metalem. "World Of Ice" (1999), czy "Sunrise In Riverland" (2001)  mnie jednak nie zachwycały. Dopiero trzecia płyta Insanii sprawiła, że ta kapela znalazła się w moim odtwarzaczu. I...na kolejny materiał tej grupy musiałem czekać do 2007 roku. Ale wówczas już melodic power metal nie znajdował się w kręgu moich muzycznych zainteresowań, więc wydany wówczas "Agony - Gift of Life" przeszedł gdzieś koło mnie. I nagle po 14 latach kapela zaprezentowała nowy singiel - "Praeparatus Supervivet" pojawił się 13 września. Słuchając tego kawałka miałem wrażenie, że w Insania nic się nie zmieniło od czasu premiery "Fantasy (A New Dimension)". Utwór brzmiał jakby kapela przygotowywała się na wydanie bezpośredniej kontynuacji albumu z 2003 roku. Oczywiście to dobrze, bo zawsze lepiej nawiązywać do swoich najlepszych wydawnictw i wracać klimatem do czasów swojej świetności. "Praeparatus Supervivet" to melodic power metalowa petarda. Kapela autentycznie brzmi w tym numerze jakby nagrywała drugą część "Fantasy (A New Dimension)". Nie jest to pierwsza i nie jest to też ostatnia kapela, która zdecydowała się gra na nostalgii, ale to też trzeba umieć robić. A Insanii udało się to doskonale, bo zawartość albumu, który miał swoją premierę 12 listopada dowodzi tego w 100%. Wokalista Ola Halén jest w doskonałej formie. Te jego charakterystyczne zaśpiewy, które uwielbiałem na "Fantasy (A New Dimension)" są i tutaj. Muzycznie również dostajemy laurkę wystawioną latom świetności melodic power metalu. Ten materiał brzmi jakby został nagrany mniej więcej 20 lat temu. Wówczas robiłby furorę i zapewne fani takiego grania, którzy nawet jeżeli już od niego odeszli wiele lat temu docenią jak doskonale zakonserwowała się twórczość Insania. Tym bardziej, że kapela bez ogródek serwuje nawet niektóre motywy znane z ich starszych płyt. Oczywiście odbieram to jako puszczanie oka do fanów kapeli, którzy przez 18 lat czekali na kontynuację "Fantasy (A New Dimension)". Prawdę mówiąc ja już zapomniałem, że na niego czekałem, ale jestem zachwycony, że go dostałem.



Droga do podsumowania 2021 - odc. 132:

Eyes Wide Open - Through Life and Death
(melodic death metal/metalcore/alternative metal)

Uwielbiam album "The Upside Down" (2019) kapeli Eyes Wide Open. Niemal doskonała mieszanka melodic death metalu i melodic metalcore'a. Jest w tym albumie coś, co nie pozwalało mi się od niego oderwać. Sporo słuchałem tego wydawictwa i długo nie wychodziło z mojego odtwarzacza...aż tu nagle widzę, że wśród premier 12 listopada pojawiła się nowa płyta kapeli! "Through Life and Death" to czwarte pełne studyjne wydawnictwo Szwedów. I mimo tego, że jak wspomniałem, uwielbiam "The Upside Down" to nie potrafię się przekonać do wcześniejszych płyt tej grupy. Ale mając nadzieję na to, że nowy materiał będzie utrzymany w stylu wydawnictwa z 2019 roku sięgnąłem po niego bez większych oporów. Nie potrzebowałem wielu obrotów, żeby przekonać się do zawartości "Through Life and Death", w sumie album zaskoczył już przy pierwszym obrocie. Kapela nieco rozszerzyła gatunkowo pole, po którym się poruszają o alternative metal. I był to doskonały ruch, bo ten gatunek świetnie wpasował się w dotychczasową stylistykę. Nowym materiał jest niesamowicie przebojowy, ale przy tym nie zatraca swojego melodic death metalowego filaru. Nadal mdm jest głównym punktem twórczości Szwedów, a melodic metalcore i alternative metal stanowią tylko dopełnienie. "Through Life and Death" pełen jest przebojowych i wysokoenergetycznych kompozycji, które momentalnie wpadają w ucho. Jest w tych kawałkach coś, co przypomina mi niektóre grupy, które jakieś 15 lat temu próbowały swoich sił w modern metalu, a które przeważnie po jednej, czy dwóch płytach znikały ze sceny, lub porzucał modern metal na rzecz innego gatunku. Oczywiście nie chodzi mi o to, że Eyes Wide Open nagle przerzucili się na już dawno wymarły gatunek (heh, jak to brzmi - modern metal i wymarły), ale energia płynąca z ich płyty jest podobna. Są tutaj też elementy, które przywodzą mi na myśle post-hardcore'owe formacje, które uderzały w bardziej melodyjne rejony tego gatunku - zwłaszcza w kwestii refrenów. "Through Life and Death" to świetna pozycja osób lubujących się w przebojowym graniu, ale szukających w muzyce również tej odrobiny agresji, ciężaru, całej masy energii...i nowoczesności. Nie wiem, czy "Through Life and Death" przebije "The Upside Down" w moim prywatnym rankingu, ale na pewno ma ku temu zadatki.



Droga do podsumowania 2021 - odc. 133:

So Hideous - None but a Pure Heart Can Sing
(avantgarde metal/blackgaze)

Nie wiem, jak to się stało, że w okolicy premiery nie sprawdziłem nowego albumu So Hideous. Może przeraziła mnie ilość kawałków (tylko 5), a jak wiadomo, kiedy jest mało utworów to są przeważnie wyciągnięte do granic możliwości. Ale w końcu odpaliłem "None but a Pure Heart Can Sing" i już przy pierwszym odsłuchu wiedziałem, że jest to jeden z ciekawszych albumów mijającego roku. Jest to trzeci pełny studyjny materiał tej amerykańskiej kapeli, swoją premierę miał całkiem niedawno, bo 3 grudnia, ale jednak nadal nie mogę sobie wybaczyć, że zwklekałem niemal dwa tygodnie, żeby go sprawdzić. Na "None but a Pure Heart Can Sing" znaleźć można wiele różnych tropów muzycznych - jest tutaj blackgaze, post-black metal, avantgarde metal, są też elementy screamo, post-hardcore, czy nawet free jazzu. I można by pomyśleć, że nie wszystkie z tych elementów do siebie pasują, a jednak słuchając zawartości nowej płyty So Hideous mam wrażenie, że wszystko tutaj doskonale się ze sobą łączy. Te kompozycje są niczym doskonale skrojony strój, bez żadnych odstających nitek, źle układającego się materiału. Mimo tego, że to nie jest przebojowy materiał, to jednak płyta niesamowicie wciąga i już zdążyła zaliczyć u mnie kilka obrotów, a zakładam, że na tym się nie skończy. Dla wielbicieli muzyki niebanalnej pozycja obowiązkowa. Jeżeli nie mieliście go jeszcze okazji sprawdzić to polecam nadrobić zaległość, żebyście nie pluli sobie później w brodę...tak jak ja.



Droga do podsumowania 2021 - odc. 134:

Blood Youth - Visions Of Another Hell
(metalcore/nu-metal)

W tym roku brytyjska kapela Blood Youth zaprezentowała swój trzeci studyjny album. "Visions Of Another Hell" momentalnie wpadł mi w ucho. Panowie proponują energiczną mieszankę metalcore'a i nu-metalu. Ale zaraz, nie bierzemy tutaj pod uwagę rapcore'ów, tylko nu-metal bardziej w stylu Slipknot. Przy czym muszę przyznać, że często z płytami Slipknot miałem pewien problem - zbyt dużo było tam kontrastów (za dużo mieszanki spokojnych momentów z tymi agresywnymi). I z tą płytą też mam trochę taki problem, bo ewidentnie Brytyjczycy chcą równać do Slipknot. Ogromnym plusem tego wydawnictwa jest to, że kawałki szybko wpadają w ucho, melodyjne refreny nie zaburzają agresywniejszej części wydawnictwa. Powiedziałbym, że "Visions Of Another Hell" brzmi jakby panowie ze Slipknot zdecydowali się na romansowanie z metalcorem - dla jednych będzie to ciekawe, dla innych nie. Jedno jest pewne, mimo sporej ilości spokojniejszych, czy melodyjnych elementów to na pewno tej płycie nie brakuje energii.



Droga do podsumowania 2021 - odc. 135:

Every Time I Die - Radical
(hardcore punk/metalcore/stoner metal/noise rock)

Długo trzeba było czekać na nowy album Every Time I Die, bo aż 5 lat od premiery "Low Teens" (2016). Płyta "Radical" miała swoją premierę 22 października i jak każda z dotychczas wydanych przez Amerykanów nie powinna przejść niezauważona. Wszak próżno szukać na koncie tej formacji słabych wydawnictw. Chociaż moimi ulubionymi pozostają "Ex Lives" (2012) oraz "Gutter Phenomenon" (2005) to nie umiem wskazać słabszych pozycji w dyskografii Every Time I Die. Nowe wydawnictwo tej amerykańskiej grupy również utrzymane jest na bardzo wysokim poziomie. Zawsze w ich twórczości przejawiała się doskonała symbioza muzyki core'owej (obojętnie czy to post-hardcore, metalcore, czy hardcore/punk) ze stonerem. Nowy materiał nie odbiega od tej stylistyki - panowie dorzucają jeszcze garść noise rocka, który sprawia, że w brzmieniu utworów jest jeszcze więcej piasku. I to jest stonerowanie, którego mogę słuchać bez sprawdzania co chwilę, ile jeszcze zostało do końca płyty. Chociaż muszę przyznać, że Every Time I Die dostarczyli tym razem niezłego potwora, bo album trwa aż 52 minuty i jest najbardziej rozbudowanym wydawnictwem w dyskografii kapeli (do tej pory długość ich płyt oscylowała w okolicy 35-40 minut). Z drugiej strony dzięki temu, że kapela nie przynudza tylko serwuje 16 energicznych kompozycji to kompletnie nie zauważa się tych 52 minut. I prawdę mówiąc byłem zdumiony, że ten album jest tak długi. Fanom Every Time I Die nie muszę zachwalać "Radical", natomiast pozostałym polecam sprawdzić, bo tak dobrej symbiozy stonera i muzyki core'owej nie znajdzieci nigdzie indziej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz