piątek, 4 grudnia 2009
Elvis Hitler - Hellbilly (1989)
Elvis Hitler - Hellbilly
Elvis Hitler na myspace
Rok wydania: 1989
Gatunek: psychobilly
Kraj: USA
Tracklista:
01. Showdown
02. Hellbilly
03. Ballad Of The Green Berets
04. Teenage Surf Slave
05. Booze Party
06. Gear Jammin' Hero
07. Revolving Blues Of Death
08. Crush, Kill, Destroy
09. Ghouls (Looking For Food)
10. Hang 'Em High
11. Don't Blame Me If You Die Tonight
12. Black Death On A White Horse
13. Dance Of The Living Dead
14. Misanthropes
Drugi album pana Elvisa Hitlera (takie przezwisko miał wokalista tej grupy, stąd też pomysł na nazwę). I bez pierdół przechodzę do sedna sprawy, czyli do zawartości tego albumu.
Album zaczyna się klimatyczną gitarą...typową dla psychobilly. Samo brzmienie oczywiście przypomina początek jakiegoś westernu - puste miasteczko postawione na środku "niczego" i przelatujące co chwila kłębiaste krzaki. No i poszukiwacze złota wykrzykujący "yupi-yaye". Takie mam skojarzenia z pierwszym numerem. Natomiast "Ballad Of The Green Berets" to kawałek, który już gdzieś słyszałem, ale nie wiem gdzie - mechaniczna perkusja i brzęczące gitary, do tego marszowe tempo. Szkoda tylko, że po kilku odsłuchach ten numer strasznie mnie zaczął wkurwiać. Za to nauczyłem się jednego - każdy kawałek ze słowem "surf" jest po prostu zajebisty. I tutaj nie jest inaczej, bo kawałek "Teenage Surf Slave" rządzi na całej linii, mimo tego, że jest to utwór instrumentalny. "Booze Party" jakoś szybko mija i to samo tyczy się dwóch kolejnych utworów (chociaż wypada wspomnieć o bardzo fajnych zagrywkach gitarowych w "Gear Jammin' Hero"). Za to "Revolving Blues Death" to znowu zabójca i po raz drugi instrumentalny - nie wiem nawet jak to określić, ale zdaje się, że jak napiszę, że chłopaki jazzują to nic złego się nie stanie. A po nim następuje niemalże metalowy "Crush, Kill, Destroy", czyli całkowita zmiana stylistyki - solówka wymiata, a refren chwytliwy, bo łatwy do zapamiętania. I przyszedł czas na horror z kawałkiem "Ghouls (Looking For Food)". "Hang 'Em High" to kolejny żywy kawałek, szybki, a nóżka sama tupie. Dalej jest podobnie - w "Black Death On A White Horse" pojawia się duża dawka brudu zgranego z surowymi gitarami, przy okazji trochę im tempo siadło, ale popisy gitarowe trwają dalej. Kończące ten album kawałki obydwa niszczące - co prawda "Dance Of The Living Dead" trochę bardziej.
W każdym razie słuchałem tej płyty już przynajmniej około 10 razy i za każdym razem zastanawiałem się "co tu kurwa o tym mogę napisać?". Dlatego zamiast dać recenzję zaraz po napisaniu o pierwszym albumie Elvis Hitler bardzo się to przeciągnęło. Ale powodów jest kilka - pierwsze kawałki nie nastrajają zbyt pozytywnie - są trochę nijaki (poza "Showdown" i "Teenage Surf Slave"), za to od "Revolving Blues Of Death" zaczyna się prawdziwa jazda. Mimo wszystko jest to album słabszy od debiutu, ale spokojnie można po niego sięgnąć - zwłaszcza, gdy spodobał się "Disgraceland".
A tak - zespół ten nie propaguje nazizmu.
Ocena: 7,5/10
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz