czwartek, 15 września 2016

Podsumowanie miesiąca - sierpień 2016

Sierpień niespecjalnie obrodził w nowości płytowe. A może raczej obrodził w niespecjalne nowości płytowe. Patrząc na statystki (które prowadzę z zamiłowania) wychodzi na to, że to póki co najsłabszy miesiąc tego roku. Ale spokojnie, przed nami jeszcze grudzień, w którym pewnie wyjdą trzy płyty na krzyż i nie będzie czego słuchać. W każdym razie sprawdzając kolejne premiery sierpniowe jednym okiem spoglądałem na piętrzące się zapowiedzi na wrzesień. Z lekkim sercem wracałem do wakacyjnych nowości i starałem się wyciągnąć to co najlepsze.

01. Russian Circles - Guidance

Całkiem niedawno poznałem ten zespół, może jakiś rok temu? I zrobił na mnie pozytywne wrażenie, ale nie czułem się wgnieciony w fotel. Ich post-rock wydał mi się przyjemny dla ucha, ale miałem wrażenie, że jest sporo kapel, które grają w tych samych klimatach i robią to lepiej. Na szczęście w sierpniu miał premierę album "Guidance", który udowodnił mi, że jest zupełnie inaczej. Najnowsze wydawnictwo Russian Circles to muzyczna wyprawa przez różne zakątki świata, kawałki są utrzymane w różnym klimacie - nie brakuje ciężaru, ale też melancholii czy transowości. Jak dla mnie jest to album kompletny. I jest to kolejne wydawnictwo, które mi udowadnia, że brak wokalu to zaleta, a nie wada.

02. Inquisition - Bloodshed Across The Empyrean Altar Beyond The Celestial Zenith

Inquisition nie mogło zabraknąć w moim podsumowaniu sierpnia. Ten kolumbijski zespół to dla mnie od jakiegoś czasu pewniak w kategorii black metalu. Ich najnowsze wydawnictwo o bardzo długim tytule wypada wręcz świetnie. Muzycy nadal trzymają się swojego mrocznego i pełnego mistycyzmy stylu. Nie ma tu miejsca na żadne zbędne ozdobniki, jest ciężko i surowo, ale kompletnie mnie nie odrzuca jak to czasami bywa z różnymi wydawnictwami z gatunku raw black metal. Dobrze, że obok tej całej surowości trafiły się też psychodeliczne kompozycje przywołujące na myśl takie kapele jak Cult Of Fire, czy Batushka.

03. Attick Demons - Let's Raise Hell

Żałuję, że nie miałem tego szczęścia i nie trafiłem na ten portugalski zespół przy okazji ich poprzedniego wydawnictwa. Podobno na numery tej grupy można było się natknąć wyszukując nowych kawałków Iron Maiden. I nic w tym dziwnego, bo sięgając po pierwszy z brzegu utwór tej kapeli pierwsze co pojawi się w Waszej głowie to na pewno Iron Maiden z czasów swojej świetności. Kapel brzmi jak Żelazna Dziewica sprzed lat, nawet wokalista swoją barwą i stylem śpiewania do złudzenia przypomina Bruce'a Dickinsona. Oczywiście Attick Demons to nie jest żaden cover band Ironów, a ich album "Let's Raise Hell" to całkowicie autorski materiał Portugalczyków. Jeżeli nudzicie się słuchając ostatnich dokonań Iron Maiden to polecam sięgnąć po Attick Demons.

04. Throes Of Dawn - Our Voices Shall Remian

Mój pierwszy kontakt z twórczością Throes Of Dawn był dziełem przypadku. Do tej pory nie wiem, jak to się stało, że nabyłem ich album "Dreams of the Black Earth". Wówczas Finowie grali jeszcze melodic black metal i starali się go łączyć z gotykiem i delikatną nutką folku. Przez lata grupa ewoluowała i pewnie gdybym przegapił wydawnictwa pomiędzy "Dreams of the Black Earth" i "Our Voices Shall Remain" to pewnie byłbym zszokowany. Z niegdyś ostro tłuczącej kapeli zrobiła się formacja grająca spokojny progresywny metal z mocno gotyckim klimatem. Nowy album jest delikatny, ale nie pozbawiony bardziej energicznych zrywów. Kapela nadal trzyma wysoki poziom, ale świetnie by było, gdyby na kolejne albumy nie kazała tak długo czekać. "Our Voices Shall Remain" zostały wydany sześć lat po "The Great Fleet of Echoes".

05. Running Wild - Rapid Foray

Nigdy nie byłem fanem Running Wild, ale nie mogłem przejść obok dziwnych szopek jakie Rolf Kasparek zaczął odwalać zwłaszcza na "Shadowmaker". Zacząłem wówczas obserwować ten niemiecki zespół, jakby był dobrym kabaretem. I dlatego sięgając po "Rapid Foray" spodziewałem się niedorobionego wydawnictwa wypełnionego po brzegi zapychaczami, żeby Rolf mógł jeszcze trochę grosza zarobić na marce Running Wild. I bardzo się zdziwiłem, kiedy okazało się, że nowy materiał nie tylko nadaje się do słuchania, ale jest wręcz bardzo dobry. Kawałki szybko wpadają w ucho, a sam album przykuwa i zachęca do wracania do niego. Czyżby Rolf nagle sobie przypomniał jak się gra heavy/power metal?

06. Carnifex - Slow Death

Twórczość Carnifex zawsze wydawała mi się najwyżej przyzwoita, zdecydowanie bliżej mi było do deathcore'a prezentowanego przez Whitechapel. I w sumie nadal tak jest, ale za sprawą "Die Without Hope" z 2014 roku muzycy Carnifex mocno urośli w moich oczach. Wreszcie wydali album, który podobał mi się w całości. Bez żadnych mielizn, czy wypełniaczy. Przy "Slow Death" jest podobnie, chociaż poprzedni materiał dość wysoko podniósł poprzeczkę i liczyłem na to, że teraz kapela już musi zmiażdżyć, nie ma innego wyjścia. Ale tak się nie stało. "Slow Death" to wydawnictwo utrzymane na równym poziomie z "Die Without Hope". Jest po prostu bardzo dobrze, ale tym razem zabrakło tego efektu zaskoczenia.

07. Blues Pills - Lady In Gold

Podobno epki Blues Pills są dużo lepsze niż ich debiutancki album z 2014 roku. Niestety póki co nie sprawdziłem prawdziwości tego twierdzenia, a "Blues Pills" zaczął mi się tak naprawdę podobać dopiero po tym, jak usłyszałem kapelę na żywo (uroda wokalistki też pewnie miała na to jakiś wpływ). Na "Lady In Gold" czekałem licząc na wydawnictwo przynajmniej tak dobre jak debiut. Nowy album jednak trochę odstaje. Jest dość nierówny, ale słabsze kompozycje są przykrywane przez mocne hiciory z kawałkiem tytułowym na czele. "Lady In Gold" na pewno kapeli wstydu nie przynosi, ale mam nadzieję, że kolejna płyta będzie jednak lepsza. W końcu dobry vintage rock jest teraz w cenie.

08. Twilight Force - Heroes Of Mighty Magic

Jak sobie przypomnę koncert Twilight Force to od razu uśmiech pojawia się na mojej twarzy. I nie chodzi o to, że było to jakieś niesamowite show. Chodzi raczej o ten ich image, o kostiumy, elfie uszy, itp. Do tego ta kapela ma w swoim składzie mistrza gry, który robi za narratora. Twilight Force to prawdziwy D&D symphonic power metal! I udowadniają to również na "Heroes Of Mighty Magic" (aż dziwne, że Ubisoft nie dopatrzył się tutaj podpinania się pod serię "Heroes Of Might & Magic"). Płyta jest lekka, skoczna, przebojowa i bardzo przyjemna. Pewnie nie zabraknie takich, którzy powiedzą, że od każdego z zawartych tu numerów ciągnie festynem. I wiecie co? To prawda. Ale Twilight Force taki wybrali sobie styl i świetnie się w tym odnajdują. Ten plastikowy epicki sztych rodem z filmów Disney'a. Płyta w swojej kategorii jest po prostu niesamowita i zyskuje z każdym odsłuchem.

09. Denominate - Those Who Beheld The End

Denominate to debiutanci. To fińska formacja, w której grają sami młodzi i niedoświadczeni muzycy. A jednak "Those Who Beheld The End" to naprawdę dobry progresywny death metal zagrany z technicznym zacięciem. Kapela nie wystrzegła się kilku mielizn, ale przechodzą one gdzieś bokiem w obliczu świetnie zbudowanego klimatu i dobrze wyważonego materiału. Co ciekawe prawdziwą ozdobą "Those Who Beheld The End" jest najdłuższa kompozycja, czyli trwający 11 minut "Torments of Silence".

10. Sodom - Decision Day

Na nowy album Sodom jakoś niespecjalnie czekałem. Przejadła mi się ta kapela. Może dlatego, że od wieków tłucze to samo z różnym skutkiem? Wiadomo, że kiedyś pomysły się wyczerpują, thrash metal też nie ma się ostatnio zbyt dobrze. Do głosy zaczynają dochodzić młode kapele. Ale "Decision Day" wypada zaskakująco dobrze. Album nie ma prawda nudzić, noga sama chodzi do rytmu, czyli dobra płyta, nie? Tylko tyle i aż tyle. Sodom w formie, honor starych thrasherów został uratowany.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz