piątek, 4 lutego 2011

Sideblast - Cocoon (2011)

Sideblast - Cocoon
Sideblast na myspace

Data wydania: 28.01.2011
Gatunek: death metal/black/thrash metal
Kraj: Francja

Tracklista:
01.    Cocoon       
02.    Barbarians       
03.    The Shape       
04.    Discordant Symphony       
05.    Demigod       
06.    Signs       
07.    Dirge       
08.    The Fall       
09.    Insomnia       
10.    Ashes       
11.    My Perverse Disguise

Sideblast to francuska kapela, która powstała w 2004 roku. Zadebiutowali albumem "Flight Of A Moth" w 2008 roku. Jednocześnie tym wydawnictwem określili sobie drogę, którą będą podążać, czego dowodem jest właśnie "Cocoon". Sideblast to przede wszystkim ekstrema i to w najbardziej dudniącym wydaniu. Debiutancki album dodatkowo był wzbogacony o przerywniki z francuskich filmów, oraz pojawiającą się gdzieniegdzie elektronikę. Debiut był wręcz rewelacyjny, więc z lekką dozą niepewności podchodziłem do "Cocoon".

Co usłyszymy na albumie? Jeśli ktoś zna debiut, to doskonale wie, czego może się spodziewać. Kawałek tytułowy rozpoczyna się od krótkiej audycji radiowej, a później jest już po staremu - dudniąca perkusja, growl Freda i nawet melodyjnie tnące riffy. Po prostu jedna, wielka sieka. Kawałek brutalny, ale nie przerysowany, a na koniec dostajemy kilka krzyków języku francuskim. "Barbarians" jest faktycznie barbarzyński, ostry, dudniący, ale i tutaj znalazło się miejsce na wpadającą w ucho melodię - co prawda jest ona schowana za ciężkimi riffami i salwami perkusji, ale da się ją dostrzec. Tutaj również zakończenie kawałka to płynne przejście do kolejnego utworu - a wszystko za sprawą przerywnika wplecionego w końcówkę "Barbarians" i początek "The Shape" - ten kawałek jest jeszcze ostrzejszy niż poprzednik, a "Discordant Symphony" jest zdecydowanie bardziej brutalny niż "The Shape". Oczywiście Sideblast to nie tylko brutalne i siarczyste granie, ale również bardzo techniczne, o czym można się przekonać właśnie słuchając utworu numer cztery. Ponadto kawałkowi znowu towarzyszy świetne, melodyjne tło. Fred growluje tutaj bardzo podobnie do tego, jak to robi w XTrunk. Idąc tutaj za przysłowiem "im dalej w las tym więcej drzew" można dojść do wniosku, że kolejne kawałki są coraz to lepsze. Jest to też zależne od oczekiwań słuchacza - moje wszelkie wątpliwości zostały rozwiane już na początku pierwszego odsłuchu kiedy doszedłem do wniosku, że "Cocoon" wypada lepiej od debiutu - głównie z powodu lepszego wyważenia brutalności i melodii, jednego i drugiego tutaj nie brakuje, ale nie ma też bezsensownego napieprzania "byle do przodu". Na takich wydawnictwach ważny jest również klimat, zwolnienia, wstawki sprawiające, że słuchacz wciąga się w muzykę - tego również nie brakuje na nowym wydawnictwie Sideblast. Z tych naprawdę wyróżniających się utworów zawartych na "Cocoon" warto jeszcze wymienić "Signs", "Dirge" i "Insomnia" - ten ostatni zdecydowanie najlepszy na całym albumie. Ten ostatni kawałek od razu wpadł mi w ucho, tutaj technika, melodia, agresja i dziwactwo zlepiają się w jeden twór - warto nadmienić, że można tutaj usłyszeć niemalże fragment tematu muzycznego z "Żukosoczka".

Lubisz ostre, porąbane granie nie pozbawione dużych umiejętności technicznych i melodii? Jeśli tak, to "Cocoon" to album dla Ciebie. Sideblast po raz drugi pokazali, że są prawdziwymi profesjonalistami i perfekcjonistami, bo o ile "Flight Of A Moth" miał kilka krótkich wpadek (dla niektórych zapewne będzie to cover Sepultury), tak tutaj wszystko jest idealne, żadnego poślizgu, żadnego zbędnego kawałka. Wszystko jest takie jak być powinno. Wiele sobie po tym albumie obiecywałem, a dostałem jeszcze więcej. Fred zdecydowanie wypada tutaj lepiej niż na ostatnim albumie XTrunk, który przecież do słabych wydawnictw nie należy. Jednak mam wrażenie, że to właśnie w formacji Sideblast pokazuje pełnie swoich możliwości wokalnych - świetna forma i oby utrzymywała się jak najdłużej. "Cocoon" to zdecydowanie najlepszy album stycznia 2011, a kto wie, czy nie najlepszy album całego roku - tutaj ciężko prorokować, bo przecież mamy dopiero początek 2011. W każdym razie mocarna pozycja dla wielbicieli prawdziwej ekstremy. Ocena maksymalna, bo nie zauważyłem tutaj żadnych słabych, czy chociażby średnich elementów.

Ocena: 10/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz