wtorek, 16 lutego 2010

Manufacturer's Pride - Sound Of God's Absence (2009)


Manufacturer's Pride - Sound Of God's Absence

Manufacturer's Pride na myspace

Data wydania: 04.03.2009
Gatunek: atmospheric mdm/modern metal/industrial
Kraj: Finlandia

Tracklista:
01. Intro
02. Maggot Infested
03. Mind and Machine
04. Murder Mandate
05. On the Eve of Tempest
06. Adeptus Satanicus
07. Waste in Flesh
08. Dahlia
09. Absence
10. Stillborn Messiah
11. My Becoming
12. Departure

Skład zespołu:
Mikko Ahlfors - wokal
Teemu Liekkala - gitara
Ristomatti Rinne - gitara basowa
Ville Sivonen - perkusja
Janne Niskanen - klawisze
Antti Lampinen - klawisze, programowanie

Drugi album Finów z Manufacturer's Pride pojawił się dokładnie 4 marca 2009. Jest to drugi album w dorobku tego bandu, który słuchaczom serwuje nowoczesny i atmosferyczny mdm z elementami industrialu. Jest to pozycja wręcz obowiązkowa dla ludzi, którzy uważają, że mdm nie może już niczym zaskoczyć.

Album rozpoczynają tzw. "dźwięki portu" - szum fal uderzających o słupy, syrena nadpływającego statku i niepokojące połączenie tych elementów - bardzo klimatyczny początek, nawet lepszy niż na pierwszym albumie. I po tym nieco industrialnym wstępie następuje pierwszy kawałek - "Maggot Infested". Ten kawałek od razu odsieje niewiernych - jeśli nie początkowe przestery, to na pewno czysty wokal w refrenie, albo motoryczne riffy. Mnie wręcz przeciwnie - jeszcze bardziej przyciągnął. Pierwszy numer to prawdziwa magia, klawiszowiec spełnia tutaj bardzo ważną rolę - tło należy do niego i tylko do niego, to w dużej mierze jego zasługa, że ten album brzmi tak jak brzmi. No dobra, ale pisałem o czystym wokalu - ten jest najwyższej klasy, melancholijny i idealnie wpasowujący się w melodię.

"Mind And Machine" to mdm'owa łupanka - i bardzo dobrze, bo i takie kawałki są potrzebne - ale zasilana mistycznymi klawiszami, oczywiście te nieco groove'ujące gitary dokładają swoją cegiełkę do melodii. Ale to znowu klawisze są najważniejsze - nawet wokalistę odstawiłbym na drugi plan. Świetna melodia - przede wszystkim. "Murder Mandate" - numer oznaczony cyfrą 4, tutaj najbardziej w uszy rzuca się refren. Sam kawałek nieco modernowy, poprzez połączenie ostrych partii mdm z power metalową melodyką - do tego oczywiście klawisze. Sam refren jest również melodyjny, oczywiście króluje tutaj czysty wokal. Przestery, stonerowe riffy i magia klawiszy - taka jest końcówka tego kawałka. Następny numer wcale nie jest słabszy, chociaż "On The Eve Of Tempest" wydaje się być jakiś taki stonowany, tzn. spokojniejszy, gitary jakieś takie przygaszone. Ale wokalista w swoim żywiole - chociaż energii w jego wokalu nie wystarcza, żeby nazwać ten numer żwawym. Czysty wokal pojawia się tylko jako ozdobnik i jest zdaje się trochę przesterowany i przykryty solidną warstwą kurzu.

"Adeptus Satanicus" - jakże okultystyczny tytuł, nieprawdaż? A pod nim kryje się zdominowany przez klimatyczne klawisze kawałek, w którym growl przeplata się z czystymi partiami. Muzyka bardzo progresywna, zmiany tempa, zmiany klimatu - taka swoista mieszanka w nowoczesnym wydaniu. Może tego diabła tutaj nie ma zbyt wiele, ale to chyba nie do końca chodzi o sławienie rogatego. W każdym razie progresja w nowoczesnym wydaniu.

Jakby od środka zaczyna się "Waste In Flesh", za to posiada rock'n'rollowe brzmienie, które i tak w trakcie zmienia się na mdm-owe granie ze zmianą tempa. Po raz kolejny pojawia się przesterowany czysty wokal, który nie stanowi co prawda żadnego ważnego punktu, ale warto odnotować, że nie przeszkadza. "Dahlia" to kawałek, do którego powstał klip - jego zadaniem było oczywiście promowanie nowego albumu Manufacturer's Pride. Wybór chyba słuszny, bo jest to chyba najłagodniejszy i zarazem najbardziej melodyjny kawałek na całym albumie, do tego posiadający bardzo charakterystyczny riff. "Absence" to 2-minutowy przerywnik utrzymany w jakimś kosmicznym klimacie.

"Stillbord Messiah" to utwór rozpoczynający się bardzo tajemniczo - co jest zasługą dobrej współpracy gitar z klawiszami. Sam kawałek to mieszanka emocji, mrocznego klimatu i ostrego grania z progresywnym zacięciem (ale w żadnym wypadku nudnym). Przedostatni na albumie jest "My Becoming" - niestety jak na ten band to jakiś średni ten kawałek, niczym specjalnym się nie wyróżnia. W każdym razie jest trochę walcowaty, ale nie pozbawiony melodii. Na koniec zespół zaserwował prawdziwego potwora w postaci niespełna 8-minutowego utworu "Departure". Można powiedzieć, że ten zamykający album kawałek to swoiste podsumowanie tego, co można było usłyszeć na całym "Sound Of God's Absence". Wyróżnić trzeba świetną pracę wysuniętego basu i tradycyjne już zgranie gitar z klawiszami. I dość duży udział ma w tym numerze czysty wokal - praktycznie w spokojniejszych partiach jest to wokal prowadzący, dopiero jak gitary pierdolną mocniej to pojawia się growl. Album kończy dźwięk fal uderzających o wystające z wody pale.

Ogólnie album jest przesycony specyficznym klimatem. Mimo tego, że jest mrocznie to zespół w dużej mierze stawia na melodyjność i łatwe do zapamiętania melodie, jak i niektóre refreny. Stopień skomplikowania tego materiału jest chyba nieco wyższy niż tego z "Fuastian Evangelion", same kawałki też szybciej zapadają w pamięć i nie szybko ją opuszczają. Panowie z Manufacturer's Pride pokazali jak się gra nowoczesny mdm, może i zdominowany przez progresję zmieszaną z industrialem, ale tak się teraz gra. Taki mdm ma przyszłość i trzeba powoli wypatrywać tzw. kopistów, bo takie bandy powinny w najbliższym czasie wyrosnąć jak grzyby po deszczu. Duży nacisk na klawisze, na zmieniające się brzmienie gitary, na pojawiający się sporadycznie, ale od razu trafiający do uszu czysty wokal i wreszcie gitara basowa, która ujawnia się dopiero w spokojniejszych partiach, ale jakże jest ważna. Tutaj wszystko ma swoje z góry ustalone miejsce. Świetny album i oby jeszcze kilka takich panowie z Finlandii wyprodukowali w swoim warsztacie.

Ocena: 9/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz