piątek, 4 grudnia 2009
Saliva - Saliva (1997)
Saliva - Saliva
Saliva na myspace
Rok wydania: 1997
Gatunek: rock/nu-metal
Kraj: USA
Tracklista:
01. Beg
02. Sink
03. Call It something
04. Spitshine
05. Greater Than Less Than
06. Cellophane
07. Tongue
08. Pin Cushion
09. Sand Castle
10. Groovy
11. I Want It
12. Suffocate
13. 800
Oj ciężko mi się słuchało tego albumu, albo nawet bardzo ciężko. Nie lubię takiego grania - "rapowane" teksty z połamaną muzyką w ogóle do mnie nie przemawiają, a niestety z czymś takim miałem do czynienia słuchając debiutanckiego albumu Saliva.
Nie będę pisał długo, bo recenzja zawierać będzie wyłącznie narzekania i opierać się będzie na wymienianiu minusów. Zacznę od tego, że lubię jak pojawia się coś nowego w muzyce - nawet około-metalowej. Ciężko powiedzieć, żeby album "Saliva" zawierał materiał metalowy - to, że są gitary i riffy jeszcze nie znaczy, że to 100% czysty metal. Zresztą tego Saliva nigdy nie grali, chłopaki raczej ocierali się o metal. Problem jest taki, że debiutancki album jest sileniem się na skrajną nowoczesność i próbę wyprzedzenia epoki - od razu powiem, że jak to często bywa z wymuszaniem czegokolwiek finał jest nieciekawy, a raczej nieudany. Kilka nu-metalowych zagrywek gitarowych jeszcze nie tworzy z tego materiału czegoś godnego przesłuchania, poświęcenia swojego czasu, który można by spożytkować na słuchanie czegoś innego. W każdym razie jak pisałem lubię nowoczesne granie. Ale nowoczesność też ma swoje granice i nie powinna opierać się na płynięciu z nurtem, raczej na zbaczaniu, próbach oderwania się od peletonu i wypłynięcia z czymś własnym, oryginalnym i świeżym. Niestety materiał składający się na "Saliva" nie jest ani świeży, ani oryginalny, ani ty bardziej własny (oczywiście oceniam to pod kątem lat, w których Saliva zadebiutowała). Pod koniec lat 90-tych i na początku XXI wieku nastąpił prawdziwy wysyp zespołów grających "nowoczesny metal" - czyli nu-metal, do tej grupy załapała się również Saliva - z tymże była jednym zespołem z wielu, którym się udało i trafili później pod skrzydła profesjonalnej wytwórni. O samym materiale składającym się na debiut mogę powiedzieć jeszcze tyle, że nie odpowiada mi na nim kompletnie nic. Wszystko jest zupełnie odwrotne do tego czego lubię słuchać. Brakuje kopa, brakuje momentów, które pamięta się po pierwszym odsłuchu, brakuje chwytliwych refrenów (z chwytliwością jest w ogóle problem). Muzyka jest zdecydowanie przekombinowana, a wokalista nie może się pochwalić ciekawą barwą - no nic kompletnie go nie wyróżnia. W związku z tym, że album mnie rozczarował po całości taka jest też ocena - 3/10. Ocenę zawyżyłem, bo jednak kawałek "Groovy" jako tako mi siadł, ale w żadnym wypadku w kategoriach metalowych, raczej w kategorii "niezobowiązująca muzyka rozrywkowa".
Ocena: 3/10
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz