środa, 18 sierpnia 2010

Oomph! - Sperm (1994)



Oomph! - Sperm

Oomph! na myspace

Data wydania: 1994
Gaunek: industrial rock/heavy metal
Kraj: Niemcy

Tracklista:
01. Suck-Taste-Spit 04:42
02. Sex 03:07
03. War 04:14
04. Dickhead 03:45
05. Schisma 01:06
06. Feiert Das Kreuz 04:56
07. Love 04:23
08. Das ist Freiheit 05:40
09. Kismet 02:48
10. Breathtaker 04:56
11. Ich bin der Weg 05:06
12. U Said 04:23

Skład kapeli:
Dero - wokal, perkusja
Crap - klawisze, gitara
Flux - gitara, sample


"Sperm" to drugie wydawnictwo tej niemieckiej kapeli. Tym albumem kapela zyskała sobie miano prekursorów tzw. Neue Deutsche Härte, czyli elektronicznego grania zmieszanego z heavy metalem. Czy ta świeża jeszcze wówczas kapela była w stanie nagrać album, który cieszył by od początku do końca? Zapraszam do lektury.

Rozpoczyna się dość "oryginalnie" - elektroniczne, wolne intro i pojawiający się w tle płacz dziecka. Tego typu wstępy nie są niczym nadzwyczajnym, tutaj też nic wielkiego się nie dzieje. Kawałek "Suck-Taste-Spit" wydaje się raczej średni, prawdziwej mocy nabiera w refrenie. Niemalże na całym albumie w tekstach poruszana jest tematyka seksu, więc jeśli ktoś jest uczulony na tego typu wydawnictwa to od razu może sobie odpuścić słuchanie albumu "Sperm". To co bardzo podoba mi się w pierwszym numerze na tym LP to gitarowy riff w tle, który automatycznie kojarzy mi się z Rammstein. Kawałek "Sex" wydaje się być lepszy od poprzednika, więcej przebojowości i świetny, prosty jak drut refren. Nie obyło się również od sporej porcji jęków. "War" to chyba najlepszy numer na tym albumie, co prawda jest wolny i ciężkawy, ale jest w nim coś co sprawia, że chce mi się go słuchać kilka razy pod rząd. Ani muzyka jakaś zachwycająca, ani partia wokalna, nie wiem, coś jest w tym kawałku. "Dickhead" jest tak samo dobry jak poprzedni kawałek, tyle, że tutaj kawał dobrej roboty odwala gość od elektroniki, zwłaszcza tak w połowie numeru. Po tym następuje minutowy wstępniak, taki typowo industrialny. Przy okazji początku numeru "Feiert das Kreuz" mamy szansę posłuchać jakichś krzyków w języku niemieckim. Sam numer jest średni, bardzo mechaniczny i pozbawiony przebojowości. Utwór "Love" też nie jest niczym nadzwyczajnym, jest wręcz nudny. Ta jednostajna gitara po prostu usypia, dopiero w końcówce coś zaczyna się dziać, ale to za mało. Lekkim odbiciem się jest kawałek "Das ist Freiheit", ale to taki średniak z plusem, też niezbyt energiczny, pozbawiony czegoś co posiada taki "Dickhead" i "Sex". "Kismet" to zbiór chaotycznych dźwięków, które towarzyszom biciu serca. Przy okazji "Breathtaker" znowu mamy okazję posłuchać niemieckiego gadania, chociaż tutaj mniej niż na "Feiert das Kreuz". Utwór nawet dobry, z fajnymi partiami elektroniki. Chociaż refren też wypada nieźle. "Ich Bin der Weg" to kawałek, w których muzykę stanowi chaos, natłok różnych dźwięków, które w żaden sposób nie chcą się ułożyć w jedną całość. Na koniec dostajemy nudny jak flaki utwór "U Said". No nudy, po prostu nic się nie dzieje. Plumkanie elektroniki nie ratuje tego utworu. Słabe zakończenie albumu.

Wydawnictwo "Sperm" niespecjalnie jakościowo różni się od późniejszych dokonań kapeli Oomph!. Jak to przystało na materiał tej niemieckiej formacji mamy tutaj kilka przebojów ("Sex", "War", "Dickhead", "Suck-Taste-Spit" i "Breathtaker") i całą masę wypełniaczy, nudnych kompozycji, które zaniżają poziom. Szkoda, że panowie z Oomph! zawsze na swoich albumach mają pomysł na 3-4 kawałki, a pozostałe ewidentnie brzmią jakby były nagrywane na siłę. Album jako całość widzi mi się średnio z dobrymi momentami.

Ocena: 6/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz