Onward To Olympas - This World Is Not My Home
Data wydania: 19.01.2010
Gatunek: metalcore/deathcore
Kraj: USA
Tracklista:
01. Unstoppable
02. Enemies
03. Don’t Cry To Me
04. Her Best Words Were Goodbye
05. Overcoming
06. Sink or Swim
07. Awake in a Dream
08. Presence at the Funeral
09. The Lost Generation
10. This World Is Not My Home
Skład:
Kramer Lowe - wokal
Justin Gage - gitara/czysty wokal
Andrew Higginbotham - gitara
Justin Allman - gitara basowa
Matt Burnside - perkusja
Dokładnie 19 stycznia 2010 roku swoją premierę miał drugi album amerykańskiej formacji Onward To Olympas. Debiut może nie był do końca udany i raczej nie robił nadziei na to, że "This World Is Not My Home" będzie czymś więcej. Co innego mówiły utwory zamieszczone przez zespół na myspace przed premierą albumu - największe wrażenie robił na mnie utwór "Unstoppable", który miał otwierać nowy album.
I właśnie mocarny "Unstoppable" rozpoczyna drugi album Onward To Olympas. I od razu w uszy rzuca się dużo bardziej wyszlifowana produkcja - na poprzednim albumie było trochę zgrzytów jeśli chodzi o produkcję - a już na pewno było bardziej surowo. Tutaj wszystko jest dużo lepiej dopracowane. W każdym razie otwieracz jest bardzo ważnym produktem - dużo w nim agresji, ale jednocześnie przebojowości i melodyjności. No i świetny beatdown. Ten kawałek jednocześnie pokazuje co znajduje się na tym albumie, bo dalej mamy utwory w podobnym klimacie. Tzn. nie jest to album na zasadzie "kopiuj-wklej", ale LP, na którym agresja będzie współdziałała z melodyjnością. Na szczęście nie brzmi to te metalcore'owe bandy wrzucające na siłę do refrenów melodyjny wokal, który psuje cały odsłuch. Tutaj jest to jednak doskonale dopasowane.
"Enemy" jest niewiele słabszy od otwieracza. I znowu mamy mocarny beatdown i przebojowy refren, ale z klasą i to jest najważniejsze. Zresztą refren jest dzielony i zarówno partia czysta jak i growlowana wpada w ucho. Do tego należy zwrócić uwagę na ciekawą pracę gitar i nienaganną nabijanie rytmu przez perkusistę. "Don't Cry To Me" to numer niewiele słabszy od poprzedników, zawsze jak go słyszę to czekam aż w końcu się rozkręci, aż tu nagle następuje koniec. Chociaż końcówka jest super - bardzo hardcore'owa. "Her Best Words Were Goodbye" to znowu niszczyciel - niezwykle chwytliwa melodia i agresywne partie wokalu sprawiają, że ten kawałek szybko zapada w pamięć. Chociaż i ten kawałek wydaje się być niezwykle krótki.
W "Overcoming" zawsze zwracam uwagę na pracę gitar - ta jest tutaj wręcz perfekcyjna (i dość nietypowa jak na metalcore), a sam kawałek idealny do pomachania głową. Oznaczony numerem 6 jest utwór "Sink Or Swim", który w formie klipu służy promocji tego albumu. I jak to często bywa z takimi kawałkami mamy do czynienia z kawałkiem, który zapada w pamięć i świetnie się sprzedaje. Można nazwać ten utwór reprezentatywnym dla całego albumu - chociaż jest tutaj dużo czystego wokalu, natomiast na samym wydawnictwie nie jest tego aż tak dużo. W każdym razie jest to jeden z niszczycieli. "Awake In A Dream" to niestety zaledwie standard - niczym konkretnym się nie wyróżnia, jest tutaj galopada jak i walcowatość. Niestety nic nadzwyczajnego.
"Presence At The Funeral" brzmi bardzo skocznie, jest wyładowany po brzegi energią i takiego grania aż chce się słuchać. Melodyjny refren nie zniechęca, a wręcz przeciwnie. Myślę, że jak Onward To Olympas będą kręcić drugi klip to zapewne wybiorą ten właśnie utwór. Konstrukcja podobna do "Sink Or Swim". Przedostatni utwór o nazwie "The Lost Generation" to znowu mocne uderzenie, chociaż ten kawałek (jak i jego następca) może nie spodobać się od początku. Co można tutaj wytknąć? To, że świetny beatdown został zestawiony z melodyjnym refrenem. Ale tak już jest momentami na tym albumie, więc jak ktoś go przesłucha więcej niż 3 razy to przestanie zwracać na to uwagę. Ja go przesłuchałem już mnóstwo razy co też utrudniło mi nieco napisanie tej recki - przestałem dostrzegać minusy, które na początku rzucają się od razu. W każdym razie kawałek bardzo dobry.
I na koniec zespół zaproponował utwór nieco inny od pozostałych, zdecydowanie spokojniejszy - właśnie tytułowy "This World Is Not My Home". Ten przewrotny na początku w ogóle mi się nie podobał. Tych spokojnych partii było zbyt wiele, do tego fortepian (za którym usiadł Nick Helvey) i zmiękczający to wszystko wokal gościnnie udzielającej się Taishy Beathea. Po prostu tragedia. A jednak, po kilku odsłuchach odnalazłem moc tego numeru. Jest zarówno niszczycielski jak i łagodny. Te urozmaicenia robią swoje i sprawiają, że album nie wydaje się jednostajny, nie nastawiony wyłącznie na bezsensowny napierdol z dodatkiem melodii. Utwór tytułowy to prawdziwa wisienka na tym torcie.
Co tak naprawdę kryje się pod wydawnictwem "This World Is Not My Home"? Agresja, melodia, beatdowny, growlowane i czysto śpiewane refreny, energiczne kompozycje i jeszcze co kto tam znajdzie. Do tego jest też bardzo wyróżniający się z całego tego zestawienia numer tytułowy, który brzmi jakby był z zupełnie innej bajki. Album wybitny nie jest - ani jeśli chodzi o core, jak i o muzykę ogólnie. Niczego przełomowego tutaj się nie uświadczy, ale przyjemność płynąca z odsłuchu tego albumu jest bardzo dużo i jak to mówią "apetyt rośnie w miarę jedzenia". Tak jest właśnie z tą płytą, im więcej się jej próbuje tym lepiej smakuje. Polecam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz