sobota, 25 stycznia 2014

Podsumowanie 2013 - industrial/electro metal/rock

Rok 2013 był niespecjalnie dobry w kategoriach industrial czy electro metalu. Ledwo udało mi się zebrać 10 płyt, które faktycznie zrobiły na mnie wrażenie i do których często wracałem. Nie bardzo wiem z jakiego powodu nastąpiła taka posucha - w końcu w industrialnym graniu nie ma żadnych ograniczeń. Nie wszystkie kapele muszą się wzorować na Rammsteinie, czy Mansonie. Takich kopii R+ kilka pojawiło się w 2013 roku, ale nic ciekawego z tego nie wynikło. Industrialny metal w 2013 to była poza nielicznymi wyjątkami bieda z nędzą. Mam nadzieję, że w 2014 to ulegnie znacznej poprawie.


Uprzedzając pytania o NIN - to jest zestawienie płyt w gatunkach industrial/electro metal/rock wydanych w 2013 roku, które najbardziej mi się podobały. Nie jest to zestawienie płyt, które "powinny" mi się podobać.

01. Die Krupps - The Machinists of Joy

"The Machinists Of Joy" to wielki powrót, pierwszy od 16 lat autorski album niemieckiej kapeli Die Krupps. Formacja była bardzo aktywna w latach 80-tych i 90-tych, właśnie industrial z tamtych czasów został przeniesiony na łamach nowego materiału Die Krupps. Słuchając "The Machinists Of Joy" miałem wrażenie, jakbym przeniósł się w czasie. Panowie zaserwowali mieszankę industrialnego metalu/rocka ze sporą dawką ebm. Engler śpiewa raz po niemiecku (nadając muzyce jeszcze bardziej kanciasty wyraz), a raz po angielsku. "The Machinists Of Joy" jest po brzegi wypchany hitami i chociaż początkowo miałem problemy z ogarnięciem tego materiału, to po dwóch, czy trzech odsłuchach nie potrafiłem się do niego oderwać.

02. Gothminister - Utopia

Gothminister to norweska kapela obracająca się w klimatach gotyckiego industrial metalu. Ich numery są przeważnie bardzo melodyjne i łatwo wpadają w ucho. Na każdym wydawnictwie Gothminister znajduje się przynajmniej kilka hitów. Nie inaczej jest w przypadku albumu "Utopia". Mimo tego, że lider zespołu zmienił image na zdecydowanie bardziej demoniczny to nie poszła za tym zmiana muzyki kapeli. Kawałki są proste i momentalnie wpadają w ucho. Formacja tak bardzo zawierzyła w swój najnowszy materiał, że próbowała swoich sił w norweskich eliminacjach do Eurowizji - niestety bez sukcesów. "Utopia" to bardzo przebojowy i lekki album, jeśli ktoś lubi gotyckie klimaty zmieszane z electro/industrialem to powinien spróbować zmierzyć się z tym wydawnictwem.

03. The Amenta - Flesh Is Heir

Album "Flesh Is Heir" jeszcze przed premierą był dla mnie wielką niewiadomą. The Amenta to australijska kapela, która na swoim koncie do tej pory miała dwa wydawnictwa - "Occasus" wypełnione ostrym death metalem zmieszanym z industrialem. Drugim był album "n0n", na którym kapela postawiła przede wszystkim na klimat (post-apokaliptyczny). Te dwa wydawnictwa były od siebie kompletnie różne. "Flesh Is Heir" jest jeszcze inne. Muzycznie kapela zaczęła grać brudny i zły do szpiku kości industrialny death metal. Ich nowych album odrobinę kojarzy mi się z polską kapelą Iperyt.

04. Herrschaft - Les 12 Vertiges

Francuzi zadebiutowali w 2008 roku albumem "Tesla" i od tamtej pory milczeli. Już myślałem, że kapela dawno się rozpadła, a tu zaskoczyła nowym materiałem. I o ile debiut był zdecydowanie bardziej nastawiony na granie electro metalu, tak "Les 12 Vertiges" to rasowy industrial metal. Materiał jest zdecydowanie ostrzejszy, ale też nacisk jest kładziony na zupełnie inne elementy niż to było w przypadku "Tesla". Mam nadzieję, że to nie jest ostatnie słowo tej francuskiej kapeli.

05. Gary Numan - Splinter (Songs From A Broken Mind)

Gary Numan to prawdziwy weteran industrialnego rocka. Nie znam aż tak dobrze jego dotychczasowej twórczości, ale album "Splinter" zainteresował mnie na tyle, że zamierzam bliżej przyjrzeć się wcześniejszym dokonaniom Gary'ego. Jeżeli ktoś lubi industrialnego rocka w jego pierwotnej, nieskażonej metalem formie to powinien czym prędzej sięgać po "Splinter".

06. KMFDM - Kunst

Zawsze miałem wrażenie, że KMFDM wydają zdecydowanie za dużo płyt. Album "Kunst" nie sprawi, że zmienię zdanie na temat tej kapeli. Owszem jest bardzo dobry, prostu i chwytliwy, ale to tylko dowodzi tego, że KMFDM świetnie znają się na graniu industrial/electro rocka z elementami metalu. Nowy materiał może nie jest olśniewający, ale ma w sobie to coś, co sprawia, że jednak chce się go słuchać.

07. Aborym - Dirty

Zdecydowanie najostrzejszy album w tym zestawieniu. Industrialny black metal w czystej postaci. Praktycznie już przy pierwszym odsłuchu "Dirty" zdałem sobie sprawę, że ten album na pewno trafi do mojego podsumowania 2013 roku. Brud, elektronika i agresja serwowane w muzyce Aborym przemawiają niemalże natychmiast. Sam album jest też dość łatwy w odbiorze...chociaż nie oznacza to, że jest to materiał dla każdego.

08. Turmion Kätilöt - Technodiktator

Ten zespół polubiłem głównie za sprawą albumu "USCH!", dlatego wydawnictwo z 2011 roku zatytułowane "Perstechnique" uznałem za tragiczną pomyłkę i wpadkę na całej linii. Liczyłem na to, że za sprawą "Technodiktator" wrócą mi chęci na słuchanie bardzo oryginalnie (i dość dyskotekowo) brzmiącego industrialnego metalu serwowanego przez ten zespół. Na szczęście okazało się, że nowy album jest powrotem do przeszłości i kapela przestała grać nudę, którą słyszałem na "Perstechnique". Jeżeli ktoś nie ma problemów ze słuchaniem industrialnego metalu zmieszanego z dyskotekowymi klimatami to spokojnie może sięgać po nowy materiał Finów.

09. Rob Zombie - Venomous Rat Regeneration Vendor

Rob Zombie to dziwna postać w industrialnym graniu. Jego muzyka jest na tyle oryginalna i niepodrabialna, że ciężko znaleźć jakichś jego epigonów. Przy czym status jego solowego projektu został określony już przy pomocy debiutanckiego albumu, który do tej pory jest jego najlepszym wydawnictwem. "Hellbilly Deluxe" to prawdziwa petarda, praktycznie same hity. "Venomous Rat Regeneration Vendor" to próba powrotu, która chyba nie do końca udała się na "Hellbilly Deluxe 2". Nowy materiał jest dobry, chociaż nie zachwyca tak jak debiut, czy "The Sinister Urge".

10. The Witch Was Right - The Red Horse

The Witch Was Right to debiutująca kapela mieszająca w swojej muzyce industrial metal/rock z metalcorem. Kapela nie wprowadza żadnej znaczącej świeżości, ale "The Red Horse" to naprawdę dobre i klimatyczne granie nie stroniące od agresywnych elementów. Najlepsze w tym albumie jest to, że kapela wcale nie brzmi jak debiutanci - wręcz ich granie bardziej przypomina starych wyjadaczy, którzy doskonale wiedzą jakie elementy powinny pojawić się na płycie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz