wtorek, 10 lutego 2015

Premortal Breath - They (2014)

Premortal Breath - They

Data wydania: 26.06.2014
Gatunek: heavy metal
Kraj: Niemcy

Tracklista:
01. Your Ruin
02. Into the Light
03. Fuck My Brain
04. Pain
05. They
06. Pleasure
07. Trapped
08. Blood Baby Shower

Skład:
Thomas Greulich - wokal
Tobias Eymer - gitara, drugi wokal
Sebastian Herbold - gitara
Dominik Eymer - gitara basowa, drugi wokal
Thomas Pettrich - perkusja

Recenzja płyty powstała dzięki Metalmessage.

Premortal Breath to młoda kapela z Niemiec parająca się graniem heavy metalu. Formacja rozpoczęła swój żywot w 2010 roku i "They" jest ich pierwszym nagraniem. Przyznam od razu, że rzadko trafiam na kapele, których pierwszym wydawnictwem w karierze jest pełny studyjny album. Taki jest właśnie przypadek Premortal Breath. Mógłbym tu przytoczyć zawiłe losy składu kapeli, który dość dynamicznie się zmieniał, ale jednak wolę skupić się na zawartości wydawnictwa "They".


Na album składa się osiem kompozycji dających łącznie niespełna 40 minut muzyki. Numery zawarte na "They" to wpadający w ucho heavy metal. Premortal Breath nie odkrywają na swoim debiutanckim albumie niczego nowego, nie dokładają swojej cegiełki do dość wyeksploatowanego gatunku jakim jest heavy metal. Kapela raczej podąża ścieżką przetartą przeze wiele innych kapel, ale czy to źle? W żadnym wypadku. "They" nie jest materiałem odkrywczym, ale jak najbardziej gwarantuje kawał dobrej zabawy podczas odsłuchu. Kawałki wpadają w ucho, refreny jeszcze szybciej, a jedynym poważniejszym problemem tego wydawnictwa jest wszechobecna toporność. Chociaż biorąc pod uwagę to jak świetnie radzą sobie inne heavy metalowe kapele z Niemiec to nie powinna być aż tak duża wada dla wielbicieli tego gatunku. Większość numerów utrzymanych jest w wolnym tempie, tylko czasami muzycy pozwalają sobie na krótkie zrywy i znaczne przyspieszenie. Choć może jest to kwestia wszechobecnej toporności, bo kompozycje swoim tempem niczym nie przypominają doomowych walców, raczej bliżej im do heavy metalu w jego najbardziej klasycznej formie. To co mocno zdecydowanie podnosi wartość "They" to partie wokalne. Thomas wokalnie przypomina Eddiego Guza za czasów jego działalności w Chrome Division. Właśnie podobny styl śpiewania można usłyszeć na płycie, jest to dość szorstka maniera świetnie wpasowująca się w muzykę Premortal Breath. Słuchając "They" czułem, że gdyby kapela zdecydowała się na wmieszanie odrobiny rock'n'rollowego szaleństwa do swojego repertuaru to na pewno sporo by  na tym zyskała. Tymczasem mam wrażenie, że muzycznie zawartość "They" jest ułożona niczym żołnierze stojący w dwuszeregu. Każdy z muzyków zna swoje miejsce i wypełnia powierzone mu zadanie. Brakuje tutaj trochę szaleństwa, jakiegoś zaskoczenia. Muzycznie momentami jest tutaj bardzo podobnie do spokojniejszych numerów Lordi z okresu "Deadache". Dotyczy to nie tylko samej instrumentalnej warstwy, ale również klimatu z dreszczykiem, którego nie brakuje na debiutanckim materiale Premortal Breath. Na "They" nie brakuje też chóralnych refrenów, w których Thomasa wspierają gitarzysta Tobias i basista Dominik.


Premortal Breath to jeszcze świeża kapela, która muzycznie porusza się po dość mocno ugruntowanym gatunku jakim jest heavy metal. Na "They" nie odkrywają niczego nowego, ale zawartość albumu dostarcza sporo dobrej zabawy. Kapela dość ściśle trzyma się ścieżki wytyczonej przez klasyczne heavy metalowe kapele, które już zęby zjadły na graniu tego typu muzyki. Jeżeli nie przeszkadza Wam toporność i niezbyt szybkie tempo, a heavy metal jest waszym chlebem powszednim to debiutancki album Premortal Breath może okazać się strzałem w dziesiątkę. Jednak to co najważniejsze to fakt, że "They" po prostu bardzo dobrze się słucha.

Ocena: 7,5/10

2 komentarze:

  1. 5/10. Moim zdaniem powinni dać sobie spokój z graniem HM, a wziąć się za cięższy gatunek. Klepanie perkusji i przedłużanie głosek w wokalu kojarzy mi się z Metą i nawet próba dodawania horrorowości a'la Lordi tego nie ratuje. A to niekoniecznie dobre porównanie. Wokalista lepiej radzi sobie w growlu, te partie gdy śpiewa nisko dużo lepiej brzmią. Nie wyciąga, brak górek sprawia, że ten album jest strasznie płaski. Gitary też są do bólu poprawne i asekuracyjne. Solówek trzeba lupą dopatrywać. Od drugiego nagrania zaczęłam się nudzić. Brakuje "tego czegoś".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlaczego? Właśnie ten zaprezentowany przez nich styl to taki tchnący niemiecką topornością heavy metal. A wokal Thomasa jednak bardziej bym przyrównał do Eddiego Guza. Brakuje tylko rock'n'rollowego szaleństwa i byłoby pewnie znacznie lepiej. Z tym albumem jest jeszcze taki problem, że początkowe i końcowe numery są znacznie lepsze od tych środkowych.

      Usuń