piątek, 5 czerwca 2015

Prosto z półki: Eerie Von & Mike Morance - Uneasy Listening (1996)

Eerie Von & Mike Morance - Uneasy Listening

Data wydania: 1996
Gatunek: dark ambient/experimental
Kraj: USA

Tracklista:
01. Cinerarium Waltz
02. Nightmare
03. Runnin' Scared
04. Misery's Drag
05. The Witches Lament
06. Half A Gurl (Is Better Than None)
07. The Dark Sleep
08. Into The Light

Skład:
Eerie Von
Mike Morance

Eerie Von to muzyk znany wyłącznie maniakom Samhain i Danziga. A dlaczego? Bo właśnie na tych dwóch kapelach się wybił. I tak naprawdę niczego specjalnego z tym nie zrobił. Niestety, ale wygląda na to, że muzycy, którzy współpracowali z Glennem Danzigiem nie bardzo wiedzą co później ze sobą zrobić (John Christ, Doyle, Jerry Only [hehe]). I nie mogę tutaj jako wyjątku od reguły przywołać Tommy'ego Victora, bo ten ze swoim Prong grał na długo zanim dołączył do ekipy prowadzonej przez Glenna. Eerie Von to muzyk dość dziwny, który na swoich solowych wydawnictwach poszukiwał własnego stylu, ale mam wrażenie, że jednak przede wszystkim miotał się bez celu i próbował pokazać wszystkim, że samodzielnie jest w stanie stworzyć coś niezwykłego.


I nie będę oszukiwał, że "Uneasy Listening" nabyłem, bo byłem wielkim fanem Eeriego, zdecydowanie album znalazł się w mojej kolekcji wyłącznie dlatego, że Eerie Von grał wcześniej w Samhain, liznął trochę repertuaru Misfits i pykał na basie na pierwszych czterech wydawnictwach pod szyldem Danzig. Liczyłem na to, że solowo muzyk będzie chciał wykorzystać swoje dotychczasowe doświadczenia i nagrać płytę, która będzie łączyła w sobie najlepsze elementy z Samhain, Misfits i Danzig. Nie muszę chyba pisać, jak byłem rozczarowany, kiedy pierwszy raz odpaliłem "Uneasy Listening"? Od razu przypomniała mi się "Black Aria" nagrana przez Glenna. Czyli materiał zupełnie rozbieżny z moimi oczekiwaniami. Przede wszystkim kim jest Mike Morance? Do tej pory nie mogę znaleźć o tym muzyku jakichś sensownych informacji, większość odnosi się właśnie do albumu "Uneasy Listening", a nie chce mi się wierzyć, żeby to była jego jedyna przygoda z tworzeniem muzyki. Mike jest na pewno nauczycielem gry na gitarze, tylko tyle i aż tyle. Na zawartość "Uneasy Listening" składa się osiem niepokojących kompozycji utrzymanych w ambientowym klimacie pełnym eksperymentów.


Już przywołany powyżej "Cinerarium Waltz" wzbudza niepewność, włosy na karku zaczynają się lekko podnosić i tak naprawdę nie wiadomo, czego oczekiwać dalej. Może jakiegoś wybuchu? Blastów? Jakiejś dzikiej galopady? Nic z tych rzeczy. Eerie Von i Mike Morance serwują na tym wydawnictwie prawdziwie grobowe dźwięki, które zapewne w ponurą i deszczową noc są w stanie wprowadzić niejednego twardziela w stan niepokoju, a może nawet szaleństwa? Kto wie? Z jednej strony mam wrażenie, że Eerie pozazdrościł trochę Glennowi jego "Black Arii" i stąd wpadł na pomysł, żeby samemu zaserwować dość dziwną, ale jednocześnie niezwykle przykuwającą muzykę. "Cinerarium Waltz" to zaledwie delikatny wstęp do prawdziwego koszmaru, który w pełni prezentują kolejne numery (słowa "koszmar" używam tutaj w pozytywnym znaczeniu). Na albumie pojawiają się przeróżne instrumenty od fortepianu, poprzez gitarę basową, klawisze i kończąc na saksofonie (albo czymś, co przypomina brzmienie saksofonu). Oczywiście nie wykluczam też udziału innych elementów składowych, które ostatecznie dają bardzo niepokojący i oryginalny efekt. Oczywiście w całym tym gąszczu nie zabrakło miejsca na sample, które momentami stanowią pierwszy plan. Jedynym kawałkiem z wokalem na tym albumie jest "Half A Gurl", w którym to można usłyszeć jak brzmi głos Mike'a. Muzyka w tym kawałku jest niezwykle oszczędna, ale też dzięki temu wzmaga się duszna atmosfera, a wokal Morance'a brzmi jakby dochodził z kamiennego grobowca. To zdecydowanie najbardziej zapadający w pamięć numer. Za to następujący po nim "Dark Sleep" kompozycją przypomina mi "Sadistikal" z czwórki Danziga. Wolny, masywny kawałek z wybijającymi z rytmu klawiszami. Album "Uneasy Listening" ma świetnie dobrany tytuł, nie jest to muzyka dla każdego. Jeżeli uwielbiacie stare horrory, w których to muzyka stanowiła bodziec o wiele mocniejszy od obrazu, to pierwszy solowy materiał od Eeriego powinien Wam przypaść do gustu już podczas pierwszego kontaktu. Natomiast jeżeli spodziewacie się jakiegoś heavy metalu z doomową atmosferą, to od razu mogę odradzić sięgnięcie po "Uneasy Listening". Oszczędzicie sobie rozczarowania i uczucia zmarnowanego czasu. To wydawnictwo to prawdziwie grobowa mieszanka niepokojących sampli i partii instrumentalnych połączonych w trwający niespełna 30 minut koszmar rodem z horrorów lat 70-tych.


Mój pierwszy kontakt z "Uneasy Listetning" nie należał do najszczęśliwszych, dopiero przy bliższym zapoznaniu zyskał zupełnie nowy wymiar. I chociaż Eerie na swoich kolejnych wydawnictwach porzucił styl zaprezentowany na tym wydawnictwie i zaczął grać gotyckiego rocka, to jednak z jego solowych dokonań najczęściej wracam do tego materiału. "Uneasy Listening" jako całość ma w sobie jakąś hipnotyczną moc, która po bliższym zapoznaniu się z zawartością przyciąga niczym magnes. Ten niepokojący klimat zawarty w dźwiękach jest gęsty, że ciężko przejść obok niego obojętnie.

Ocena: 8,5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz