środa, 30 grudnia 2015

Warbell - Havoc (2015)

Warbell - Havoc
Warbell na FB / Bandcamp

Data wydania: 01.12.2015
Gatunek: mdm
Kraj: Polska

Tracklista:
01. The New Beginning
02. Berserk
03. Reflecting Lies
04. The Chosen Ones
05. Havoc
06. Through the City of Darkness
07. Inner Fears
08. Black Screens
09. Nerevar Rising (instrumental)
10. Fidelis
11. Break the Waves
12. Distanced
13. Into Battle
14. Death March
15. Forgotten Tale

Skład:
Karolina Więcek - wokal
Piotr Hasioli - gitara
Marcin Witeska - gitara
Paweł Szczypka - gitara basowa, wokal
Rafał Wiaderek - perkusja

Warbell to młoda formacja z Jeleniej Góry, która powstała w 2007 roku za sprawą Marcina Witeski, Piotra Hasioli i Pawła Szczypka. I zacząłem się zastanawiać jak to jest, że ta grupa istnieje już 8 lat i do tej pory o niej nie słyszałem. Odpowiedź jest prosta, kapela po nagraniu w 2009 roku demówki "Battle Of Unnumbered Tears" niedługo później zawiesiła działalność, którą wznowiła dopiero w 2013. Wówczas skład został uzupełniony o wokalistkę, Karolinę Więcek. Album "Havoc" jest pierwszym pełny materiałem Warbell, a jego premiera miała miejsce 1 grudnia 2015 roku.


Przy okazji debiutu Warbell zacząłem się zastanawiać ile znam polskich kapel grających w stylistyce mdm, nawet tej szeroko pojętej zahaczającej o inne, często pokrewne gatunki. I doszedłem do wniosku, że jest ich niewiele, a tych naprawdę liczących się nawet wyłącznie na polskiej scenie spokojnie mógłbym policzyć na palcach jednej ręki (dla uproszczenia dodam, że jest to nie więcej niż pięć formacji). W związku z tym jeleniogórska kapela stara się zagospodarować pewną niszę. Dużym plusem Warbell jest na pewno wokalistka, która charczy za mikrofonem jak rasowy death metalowiec posilający się żyletkami oraz zardzewiałymi gwoźdźmi i popijający to wszystko kwasem solnym. Karolina Więcek znana jako Gigi naprawdę odwala kawał dobrej roboty w kwestii growli, a kiedy dochodzi do czystych partii (chociażby w kawałku "Black Screens") wypada wcale nie gorzej. I trochę tak wyskoczyłem przed szereg z chwaleniem wokali, bo faktycznie robią one niesamowite wrażenie. Jednak "cofając się do tyłu" przejdę do samej konstrukcji albumu. Kiedy rzuci się okiem na tracklistę nie sposób nie odnieść wrażenia, że "Havoc" to bardzo długi materiał. I tak jest w rzeczywistości, całość trwa ponad 56 minut. Mało która doświadczona formacja pozwala sobie na wydawanie tak długich albumów, nie wspominając już o młodych grupach. Warbell zaryzykowali i niestety trochę popłynęli. Tak długi materiał musi oferować naprawdę różnorodną muzykę, czy prezentować jakiś spójny koncept (najlepiej poprzerywany scenkami rozwijającymi preznetowaną historię), który przykuje słuchacza na tę niemalże godzinę. W przypadku wydawnictwa "Havoc" niestety nie ma ani jednego, ani drugiego. Wręcz słuchając tego albumu miałem wrażenie, że niektóre kawałki są do siebie bliźniaczo podobne, chociaż było to tylko wrażenie (oczywiście mylne). I jestem daleki od tego, żeby potępiać Warbell za to, że wydali taki długi materiał. Jednak muszę to uznać za dość wyraźną rysę na tym wydawnictwie.


Wracając do zawartych na "Havoc" utworów, te są bardzo melodyjne i tylko niekiedy trafia się jakaś toporna gitarowa zagrywka, która wybija z rytmu. Oczywiście nie brakuje tutaj elementów death metalu i jest to nie tylko kwestia growli Gigi, ale również ciężkich riffów gitarowych i mocno bijącej perkusji, czasami wchodzącej w galopady. Całościowo album w kwestii instrumentalnej wypada naprawdę dobrze i nie mam się do czego przyczepić. Każdy z muzyków doskonale wie jakie jest jego zadanie i je wykonuje. Nie ma tutaj jakiegoś wychodzenia przed szereg, prób wybicia się ponad innych instrumentalistów. Pochwalić mogę solówki gitarowe, które świetnie wpasowują się w klimat utworów, ale pozwalają też odetchnąć choć na chwilę. Po kilkukrotnym przesłuchaniu "Havoc" aż nie chciało mi się wierzyć, że kapela nie zdecydowała się pójść śladem "wielkich" formacji grających mdm, w tym szwedzkich tuzów, którzy pod przykrywką "modern mdm" starają się ładować do swoich utworów popowe zagrywki. I chodzi mi głównie o te śpiewne refreny, które nie różnią się niczym od radiowych hiciorów. Na debiutanckim albumie Warbell na szczęście tego nie doświadczycie. Tutaj jest melodyjnie i siarczyście jednocześnie. Tak jakby kapela chciała się odżegnać od tego podrabianego "nowoczesnego" mdm lansowanego przez znane formacje.


"Havoc" to świetny debiutancki materiał, którego jedyną wadą jest przesadna długość. Słuchanie tego wydawnictwa to prawdziwa przyjemność i zdecydowanie jest to jedno z największych zaskoczeń w świecie muzyki, jakie mnie spotkało w 2015 roku. W skład Warbell nie wchodzą żadni znani muzycy, nie jest to też kapela promowana przez jakąś dużą polską wytwórnię. Formacja serwuje długi, bo trwający aż 56 minut materiał, który zamyka się w staroszkolnym melodic death metalu i próżno tu szukać nowoczesnych rozwiązań, czy melodyjnych przyśpiewek w refrenach. Przy tym Warbell znaleźli sobie niszę, która na polskiej scenie metalowej nadal świeci pustkami, bo jednak mało jest u nas kapel grających mdm w naprawdę ciekawy sposób. I bardzo liczę na to, że kapela nie da o sobie zapomnieć i w nadchodzącym 2016 zacznie na poważnie podbijać polską scenę metalową.

Ocena: 8,5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz