niedziela, 16 grudnia 2012

Na skróty - odcinek 16

W nowym odcinku "Na skróty" postanowiłem zająć się trzema polskimi formacjami - Forger Emaciated, Slaveout oraz Feto In Fetus. Każda z kapel prezentuje inne podejście do metalu i dwie z nich dopiero zaczynają swoją karierę na polskiej scenie, a trzecia zamierza o sobie w niezwykle mocny sposób przypomnieć. Co ciekawe każde z prezentowanych w tym odcinku wydawnictw bardzo dobrze świadczy o polskiej scenie metalowej - każda z tych formacji jest dowodem na to, że metal w Polsce nie stoi w miejscu i ciągle powstają nowe, profesjonalnie grające kapele. Podobnie jak w poprzednim odcinku, tak i tutaj wszystkie wydawnictwa są świeże i wydane (bądź udostępnione) w 2012 roku.

Forger Emaciated - Hypercrisis (2012)
Slaveout - Demo (2012)
Feto In Fetus - Mortuary EP (2012)

Forger Emaciated - Hypercrisis
(progressive death metal; 2012; Polska)
Forger Emaciated na facebooku

Kapela Forger Emaciated powstała w 2011 roku. Album "Hypercrisis" jest ich pierwszym wydawnictwem. W skład zespołu wchodzą Adam Zmysłowski (wokal), Michał Kwaśniak (gitara), Jakub Miąskowski (gitara basowa) oraz Paweł Włodarski (perkusja). Chłopaki swoje granie określają jako progresywny death metal i myślę, że można się zgodzić z takim określeniem. Ewentualnie można by umieścić ich album w zakładce "experimental death metal/progressive death metal" - ale progressive death metal w zupełności wystarczy. Na album "Hypercrisis" składa się 7 utworów, które trwają łącznie 33 minuty. Jak na początkowy materiał to myślę, że w zupełności wystarczy. Słuchając tego albumu nie mogłem się oprzeć wrażeniu, że kapela cały czas poszukuje swojego ostatecznego brzmienia - zresztą nie ma w tym nic dziwnego, w końcu grupa gra od niedawna, a wypracowanie własnego stylu niektórym formacjom zajmuje wiele lat. To co w materiale składającym się na "Hypercrisis" jest na pewno bardzo dobre to różnorodność - nie chcę się za bardzo zapędzać, ale mam wrażenie, każdy z członków kapeli słucha nieco innej muzyki i każdy starał się przemycić trochę od siebie. Dzięki temu kawałki sprawiają wrażenie złożonych i nieco skomplikowanych. Dla przykładu taki numer jak "The Thing", który znajduje się już pod koniec albumu nosi w sobie niesamowicie dużo energii, ale też w środkowej części zostaje zdominowany przez doomowe przygnębienie. Natomiast jego końcówka to już ewidentne death metalowe łojenie. Ale jak już wspomniałem każdy kawałek na tej płycie to zupełnie odmienne klimaty, więc nie chciałbym tutaj na przykładzie jednego utworu oceniać całego materiału. To co nie do końca pasuje mi na tym albumie to niektóre czyste partie wokalu - w przypadku spokojnej muzyki są jak najbardziej ok (np. w numerach "Hypercrisis" czy "Twin Evil"), fajnie też się uzupełniają mieszając się z growlem (w "Crystal Mystery"), natomiast już kiedy pojawia się ostrzejszy riff to jakby coś złego się działo z czystym wokalem ("Homeless Run For A Glory"). W każdym razie pomysłowości chłopakom nie brakuje, grają świetnie (jestem ciekaw, czy na żywo również, ale o tym pewnie kiedyś się przekonam) i jednak głowa samoczynnie rusza się do ich muzyki (a to po części też wyznacznik dobrego grania). Poza tymi czystymi wokalami przy ostrzejszym graniu (i może lekkimi poprawkami przy finalnym miksie) nie mogę mieć nic do zarzucenia Forger Emaciated - eksperymentalnego death metalu nigdy za wiele. Pozostaje mi życzyć kapeli rychłego znalezienia wydawcy i rozkręcenia kariery (na razie na polskiej scenie, a później kto wie?).

Nota: 8,5/10


Slaveout - demo
(heavy metal; 2012; Polska)
Slaveout na facebooku

Slaveout to bardzo młoda kapela, która powstała w 2011 roku - na stronie kapeli (zresztą wykonanej bardzo profesjonalnie) można znaleźć wiele informacji o samej formacji, jak i posłuchać recenzowanej demówki. Slaveout tworzy 5 nastolatków (chociaż w metryki im nie zaglądałem) - Patryk Huczko (wokal), Jakub Szambelan (gitara), Tomasz Flak (gitara), Sebastian Kamiński (gitara basowa), Sebastian Lisiecki (perkusja). Kapela bardzo dobrze prezentuje się na żywo (miałem okazję widzieć ich grających przed Anti Tank Nun). Co prawda nie mieli zbyt przygotowane zbyt wiele materiału, ale improwizacja wychodziła im bardzo dobrze. W każdym razie ten pięcioosobowy skład chłopaków z Goleniowa nagrał demówkę, na którą składają się 4 utwory, które łącznie dają niespełna 17 minut heavy metalu w starym stylu. W muzyce Slaveout słychać wpływy klasycznych heavy metalowych kapel takich jak Iron Maiden czy Judas Priest - więc wielbiciele tego typu grania powinni bliżej zainteresować się twórczością młodzików z Goleniowa. W związku z tym, że demówka to tylko cztery kawałki to postaram się poświęcić chwilę każdemu z nich. Materiał rozpoczyna kawałek "Last Journey", który świetnie sprawdza się w postaci otwieracza. Jest szybki i ma w sobie wszystko co powinno być w dobrym heavy metalowym numerze - jest wpadający w ucho refren, są chórki i przede wszystkim riff, który jakbym skądś znał. No co tu dużo gadać, jest po prostu pełen profesjonalizm. Jako drugi w kolejce jest "Sister Of Death" - ten już tak bardzo nie porywa. Jest zdecydowanie wolniejszy i spokojniejszy. Numer brzmi jak klasyczna heavy metalowa kompozycja, ale brakuje w niej pazura. Trzeci jest "Normans" i tutaj od razu słychać, że chłopaki całymi garściami czerpali z dorobku Iron Maiden. Co prawda samo brzmienie kawałka pozostawia trochę do życzenia (w przeciwieństwie do dwóch pierwszych) to sam numer bije na głowę "Sister Of Death". Być może właśnie dlatego, że jestem fanem Iron Maiden i granie w ich stylu jest u mnie zawsze mile widziane. W każdym razie kawałek jest szybki i niesie ze sobą sporo energii. Całość zamyka "Black Gold", który jest najdłuższą kompozycją na demówce. Numer jest zdecydowanie najbardziej złożony, ale wypada podobnie jak "Sister Of Death". Jest to raczej kawałek utrzymany w średnim tempie i nie bardzo wpadający w ucho - przy czym trzeba też zaznaczyć, że brzmienie jest podobne jak na "Normans" (czyli można by trochę poprawić). Słuchając demówki Slaveout mam wrażenie, że to nie jest grupka nastolatków, którzy uważają heavy metal za niezłą zabawę. Oni traktują heavy metal śmiertelnie poważnie i bardzo dobrze, to zapewne w przyszłości (mam nadzieję, że niedługiej) zaowocuje na pewno dobrym studyjnym wydawnictwem. Koncertowy chrzest formacja już przeszła wspierając Anti Tank Nun i wypadli bardzo dobrze - teraz trzeba czekać na dłuższy materiał studyjny.

Nota: 7/10


Feto In Fetus - Mortuary EP
(death metal/grindcore; 2012; Polska)
Feto In Fetus na facebooku

Feto In Fetus to już znana kapela na polskiej scenie metalowej. Rozpoczęli swoją działalność w 2004 roku, na swoim koncie mają pełen album wydany w 2008 roku ("Far From The Truth"), dwie epki (włączając w to "Mortuary") oraz split (nagrany z kapelami Fulcrum i Norylsk). Na nową epkę składają się dwa kawałki, które trwają zaledwie 4 minuty - można sobie w tym momencie pozwolić na narzekanie, ale można też powiedzieć, że jest to przedsmak tego, co kapela szykuje na 2013 rok. Już w zbliżającym się roku Feto In Fetus zamierzają wydać swój drugi album studyjny. W każdym razie kapela w składzie Widzik (wokal), Michał (gitara), Rocho (gitara basowa), Misiek (perkusja) zarejestrowała te dwa numery i wydała w formie digital oraz w formie fizycznej na miniCD (limitowana ilość 100 sztuk). Jak już wspomniałem można narzekać na długość epki "Mortuary", ale na pewno nie na jej intensywność. Na nowe wydawnictwo Feto In Fetus składają się dwa numery - "Mortuary" oraz "Let Blood Be Shed". Pierwszy zawiera w sobie również intro, które brzmi jakby żywce wyjęte ze zwiastuna filmowego jakiegoś horroru klasy B z lat 80-tych. Dodaje to niesamowitego uroku całej epce - ale po tym krótkim wstępie następuje prawdziwa death-grindowa nawałnica. W sumie więcej tutaj death metalu niż grindcore'a. W każdym razie "Mortuary" po bardzo dobrej nawałnicy kończy się w podobny sposób jak się zaczyna - tyle, że tutaj jest już tylko bardzo charakterystyczna muzyczka i tekst "Mortuary". Drugi numer znajdujący się na epce, czyli "Let Blood Be Shed" to już death-grindowa burza (a nie tylko nawałnica) - kawałek jest zdecydowanie dłuższy, ale wcale nie mniej intensywny niż "Mortuary". Nie ma tutaj może grobowego klimatu, ale dzieje się tutaj zdecydowanie więcej. Szkoda tylko, że kapela nie zdecydowała się wrzucić na epkę jeszcze jednego lub dwóch kawałków, bo materiał znajdujący się na "Mortuary" pozostawia po sobie wrażenie niedosytu. Przyznam, że zaciskając kciuki będę wyczekiwał tego nadchodzącego albumu Feto In Fetus i ogarnę ich dotychczasowe wydawnictwa.

Nota: 8/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz