środa, 25 stycznia 2017

Podsumowanie 2016 - industrial/electro metal/rock

Przyznam, że z industrialem w 2016 roku miałem spory problem, ale to w większości wina kiepskich wydawnictw. Któż mógłby się spodziewać, że Peter Tägtgren po owocnej współpracy z Tillem Lindemannem wyda koszmarek w postaci "Coming Home"? Albo, że Rob Zombie zamiast komponować dobre numery skupi się na wymyśleniu najbardziej przekombinowanego tytułu dla swojej nowej płyty? To były dwa pewniaki, które niemal na starcie stawiałem w top 10. Jak się jednak okazało płomień mojej wiary w te dwa projekty został szybko ugaszony. A to tylko dwie najpoważniejsze kłody jak industrialne granie rzuciło mi pod nogi w 2016 roku. Jednak metodą prób i błędów, po przebrnięciu przez masę albumów ze stada totalnej bylejakości i przeciętności udało mi się wybrać 10 albumów, które faktycznie wpadły mi w ucho i zakładam, że zostaną ze mną na dłużej niż tylko do końca podsumowania minionego roku.


01. Circle Of Dust - Machines of Our Disgrace
(industrial/electro metal)

"Machines of Our Disgrace" to triumfalny powrót Circle Of Dust do świata żywych. Klayton uzyskał pełne prawa do dotychczasowych wydawnictw projektu Circle Of Dust. Najpierw uraczył fanów remasterami dotychczasowych płyt, które zostały wzbogacone o bonusowe kawałki, a na sam koniec 2016 roku przygotował prawdziwą rewelację, czyli nowe wydawnictwo. "Machines of Our Disgrace" to materiał zdominowany przez mieszankę industrial i electro metalu. Całość podana jest w bardzo atrakcyjnej i niezwykle przyjemnej dla ucha formie. Pozostaje mi jedynie mieć nadzieję, że Klayton będzie poświęcał więcej czasu na Circle of Dust, a na plan dalszy odsunięty zostanie Celldweller (tymczasem na 27 stycznia zapowiadana jest premiera "Transmissions: Vol. 04").

02. Heldmaschine - Himmelskörper
(neue deutsche harte)

Do tej pory traktowałem Heldmaschine jako tanią podróbkę Rammsteina, która podobnie jak np. Ost+Front nagrywać będzie płyty z jednym, bądź dwoma dobrymi numerami i całą masą średniaków, albo słabiaków. Jednak "Himmelskörper" sprawił, że już nie czekam na kolejne wymuszone wejście muzyków Rammstein do studia nagraniowego. Jeżeli Heldmaschine na swojej kolejnej płycie utrzymają poziom osiągnięty na wydawnictwie z 2016 roku, to nie będę już tęsknił za Rammsteinem. Co prawda autorzy albumu "Himmelskörper" nie są dokładną muzyczną kopią R+ to jednak obcując z ich muzyką trudno nie odnieść wrażenia, że ich poprzednia nazwa, czyli Völkerball była nieprzypadkowa. Najnowsze wydawnictwo Heldmaschine to najlepszy materiał z gatunku neue deutsche harte, jaki dane mi było usłyszeć w 2016 roku.

03. Jesus Chrysler Suicide - Wybaczam Wam Wszystko
(industrial rock/alternative metal/punk rock)

Ta rzeszowska kapela nigdy nie przywiązywała się do jednego gatunku muzycznego. Na każdej płycie Jesus Chrysler Suicide słychać wpływy różnych stylów muzycznych. Na "Wybaczam Wam Wszystko" jak na moje ucho słychać przede wszystkim elementy muzyki industrialnej zmieszane z alternatywnym metalem i wsparte o punk rocka. Na następcę "Rhesus Admirabilis" trzeba było czekać aż 10 lat, ale warto było. Co prawda "Wybaczam Wam Wszystko" to zaledwie 7 kompozycji dających łącznie tylko 28 minut muzyki, ale taki czas zdecydowanie wystarczył grupie, żeby zaprezentować swoją aktualną formę, która przebija sufit. Jesus Chrysler Suicide nadal czarują świetnymi i bardzo aktualnymi tekstami w języku polskim.

04. Anaal Nathrakh - The Whole Of The Law
(industrial/black metal/grindcore)

Po tych raczej spokojnych wydawnictwach przyszedł czas na prawdziwą lawinę chaosu i agresji. Anaal Nathrakh nie zwykli nagrywać słabych, czy chociażby średnich płyt, więc nie ma co się dziwić, że "The Whole Of The Law" znajduje się wysoko w moim zestawieniu. Chociaż przyznaję, że przy "Desideratum" bawiłem się lepiej, to najnowszej płycie niewiele brakuje do poprzednika wydanego w 2014 roku. Nadal mamy tutaj masę agresji ubranej w industrial/black metalowe łachmany i zarzuconym na szyję szalem z grindcore'u. To jest pełnia magii muzyki Anaal Nathrakh, zabójcze tempo kompozycji wsparte atrakcyjnymi dodatkami, które podane wspólnie tworzą kruszącą ściany i nie pozwalającą się oderwać całość.

05. Pop. 1280 - Paradise
(industrial rock/post-punk)

Killing Joke nie wydali w 2016 roku żadnego nowego materiału i na szczęście udało mi się znaleźć pocieszenie w dźwiękach płynących z najnowszego albumu grupy Pop. 1280. I chociaż przy okazji otwierającego numeru, czyli "Pyramids On Mars", miałem lekkie problemy,  tak przy kolejnych kompozycjach czułem się kupiony. I dlaczego wspomniałem o Killing Joke? Bo Pop. 1280 poruszają się w podobnych klimatach, na "Paradise" znajduje się mieszanka industrialnego rocka wymieszana z post-punkiem. I mimo tego, że to grupa pochodząca z USA to w ich muzyce czuć ducha Wielkiej Brytanii, zwłaszcza tyczy się to partii wokalnych.

06. Subliminal Fear - Escape From Leviathan
(cyber metal/modern mdm)

Włoska grupa Subliminal Fear przeszła ostatnio sporą metamorfozę, która według mnie wyszła im na dobre. "Escape From Leviathan" to trzecie wydawnictwo tej kapeli i jednocześnie pierwsze tak odważnie korzystające z dobrodziejstw cyber metalu. Dwie poprzednie płyty Włochów składały się z niespecjalnie wyróżniającego się melodic death metalu zahaczającymi niekiedy o nowocześniejszą wersję tego gatunku. Tym razem muzycy Subliminal Fear postawili wszystko na jedną kartę - kompletnie zmienili brzmienie, dodali sporo elektroniki, która została wysunięta do przodu i wyrównali proporcje agresji i melodyjności. Czy Subliminal Fear zgarną pozostawionych samych sobie wielbicieli twórczości Sybreed?

07. Dawn Of Ashes - Theophany
(industrial/black metal)

Dawn Of Ashes poznałem w momencie, w którym grupa zdecydowała się spróbować swoich sił w metalu, czyli przy okazji wydania albumu "Genocide Chapters". Ten materiał mimo miażdżącej krytyki szybko wpadł mi w ucho. Natomiast wydany w 2013 roku "Anathema" kompletnie mnie nie obszedł. Na szczęście grupa przypomniała o sobie w maju 2016 roku za sprawą płyty "Theophany". Mam wrażenie, że kapela mimo odejścia od aggrotechu cały czas próbuje go przemycić na grunt metalu. Zawartość "Theophany" odbieram właśnie jako takie coraz śmielsze podchody. Materiał znowu jest powszechnie nisko oceniany, bo nie jest to styl, który spodoba się wielbicielom black metalu, ani fanom Dawn Of Ashes z początku ich działalności. Ten album mógłbym nazwać swoim "guilty pleasure", zdaję sobie sprawę z tego, że to nie jest industrialny black metal najwyższych lotów, ale mi bardzo pasuje.

08. Death Valley High - CVLT (AS FVK)
(industrial rock/experimental rock)

Ok, po ten album sięgnąłem z czystej ciekawości. Zobaczyłem okładkę i po prostu musiałem usłyszeć, co też do zaproponowania ma grupa wydająca album o tak dziwnym tytule i tak niecodziennej oprawie graficznej. Okazało się, że Death Valley High lubią eksperymentować z industrialnym rockiem i potrafią przy tym wykręcić sporą dawkę przebojowości. I to jest chyba największy atut tego wydawnictwa. Nie sztuką jest eksperymentować dla samego eksperymentowania. "CVLT (AS FVK)" to zbiór wysokoenergetycznych numerów, prostych, ale momentalnie wpadających w ucho.

09. 16Volt - The Negative Space
(industrial metal/rock)

Z "The Negative Space" miałem początkowo spory problem. O ile wydany w 2011 roku "Beating Dead Horses" szybko wpadł mi w ucho, tak ciężko mi było się oswoić z najnowszym materiałem 16Volt. Mam wrażenie, że ta grupa systematycznie łagodzi swoje brzmienie. Przy pierwszym kontakcie z "The Negative Space" czułem się zawiedziony jego zawartością. Jednak po jakimś czasie zdecydowałem się wrócić do tego materiału i już było zdecydowanie lepiej. Chociaż uważam, że najlepszym elementem na tym wydawnictwie jest utwór kompletnie oderwany od pozostałych i brzmiący zupełnie odmiennie od dotychczasowej twórczości 16Volt, czyli "The Heavy Dreams". A finalnie to po prostu bardzo przyjemna płyta zawierająca dość różnorodny materiał.

10. Charcoalcity - Greyscale
(industrial metal/rock)

Moją dziesiątkę zamyka debiutująca grupa z Belgii. Charcoalcity dosłownie w ostatnim momencie wskoczyli do mojego zestawienia, a wszystko to za sprawą ich przyjemnego industrialnego grania, które momentami przypominało mi ścieżkę dźwiękową z pierwszego filmu "Mortal Kombat". Niedowiarków odsyłam do odpalenia numeru "There Is No God". Przy czym warto zaznaczyć, że Charcoalcity na swój debiutancki album przygotowali materiał bardzo różnorodny, więc można tutaj trafić na numery cięższe, jak i takie bardziej przebojowe czerpiące z klasycznego rocka pełnymi garściami (np. "Feed Me").

-------------------------------------
11. Combichrist - This Is Where Death Begins
12. Maschinist - Willkommen
13. Surgical Meth Machine - Surgical Meth Machine
14. Mechina - Progenitor
15. The Silverblack - The Silverblack

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz