środa, 22 stycznia 2014

Podsumowanie 2013 - groove/thrash metal

Z  thrash metalem od kilku lat mam problem i to z roku na rok coraz większy. Po prostu nie chce mi się słuchać kolejnych nowych kapel, które grają dokładnie tak samo jak wszystkie inne obracające się w tym gatunku. A niestety w przypadku thrashu zatoczone zostało koło i wszystko co świeże dzieje się w ramach tego stylu zaczyna podpadać pod groove metal, albo łączy się z corem. Stąd mam co roku problem z najlepszymi thrashowymi albumami. Często wychodzi też na to, że kiedy widzę kolejną z rzędu okładkę wykonaną przez Repkę, albo rysownika, który usilnie stara się naśladować jego styl to doskonale wiem, co na tej płycie się znajduje. Odpalam losowy kawałek i pozostaje mi tylko z politowaniem pokiwać głową, bo okazuje się, że miałem rację. Czyli leci standardowy thrash bez krzty własnej inwencji. Napieprzanie, aby do przodu. Dlatego w moim zestawieniu króluje groove metal i thrashowe mieszanki z innymi gatunkami.


01. Dagoba - Post Mortem Nihil Est

Dagoba to dość dziwna kapela, której muzyki nie da się w łatwy sposób określić. Z jednej strony to francuski groove metal z odrobiną death metalu, sporą dawką industrial metalu i szczyptą progresji. "Poseidon" wydany w 2010 roku ostatecznie przekonał mnie do tej formacji, dlatego mocno ściskając kciuki wyczekiwałem na kolejny album, którym okazał się "Post Mortem Nihili Est". Już okładka autorstwa Setha z SepticFlesh dawała nadzieję na coś przynajmniej dobrego. Zawartość okazała się świetnym połączeniem elementów, które wymieniłem na początku. Jest tutaj zarówno groove metal (w przeważającej ilości), trochę death metalu i industrialu, a wszystko to podane w bardzo nowoczesnej formie, czyli tak jak lubię. Wielbiciele thrashu raczej nie mają czego szukać na tej płycie.

02. Death Angel - The Dream Calls For Blood

Death Angel to jedna z nielicznych kapel thrashowych (obok między innymi Kreatora), do których mam absolutne zaufanie w kwestii nowych wydawnictw. Jeszcze nie spotkałem się z tym, żeby jakiś album Amerykanów mnie zawiódł. Podobnie jest z "The Dream Calls For Blood". Od jakiegoś czasu Death Angel serwują standardowy thrash metal i mieszają go z heavy metalem, rockiem, czy po prostu robią nieśmiałe podchody do progresywnego thrash metalu. Oczywiście na nowym materiale "nie odkrywają Ameryki", jest to kontynuacja stylu z "Relentless Retribution". Jeśli komuś podobało się wydawnictwo z 2010 roku, czy wcześniejsze takie jak "Killing Season", czy "The Art Of Dying" to nowy album powinien również przypasować.

03. Skeletonwitch - Serpents Unleashed

Jedna z największych niespodzianek muzycznych jakie mnie spotkały w 2013 roku. Do tej pory albumy Skeletonwitch były dla mnie jednokrotnego użytku - przesłuchałem i nigdy więcej do nich nie wracałem. Być może robiłem błąd, bo "Serpents Unleashed" mimo tego, że bardzo dobrze oceniany, to z tego co zauważyłem nie wybija się znacząco ponad pozostałe wydawnictwa tej formacji. Zapewne w jakimś wolniejszym okresie złapię się ponownie za dotychczasowe wydawnictwa Skeletonwitch. Nowy materiał to świetnie podany blackened thrash metal pełen mocarnych riffów oraz ostrych jak brzytwa hitów.

04. Hatriot - Heroes of Origin

Po tym jak Steve "Zetro" Souza po raz drugi opuścił Exodus można był się załamać, tym bardziej, że został zastąpiony przez takiego sobie Roba Dukesa. Na szczęście Souza wraz z braćmi założył formację Hatriot, która brzmi niczym Exodus z płyty "Tempo Of The Damned". Jeśli tęsknisz za Exodusem z tamtych lat to "Heroes Of Origin" może okazać się złotym środkiem.

05. Annihilator - Feast

Mimo tego, że Annihilator to jedna z najważniejszych thrash metalowych kapel to do tej pory raczej ją omijałem. Przy albumie "Feast" się przełamałem i nie żałuję. To świetna mieszanka thrash metalu, groove metalu i heavy metalu. Jedynym minusem tego wydawnictwa (ale jednak dość poważnym) jest kompletnie zbędna ballada "Perfect Angel Eyes". I gdyby nie ten jeden numer, to "Feast" znalazłby się zdecydowanie wyżej w moim topie.

06. Gwar - Battle Maximus

Po "Bloody Pit of Horror" zwątpiłem w Gwar. Aż dziwne było dla mnie, że po całkiem świeżym "Lust in Space" kapela nagrała zwykłą thrashową płytę. Na szczęście przy "Battle Maximus" naprawili swój błąd. Tym razem nieco udziwnili swój repertuar i wyszło im to na dobre. Nowy album Gwar raczej nie przypadnie do gustu wielbicielom nowej fali thrashu, ani tym, którzy gardzą nową falą i zasłuchują się w starych albumach. Ale jeśli ktoś szuka chociażby lekkiego powiewu świeżości i odrobiny szaleństwa ten na pewno dobrze się będzie bawił podczas odsłuchu "Battle Maximus".

07. Onslaught - VI

"VI" została już okrzyknięta albumem groovecore'owym. Pewnie coś w tym jest - chociaż nie nazwałbym tego albumu właśnie groovecorem (w żadnym wypadku nie przypominają ani późnego The Showdown, ani 4Arm). Na pewno nie jest to thrash w jego pierwotnej i staroszkolnej wersji. I jak dla mnie bardzo dobrze. Każda kapela thrash/groove metalowa, która stara się choć odrobinę odmienić dotychczasowych styl ma u mnie sporego plusa (Metallica się nie liczy). O ile "VI" bardzo mi się spodobał, to kompletnie nie jestem w stanie przeżyć Onslaught na żywo.

08. Toxic Holocaust - Chemistry Of Consciousness

W przypadku Toxic Holocaust miałem chyba zbyt duże wymagania. Po rewelacyjnym "Conjure and Command" spodziewałem się, że Joel Grind pójdzie za ciosem i przygotuje jeszcze lepszy, szybciej wpadający w ucho i bardziej energiczny materiał. Jak się okazało zawartość "Chemistry Of Consciousness" jest bardzo dobra, ale mimo tego poczułem lekki zawód. Liczyłem na prawdziwą petardę, a dostałem dość zachowawczy materiał, który jednak i tak wybija się ponad thrashową szarzyznę.

09. Soulfly - Savages

Tej kapeli nigdy nie lubiłem - poprzedni album, którym sporo osób się zachwycało kompletnie do mnie nie trafił, więc od "Savages" nie spodziewałem się kompletnie niczego. W zamian dostałem naprawdę dobry groove metalowy materiał, którym kapela w końcu się u mnie przebiła. Co prawda "Savages" zapewne nie sprawi, że Soulfly będzie jedną z moich ulubionych kapel, ale to nowe wydawnictwo trochę odbudowało u mnie pozycję Maxa Cavalery. A po tym jak usłyszałem drugi album Cavalera Conspiracy myślałem, że Max jest już na straconej pozycji.

10. Accu§er - Diabolic

Na sam koniec kapela, która kilka lat temu zaliczyła raczej średni powrót do żywych. Po nagraniu dwóch takich sobie albumów - "Agitation" w 2010 i "Dependent Domination" - Accu§er w końcu zarejestrowali materiał, który z czystym sumieniem mogę polecić. "Diabolic" to najlepsze, co ta niemiecka kapela thrash/groove metalowa wydała po powrocie do żywych w 2008 roku.

1 komentarz:

  1. Annihilator najbardziej podobał mi się za czasów ballady 'Phoenix rising'. Coś pięknego.

    OdpowiedzUsuń