sobota, 14 sierpnia 2010

Zubrowska - Zubrowska Are Dead (2010)



Zubrowska - Zubrowska Are Dead

Zubrowska na myspace

Data wydania: 2010
Gatunek: deathcore/metalcore/mathcore/grindcore
Kraj: Francja

Tracklista:
01. From Beginning
02. Wake Me Up When I'm Dead
03. Satan Is Love
04. A Journey Begins
05. Drop The Shell And Climb The Mountain
06. Sleeping Rug
07. The Memorial Part I: Obisidian Age
08. The Memorial Part II: First Death Experience
09. Six Billion White Stains
10. I Believe In Ghosts
11. Leila
12. Solitude
13. Women Are Dead
14. ...To End

Kapela Zubrowska nie jest nową formacją, grają od 2001 roku i "Zubrowska Are Dead" to ich trzecie studyjne wydawnictwo. Poprzednie wydawane były w latach 2005 i 2006. Kapela nie gra typowego deathcore'a, raczej coś z pogranicza progresywnego metalcore'a właśnie z dodatkiem death metalu. Można powiedzieć, że grają progresywny deathcore. To jest oczywiście tylko kwestia szufladek. W tym roku band powrócił po 4-letnim niebycie (w 2009 nagrali split), który zatytułowali przewrotnie "Zubrowska Are Dead".

Na nowe wydawnictwo składa się 14 średniej długości utworów (w tym intro i dość długie outro). Mimo wszystko panowie zmieścili się w rozsądnych 41 minutach grania, dzięki czemu albumu nie jest ani za krótki, ani za długi - czas jest wręcz optymalny. No, ale co tutaj usłyszymy? Tak jak wspomniałem wcześniej kapela gra muzykę z pogranicza metalcore'a i deathcore'a z dużą nutką progresywności. Krótkie intro wprowadza w klimat albumu, a numer "Wake Me When I Am Dead" jest dobrym reprezentantem zawartości trzeciego wydawnictwa Zubrowska. Kawałek ostry, ale nie przerysowany, posiadający mocne znamiona mathcore'owego grania. Do tego należy dołożyć bardzo death metalowo tłukącą perkusję. Dwa rodzaje wokalu, które będą się przeplatały również w dalszej części albumu - core'owy ryk i death metalowy growl. "Satan Is Love" to jeden z najlepszych kawałków, nie tylko ze względu na ciekawy tytuł, ale przede wszystkim, że kawałek faktycznie zabija. Dobre tempo kawałka, mocno bijąca perkusja i pojedynki wokali - ciężko powiedzieć czy wygrywa growl czy ryk. W tym kawałku najmocniejsza jest końcówka, w której gitara po prostu dostaje szału, a perkusista ewidentnie chce zniszczyć swój zestaw bębnów ;-) Przerywnik w postaci "A Journey Begins" to wstępniak do następującego po nim "Drop The Shell And Climb The Mountain". Początek piątego utworu wiele o nim mówi - jest to lekkie granie, klimatyczne i pozbawione agresji, ale czy aby na pewno? No właśnie, nie ma co się sugerować wstępem, bo numer jest agresywny, chaotyczny i zdominowany przez mocno bijącą perkusję. Gitary grają jakby znany skądś riff, a przesterowany ryk dodaje specyficznego smaczku kompozycji. Środek utworu to znowu szaleństwo, które dotyka gitarę, ale i perkusję. Później sytuacja nieco się uspokaja, żeby już w regularny sposób dotrwać do "Sleeping Rug". Tutaj mam skojarzenia z czymś pokroju dość przystępny grindcore zmieszany z metalcorem, coś na modę Burnt By The Sun. Numer krótki, ale mocno zapadający w pamięć głównie za sprawą charakterystycznych gitar. Kawałek łączy się z "Obsidian Age" - tutaj w dalszym ciągu mamy charakterystycznie grające gitary. Numer dość wolny, chociaż perkusista gra bardzo miarowo co sprawia wrażenie, jakoby tempo było zdecydowanie w wręcz błyskawiczne. Spokojne zakończenie jest jednocześnie wstępem do "First Death Experience" - 4,5 minutowy instrumental, w którym klimat jest dość często zmieniany. I już tradycyjnie końcówka to wstęp do następnego numeru - tym razem do zabójczego "Six Billion White Stains". Kawałek prawdzie masakryczny, szybki, energiczny, bardzo dobrymi partiami wokalnymi i nie odstającymi od nich gitarami, czy perkusją. No można powiedzieć, że najlepszy utwór na albumie. Chociaż po nim następuje niewiele słabszy "I Believe In Ghosts" - choć ten numer jest w połowie szybki i energiczny, a drugą połowę stanowi walcowate granie z ciężką pracą gitary i growlem na pierwszym planie. Wiara w duchy prowadzi do "Leila" - kawałek podobnie masakrujący co dwa poprzednie, chociaż już nieco spokojniejszy. To zaledwie wstęp do spokojnego instrumentala "Solitude" - tym razem nie mamy żadnych zmian nastroju, po prostu spokojny utwór instrumentalny. "Women Are Dead" już kieruje kroki słuchacza do końca tego wydawnictwa. Znowu szybki kawałek z piszczącą gitarą, do tego pojawiają się czyste wokale w ilościach śladowych - pod koniec numeru. "...To End" to instrumentalne zakończenie. Być może trochę przydługie i tak naprawdę nie stanowiące podsumowania albumu, ale kończące go w dobrym stylu i z klasą. W ogóle na albumie mamy aż trzy utwory instrumentalne, z czego ten ostatni na pewno należy zaliczyć do udanych.

Trzecie wydawnictwo Zubrowska to mocna rzecz, zwłaszcza dla ludzi lubujących się w słuchaniu porąbanego grania. "Zubrowska Are Dead" to nie jest album prosty, wpadający w ucho, czy dający się ocenić po pierwszym odsłuchu. Z nim trzeba spędzić trochę czasu i bynajmniej nie męcząc się przy tym. Materiał kojarzy mi się trochę z Burnt By The Sun, ale i z muzyką Gojira. Można powiedzieć, że to takie połączenie stylu tych dwóch kapel. W każdym razie ostrego i porąbanego grania tutaj nie brakuje. Dla wielbicieli grania w gatunkach mathcore/progressive deathcore/grindcore/metalcore album obowiązkowy.

Ocena: 8/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz