poniedziałek, 17 września 2012

Royal Republic - Save The Nation (2012)

Royal Republic - Save The Nation

Data premiery: 24.08.2012
Gatunek: rock/hard rock
Kraj: Szwecja

Tracklista:
01. Save The Nation
02. You Ain't Nobody ('Til Somebody Hates You)
03. Be My Baby
04. Everybody Wants To Be An Astronaut
05. Make Love Not War
06. Strangers Friends  Lovers Strangers
07. Addictive
08. Molotov
09. Punch Drunk Love
10. Sailing Man
11. Let Your Hair Down
12. Revolution
13. Untitled

Royal Republic to szwedzka formacja rockowa, ale grająca z mocnym kopem i dużą dawką rock'n'rolla. Ich muzyka niesie ze sobą niesamowite pokłady pozytywnej energii i pewnie jest w stanie rozruszać niejednego ponuraka. Tak przynajmniej było na pierwszym albumie kapeli, który był zatytułowany po prostu "We Are The Royals" i swoją premierę miał w 2010 roku. Ale to nie pierwszy album jest prawdziwym testem dla kapeli - zwłaszcza jeśli spojrzy się na kapele pokroju Royal Republic. Czyli formacje, które zaczęły od bardzo wysokiego poziomu. "Save The Nation" miał być prawdziwym testem szwedzkiej kapeli - trzeba skomponować materiał z jeszcze większym wykopem i jeszcze bardziej przebojowy niż na debiucie. Trudna sztuka...

"Save The Nation" to 12 numerów i jeden ukryty - łącznie niespełna 35 minut rockowego szaleństwa. Podobnie jak na "We Are The Royals" Szwedzi zmieścili tutaj tyle hitów ile tylko można było. Już numer tytułowy otwierający nowe wydawnictwo daje nadzieję na pozytywne zaliczenie "testu drugiej płyty". Utwór " You Ain't Nobody ('Til Somebody Hates You)" to również przebojowy kawałek, który momentalnie wpada w ucho. Niestety tego już nie można powiedzieć o trzecim kawałku na płycie - "Be My Baby" może i ma skoczny refren, ale tylko i wyłącznie refren. Jak dla mnie wypełniacz, których przecież na pierwszej płycie Royal Republic nie było. Na szczęście po tym średniaku następuje prawdziwa petarda w postaci kompozycji "Everybody Wants To Be An Astronaut" - tutaj praktycznie od początku do końca noga sama tupie do rytmu, a refren sam ciśnie się na usta. Prawdziwy hicior, który kapela również wykonuje w wersji akustycznej (szkoda, że nie zamieściła takiej wersji tego utworu w postaci bonusu). W każdym razie dla mnie jest to jeden z największych przebojów na tym albumie. Jeśli ktoś lubi szybkie i skoczne kawałki, które mogą kojarzyć się z początkami rock'n'rolla to z pewnością doceni numer "Make Love Not War". Ten kawałek aż czuć starym graniem, czasami kiedy rodzice zabierali swoim pociechom odbiorniki radiowe, żeby te przypadkiem nie słuchały "diabelskiej" muzyki, jaką kiedyś był rock'n'roll. Niestety po nim następuje kolejny średniak, które mogłoby również dobrze nie być - ot taki sobie kawałek zatytułowany "Strangers Friends  Lovers Strangers". Natomiast pod numerem 7 kryje się utwór, który miał za zadanie promowanie tego albumu - czyli "Addictive". Kawałek prosty, nawet prostacki, ale jednak mi się podoba - natomiast jego wersja akustyczna miażdży praktycznie cały ten album i wywraca go do góry nogami - niestety tak jak w przypadku "Everybody Wants To Be An Astronaut" nie znajdziemy go na płycie. Za to bez problemu można się z nim zapoznać pod tekstem recenzji. Z kolei "Molotov" jest szybki i energiczny, tak szybko mija, że nie ma tutaj mowy o wypełnianiu albumu. Równie szybki jest "Punch Drunk Love" - ten kawałek akurat bardzo lubię, chociaż trochę niepotrzebnie wokal Adam Grahna jest przesterowany. To chyba najkrótszy utwór jaki można usłyszeć od Royal Republic (nie wliczając znajdującego się na tym albumie kawałka "Untitled"). Następujący po nim "Sailing Man" to prawdziwy hicior - rozpoczyna się spokojnie, niczym kołysanka, a później bębny bombardują z szybkością karabinu Gatlinga i prawdziwie zaczynają ten kawałek. Oczywiście refren w tym kawałku jest świetny i od razu wpada w ucho, przez długi czas też nie daje o sobie zapomnieć. To obok "Everybody Wants To Be An Astronaut" najbardziej uzależniający utwór na tym albumie. Niestety na tej kompozycji album mógłby się zakończyć, bo dalej nie usłyszymy nic tak dobrego. Zarówno "Let Your Hair Down", jak i "Revolution" sprawiają wrażenie, jakby zupełnie przypadkiem znalazły się na "Save The Nation". Jeszcze "Revolution" sprawia w miarę dobre wrażenie - jest inny niż wszystkie, brudny, szybki i bardziej agresywny niż wcześniejsze kawałki Royal Republic. "Let Your Hair Down" to niestety standard i kolejny kawałek w szeregu. Całość zamyka niezatytułowany utwór, który brzmi jakby Szwedzi przygotowywali się do grania w klimacie hardcore/punk. Zakończenie ciekawe i mocno zaskakujące, ale czy potrzebne?

"Save The Nation" jest wyraźnie słabszy niż "We Are The Royal" - ma kilka wypełniaczy, których równie dobrze mogłoby tutaj nie być. Ale też nie brakuje tutaj hitów, a te są naprawdę dobre i momentalnie wpadają w ucho. Szkoda tylko, że album sprawia wrażenie nierównego. Szkoda też, że kapela po wydaniu albumu nagrała dwa kawałki w wersji akustycznej, które brzmią lepiej niż te, które znalazły się na płycie. Ale mimo wszystko uważam, że Royal Republic zdali "test drugiej płyty" i będą grać dalej. Tak naprawdę tym albumem tylko potwierdzili, że ich debiut nie był przypadkiem. Kapela nadal ma na siebie pomysł, podchodzi do swojego grania z dużym dystansem i potrafi nagrywać nie tylko potencjalne hity, ale też gotowe przeboje, które już przy pierwszym odsłuchu potrafią się zadomowić w głowie słuchacza.

Ocena: 7,5/10




2 komentarze:

  1. Dałbym tyle samo. I z tej płyty również najbardziej podobają mi się zaiście prostacki do bólu "Addictive" i "Everybody wants to be an astronaut", które straszliwie uzależniają. A ten drugi nie wiem czemu, ale kojarzy mi się z czymś w podobnej stylistyce, tylko za cholerę nie moge sobie przypomnieć do czego, nawał dźwięków często sprawia, że te, które najbardziej się kocha są wypierane przez inne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale muszę przyznać, że nowe kawałki koncertowo wypadają świetnie, a akustyczna wersja "Addictive" jeszcze lepiej niż na youtube ;-)

      Usuń