piątek, 17 września 2010

Eddie Guz - I'm Not Done (2010)

Eddie Guz - I'm Not Done


Data wydania: 16.08.2010
Gatunek: heavy metal/hard rock
Kraj: Norwegia

Tracklista:
01. 2 Nights At Cavalera 03:10
02. Gunners 03:00
03. Cursed 04:23
04. Pain 04:15
05. Ready To Burn 03:06
06. Dirty Little Bastard 03:23
07. Girl You Got Me Going 03:34
08. Two For Six 02:56
09. Stage 03:45
10. Out For A Beer 03:18

Pod koniec lata 2009 roku fanów Chrome Division zmroziła wieść o tym, jakoby wokalista Eddie Guz rozstał się z formacją. Niestety okazało się to prawdą i po nagraniu dwóch albumów z Chrome Division Eddie musiał znaleźć własne miejsce na scenie rockowo-metalowej. The Carburetors też jest już przeszłością w biografii Eddiego, w związku z tym wokalista połączył siły z producentem Robertem Haugem i Frankiem Tostrupem, a efektem tej współpracy miał być solowy album ex-śpiewaka Chrome Division.

Album rozpoczyna się mocnym kopem, bo inaczej nie można napisać o "2 Nights At Cavalera" i "Gunners", ten drugi nawet widzi mi się jako najlepszy na tym wydawnictwie. Szybkie rock'n'rollowe kompozycje utrzymane w stylistyce heavy metalowej, czyli dokładnie to co serwuje Chrome Division. Jak widać ciężko jest zerwać z przeszłością, ale po co Eddie ma z nią zrywać skoro w takich klimatach ejst po prostu świetny? "Gunners" dodatkowo został wyposażony w bardzo znany riff, który kojarzy mi się z Iron Maiden. Ale klimat kawałka nadal pozostaje związany z Chrome Division. "Curse" jeszcze może być, bo gitara bardzo dobrze pracuje - niezwykle chwytliwa melodia. Ale już sam numer nie zachwyca. I od tego momentu zaczyna się coś psuć, bo kolejne utwory są najzwyczajniej w świecie słabe. "Pain" to typowo radiowy hicior, który zapewne będzie puszczany w różnych stacjach, bo jest lekki i przyjemny, a refren wpada w ucho. "Ready To Burn" nosi wszelkie znamiona ballady, chociaż ma odrobinę mocy to jednak nie jest to nic fajnego, ani nie wpada w ucho, ani nie jest tym czego bym się spodziewał po Eddiem. "Drity Little Bastards" to już ciekawsza rzecz, chociaż do dwóch pierwszych utworów daleko. Fajny rock'n'roll w okolicach refrenu i taka fajna przerysowana agresja bijąca z wokali Guza - a numer mógłby być spokojnie podpisany jako Chrome Division. "Girl You Got Me Going" i "Out For A Beer" to znowu rock'n'rollowe numery, które nieco zawyżają poziom, ale niczym szczególnie fajnym nie są. Szkoda, że Eddie nie utrzymał tego albumu w klimacie dwóch pierwszych kawałków. Na tym LP znajdują się jeszcze dwa kawałki "Two For Six" i "Stage" obydwa średnie i kompletnie nie wpadające w ucho, chociaż ten pierwszy jeszcze jako tako rock'n'rollowy, takie typowe wypełniacze.

Eddie rozpoczął swoją solową karierę od średniego albumu z kilkoma dobrymi numerami, z czego dwa znajdują się na początku albumu, a trzeci w środku. Niestety na tym wydawnictwie znalazło się też kilka wypełniaczy, które zaniżają ocenę "I'm Not Done". Na szczęście Eddie zapowiedział, że drugie solowe wydawnictwo jest już w drodze i można go będzie posłuchać w okolicach pierwszego kwartału 2011 roku. Czyli można odnieść wrażenie, że materiał składający się na "I'm Not Done" to zbiór kawałków, które Eddie miał już napisane wcześniej, a teraz nadarzyła się okazja, żeby jest pokazać światu. Pozostaje czekać na drugi solowy album.

Ocena: 6/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz